“Wśród moich znajomych naukowców daje się odczuć, że sprawy zmieniają się ze złych na gorsze. Słyszę ludzi, którzy w prywatnych rozmowach mówią ponure rzeczy, których nie zwykli mówić wcześniej. Wielu naukowców uważa, że zbliżamy się do miejsca, z którego nie ma już powrotu. To potrafi wprowadzić w depresję.”
Naomi Oreskes jest historykiem nauki na Harvardzie. Ostatnio skupiła uwagę opinii publicznej pracą z pogranicza nauki i fikcji, “Upadek Zachodniej Cywilizacji: Spojrzenie z przyszłości.” Narracje w książce prowadzi historyk (dzieje się to w 2393 roku), pokazując, w jaki sposób doszło do Wielkiego Upadku w 2093 roku.
“Mogę opowiedzieć ci wiele o tym, co się dzieje – powodzie, susze, masowe migracje, koniec ludzkości w Afryce i Australii – jest to rezultatem braku działania wobec bardzo wyraźnych znaków ostrzegawczych”. Wszystko z powodu zmian klimatu wywołanych działalnością człowieka. Ponad stustronicowa książka przez wiele tygodni była w Amazonie na szczycie listy bestsellerów o tematyce przyrodniczej.
P: Jesteś z wykształcenia geologiem i historykiem. Jak zainteresowałaś się zmianą klimatu jako głównym przedmiotem twoich badań?
O: Podobnie jak wielu ludzi zwykłam myśleć, że środowisko naukowe jest podzielone względem tego zjawiska. Zmieniło mi się w 2004 roku, kiedy pisałam książkę poświęconą życiu oceanów. Przejrzałam wtedy ponad 1000 prac naukowych opublikowanych w ciągu 10 ostatnich lat.
Zadałam sobie pytanie, jak wiele z publikacji kwestionuje stanowisko Międzyrządowego Panelu do Spraw Zmiany Klimatu (IPCC), które zawarte było w jednym z jego raportów: „Większość z przejawów globalnego ocieplenia w ciągu ostatnich 50 lat powiązane jest z rosnącą koncentracją gazów cieplarnianych w atmosferze.” Odkryłam, że żadna. Zero.
To było zdumiewające. Skoro ktoś taki jak ja był przekonany, że przedstawiciele nauki są podzieleni w tym temacie, to co mógł myśleć przeciętny obywatel? Moje wnioski opublikowałam w magazynie Science. Artykuł opatrzyłam tytułem “The Scientific Consensus on Climate Change.”
Rozpętałam burzę. Skrzynka email wypełniała się. Nie brakowało w niej nienawistnych wiadomości. W tym samym czasie Al Gore pisał o mojej pracy w książce “An Inconvenient Truth.” Nagle stałam się bohaterem środowisk lewicowych – to za sprawą Gore’a – i wrogiem ludzi mających prawicowe przekonania, ponieważ stałam się dla nich uosobieniem tajemnej organizacji, która chce obalić kapitalizm.
Co się właściwie stało?
Wtedy nie wiedziałam tego, ale dziś mogę powiedzieć, że był to konsensus. Dla sceptyków zmian klimatu to słowo ma siłę rażenia – wywołuje zdecydowaną reakcję. Wszystko przez to, że ich strategia polega na szerzeniu przekonania, że nauka wciąż nie może udowodnić, że to zmiana klimatu jest faktem. Dlaczego? Ponieważ tak długo jak nie możemy udowodnić, że mamy problem nie musimy nic robić. Jedna z reklam zrobiona na potrzeby producenta węgla głosi: “Jak długo życzysz sobie płacić za rozwiązanie problemów, które mogą nie istnieć?”.
W tym czasie spotkałam historyka California Institute of Technology Erika Conwaya. Natknął się on na materiały związane z kampanią informacyjną dotyczącą działań dotyczących zagrożenia warstwy ozonowej emisjami freonów. Erik powiedział mi, że jedna z osób, która kwestionowała moją pracę, robiła to samo wobec Sherwooda Rowlanda, laureata nagrody Nobla za badania na dziurą ozonową.
Rozpoczęłam więc własne dochodzenie. Okazało się, że mój krytyk reprezentuje nieformalną grupę fizyków, która głośno mówiła o konieczności rozwijania technologii rakietowych podczas wyścigu zbrojeń w okresie Zimnej Wojny. Mimo, że żaden z nich nie był klimatologiem, to zostali głównymi krytykami realności zagrożenia zmianą klimatu. Grupa ta jest aktywna zawsze, kiedy mowa o kwaśnych deszczach, kurczeniu się powłoki ozonowej czy zmianie klimatu. Zawsze używają tej samej zagrywki – twierdź, że nauka nie ma pewnych dowodów, atakuj naukowców wnioskom których chcesz zaprzeczyć, domagaj się od mediów “zrównoważonego” przekazu.
Jako historyk wiedziałam, że dokonałam interesującego odkrycia. “Trzeba napisać o tym książkę” – powiedziałam Erykowi. Zabraliśmy się więc do dzieła, a owocem naszej pracy była “Merchants of Doubt: How a Handful of Scientists Obscured the Truth on Issues From Tobacco Smoke to Global Warming” (Handlarze wątpliwości: Jak garstka naukowców zaciemniała prawdę od paleniu tytoniu po globalne ocieplenie”).
Co odkryliście?
Zasadniczo bitwa nie dotyczyła nauki, ale gospodarki. Analiza ich prac wskazywała, że fizycy wierzyli w wolny rynek. Bez niego, ich zdaniem, nie może istnieć demokracja.
Zaczynając naszą pracę zastanawialiśmy się, co łączy palenie papierosów, kwaśne deszcze i globalne ocieplenie – co to jest? Wszystkie te zjawiska są poważnym problemem na które wolny rynek nie reaguje.
Jakie mechanizmy wolnego rynku zapobiegają działaniom prowadzącym do powstawania kwaśnych deszczy albo zmiany klimatu? Żadne. Skąd wiemy, że szkodzą one ludziom lub środowisku? Dzięki nauce. Jak można zapobiegać owym szkodom? Poprzez regulacje. Kampania oparta o sianie wątpliwości skierowana przeciw nauce i naukowcom zapobiega bazującym na wiedzy naukowej działaniom.
Co Twoim zdaniem ludzie nauki powinni zrobić?
Razem z Erikiem przeszliśmy przez trudny czas kończąc prace nad książką. Uznaliśmy, że naukowcy sami nie rozwiążą tego problemu bez wsparcia z zewnątrz. Osobiście uważam, że IPCC (Międzyrządowy Panel ds. Zmiany Klimatu) powinien ogłosić zwycięstwo i zakończyć pracę grupy roboczej, która opracowuje metody badawcze. Zrobiono tam dobrą naukową robotę. Teraz nastał czas na działanie naszych politycznych, gospodarczych i społecznych instytucji.
Zdumiewa, że opinia publiczna jest na te zmiany gotowa. Ostatnie sondaże pokazują, że 70%-80% Amerykanów uznaje zmianę klimatu za fakt i jest gotowa ponieść koszt działań łagodzących ją przyszłości. Dochodzimy zatem do amerykańskiej polityki, która okazuje się być dysfunkcjonalna.
W USA jest wiele miejsc, w których ludzie chcą widzieć rząd w działaniu. Ten jednak nie robi prawie nic. Kilka miesięcy temu, po tym jak Henry Paulson i koledzy wydali raport “Risky Businees”, który wskazywał na gospodarcze koszty braku działania wobec klimatycznych zagrożeń, Republikanie ze szczytów władzy oznajmili, że zmiana klimatu to brednia. Później, kilka tygodni temu, 400 tysięcy ludzi wyszło na ulice Nowego Yorku, domagając się wysłuchania ich głosu w tej sprawie oraz zdecydowanego działania.
Dlaczego twoją nową książkę napisałaś w konwencji sci-fi?
Erik jest fanem gatunku. Jako historycy mieliśmy wiele radości w eksplorowaniu przeszłości. To niesamowicie ciekawe, jak historyk z przyszłości może oceniać podejmowane dziś decyzje.
Pisanie w ten sposób dało nam swobodę przewidywania i wskazania, co jest stawką, o którą gramy. Narrację prowadzimy w taki sposób, jakby w XXI wieku nie podjęto rozwiązujących problem działań.
Myślisz, że to możliwe?
To zależy od dnia, którego się mnie o to zapyta. Pięć lat temu myślałam, że większość z nas to pojmie. Fakty są jednak takie, że zużycie paliw kopalnych rośnie zamiast spadać. Powinniśmy przecież ograniczać ich spalanie.
Wśród moich znajomych naukowców daje się odczuć, że sprawy zmieniają się ze złych na gorsze. Słyszę ludzi, którzy w prywatnych rozmowach mówią ponure rzeczy, których nie zwykli mówić wcześniej. Wielu naukowców uważa, że zbliżamy się do miejsca, z którego nie ma już powrotu. To potrafi wprowadzić w depresję.
Krzysztof Giczewski na podst. A Chronicler of Warnings Denied