Dość luźne podejście Rafała Ziemkiewicza do faktów stało się wręcz przysłowiowe (tzw. risercz ziemkiewiczowski). Niestety, z biegiem czasu wiele się nie zmieniło, autor zaś wiele się nie nauczył, co potwierdza jego ostatni artykuł w tygodniku „Do Rzeczy” pt. Nowa religia – klimatyzm.
Rysunek 1: Okładka tygodnika „Do Rzeczy” z artykułem Rafała Ziemkiewicza.
Redaktor Rafał Ziemkiewicz w 2014 roku w konkursie na Klimatyczną Bzdurę Roku 2014 zajął poczesne drugie miejsce. Na nagrodę tę zasłużył swoim tekstem na forum Interii, skomentowanym na Nauce o klimacie, w którym dokonał rzeczy wybitnej, w dwóch zdaniach upychając trzy poważne błędy merytoryczne, przy okazji oskarżając naukowców o przekręty i ideologiczną hucpę.
Sednem merytorycznego odniesienia się do klimatu było:
Dwutlenek węgla odpowiada tylko za 3 proc. całego efektu cieplarnianego w skali globu. Cała sztuczna jego produkcja przez człowiek to zaledwie jeden procent naturalnej – wytwarza ten gaz głównie przyroda; jeden wybuch wulkanu wyrzuca go do atmosfery tyle, ile ludzka gospodarka przez kilka lat, a rocznie wybuchów wulkanów mamy około czterdziestu. Wreszcie, jeśli nawet przyjąć, że redukowanie emisji CO2 ma jakikolwiek sens, to co zredukuje u siebie Europa, to z nawiązką wypuszczą w atmosferę Ameryka, Chiny i rozwijające się kraje Azji i Ameryki Południowej, które brednie o „polityce klimatycznej” mają głęboko gdzieś.
Dlaczego tak obszernie cytujemy tą wypowiedź sprzed lat? Ponieważ w pełni streszcza ona ostatni artykuł Rafała Ziemkiewicza. Argument są dokładnie te same.
Oczekiwaliśmy oryginalnych przemyśleń na temat klimatu, ale niestety, zawiedliśmy się srodze, redaktor Ziemkiewicz powtarza bowiem te same błędy merytoryczne co pięć lat temu. Musieliśmy jednak uzbroić się w cierpliwość, w poświęconym klimatowi artykule kwestie klimatyczne pojawiają się bowiem dopiero pod koniec drugiej strony, gdyż wcześniej autor rozpisuje się na temat dawnych rasistowskich teorii naukowych (niższość ras kolorowych, Żydów), „naukowej” podbudowy Stalinizmu czy chciwości bankierów uzasadnianej prawami ekonomii.
Po takim początku, mającym zdezawuować wartość nauki autor przechodzi Do Rzeczy:
Nie sposób, mając te doświadczenia w pamięci, nie być sceptycznym wobec ogłuszającej propagandy „zmian klimatycznych”.
Autor wyraźnie nie zauważył, że o ile wspomniane przez niego przykłady należą do w większości opisowych nauk społecznych, to zmiany klimatu leżą w poddającej się weryfikacji domenie nauk ścisłych. Długości pasm absorpcyjnych gazów cieplarnianych, zmiany ciśnienia z wysokością czy obieg węgla w środowisku nie są kwestiami uznaniowymi – informowanie o mechanizmach działania klimatu i zrozumieniu naszego wpływu to nie propaganda, lecz nauka w znaczeniu „science” (niestety polski język nie zawiera odpowiednika tego angielskiego słowa…).
No tak, nauka… Ale nauka (science)jest trudna, wymaga ścisłości, pomiarów, wzajemnej weryfikacji danych. Nie wystarcza „risercz”. Jak pisze red. Ziemkiewicz:
Przeciętny człowiek jest oczywiście bezbronny, gdy propaganda zarzuca go ze wszystkich stron zapewnieniami, że podstawy narzucanej przez światowe potęgi „polityki klimatycznej” są oparte na „naukowym konsensusie”, a ci, którzy ośmielają się temu zaprzeczać, to „negacjoniści”. Nawet jeśli ktoś skłonny jest zaangażować swój czas i wysiłek w weryfikowanie tych zapewnień, trudno mu dotrzeć do opinii naukowców, którzy, odrzucając profity czekające na każdego, kto przyłącza się do orkiestry straszącej klimatycznym końcem świata, przedstawiają kontrdowody. Jeśli dotrze – nie jest w stanie zweryfikować sprzecznych danych, obliczeń i wykresów.
Otóż, Panie Redaktorze, są ludzie którzy potrafią zweryfikować te sprzeczne wykresy. I jest ich wcale niemało. Ale do tego trzeba pewnej otwartości chęci przeprowadzenia ścisłego, rygorystycznego rozumowania i konfrontacji dowodów. A z tym wielu ludzi ma problem,…
Nawet mając podstawione pod nos dowody, niektórzy wolą je ignorować, bo nie pasują one do ich ideologii. Zdrowy sceptycyzm polega na tym, że jak coś nam nie pasuje, to dowiadujemy się więcej i wtedy wyrabiamy sobie opinię. Negacjonizm polega na tym, że ma się niewzruszoną opinię, a wszystkie informacje do niej nie pasujące po prostu się odrzuca.
Z naszej strony robimy co możemy, zarówno na portalu jak i w książce „Nauka o klimacie”, żeby wyjaśnić w maksymalnie przystępny sposób co, jak i dlaczego. Często przytaczamy też materiały sceptyczne, od artykułów aż po książki (np. Zimne Słońce), zachęcając do dyskusji. Nie mamy nic przeciwko temu, żeby redaktor Ziemkiewicz merytorycznie i ze zrozumieniem odniósł się do naszych artykułów czy książki, choćby tak, jak my do „Zimnego Słońca”). Rozumiemy, że niektórzy przeszli szkołę podchodząc do przedmiotów ścisłych na zasadzie 3xZ (Zakuć, Zdać, Zapomnieć), kończąc na trzecim ‘Z’. Ale to nie stanowi dobrego punktu wyjścia do negowania ustaleń naukowych.
Gdy ktoś w 2014 roku podesłał red. Ziemkiewiczowi link do artykułu na portalu „Nauka o klimacie”, w którym wyjaśniliśmy jak się mają nasze emisje CO2 do innych jego źródeł, łącznie z takim stwierdzeniem redaktora, jak na przykład to, że „jeden wybuch wulkanu wyrzuca go do atmosfery tyle, ile ludzka gospodarka przez kilka lat”, ten, zamiast przyznać się do pomyłki lub choćby podjąć merytoryczną dyskusję, wolał stwierdzić za pośrednictwem Twittera:
„Oho, rzucili się na mnie wyznawcy klimatyzmu, szermując promilami, procentami i swą rzekomą naukowością. Bardziej ufam swoim źródłom”
O tym, jakie to źródła i jak przebiegła dalsza dyskusja przeczytasz tutaj. Na mnie ta dyskusja zrobiła duże wrażenie…
Wielokrotnie zauważaliśmy, że zachowanie ziemskiego systemu klimatycznego czy obecne globalne ocieplenie to nie kwestia wiary. To tak, jakby się pytać, czy ktoś wierzy w elektrony. To nie kwestia wiary, lecz badań naukowych. To, że mamy działający internet, satelity, smartfony itd. pokazuje, że naprawdę nieźle rozumiemy mechanikę kwantową, elektrodynamikę i inne prawa fizyki – te same, które rządzą zachowaniem ziemskiego klimatu.
Jak zauważa dalej w swoim artykule red. Ziemkiewicz:
Na szczęście, oprócz wiary człowiek ma jeszcze zdrowy rozsądek
Zdrowy rozsądek bez wiedzy może sobie nie poradzić. Przykładowo, w artykule z 2014 roku redaktor Ziemkiewicz pisał, że nasze emisje CO2 ze spalania paliw kopalnych to tylko 1% procent naturalnych (w rzeczywistości kilka procent, ale nie bądźmy drobiazgowi), co może sugerować, że nasze emisje nie mają dużego znaczenia (co od lat twierdzi redaktor Ziemkiewicz). Jednocześnie jednak jest to stałą nadwyżką nowych atomów węgla wprowadzanych do środowiska (w formie emitowanego do atmosfery CO2), przez co stężenie dwutlenku w atmosferze jest najwyższe od wielu milionów lat (patrz artykuły Mit: Dwutlenek węgla emitowany przez człowieka nie ma znaczenia, Zmiany stężeń CO2, CH4 i N2O w ostatnich 800 000 lat: antropocen na sterydach). Przede wszystkim zaś ze „zdrowego rozsądku” trzeba chcieć korzystać. Sceptyk z niego skorzysta. Negacjonista nie.
Dalej robi się ciekawie:
Przyjmijmy na chwilę, że „antropogeniczność zmian klimatycznych” rzeczywiście została naukowo udowodniona. Przyjmijmy, dla uproszczenia dyskusji, że prawdziwe i niebudzące wątpliwości są dane, dowodzące, że w ostatnich dziesięcioleciach temperatura w skali globalnej stopniowo rośnie (…), że za zmiany te nie odpowiada aktywność słoneczna ani wybuchy wulkanów. Że tym razem przyczyną zmian klimatu jest człowiek. A konkretnie ludzka gospodarka, wytwarzająca energię ze spalania i tym samym dodająca do naturalnej emisji CO2 przez oceany, wulkany i przyrodę dodatkową porcję, która zaburzyła naturalne mechanizmy samoregulacyjne.
Faktycznie, to ciekawe co z taką wiedzą, oraz wypływającymi z niej wnioskami odnośnie przyszłości i implikacjami społeczno-gospodarczymi, zrobiłby redaktor Ziemkiewicz. Kompletnie zdemolowałoby to jego dotychczasowy światopogląd i uświadomiło mu, że od lat wkładał w mnóstwo energii w dezinformowanie społeczeństwa odnośnie wielkiego wyzwania cywilizacyjnego, przed jakim stanęliśmy.
Niestety, w następnym akapicie robi się (nie)śmiesznie. Redaktor Ziemkiewicz powtarza dokładnie to samo, co napisał pięć lat temu:
Policzmy. Według większości źródeł główne gazy cieplarniane to para wodna i metan – dwutlenek węgla to jedynie kilka ich procent Cała ludzka emisja tego gazu to z kolei kilka procent emisji naturalnej. Miażdżąca większość tej emisji z kolei pochodzi z krajów, które w żadną „politykę klimatyczną” bawić się ani myślą – głównie z Chin, których gospodarka emituje rocznie blisko 10 tys. ton tego gazu, dwa razy więcej niż znajdująca się na drugim miejscu gospodarka USA.
Widać, że przez te wszystkie lata kompletnie niczego się nie nauczył, nie zrobił nawet podstawowego riserczu. Słowo „policzmy” jest zaś kompletnie nie na miejscu? Nie ma tu żadnych obliczeń, źródeł danych też nie. Żeby nie przedłużać naszego artykułu, wyjaśniając to samo, co pięć lat temu, odsyłamy do artykułu Rafał Ziemkiewicz: dwa zdania, trzy błędy. To, że Chiny emitują nie 10 tys. ton CO2 rocznie lecz 10 mld ton CO2 rocznie to już w skali pomyłek Ziemkiewicza drobiazg – widać zabrakło riserczu. Choć trzeba przyznać, że w swoim ścięciu emisji o czynnik 1:1 000 000 autor jest konsekwentny…:
Cała Unia Europejska (włącznie z zajmującą 21. miejsce Polską emitującą rocznie 327 ton) odpowiada za ok. 16 proc. światowej emisji CO2 przez gospodarkę. (…) Jaki wpływ może więc wywrzeć na globalny klimat „ambitna polityka klimatyczna” UE.
Nie 327 ton, lecz 327 milionów ton… ale to drobiazg, reszta liczb z grubsza się zgadza. Warto zauważyć, że to znowu identyczna argumentacja jak 5 lat temu… To, jaki sens mają działanie Europy, skoro Chiny i USA emitują więcej, odpowiedziałem kilka miesięcy temu w artykule Dlaczego MY mamy coś robić? Niech inni robią. Życie dopisało zaś ostatnio post scriptum, kiedy Polska w czerwcu tego roku zablokowała unijne plany wyzerowania emisji CO2 do 2050 roku, przez co na najbliższy szczyt klimatyczny Unia Europejska pojedzie prawdopodobnie bez planu ochrony klimatu, który byłby bardziej zgodny z celem Porozumienia paryskiego. W rezultacie w Chinach podniosły się głosy, że owszem, Chiny chcą chronić klimat, ale potrzebne są działania globalne, więc skoro Unia Europejska nie podnosi ambicji, więc dlaczego miałyby robić to Chiny… W ten sposób Polska wpływa nie tylko na Unijną ale też Chińską politykę ochrony klimatu. Ciekawe czy redaktor Ziemkiewicz to rozumie? Czy rozumie, że jedziemy razem z naszymi dziećmi na jednym globalnym wózku?
Kolejną myślą redaktora Ziemkiewicza jest, że
Pod pretekstem „nadciągającej katastrofy” kraje bogate usiłują narzucić regulacje, które trwale zubożą na ich rzecz i uzależnią od nich energetycznie kraje biedniejsze.
To bardzo szlachetnie, że tak myśli, ale my czujemy się już zagubieni: bo czyż prezydent Trump nie ogłosił na Tweeterze, że teoria zmiany klimatu to chiński spisek mający zmniejszyć konkurencyjność amerykańskich firm..?
To tak półżartem, bo koniec końców prawa fizyki zupełnie się nie przejmują tym, że coś jest dla nas niewygodne światopoglądowo, gospodarczo czy politycznie, tylko po prostu robią swoje, a czas ucieka.
Ostatni akapit artykułu nas zamurował:
W gruncie rzeczy najsmutniejsza jest powtarzalność tych wszystkich zjawisk. Zmieniają się hasła, ideologie – ale mechanizmy ogłupiania i histeryzowania mas nie. Co pokazuje, do jakiego stopnia ludzkość niczego się nie jest w stanie na kolejnych swych paroksyzmach nauczyć.
Cały tekst redaktora Ziemkiewicza i działania jemu podobnych osób idą dokładnie w tą stronę. Patrząc na to w ten sposób i nawiązując do treści artykułu można uznać, że tytuł „Kłamstwo klimatyczne” pasuje do niego jak ulał.
Liczymy na to, że dbając o swój wizerunek tygodnik Do Rzeczy zacznie zwracać uwagę na poprawność merytoryczną zamieszczanych tam wypowiedzi, i zadba, by na jego łamach nie były publikowane teksty mające z nauką równie wiele wspólnego, co memoranda Towarzystwa Płaskiej Ziemi. Zachęcamy publicystów, wypowiadających się na tematy będące w zakresie zainteresowań nauk ścisłych i przyrodniczych, w tym red. Ziemkiewicza, żeby sprawdzali swoją wiedzę na ten temat nie w prasie codziennej czy blogosferze w godnych zaufania źródłach naukowych, które w dzisiejszym świecie są dostępne o jedno kliknięcie myszki.
Miejsce tekstów antynaukowych niech będzie raczej w magazynie Od Rzeczy.
Rysunek 2: Projekt okładki tygodnika „Od Rzeczy” autorstwa Arkadiusza Wierzby.
Tygodnikowi Do Rzeczy szczerze życzymy artykułów na jak najwyższym poziomie merytorycznym, dla redaktora Ziemkiewicza mamy zaś prezent w postaci książki „Nauka o klimacie”, której lektura pozwoli mu na pisanie merytorycznie wartościowych artykułów.
W dyskutowanym numerze „Do Rzeczy” opublikowany został też naładowany pseudonaukowymi dezinformacjami artykuł pt. Szaleństwo klimatyczne. Komentarz do niego można przeczytać na portalu „Nauka o klimacie” w artykule Galop Gisha na oślep.