Argumentacja Levitta i Dubnera odnośnie (braku) odpowiedzialności CO2 za globalne ocieplenie, którą przybliżyłem w poprzednich notkach, tak naprawdę tylko przygotowywała grunt pod główną ich tezę: że zamiast inwestować w technologie energooszczędne, energetykę odnawialną, czy promować zmiany zachowań konsumpcyjnych, wystarczy poczekać, aż Myhrvold i jego koledzy z Intellectual Ventures rozwiążą problem zmiany klimatu przy pomocy geoinżynierii.
Najpierw krótkie wprowadzenie. Według Wikipedii
Inżynieria klimatu jest terminem obejmującym wiele proponowanych techniki modyfikacji klimatu poprzez zmiany odbijalności chmur, zmiany koncentracji aerozoli siarczanowych w stratosferze, zmniejszanie albeda Ziemi, nawożenie oceanu żelazem i innych technik.
Będę trzymał się terminu „geoinżynieria”, gdyż, choć modyfikacja klimatu jest faktycznie celem większości z postulowanych rozwiązań, jest to często skutek uboczny zmian wprowadzonych w procesy geo-bio-chemiczne (zwłaszcza jeśli chodzi o CDR, o czym niżej). Powszechnie używa się podziału technologii geoinżynieryjnych na „inżynierię albedo” (SRM, solar radiation management), której celem jest zmiana strumienia promieniowania słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi; oraz „inżynierię cyklu weglowego” (CDR, carbon dioxide removal), w której chodzi o wzmocnienie efektywności naturalnych bądź wdrożenie sztucznych procesów usuwających CO2 z atmosfery.
Ze względu na ogromne ilości węgla i ropy jakie spalamy, usunięcie powstałego CO2 z atmosfery jest trudne i kosztowne. Redukcja ilości promieniowania słonecznego jest znacznie prostsza — zresztą, nasza cywilizacja robi to już od dawna, wprowadzając do atmosfery organiczne i nieorganiczne aerozole, powstałe przy spalaniu kopalin, a także karczowaniu lasów. Nie dziwi więc, że autorzy Superfreakonomii promują akurat inżynierię albedo jako rozwiązanie problemu globalnego ocieplenia, a konkretnie dwie techniki: rozpyleniu aerozoli siarczanych w stratosferze, globalnie i tylko w Arktyce (za Crutzenem [1], oraz Caldeirą i Woodem [2]), oraz zmiana albeda oceanicznych stratocumulusów (za Lathamem [3][4]).
Dlaczego zatem temat geoinżynierii jest tak niepopularny, skoro — jak przekonują Levitt i Dubner — jest to tanie, proste i szybkie rozwiązanie problemu? Dlaczego klimatolodzy (w tym cytowany w samej Superfreakonomii Ken Caldeira) wolą mówić o redukcji emisji gazów cieplarnianych? Według Levitta i Dubnera chodzi tu o irracjonalne, albo wręcz religijne pobudki:
The other problem was that many scientists, particularly nature-friendly ones like Ken Caldeira, found the very idea abhorrent. Dump chemicals in the atmosphere to reverse the damage caused by… dumping chemicals in the atmosphere? It was a crazy, hair-of-the-dog scheme that seemed to violate every tenet of environmentalism. Those who saw global warming as a religious issue could hardly imagine a more grievous sacrilege.
[…]
[O]nce you eliminate the moralism and the angst, the task of reversing global warming boils down to a straightforward engineering problem: how to get thirty-four gallons per minute of sulfur dioxide into the stratosphere?
Autorzy Superfreakonomii zapominają jednak wspomnieć o licznych innych problemach — natury naukowej, politycznej i socjologicznej — które sprawiają, że nie jest to tak idealne rozwiązanie, jak chcieliby Levitt i Dubner.
Po pierwsze, skutki uboczne. Ponieważ SRM nie zmienia ilości promieniowania długofalowego emitowanego przez atmosferę zawierającą zwiększone stężenie gazów cieplarnianych, musi odciąć promieniowanie krótkofalowe, tzn. słoneczne. A ponieważ cykl hydrologiczny napędzany jest właśnie promieniowaniem słonecznym, należy spodziewać się że skutkiem geoinżynierii tego typu będzie osłabienie letnich monsunów zachodnioafrykańskich i azjatyckich. Warto zaznaczyć, że nie jest to efekt przewidywany wyłącznie przez modele klimatu, bo zaobserwowano go również po dużych erupcjach wulkanicznych (np. [5]).
Ponieważ skutki rozwiązań geoinżynieryjnych będą znacznie różnić się w zależności od regionu świata, oczywistym jest że niektórzy wyjdą na nich lepiej, a niektórzy gorzej. Jakie są szanse na przekonanie tych drugich do geoinżynierii, skoro z redukcją emisji (gdzie też mamy wygranych i przegranych) są takie trudności? Kto ma podejmować decyzje — a przecież nie będzie to tylko jedna decyzja, tylko ich szereg, w miarę napływu nowych wyników badań naukowych i informacji o skuteczności już przeprowadzonych eksperymentów?
Oczywiście, ktoś może wskazać, nie musimy nikogo przekonywać. Jeśli jakieś rozwiązanie geoinżynieryjne jest naprawdę tanie — rzędu kilku-kilkunastu miliardów dolarów rocznie — jakieś państwo może się na nie zdecydować bez oglądania się na inne kraje. Co więcej, może w takiej sytuacji wybrać rozwiązanie dla siebie optymalne (np. minimalizujące zmiany temperatury oraz opadów). Jak ma wtedy zareagować reszta świata?
Ładnie podsumował to Ryan Avent:
Geoengineering seems like the easy approach now, because it’s not on the table. There is no hysterical battle between proponents and opponents, no op-ed bickering between scientists and faux scientists, no global debate on who would and should bear which costs associated with whatever solution is agreed upon. But as soon as it became a real possibility, a fierce debate would rage. And, if one major geoengineering solution were tried and it failed, it is difficult to see how another attempt could win support, and at that point, of course, we’d have lost the ability to address climate change by reducing emissions when it would have helped.
Nie do pominięcia jest też czynnik psychologiczny. Pamiętacie lipcową i sierpniową falę upałów w Rosji, która według ostatnich szacunków przyczyniła się do 40 tys. dodatkowych zgonów? Czy można powiedzieć, że spowodowała je zmiana klimatu? Być może — choć większość klimatologów ograniczyłaby się zapewne do standardowego wyjaśnienia „tego rodzaju zjawiska są spójne z tym czego się spodziewamy w ocieplającym się świecie”, albo, w najlepszym razie, „bez antropogenicznego globalnego ocieplenia taki fale upałów byłyby bardzo mało prawdopodobne”.
Ale już przypisanie odpowiedzialności za globalne ocieplenie nie jest łatwe. Teoretycznie możemy policzyć, ile gigaton CO2 wyemitowało każde państwo, przepuścić wyniki przez komputerowy model klimatu i na tej podstawie powiedzieć, że USA odpowiada za śmierć 10 tys. Rosjan, Chiny za 4,5 tys., a sama Rosja — wcześniej ZSRR — swoimi emisjami przyczyniła się do śmierci 4 tys. własnych obywateli. Widać jednak, że kwestia atrybucji przyczyn jest tutaj tak rozmyta, iż nikt nie będzie pokazywał nikogo palcem, a tym bardziej samemu poczuwał się do odpowiedzialności.
A teraz wyobraźmy sobie, że w roku 2025 zaczynamy pompować siarczany do atmosfery. W roku 2030 dochodzi do katastrofalnej suszy w Indiach. Rok później sytuacja się powtarza. Otóż nie wierzę, by w takiej sytuacji jakikolwiek rząd chował się za formułką o niemożności ustalenia przyczyn danego zjawiska pogodowego, i by społeczeństwo dotknięte klęską żywiołową dało się przekonać, że być może to zwykły zbieg okoliczności. Ponownie, co w takiej sytuacji ma zrobić społeczność międzynarodowa, albo państwo które samodzielnie zainicjowało projekt geoinżynieryjny? Przerwać go? Kontynuować? Wypłacić odszkodowanie za poniesione straty?
Levitt i Dubner prześlizgują się nad tym problemem, powtarzając żarcik Myhrvolda, że gdyby to Al Gore był odpowiedzialny za takie decyzje, to pewnie dostałby drugą pokojową Nagrodę Nobla, zaś Hugo Chávez mógłby najwyżej liczyć na wizytę amerykańskich bombowców. Brak jakiejkolwiek refleksji nad społecznymi i etycznymi konsekwencjami geoinżynierii dziwi tym bardziej, że Superfreakonomia ma odsłaniać „ukryte motywy ludzkich zachowań”, a temat jest przecież niemal żywcem wyjęty z fantazji wyznawców teorii spiskowych o New World Order, chemtrailach i projekcie HAARP.
Kolejne problemy związane są z kwestiami czysto naukowymi. Choć Superfreakonomia zapewnia, powołując się na samego Crutzena, że rozpylenie siarczanów w stratosferze jest bezpieczne dla warstwy ozonowej, ostatnie badania to podważyły [6]. Samo obniżenie temperatury, bez redukcji poziomu CO2, nie powstrzyma także procesu zakwaszania oceanów. Co gorsza, geoinżynieria typu SRM jest w pewnym sensie drogą bez powrotu, bo jej przerwanie w momencie gdy poziom atmosferycznego CO2 będzie już, na wskutek niezredukowanych emisji, bardzo wysoki, skończy się niemal natychmiastowym, i katastrofalnym, skokiem średniej temperatury globalnej o kilka stopni.
Pozostają jeszcze unknown unknowns, czyli nieprzewidziane skutki geoinżynierii. Jest prawdziwą ironią, że Levitt i Dubner najpierw dezawuują użyteczność komputerowych modeli klimatu i eksperymentów numerycznych przy ocenie skutków globalnego ocieplenia, a później entuzjastycznie promują geoinżynierię… której skuteczne wdrożenie wymaga znacznie lepszej wiedzy na temat procesów klimatycznych, niż zgrubne przewidzenie skutków zmian stężenia CO2. Tak się bowiem składa, że największe obszary niepewności związanych z modelowaniem procesów zachodzących w atmosferze to te same obszary, które są krytyczne dla oceny skuteczności najpopularniejszych technologii geoinżynieryjnych: właściwości aerozoli, mikrofizyka chmur, regionalne prognozy klimatyczne.
Levitt i Dubner przekonują w Superfreakonomii, że redukcja emisji CO2, proponowana przez „alarmistów” w imię masochistycznych i quasi-religijnych pobudek, nie jest konieczna, i że mamy pod ręką gotowe, lepsze i tańsze rozwiązania, przygotowane przez mądrych naukowców z Intellectual Ventures. Niestety, tak na razie nie jest, nie wiadomo też, czy sytuacja zmieni się w najbliższej przyszłości na tyle, by rekomendować geoinżynierię jako najlepszą strategię mitygacyjną. Do tego czasu można uznać pomysły z Superfreakonomii za pobożne życzenia.
[1] Crutzen P. J. (2006): „Albedo enhancement by stratospheric sulfate injections: A contribution to resolve a policy dilemma?”, Climatic Change, 77, 3–4.
[2] Caldeira K. i L Wood (2008): „Global and Arctic climate engineering: numerical model studies”, Phil. Trans. R. Soc. A, vol. 366 no. 1882 4039-4056.
[3] Latham J. (2002). „Amelioration of global warming by controlled enhancement of the albedo and longevity of low-level maritime clouds”, Atmos. Sci. Lett. 3: 52–58.
[4] Latham J., et al (2008): „Global temperature stabilization via controlled albedo enhancement of low-level maritime clouds”. [5] Trenberth K. E., A. Dai (2007): „Effects of Mount Pinatubo volcanic eruption on the hydrological cycle as an analog of geoengineering”, Geophysical Research Letter, vol. 34, L15702.
[6] Heckendorn P. (2009): „The impact of geoengineering aerosols on stratospheric temperature and ozone”, Environ. Res. Lett. 4 045108.
[7] Robock A., et al (2009): „Benefits, risks, and costs of stratospheric geoengineering”, Geophysical Research Letters, vol. 36, L19703.
Źródło: DoskonaleSzare