ArtykulyPowiązania

Ostateczny blackout po polsku

Zwykliśmy zakładać, że zagłada cywilizacji nadejdzie „kiedyś tam”. Albo tak nagle, że tego nie odnotujemy – po prostu planetoida nas walnie jak bomba i koniec. Jest jednak jeszcze jeden scenariusz – koniec zgotujemy sobie sami, przez panikę związaną z brakiem prądu. Brak prądu spowoduje apokalipsę gorszą od 2 Wojny Światowej i to w kilka dni.

Wszystkie elektrownie w Polsce są oparte o wodę. Woda w postaci pary porusza turbiny i chłodzi elektrownie. Polskę napędzają 3 główne elektrownie węglowe, a nasz system NIE MA zapasu mocy ani wytwarzanej ani w sieci przesyłowej. Lecimy na tym co mamy – na granicy wydolności.

Wypadnięcie jednej elektrowni z obiegu to utrata 25% mocy w Polsce, a tego nie da się skompensować. Efekt domina nas rozwali. Przeciążenia sieci, która próbuje ominąć padnięty węzeł wytwórczy spowoduje awarie tego, co jeszcze działa.

Ale zacznijmy od Wisły. Jej poziom spada – od kilku metrów – kiedy pływały tu statki do Gdańska, aż do poziomu 41 cm obecnie. Krzywa spadku poziomu Wisły nie ma trendu oporowego – leci w dół i PRZETNIE SIĘ z zerem niebawem – może za 2 miesiące, może za 6, może za rok. Ale na pewno nieodwracalnie WISŁA WYSCHNIE DO ZERA. Już można ją przejść w kaloszach.

Któregoś więc dnia wyłączą dużą elektrownię z braku wody do procesu produkcji prądu. Miasto Warszawa pobiera wodę do sieci wodnej spod Wisły – co też zostanie zatrzymane.

Któregoś więc dnia, Kowalski Janusz z żoną Andżelą i synkiem Patryczkiem wrócą do domu np. 13 marca 2020, po pięciomiesięcznym okresie miłej ciepłej zimy bez deszczu i śniegu, w bloku na 7 piętrze i stwierdzą, że nie ma wody i prądu.

Normalnie, pierwszą myślą jest taka, że ZARAZ WŁACZĄ, ale tym razem – NIE WŁACZĄ.

Z braku wody: nie mogą spuścić wody, a sprawa dwójeczki robi się nagląca. Trudno jest wyjść pod drzewo, bo to 7 piętro a winda nie działa. W dodatku sąsiedzi zaczęli załatwiać się na schodach. Nie mogą przygotować posiłku – bo nie da się zrobić ani ryżu ani makaronu ani ziemniaków bez wody. 

Nie działa kuchenka elektryczna, nie ma też gazu, bo bez prądu nie działają ani liczniki  gazu ani zawory ani pompy.

Zaczyna się robić zimno i ciemno. Na klatce schodowej jest co raz głośniej – słychać awantury i płacz dzieci.

Janusz ustala z żoną, że muszą zrobić zakupy, zapasy, i zgromadzić trochę rozmienionej kasy. 

Udają się razem pod bankomat – ale ten nie działa. Nie chodzi dostęp przez komórkę i nie można zrobić przelewu. 

Janusz ma 200 zł z wypłaty, idą do Biedronki – a tam tłum wściekłych ludzi. Obsługa sklepu tłumaczy im, że kasy nie działają i chłodnie nie działają. Wściekły mężczyzna krzyczy, że ma chore dziecko i musi kupić wodę – przeskakuje przez barierkę i wbiega do sklepu, Za nim rzuca się 500 osób z osiedla, tratując się wyrywają sobie co się da i w ciągu 5 minut sklep przestaje istnieć. Janusz zbiera z asfaltu  dwie butelki coli które ktoś upuścił – i wraca do domu. Ledwo wchodzi na 7 piętro tak jest odwodniony. 

Patryczek jest wolny – nie ma szkoły – bo nie ma prądu. Oboje Janusz i żona – stracili pracę. Ona pracowała u fryzjera, który zamknął się, on miał warsztat lakierniczy – który bez prądu padł także. Oboje mieli kredyt we Frankach – a w wyniku paniki Euro i Frank skoczyły do 16 złotych i można je wymienić tylko na dworcach kolejowych u mafii.

Nie działają światła uliczne, na drogach stoją samochody porzucone bez paliwa. Paliwa sprzedaje mafia z butelek. po 5 Euro za litr lub obrączka za 20 l baniak.

Ludzie rozumiejąc grozę sytuacji rabują wszystkie sklepy, wojsko strzela do rabusiów, w szpitalach umierają ludzie, osoby starsze umierają w blokach bez wind. 

Do następnego weekendu 90% Polaków traci pracę i cały majątek. Granice są zamknięte. Ludzie palą ogniska, i dla bezpieczeństwa zbijają się w grupy, w bandy. Bandami rządzą silne bezwzględne osobniki – oprychy. Bandy walczą o terytorium, o dostęp do studni, do paliwa, do węgla. Studnie głębinowe nie działają bez prądu. 

Ludzie zaradni, którzy mieszkali pod miastem, mieli zagony marchwi i cebuli, studnie własne, zapas drewna i benzyny – zostali napadnięci i obrabowani przez gangi spekulantów. Bez własnej milicji – obywatelska organizacja jest tylko zaproszeniem do rabunku. 

Przy okazji – kobiety są gwałcone.

Policja nie istnieje. z braku internetu nie ma ani maili, ani fejsa, ani komórek, ani nawet radia i TV. Bateria paluszek kosztuje dwie obrączki.

Do 10-go dnia bez wody i prądu – cywilizacja cofa się do okresu paleolitu. Znika państwowość, władza, samorządy, struktura społeczna, edukacja, ochrona zdrowia, finanse, prawo i wymiar sprawiedliwości. Jedynymi atrybutami pożądanymi są broń, siekiera, piła do drzewa, zapałki, naczynia na wodę i ciepłe ubrania. 

W chaosie, z powodu głodu, odwodnienia, walk z bandami i chorób od brudu – ginie 50% obywateli. Umierają wszyscy na lekach, wymagający terapii i opieki. W ciągu 4 dni.

Scenariusz: Łukasz Fikus.

Czy tak by to mogło wyglądać? Poprosiłem o komentarz „Ziemiorozdrożowego” znajomego, będącego specjalistą w firmie energetycznej.

W Polsce jest nie trzy główne, a 15 elektrowni o mocy od 500 MW do ponad 5000 MW mocy zainstalowanej w sumie w kilkudziesięciu blokach energetycznych (blok = co najmniej 1 kocioł + 1 turbogenerator) oraz wiele innych bloków energetycznych – sumaryczna moc wszystkich jednostek wytwórczych obecnie zainstalowanych (podłączonych do systemu energetycznego) to ponad 46 000 MW + połączenia międzynarodowe. Można oczywiście dyskutować o realnych możliwościach wytwórczych w danej chwili wynikających choćby z remontów planowych lub usuwaniem awarii zarówno w elektrowniach jak i po stronie sieci przesyłowej lub dystrybucyjnej. Należy te wartości dodatkowo zestawić z maksymalnym zapotrzebowaniem na moc, które w tym roku w lecie osiągnęło rekordowe 24 000 MW w czerwcu podczas upałów (maksima zimowe to około 26 000 MW).

Elektrownie a właściwie bloki energetyczne zasilane turbinami parowymi (a rzeczywiście takich jest większość w Polsce, co wynika z wykorzystywanych paliw) w swoim obiegu technologicznym potrzebują układu chłodzenia. Część z tych elektrowni ma tzw. otwarty obieg chłodzący oparty o wykorzystanie wody z rzek. Problemem w tym przypadku jest nie tylko niski poziom tych rzek (mało wody), ale również ich wysoka temperatura, która w czasie upałów generalnie powoduje ograniczenia w możliwościach korzystania z takiej wody, gdyż (poprzez zapisy pozwoleń wodnoprawnych) zabroniony jest zrzut do rzek wody o zbyt wysokiej temperaturze, co w efekcie takich ograniczeń (ale również technologicznych, gdyż wysoka temperatura to gorsze chłodzenie) powoduje obniżenie mocy bloków. Jednak nie wszystkie bloki energetyczne w ten sposób funkcjonują. W mapach Google można porównać sobie widok elektrowni Połaniec oraz Bełchatowa lub Jaworzna – w tych ostatnich są chłodnie kominowe, czyli urządzenia zastępujące rzekę i dzięki nim ciepło jest odbierane przez powietrze a nie wodę z rzeki. Oczywiście tam również są straty wody, ale na ich pokrycie potrzeba o wiele mniej wody niż w przypadku wykorzystywania rzek. Analogicznie – istnieją elektrownie atomowe na pustyniach – np. Metsamor w Armenii również oparte o obieg chłodzenia z chłodnią kominową.

Widzę natomiast inny problem, w czym z autorem powyższego scenariusza zgadzam się – zacznie się konkurowanie o wodę między a) potrzebami bytowymi (mycie i toalety o spożywaniu nawet nie wspominam) b) potrzebami generacji energii elektrycznej, c) potrzebami produkcji żywności. Z tej potyczki elektrownie cieplne na pewno nie wyjdą zwycięsko, bo: 1) są technologie paliwowe nie potrzebujące praktycznie wody do generacji energii elektrycznej 2) są technologie niepaliwowe zapewniające generację energii elektrycznej w ogóle bez zapotrzebowania na wodę (pomijając proces produkcji tych urządzeń) 3) ostatecznie bez energii elektrycznej można się obejść, natomiast bez wody i żywności raczej nie. Zgadzam się więc w kwestii wysychania rzek, gdyż – oprócz naturalnego zmniejszenia się w nich ilości wody – wciąż rośnie pobór wody choćby na cele produkcji żywności lub po prostu zapewnienia wody w przysłowiowych spłuczkach. Już w sumie niedaleko naszych południowych granic bardzo powszechnym widokiem jest nawadnianie pól, na co wodę m.in. czerpie się z rzek. Wobec powyższego polskie rzeki nie byłyby pierwszymi, które nie dopływają do morza.

Inny wspomniany temat to przeciążenia sieci: można je również kompensować poprzez zarządzanie popytem (odłączanie odbiorców w sposób kontrolowany), na co PSE ma również podpisane umowy z niektórymi odbiorcami energii elektrycznej. Oczywiście można założyć, że jest to ostateczność, jednak mimo wszystko jest to też element realizacji pewnej zaplanowanej strategii działania.
Kolejne zagadnienie – wyłączenie jednej elektrowni nie wyłącza energii dla konkretnego miasta, gdyż w/w elektrownie są tzw. elektrowniami systemowymi, czyli pracują na utrzymanie systemu a nie jako zasilanie konkretnych odbiorców. Tak właśnie działa system energetyczny, na który składają się jednostki wytwórcze, sieci przesyłowe i dystrybucyjne oraz odbiorcy podłączeni do tych sieci. W przypadku wyłączenia NAGLE całej elektrowni jest problem w danym węźle systemu – przynajmniej teoretycznie. To, o czym autor wspomina, to raczej zaplanowane wyłączenie danej elektrowni, które w zaplanowany sposób może nie doprowadzić jeszcze do blackout’u w danym rejonie.

Kwestie finansowe i ewentualnych perturbacji w dostępie do środków „na życie” – to temat trudny, aby nie powiedzieć temat tabu. Przykład – ten sam bank, który ściąga wspomniane raty kredytu we frankach, zapewne ma jakieś zasilanie awaryjne, natomiast raczej w takiej sytuacji nie ma możliwości zarówno wypłacenia pieniędzy z bankomatu, jak i … windykacji kredytów! Wobec powyższego pieniądze (nie tylko te które znamy w postaci „papierków”), ale również (a może przede wszystkim) generalnie te fiducjarne przestają mieć wartość i zaczyna się powrót do czasów, kiedy wartością jest coś materialnego lub konkretne usługi, a nie wirtualny świat finansów, wycen giełdowych, finansowych produktów pochodnych itd.

Autor pisze o rozpadzie społeczeństwa i depopulacji w ciągu 4 dni. Myślę, że to potrwa jednak trochę dłużej z wielu względów, ale również choćby ze względu na zapasy energii w postaci już zgromadzonego (wydobytego) węgla, gazu i ropy w magazynach, które są zakładami strategicznymi i w związku z tym odpowiednio chronionymi lub monitorowanymi ze specjalną infrastrukturą do tego nadzoru i uruchamiania tych rezerw (nie tylko energetycznych). Poza tym są to zapasy państwowe, więc co najmniej wojsko i policja będą jednak miały jak działać, z tym, że na pewno nie wszędzie i nie z pełnymi możliwościami. Ponadto wydaje się, że już w chwili obecnej należy brać pod uwagę generację energii elektrycznej z już istniejących źródeł PV i wiatraków. Byłby to na pewno moment przełomowy, kiedy wszyscy zrozumieliby ich wartość i niezależność od dostaw paliw (pomijając kwestię popytu=podaży w każdej sekundzie, które to bilansowanie realizuje system energetyczny w obecnym kształcie). Potencjał (w sensie ilości generowanej energii) tych źródeł w Polsce jest średnio tylko na poziomie około 10% aktualnych potrzeb, czyli totalnego braku energii nie będzie. Do tego należy dodać jeszcze moc połączeń transgranicznych, tyle, że w warunkach kryzysu mogą zostać wyłączone. Wobec powyższego w/w scenariusz nagłego załamania całego systemu jest raczej nierealizowalny, gdyż blackout na skalę kraju w dzisiejszej dobie jest wbrew pozorom możliwy do zrealizowania tylko metodami opisanymi w znanej książce o tym samym tytule.

Podsumowując – problemy z dostępem do energii elektrycznej jesteśmy w stanie technicznie rozwiązać dość szybko, natomiast brak wody (a susza w Polsce narasta już od „jakiegoś czasu”) może stać się zaczątkiem całkiem innego rodzaju „blackoutu” …

Komentarz: Rafał Bryjak

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly