ArtykulyPowiązania

Dorsze na diecie

Intensywne połowy ryb na świecie, oraz postępujące zmiany klimatu powodują, że liczebność wielu gatunków ryb obniża się z roku na rok. Niedawno pisaliśmy o tragedii ławic dorszy atlantyckich, a także coraz mniejszych rozmiarach odławianych w oceanach ryb, ale problem ten dotyczy także Polski. Nasi rybacy, którzy dotychczas konsekwentnie pomstowali na unijne kwoty połowowe, coraz poważniej zaczynają niepokoić się stanem łowisk i domagać się egzekwowania przepisów.

Łowione dziś na Bałtyku dorsze to cień dawnych ryb. To, co wpada w sieci kutrów, to ryby chude, małe i nie nadające się do dalszej obróbki. Sami rybacy zauważają, że przyczyną są zbyt wysokie połowy innych ryb, którymi żywią się dorsze. Rybacy uważają, że winne takiej sytuacji są tzw. paszowce, czyli duże statki, które dokonują olbrzymich połowów do celów przemysłowych, głównie na mączkę rybną.

„To są olbrzymie kutry, każdy po 50 metrów długości, które we dwie jednostki ciągną przez morze gigantyczną sieć wielkości boiska do piłki nożnej”, opowiada Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich. „Taka sieć zbiera po drodze wszystko, co napotka, od dna do powierzchni morza. Wpadają w nią różne ryby – dorsze, śledzie, szproty. Nie ma tam żadnej selekcji. Na dodatek te statki dysponują drogim sprzętem, który namierza całe ławice ryb. Płyną i wyławiają je niemal do cna. Nas, drobnych rybaków, kontroluje się bez przerwy, sprawdzając niemal każdą rybę. Tymczasem na paszowce nie wchodzi żadna kontrola. To jest skandal! Takie paszowe połowy powinny być zakazane na Bałtyku, bo niszczą rybołówstwo przybrzeżne i środowisko. ”Rybacy są sfrustrowani taką sytuacją, gdzie limity połowów uderzają w niewielkie ośrodki rybackie, a właściciele dużych jednostek czują się bezkarni.

A stan bałtyckiego dorsza pogarsza się. 95% wyławianych dorszy jest na granicy normy, są za chude lub za małe. Jak alarmują rybacy w liście do Ministerstwa Rolnictwa „Ponad 95 proc. dorsza dostarczanego do przetwórstwa jest na granicy normy, średnio 500-800 gramów. Osobniki, które osiągają wymiary zgodne z normą mają 300-400 gramów. Sytuacja jest alarmująca!” .Zdaniem rybaków to też wina paszowców masowo wyławiających z Bałtyku szprota, który jest głównym pożywieniem dorsza.

Rybacy na spotkaniu z wiceministrem domagają się natychmiastowego zaprzestania połowów ryb przez paszowce. Przedstawiciele Związku Rybackiego liczą na poparcie ze strony rządu. „Patroszymy na kutrach te małe dorsze i widzimy, że one nie mają w sobie żadnego pożywienia, paszowce wyłowiły im też naturalny pokarm”, dodaje Hałubek. Przetwórcy niechętnie przyjmują ryby tak fatalnej jakości. Rybołówstwo staje się nieopłacalne, bo przetwórcy za słabe ryby płacą tak mało, że nikt nie chce ich łowić. Cena proponowana w skupie to ok. 4 zł za kilogram.

Środowisko naukowe postrzega przyczyny problemu szerzej. Zdaniem badaczy z Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni, do pogarszającej się sytuacji przyczyniają się zmieniające się warunki klimatyczne. Dorsz zasiedla teraz wody między innymi Morza Barentsa, które jeszcze 50 lat temu było pokryte lodem. Z powodu ocieplenia się klimatu rośnie też temperatura Morza Bałtyckiego. Dorsze, które dobrze czują się w chłodnych wodach, migrują na północ. Te zaś, które zostają, nie mają pożywienia, bo jak zauważa prof. Jan Horbowy, ekspert Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni, ławice szprota, którymi żywi się dorsz, przesunęły się na północny Bałtyk i zasiedlają teraz wody w okolicy Estonii i na Zatoce Fińskiej, gdzie morze jest chłodniejsze.

Ktokolwiek miałby rację, to stan dorsza jest zły i pogarsza się. Zapewne jest tak, że dorsze znalazły się pod presją z wielu kierunków naraz. Po pierwsze połowy dorsza są zbyt wysokie i populacja nie jest w stanie się odradzać. Po drugie, duże statki niszczą dno morskie, trałując je. W ten sposób znika środowisko życia nie tylko dla samego dorsza, ale i innych gatunków, także tych, którymi się żywi właśnie dorsz. I w końcu po trzecie, ocieplenie klimatu zaburza życie dorsza i innych ryb. Dorsz migruje na północ i opuszcza wody terytorialne państw, w których bytował jeszcze kilka lat temu, a te ryby, który pozostały, nie mają pożywienia.

Sytuacja robi się zła, a polityka limitów i ochrony wydaje się być poza kontrolą. W tym roku kwoty połowowe dla naszych rybaków wzrosły: szprota o dodatkowe 11%, śledzia zachodniego o 15%, a śledzia centralnego o 23%. To nie wróży dobrze tym rybom. Na tak przełowionym i zdegradowanym akwenie jak Bałtyk połowy mają sens jedynie dzięki dopłatom – bez nich nie miałyby sensu ekonomicznego. Jak pokazuje analiza subsydiów dla rybołówstwa, polskie rybołówstwo otrzymało 6 razy więcej pieniędzy w formie subsydiów niż wynosi całkowita wartość złowionych przez rybaków ryb.

„Subsydia zwiększające moc połowową floty muszą zostać wstrzymane. Pogarszają stan i tak już przełowionych zasobów ryb finansując wyścig po ostatnią rybę”, stwierdza Maria Jose Cornax, Koordynator Kampanii Rybołówstwa w organizacji Oceana. „Potrzebujemy strategii, które przywróciłyby rybołówstwo do jego korzeni, a finansowane powinny zostać przede wszystkim: tworzenie morskich obszarów chronionych, właściwe egzekwowanie i wdrażanie planów zarządzania rybołówstwem oraz finansowania badań naukowych”.

pl Na podstawie: Gospodarka Morska, Gazeta.pl

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly