Czy klimatolodzy mają tendencję do przedstawiania nadmiernie alarmistycznych prognoz, przerysowujących następstwa powodowanej przez ludzkość zmiany klimatu?
Pytanie to stało się to tematem badań opublikowanych ostatnio w czasopiśmie Global Environmental Change Brysse et al. (2012). Prognozy dotyczące dalszych postępów zmiany klimatu są publikowane już od dawna, łącznie z pierwszymi raportami IPCC, co pozwala zweryfikować z perspektywy czasu, czy przewidywania naukowców były trafne, zbyt alarmistyczne, czy też nazbyt ostrożne i niedoszacowane.
Okazało się, że wbrew twierdzeniom „sceptyków” środowisko naukowe w swoich prognozach bynajmniej nie przesadza, lecz wręcz przeciwnie – zajmujący się klimatem naukowcy mają tendencję do zbyt ostrożnego prognozowania przebiegu przyszłych zmian klimatu i ich następstw. To postępowanie naukowców autorzy określili jako tendencję do „zbłądzenia w kierunku mniejszego dramatu” (erring on the side of least drama – ESLD).
Nadmiernie ostrożne przewidywania
Okazało się, że przewidywania wzrostu temperatury przedstawione w raportach IPCC doskonale zgadzają się z obserwacjami, ale za to wiele innych towarzyszących im przewidywań dotyczących innych zjawisk okazało się nazbyt konserwatywnymi.
Wzrost poziomu oceanów
Ostatnie badania pokazują (Rahmstorf 2012), że poziom wody w oceanach podnosi się w tempie szybszym, niż przewidywał to IPCC (rys. 1): „W oparciu o pomiary satelitarne, trend liniowy podnoszenia się poziomu oceanów w okresie 1993-2011 określono na 3,2±0.5 mm/rok, czyli o 60% większy, niż prognozowało to IPCC.”
Rys. 1: Poziom oceanów mierzony przez satelity (kolor czerwony wraz z linią trendu; dane AVISO) i z pomocą wodowskazów nabrzeżnych (kolor pomarańczowy, dane Church and White). Dane pomiarów naziemnych zostały przesunięte, by ich średnia w okresie 1993-2010 była zgodna ze średnią pomiarów satelitarnych. Scenariusze IPCC są pokazane w kolorze niebieskim (trzeci raport IPCC z 2001 roku) i zielonym (czwarty raport IPCC z 2007 roku).
Głównym powodem tego, że oszacowania były zbyt niskie a podnoszenie się poziomu wody w oceanach w przyszłości prawie na pewno będzie szybsze od prognoz IPCC, jest nieuwzględnianie przez modele IPCC dynamiki procesów utraty masy przez topniejące lądolody, szczególnie Antarktydy i Grenlandii. Podejście IPCC polega na oszacowaniu dotychczasowego tempa utraty masy przez lądolody i przyjęciu założenia, że wkład ten pozostanie niezmieniony. To bez wątpienia bardzo zachowawcze podejście, a zarazem główny powód, dla którego prognozy nie oszacowały tempa wzrostu poziomu oceanów.
Zanik lodu w Arktyce
W trzy lata po przygotowaniu czwartego raportu IPCC, Diagnoza Kopenhaska z 2009 roku zaktualizowała jego wnioski w oparciu o najnowsze dostępne dane. Już tak krótki czas wystarczył, by okazało się, że niedawny raport IPCC dramatycznie nie docenił tempa rozpadu pokrywy lodowej Arktyki (Rys. 2).
Rys. 2: Obserwacje vs. modelowany przez IPCC zasięg lodu w Arktyce podczas wrześniowego minimum.
W 2012 roku topnienie lodu w Arktyce poszło znacznie dalej, bijąc wszelkie dotychczasowe rekordy i powodując spadek do poziomu nie mającego precedensu w ostatnich tysiącach lat. Zasięg lodu skurczył się do 3,4 mln km2, a ilość lodu w Arktyce spadła do 20% ilości sprzed ćwierć wieku. Według prognoz IPCC sprzed zaledwie kilku lat, miało do tego dojść dopiero pod koniec XXI wieku. Tymczasem, jeśli obecne tempo topnienia lodu utrzyma się, to za kilka lat Arktyka będzie latem zupełnie wolna od lodu, czego IPCC w ogóle nie przewidywało na obecne stulecie.
Emisje CO2
Już w 2009 roku Amerykańska Państwowa Rada Badawcza (US National Research Council) przedstawiła raport stwierdzający, że IPCC przedstawiła zaniżone prognozy emisji CO2 przez kraje rozwijające się:
„Prognozy IPCC bazują na szacunkach wzrostu emisji CO2 w Chinach w ostatnich 10 latach w tempie 3-4 procent rocznie, jednak późniejsza inwentaryzacja wykazała, że w rzeczywistości emisje rosły w tempie 10-11 procent rocznie (Auffhammer and Carson, 2008)… Emisje wielu innych krajów rozwijających się również były wyższe od ustalonych celów.”
Również Diagnoza Kopenhaska stwierdziła, że nasze emisje CO2 podążają ścieżką najbardziej ekstremalnego scenariusza IPCC.
Rysunek 3: Oszacowanie emisji CO2 ze spalania paliw kopalnych (dane IEA) zestawione ze scenariuszami emisji IPCC. Gdyby nie kryzys 2008-2009 roku, wzrost emisji zdecydowanie przekroczyłby najbardziej ekstremalne przewidywania IPCC.
Topnienie wiecznej zmarzliny i sprzężenie zwrotne emisji metanu i dwutlenku węgla
Autorzy Diagnozy Kopenhaskiej zwrócili też uwagę, że IPCC w żadnej ze swoich prognoz nie uwzględnia następstw destabilizacji wiecznej (dotychczas) zmarzliny i wyzwolenia zmagazynowanych w niej wielkich ilości gazów cieplarnianych pochodzących z rozkładu gromadzącej się tam od dziesiątek i setek tysięcy lat materii organicznej, którą ilość szacuje się na 1700 GtC. Ostrzeżenie, że pominięcie tego sprzężenia zwrotnego zaniża wysokość przyszłego ocieplenia, znalazło się też w ostatnim raporcie programu środowiskowego ONZ. IPCC w swoich prognozach nie uwzględnia również skutków destabilizacji pokładów oceanicznych hydratów metanu.
Inne następstwa
Raport amerykańskiej Państwowej Rady Badawczej zwraca też również uwagę na badania pokazujące, że pokrywa lodowa na północnej półkuli w lecie kurczy się znacznie szybciej, niż było to przewidywane.
Diagnoza Kopenhaska zauważa też, że opady deszczu na już wcześniej deszczowych obszarach stały się bardziej intensywne, a „ostatnie zmiany zachodzą szybciej, niż przewidywano”.
O ile IPCC i społeczność klimatologów ma na koncie długą listę niedoszacowanych następstw zmiany klimatu, to liczba przesadzonych prognoz jest bardzo niewielka. Dlaczego?
„Zbłądzenia w kierunku mniejszego dramatu” w celu uniknięcia posądzeń o alarmizm
IPCC i zajmujący się klimatem naukowcy często są oskarżani o „alarmizm”, jednak porównanie przedstawionych jakiś czas temu prognoz z tym, co zdarzyło się później w rzeczywistości, wyraźnie pokazuje, że zarzuty te są absolutnie nieuzasadnione i zupełnie nie na miejscu.
Praca Brysse et al. nie tylko stwierdza ten fakt, lecz także odpowiada na pytanie, dlaczego tak się dzieje.
„Jeśli jest jakaś tendencyjność w raportach i analizach klimatologów przewidujących tempo i następstwa zmiany klimatu, to raczej w kierunku nadmiernie ostrożnych prognoz, a nie zbyt radykalnych.”
Brysse i współpracownicy sugerują wręcz, że częste oskarżenia naukowców o alarmizm i skierowane bezpośrednio na naukowców ataki „sceptyków” odnoszą skutek, powodując, że naukowcy wypowiadają się bardzo ostrożnie i zachowawczo, z tendencją minimalizowania dramatycznych następstw.
„Częste ataki na zajmujących się klimatem naukowców, np. Stephena Schneidera, Benjamina Santera czy Michaela Manna, sugerują, że jednym z powodów, dla których naukowcy wolą nie oszacowywać konsekwencji zmiany klimatu jest obawa, że jeśli tego nie będą robić, to zaraz zostaną oskarżeni przez „sceptyków”, że są panikarzami i straszącymi nas alarmistami. Trzeba powiedzieć, że ta presja sceptyków i denialistów oraz ryzyko zostania obwinionym o alarmizm mogą być przyczyną nadmiernie powściągliwego przedstawiania wyników badań.”
Jak zauważa Brysse, z naukowego i statystycznego punktu widzenia, zaniżanie prognoz o 10% prowadzi do tego, że syndrom „zbłądzenia w kierunku mniejszego dramatu” wprowadza błąd systematyczny prowadzący do obniżenia dokładności i jakości przewidywań naukowców.
Inne przyczyny
Oprócz obaw przed byciem nazwanym “alarmistą”, Brysse wskazuje również inne możliwe przyczyny syndromu „zbłądzenia w kierunku mniejszego dramatu”. Przykładowo, decydując o prawdziwości dwóch możliwych hipotez, naukowcy mają tendencję do wybierania tej, która jest bardziej konwencjonalna i nie prowadzi do zbyt wstrząsających wniosków. Jednak wnioski wynikające z tempa i skali następstw zmiany klimatu, takich jak zanik lodu w Arktyce czy wzrost poziomu oceanów są wstrząsające.
Podobnie, naukowy konserwatyzm wprowadza „tendencję na korzyść potwierdzania przyjmowanej obecnie wiedzy i założeń oraz unikania konkluzji, które mogą wydawać się zbyt dramatyczne.”
Brysse wraz z zespołem stwierdzają też, że „do odrzucania szczególnie dramatycznych wyników przyczyniają się też podstawowe i głęboko zakorzenione wartości racjonalności naukowej… naukowcy są sceptyczni względem nowych stwierdzeń, a przez to im bardziej dramatyczne jest nowe stwierdzenie, tym bardziej sceptyczni względem niego są.” Dramatyczne stwierdzenia wystawiają więc naukowców na krytykę nie tylko ze strony denialistów klimatycznych, ale też ich własnych kolegów.
Niebezpieczeństwa „Zbłądzenia w kierunku mniejszego dramatu”
Podsumowując, klimatolodzy mają tendencję do systematycznego niedoszacowywania przebiegu i następstw zmiany klimatu. Jak stwierdza analiza Brysse et al., dzieje się tak w wyniku syndromu „zbłądzenia w kierunku mniejszego dramatu”, powodowanego przez kilka czynników:
- chęć uniknięcia oskarżeń o alarmizm;
- naturalny sceptycyzm naukowców postawionych w obliczu dramatycznych wyników prognoz następstw klimatycznych;
- chęć uniknięcia krytycyzmu ze strony swoich własnych kolegów.
Jednak to wprowadzane przez syndrom zachowawcze podejście ma poważne i potencjalnie niebezpieczne konsekwencje.
„Jeśli przedstawiający wyniki swoich prac klimatolodzy i oceniający ich koledzy mają tendencję do „błądzenia w kierunku mniejszego dramatu”, to oznacza to, że łagodząc przedstawiane następstwa nie przygotowują polityków i społeczeństwa na najgorsze.”
„Nasza hipoteza ESLD nie ma na celu krytyki naukowców. Kultura naukowa w większości kwestii dobrze służyła ludzkości. ESLD ma raczej na celu dostarczenia kontekstu dla interpretacji przedstawianych przez naukowców wyników ich prac dotyczących sytuacji zagrożeń, wyzwań stojących przed społeczeństwem i decydentami. Starając się unikać dramatycznych stwierdzeń, społeczność naukowa może wprowadzać błędy systematyczne do swojej własnej pracy – tendencja ta powinna zostać zauważona, bo może blokować pełne rozpoznanie, wypowiedzenie i uznanie dramatyzmu zjawisk, które mogą mieć miejsce w rzeczywistości. Koniec końców, niektóre zjawiska w przyrodzie po prostu są dramatyczne. Jeśli dramatyczne zdarzenia nastąpią głównie z powodu następstw społecznych, politycznych lub gospodarczych, to jest krytycznie istotne, żeby związane z nimi ryzyka były w pełni zrozumiałe, a nie bagatelizowane.”
Marcin Popkiewicz, na podstawie Skepticalscience.com