ArtykulyPowiązania

Katastrofa już nadeszła. Jest procesem, nie zdarzeniem.

Wiele osób spodziewa się zbliżającego się załamania – gospodarczego, środowiskowego lub społecznego – wierząc, że w porę rozpoznają sygnały zagrożenia.

Tak jakby miało być ono całkowicie oczywiste, niczym w hollywoodzkim filmie. Poprzedzone wyraźnymi ostrzeżeniami naukowców, polityków i mediów. Tak, żeby każdy mógł ruszyć do panikowania lub stawania się bohaterem.

Katastrofa tak nie działa.

Katastrofa to proces, nie zdarzenie.

Proces, który już trwa i jest widoczny wszędzie wokół nas.

Katastrofa już trwa.

Jednak w przeciwieństwie do hollywoodzkiej wizji początkowe etapy katastrofy popychają ludzi do jeszcze bardziej kurczowego utrzymywania status quo. Zamiast paniki na ulicach widzimy po prostu więcej tego, co już dobrze znamy – rządzących, desperacko usiłujących pozostać u władzy, podczas gdy większość społeczeństwa próbuje ignorować narastające problemy tak długo, jak to tylko możliwe.

Zarówno w przypadku elity, jak i większości z nas światopogląd i tożsamość opierają się na elementach trwałych, które nie rozpadają się wokół nas, dlatego świadomie pozostajemy ślepi na przejawy takiego rozpadu.

W obliczu kłopotów, o których ostrzegamy, wczesne rozpoczęcie rozważnej zmiany sytuacji osobistej ma istotne znaczenie strategiczne i taktyczne. Wielu naszych czytelników już poczyniło roztropne kroki w swoim życiu, aby zwiększyć swoje szanse na przetrwanie.

Jednak większość osób nie podejmie działań, dopóki nie będzie stanowczo za późno, aby cokolwiek zmienić.

Co jest smutne, ale być może nieuniknione, biorąc pod uwagę ludzką naturę.

Jeśli wszyscy wokół ciebie mówią, że „wszystko jest super!”, może upłynąć dużo czasu, zanim dojdziesz do wniosku, że w rzeczywistości tak nie jest.

Do prawdziwej katastrofy dochodzi powoli, często bez jakiegokolwiek potwierdzenia ze strony tzw. elit politycznych i ekonomicznych, aż do nagłego ostatecznego końca.

Stopień zepsucia w Związku Radzieckim pozostał niewykryty aż do ostatecznej implozji, zaskakującej prawie wszystkich na Zachodzie (jak również w samym ZSRR!).

Podobnie pewnego dnia ludzie budzili się, a gołębi wędrownych już nie było – wymarły. Ptaki te zwykły dosłownie przyciemniać niebo na kilka dobrych godzin, kiedy migrowały w liczonych w miliardach stadach. Nikt nie planował ich wyniszczenia i praktycznie nikt nie przewidział ich wymarcia. Oczywiście jak zwykle pojawiło się kilku alarmujących dziwaków na obrzeżach społeczeństwa, ale zostali oni zignorowani, aż w końcu było za późno.

Uważam, że doświadczamy rozpadu dotychczasowego sposobu życia. Znaki są wszędzie wokół nas. Moją intencją jest zachęcenie was do zauważenia tych znaków i krytycznego rozważenia ich konsekwencji – niezależnie od narracji obecnie prowadzonej przez rządzących i media.

Podczas gdy elity finansowe starają się wykrzesać jeszcze jeden dzień, tydzień, miesiąc, rok „stabilności rynkowej”, zanikają ekosystemy, od których zależy życie na Ziemi. To tak, jakbyśmy doświadczali chrześcijańskiego Wniebowzięcia, z tą różnicą, że to owady, rośliny i zwierzęta wznoszą się do niebios zamiast nas, ludzi.

Popełniając ekobójstwo

Bądź bardzo sceptyczny, kiedy przyczyny każdego nowego ekologicznego koszmaru są nazywane „naturalnymi”.

Chociaż jest to możliwe, aby dany ekologiczny wypadek spowodowany był naturalnym cyklem, przypisywanie tej samej przyczyny dziesiątkom niepokojących zdarzeń na całym świecie zakrawa na grube uproszczenie.

Jak mawiają w wojsku: Raz to wypadek. Dwa razy to zbieg okoliczności. Ale trzy razy to działanie wroga.

Kończące się Australijskie lato pobiło wszelkie rekordy temperatury. Oczywiście australijskie lata są upalne, ale czegoś takiego jeszcze nie było. Wpływ upałów jest druzgocący.

Australia w obliczu bezprecedensowego kryzysu ekologicznego, podczas gdy reszta świata milczy 9 stycznia 2019

Zaczęło się w grudniu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia.

Odkryto setki martwych ptaków pływających wzdłuż brzegów rzeki Darling – ofiar „brudnego, zgniłozielonego” kwitnienia glonów rozprzestrzeniających się w spokojnych wodach małego wiejskiego miasteczka Menindee w Australii.

Sytuacja nie uległa poprawie. Setki martwych zwierząt przeszły w tysiące, gdy kryzys rozprzestrzenił się i pochłonął życie 10 tysięcy ryb wzdłuż 40-kilometrowego odcinka rzeki. Jednak najgorsze miało się dopiero wydarzyć.

Niedawno katastrofa ekologiczna eksplodowała do nowego przerażającego poziomu – nazwanego przez pewnego użytkownika Twittera „degradacją wody na poziomie wymierania”. Pojawiły się doniesienia sugerujące, że nawet milion ryb zostało zabitych w tych bezprecedensowych warunkach kwitnienia toksycznych glonów.

Władze stanu New South Wales potwierdzają jedynie, że w tym zjawisku zginęły „setki tysięcy” ryb – jednak niezależnie od dokładnej liczby ofiar oczywiste jest, że ta śmiertelna klęska jest bezprecedensową katastrofą ekologiczną rzek tego regionu.

„Nigdy wcześniej nie widziałem dwóch masowych wyginięć ryb o takiej skali w tak bliskich odstępach czasu, w dodatku na tym samym odcinku rzeki” – powiedział kierownik działu rybołówstwa Iain Ellis z Wydziału Przemysłu Pierwotnego (DPI) w NSW (ABC News).

Za destrukcyjny wpływ kwitnienia glonów na lokalne leszcze, dorsze i gatunki okoni według DPI jest odpowiedzialna trwająca susza w połączeniu z wysokimi temperaturami i chronicznym niskim stanem wody (wraz z wysokimi stężeniami substancji odżywczych w wodzie), co skutkuje powstaniem toksycznej zupy glonowej (Źródło)

Widok dorosłych mężczyzn płaczących nad śmiercią 100-letniej ryby jest głęboko przejmujący. Śmierć ryby określana jest jako „bezprecedensowa” i opisywana jako „zdarzenie na poziomie wyginięcia”, co oznacza, że żadna z ryb tego gatunku na długim odcinku rzeki nie przetrwała.

Możemy próbować się pocieszać, że być może było to jedynie jednorazowe zajście, zbieg niefortunnych zdarzeń i złego zarządzania infrastrukturą żeglugi śródlądowej, które doprowadziły do tego koszmaru – ale wcale tak nie było.

Jest to część większego obrazu cierpienia wywołanego upałami, z którymi przyszło mierzyć się Australii.

Jak jedna fala upałów w Australii wybiła jedną trzecią gatunku nietoperzy 15 stycznia 2019

W ciągu dwóch dni w listopadzie rekordowo wysokie temperatury na północy Australii wybiły prawie jedną trzecią tzw. latających lisów. Zwierzęta te, znane także jako nietoperze owocowe, nie były w stanie przetrwać temperatur przekraczających 42°C.

„Było to bardzo przygnębiające” – wyznaje ratownik David White w wypowiedzi dla BBC.

Eksperci twierdzą, że latające lisy nie są bardziej wrażliwe na ekstremalne upały niż inne gatunki. Ale ponieważ często gromadzą się na obszarach miejskich w dużej liczbie, ich śmierć może być bardziej widoczna i łatwo udokumentowana.

„Budzi to obawy co do losu innych stworzeń, które prowadzą bardziej skryty tryb życia” – mówi dr Welbergen. „Nietoperze za pewnego rodzaju detektory zmiany klimatu.”
(Źródło)

Dwudniowa fala upałów w listopadzie zeszłego roku wystarczyła, by zabić nawet jedną trzecią wszystkich znanych rudawek (gatunku nietoperza) w Australii, gatunku wrażliwego, który już był zagrożony. Ponieważ nietoperze te są dobrze zbadane, a ich śmierć jest łatwo widoczna dla obserwatorów, rodzi się ważne pytanie: jak wiele innych mniej zbadanych gatunków wymiera w tym samym czasie?

A parada śmierci trwa nadal.

Ponad 90 dzikich koni umarło w fali upałów w Australii. (24 stycznia)

Australijska fala upałów: Masowa śmierć zwierząt i topnienie dróg spowodowane rekordowymi temperaturami (19 stycznia)

Australijska fala upałów odpowiedzialna za zgon koni, wielbłądów (24 stycznia)

Czy te dane są wystarczająco ekstremalne, żebyś uznać je za oznaki trwającej katastrofy?

Poprzednie lato było dla Australii okresem ekstremalnej suszy i upałów, a tego lata sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Może to być „nowa normalna” sytuacja w kraju, jeśli jest ona spowodowana zmianami klimatycznymi, a nie zwykłym cyklem gorąca. Jeśli tak jest, to te fale ciepła prawdopodobnie z czasem nasilą się i całkowicie zniszczą istniejące systemy biologiczne w Australii.

W pobliżu, w Nowej Zelandii, również giną gatunki.

„Jak utrata członka rodziny”: to mogą być ostatnie chwile dla najświętszego drzewa Nowej Zelandii

Lipiec 2018

Najstarsze i najświętsze drzewo Nowej Zelandii znajduje się 60 metrów od śmierci z powodu choroby grzybiczej znanej jako zamieranie kauri, która nieustająco rozprzestrzenia się w całym kraju.

Tāne Mahuta (Lord of the Forest) to gigantyczne drzewo kauri znajdujące się w lesie Waipoua na północy kraju, uznawane za święte przez Maorysów, którzy uważają je za swojego żyjącego przodka.

Źródło: Wikipedia

Przyjmuje się, że drzewo ma około 2,5 tysiąca lat, obwód 13,77 metra i wysokość ponad 50 metrów. Tysiące miejscowych i turystów odwiedza drzewo każdego roku, by złożyć wyrazy szacunku i zrobić sobie zdjęcie przy jego pniu.

Obecnie przetrwanie tego drzewa, uważanego za najstarsze żywe drzewo Nowej Zelandii, jest zagrożone zamieraniem kauri. Drzewa kauri oddalone o zaledwie 60 metrów od Tāne Mahuta są już zarażone.

W wyniku wymierania kauri większości najbardziej zarażonych drzew grozi wyginięcie, a w związku
z tym może dojść do całkowitego zniszczenia najcenniejszych gatunków drzew Nowej Zelandii, cenionych za ich piękno i siłę, wykorzystywanych do budowy łodzi, rzeźb i budynków.

„Nie mamy czasu, aby wykonywać zwykłe badania naukowe, musimy zacząć reagować od razu, we wszelki możliwy sposób; nie jest to idealny sposób działania, ale nie mamy już czasu” – mówi Black, dodając, że chociaż nie ma lekarstwa na wymieranie drzew kauri, istnieje szereg środków, które mogą spowolnić jego postęp.
(Źródło)

Ludzie próbują uratować drzewa kauri, chociaż nie wiadomo dokładnie, jak powstrzymać rozprzestrzenianie się nowego inwazyjnego grzyba i dlaczego stał się nagle tak patogenny. Może to być spowodowane jakimś naturalnym cyklem (jeśli pominiemy fakt, że grzyb został wprowadzony i rozprzestrzeniony przez ludzi) lub może to być kolejny wskaźnik zapaści, który musimy wreszcie dostrzec.

Okazuje się, że Nowa Zelandia nie jest sama. Gigantyczne drzewa giną na całym świecie.

Baobaby w Afryce w nagły i tajemniczy sposób wymierają. Te drzewa przetrwały szczęśliwie 2 tysiące lat, a teraz nagle giną. Czy śmierć najstarszych drzew na całym świecie jest procesem naturalnym? Czy stoi za tym inny winowajca, którego musimy rozpoznać?

W Japonii lamentują z powodu rekordowo niskich połowów kalmarów. No cóż, może to po prostu przełowienie? Czy może to być kolejny sygnał, który musimy wziąć pod uwagę?

Do tego wszystkiego możemy dodać liczne artykuły naukowe poruszające temat obecnie trwającej „owadziej apokalipsy” na półkuli północnej. „Guardian” wydał niedawno następujące ostrzeżenie: “Upadek owadów: 'Niszczymy nasze systemy podtrzymywania życia’”. Badacze w portorykańskich lasach zanotowali spadek masy owadów o 98 procent w ciągu 35 lat. Czy spadek o 98 procent ma naturalne wytłumaczenie? A może dzieje się coś znacznie większego?

Wymieranie motyli także postępuje z alarmującą prędkością. Rzadko widuję je ostatni w lecie, nad czym bardzo ubolewam. Widok motyla stał się równie ekscytujący i rzadki, co zaobserwowanie smugi meteoru na niebie.

Liczebność motyli monarchów w Kalifornii spada o 86 procent

7 stycznia 2019

Camarillo, Kalifornia – liczba motyli monarchów zimujących w Kalifornii, według organizacji Xerces Society, corocznie inwentaryzującej te kultowe stworzenia, spadła o 86 procent w porównaniu do roku ubiegłego.

To zła wiadomość dla gatunku, którego liczebność już spadła o prawie 97 procent od lat 80. XX wieku.

Każdego roku w zachodnich Stanach Zjednoczonych motyle te migrują z obszarów śródlądowych do wybrzeży Kalifornii, aby spędzić tam zimę, zwykle od września do lutego.

„To był najgorszy rok, jaki kiedykolwiek widzieliśmy” – powiedziała Emma Pelton, biolożka zajmująca się konserwacją w Xerces Society, która pomaga prowadzić doroczne liczenie motyli na Święto Dziękczynienia. „Wiemy już, że mamy do czynienia z naprawdę małą populacją, a teraz mamy naprawdę zły rok i nagle jesteśmy w trybie kryzysowym, w którym mamy bardzo mało motyli”.

To, co powoduje ten dramatyczny spadek liczebności, pozostaje poniekąd zagadką. Eksperci uważają, że spadek ten jest spowodowany przez zbieżność niefortunnych czynników, w tym późnych burz deszczowych w całej Kalifornii w marcu, skutków wieloletniej suszy w tym stanie, bezlitosnych pożarów, które pochłonęły kilometry kwadratowe siedlisk, a bywało, że przesycały powietrze toksycznym dymem.
(Źródło)

Zwróćmy uwagę, że podane „wyjaśnienie” wini procesy w większości naturalne: niedawne sztormy, susze i pożary lasów. Uważam, że dzieje się tak dlatego, że artykuł pojawia się w amerykańskiej gazecie, więc nie wolno wspominać o neonikotynoidowych pestycydach czy glifosatach. Oba związki bardzo skutecznie dziesiątkują populację insektów –
są jednak bardzo opłacalne dla rolnictwa korporacyjnego, więc póki co żadna krytyka nie jest dozwolona.

Pewnie spadek o 97 procent od lat 80. może wynikać z pożarów, suszy i deszczów. Ale to naprawdę mało prawdopodobne. Zawsze były pożary, susze i deszcze. Coś innego zmieniło się od lat 80. A „tym czymś” jest ludzka działalność, która wszędzie zwiększyła swoją gotowość do niszczenia siedlisk i rozpylania trucizn w poszukiwaniu tańszej żywności i łatwiejszego zysku.

Utrata owadów, którą obserwujemy po wyginięciu pięknego i ikonicznego motyla monarchy, jest gigantyczną flagą ostrzegawczą, którą musimy traktować poważnie. Jeśli podstawa naszej sieci żywnościowej, liczącej setki milionów lat, rozpadnie się, możemy być pewni, że skutki dla ludzi będą dramatyczne i niesamowicie trudne do naprawienia. W żargonie naukowym skutki te nazywane są „oddolną kaskadą troficzną”.

W kaskadzie troficznej utrata pojedynczej warstwy piramidy pokarmowej kruszy całą strukturę. Starannie dopracowane sieci żywieniowe, które tworzyły się od miliardów lat, zostały nagle zdestabilizowane. Życie nie może się wystarczająco szybko przystosować, więc całe gatunki szybko giną. Kiedy liczba wymarłych gatunków osiąga pewien pułap, sieć nie może się odtworzyć, a życie… po prostu się kończy.

Jak wyglądałaby kaskada troficzna w prawdziwym życiu? Och, może coś w tym stylu:

Śmiertelny deficyt w sercu środowiskowej zagadki

16 października 2018

Wiosną i latem kolonie ruchliwych kaczek edredonów zwyczajnych (Somateria mollissima) i innego dzikiego ptactwa są zwykle widywane na obszarach lęgowych na skalistych wybrzeżach Morza Bałtyckiego. Tysiące podekscytowanych nowych rodziców walczy o najlepsze miejsca do budowania gniazd i łowienia pokarmu dla wymagającego potomstwa.

Jednak Lennart Balk, biochemik środowiskowy na Uniwersytecie w Sztokholmie, był świadkiem dramatycznie odmiennych scen, gdy odwiedzał szwedzkie kolonie przybrzeżne w ciągu pięciu lat od 2004 r. Wiele ptaków nie było w stanie poderwać się do lotu. Inne były całkowicie sparaliżowane. Ptaki nie jadły i miały trudności z oddychaniem. Tysiące ich cierpiało i umierało z powodu porażającej choroby. „Weszliśmy do kolonii ptaków i byliśmy zszokowani. Jasno można było zobaczyć, że coś było naprawdę nie tak. To była przerażająca sytuacja na tę porę roku” – mówi.

Na podstawie swojej wcześniejszej pracy dokumentującej podobny kryzys u kilku gatunków ryb z Bałtyku Balk nabrał podejrzeń, że choroba ptaków była spowodowana niedoborem tiaminy (witaminy B1). Tiamina jest niezbędna w krytycznych procesach metabolicznych, takich jak produkcja energii i prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego.

Ten niezbędny mikroelement otrzymuje się głównie z roślin, w tym z fitoplanktonu, bakterii i grzybów; ludzie i zwierzęta muszą go pozyskiwać w pokarmie.

„Odkryliśmy, że niedobór tiaminy jest znacznie bardziej rozpowszechniony i poważniejszy, niż wcześniej sądzono” – mówi Balk. Biorąc pod uwagę jego zakres, badacz sugeruje, że wszechobecny niedobór tiaminy może stanowić jedną z przyczyn globalnego spadku liczebności populacji dzikich zwierząt. Na przykład w ciągu 60 lat do 2010 r. ogólnoświatowe populacje ptaków morskich zmniejszyły się o prawie 70 procent, a na całym świecie gatunki znikają tysiąc razy szybciej niż naturalne tempo wymierania. Badacz ten zaobserwował niedobór tiaminy w kilku różnych gromadach. „Taka sytuacja wprawia w osłupienie. To większy problem, niż początkowo sądziliśmy”.
(Źródło)

To więcej niż niepokojące. To powinna być główna informacja w każdej gazecie i programie telewizyjnym na całym świecie. Powinniśmy pilnie rozmawiać o tym zaniepokojonym głosem i poświęcać ogromne pieniądze na badanie i naprawianie tej sytuacji. Minimum działań, jakie powinniśmy podjąć, to zaprzestanie odławiania małych ryb i kryla z oceanów, co pomogłoby ustabilizować łańcuch pokarmowy i pozwoliłoby zająć się odkręcaniem tego bałaganu.

Pewnie jeszcze pamiętacie ostatnie doniesienia o odkryciach wskazujących, że poziom fitoplanktonu spadł o 50 procent (tak na marginesie – jest on głównym źródłem tiaminy). I tutaj mamy do czynienia z możliwym trwaniem kaskady troficznej.

(Źródło)

Mniej fitoplanktonu to zmniejszona produkcja tiaminy. Czyli znacznie mniejsza ilość tiaminy wędrująca w górę łańcucha pokarmowego. Nim się obejrzymy, populacja ptaków morskich spadnie o 70 procent.

Jest to zjawisko, o którym już się wypowiadałem i którego bezpośrednio doświadczyłem podczas moich corocznych pielgrzymek na wybrzeże na przestrzeni ostatnich 30 lat, gdzie mewy były bardzo powszechne, a teraz praktycznie ich nie ma. Mewy!

Nim się obejrzymy, kolejny istotny łańcuch pokarmowy zniknie i zostaniemy z oceanami pełnymi meduz zamiast ryb. A może jakiś niegroźny gatunek pleśni zacznie rozrastać się w najlepsze, ponieważ sieć pokarmowa, która niegdyś trzymała go w ryzach, ulegnie załamaniu i nagle „zielona rewolucja” rolnictwa korporacyjnego zamieni się w szarobrązowy pył pełen zarodników.

Do tego przerażającego zestawienia wiadomości ekologicznych dodać należy nagłą i szybką utratę gatunków płazów na całym świecie. Jeśli jest to jakiekolwiek pocieszenie, znaleziono potencjalnego sprawcę; choć odkrycie to nie określa jeszcze rozwiązania tego smutnego problemu.

Znaleziono strefę zero apokalipsy płazów

10 maja 2018

Wiele gatunków płazów na całym świecie stoi w obliczu poważnego zagrożenia: jest nim pradawny pożerający skórę grzyb, który w mgnieniu oka może wybić żaby w całym lesie.

Ten ekologiczny superzłoczyńca, grzyb chytrydowy Batrachochytrium dendrobatidis, doprowadził ponad 200 gatunków płazów do wyginięcia lub wysokiego zagrożenia wymarciem – radykalnie zmieniając ekosystemy na całej Ziemi.

„Ze względu na jego wpływ na różnorodność biologiczną można obecnie uznać, że to najgorszy patogen w historii świata” – mówi Mat Fisher, mikolog z Imperial College London, który zajmuje się badaniem grzybów.

Obecnie międzynarodowy zespół złożony z 58 naukowców odkrył historię powstania tego pasożyta. Przełomowe badanie opublikowane w „Science” pokazuje, gdzie i kiedy grzyb ten najprawdopodobniej się pojawił: na Półwyspie Koreańskim mniej więcej w latach 50. XX wieku.

Naukowcy twierdzą, że działalność człowieka nieumyślnie rozprzestrzenia go w odległe miejsca świata, co prowadzi do wymierania płazów w obu Amerykach, Afryce, Europie i Australii.
(Źródło)

Żaby, ropuchy i salamandry były absolutnie krytycznymi elementami mojego dzieciństwa i cieszyłem się ich obecnością. Nie wyobrażam sobie świata bez nich. Jednak faktem pozostaje, że przy tak długiej liście zagrożonych gatunków tak właśnie może wyglądać nasza rzeczywistość.

Ta parada okropnych ekologicznych wiadomości jest nieskończona i stale się pogarsza. I nie ma realnej perspektywy, abyśmy naprawili to na czas, by uniknąć poważnego ekologicznego cierpienia. Absolutnie żadnej.

Przecież nie potrafimy nawet prawidłowo zarządzać naszymi rzekami i jeziorami. A to jest akurat bardzo proste w porównaniu do innych problemów. Woda spada z nieba w (przeważnie) przewidywalnej objętości, a następnie dystrybuuje się ją (po uwzględnieniu strat na parowanie). Jest to liniowy i prosty proces w porównaniu do próby rozwikłania wielu problemów leżących u podstaw wymierania gatunków.

Ale takie wyzwania pojawiają się na całym świecie.

Strach i żałoba w Las Vegas: Administracja Rzeki Kolorado walczy z niedoborem wody

14 grudnia 2018 r

Na scenie w sali konferencyjnej w Caesars Palace Las Vegas, Keith Moses powiedział, że pogodzenie się z ograniczoną ilością wody w rzece Kolorado to jak utrata bliskiej osoby.

„Przypomina mi siedem etapów żałoby” – powiedział Moses. „Bo myślę, że przez długi czas tkwiliśmy w zaprzeczaniu.”

Moses jest wiceprzewodniczącym grupy czterech plemion indiańskich w regionie rzeki Kolorado, w pobliżu Parker w Arizonie. Przemawiał na dorocznym zjeździe Colorado River Water Users Association.

Zaprzeczanie, o którym mówi było bólem i poczuciem winy, gdy okazało się, jak duże były luki podaży i popytu na rzece, która zapewnia wodę 40 milionom ludzi na południowym zachodzie.

Przez ostatnie sześć miesięcy przywódcy wody w Arizonie doświadczali trzeciego etapu żałoby: gniewu i negocjacji.

Spośród siedmiu stanów USA, które czerpią wodę z rzeki Kolorado, Arizona mierzy się z najtrudniejszym zadaniem ograniczenia zużycia wody i uniknięcia obniżenia poziomu wód największych zbiorników wodnych – jeziora Meada i Powella – do wyjątkowo niskich poziomów.

Kathryn Sorenson, dyrektor zakładu wodnego Phoenix, scharakteryzowała proces w ten sposób: „Interesujące. Skomplikowane. Niektórzy mogą powiedzieć nawet, że jest to trudne. ”

Jeden z najgłośniejszych głosów w debacie pochodzi od małej grupy rolników z wiejskiego hrabstwa Pinal w Arizonie, na południe od Phoenix. Jeżeli obecne przepisy nie ulegną zmianie, istnieje ryzyko, że rolnicy ci mogą w ciągu dwóch lat zobaczyć, jak zasoby rzeki Kolorado sięgają zera.

Największy hodowca bawełny i lucerny w hrabstwie, Brian Rhodes, próbuje do tego nie dopuścić. Ziemia na jego polach przypomina proch, z każdym krokiem uwalniając maleńkie brązowe chmury.
„Będziemy musieli zrobić duże cięcia”, powiedział Rhodes. „Wszyscy to rozumiemy.”
(Źródło)

Mój Boże. Jeśli nie potrafimy zrozumieć, że marnowanie cennej wody z rzeki Kolorado na uprawę bawełny jest złym pomysłem, to po prostu nie ma żadnej nadziei, że uda nam się ogarnąć, aby zająć się sprawą utraty fitoplanktonu oceanicznego.

To najprostsze połączenie kropek, jakie kiedykolwiek można było zrobić. Sam Kinison, komik z lat 80., krzyknął:
„TO PUSTYNIA!! PRÓBUJECIE UPRAWIAĆ ROŚLINY WYMAGAJĄCE DUŻEJ ILOŚCI WODY NA PIEPRZONEJ PUSTYNI! NIE WIDZICIE TEGO PIASKU DOOKOŁA?!? TO OZNACZA: 'NIE UPRAWIAJ TU BAWEŁNY!'”.

Świat na krawędzi

Najważniejszy wniosek jest następujący: niszczymy świat przyrody. A to oznacza, że niszczymy siebie.

Wiem, że wiadomości z głównego nurtu zepchnęły tę dyskusję na ostatnie strony (o ile w ogóle ją uwzględniały), więc nie jest ona w centrum uwagi większości ludzi. A powinna.

Wszystko, co nam drogie, jest podzbiorem środowiska. Jeśli ono zniknie, zniknie wszystko. Nic innego nie ma znaczenia, jeśli aktywnie niszczymy zdolność utrzymywania życia przez środowisko Ziemi.

Niestety, tkwimy w skrajnie niebezpiecznym złudzeniu, które umieściło pieniądze, finanse i gospodarkę na najwyższym miejscu w naszej świątyni codziennego kultu.

Każdy pomysł spowolnienia lub zatrzymania wzrostu gospodarczego jest „szkodliwy dla biznesu” i z góry odrzucany jako „niepraktyczny”, „niepożądany” lub „nierozsądny”. Najwyraźniej nigdy nie ma dobrego momentu, żeby pomówić o końcu wzrostu gospodarczego.

Jeżeli jednak, jak coraz więcej młodych ludzi dziś zauważa, „prowadzenie biznesu” jest tylko kiepską wymówką dla nieudanego zarządzania naszymi oceanami i ziemią, to jest to idea, która wymaga ponownej oceny. Nie jest warta zachowania w obecnej formie.

Paradę strasznych ekologicznych katastrof podanych wyżej może zobaczyć każdy, kto jest gotowy otworzyć oczy. Czy jesteś gotowy? Każdy upadający ekosystem krzyczy na nas w naglących, ostrych słowach, że posunęliśmy się za daleko w naszym ciągłym wyścigu po „więcej”.

Być może jesteśmy w stanie wyjaśnić każdą porażkę z osobna. Ale jako całość? Schemat jest ewidentny:
mamy do czynienia z akcją wroga. To nie są przypadkowe zbiegi okoliczności.

Natura ostrzega nas głośno, że nadszedł czas, aby zmienić nasze postępowanie. Nasz model „niekończącego się wzrostu” przeterminował się. W rzeczywistości staje się już wręcz zagrożeniem życia.

Katastrofa jest w toku. Po prostu nie została zekranizowana (jeszcze).

Davos jako Przeznaczenie

Nie oczekuj, że ktoś przybędzie na ratunek.

Nasi rządzący absolutnie nie spełniają tego zadania. Jeśli konferencja w Davos jest oznaką czegokolwiek, to tego,
że sami siebie skazujemy na zagładę.

Świat został przejęty przez bankierów i finansistów, którzy są zbyt pochłonięci zamiłowaniem do pieniędzy, aby zauważyć coś poza nimi lub być w jakimkolwiek stopniu przydatnymi dla świata.

Ilustrującym to przykładem jest wielki technologiczny wynalazek na dobre samopoczucie zaprezentowany w drugim dniu konferencji. Konferencyjny tłum zupełnie oszalał na jego punkcie.

Tak, moi drodzy, właśnie tego najbardziej potrzebuje teraz świat! /sarkazm

Choć jestem pewien, że książki dostarczane przez drony są wzruszającą historią, jest to kompletne odwracanie uwagi od tego, co naprawdę ważne i zupełnie pozbawione sensu w obliczu rozsypujących się oceanicznych i lądowych sieci życia.

Niestety, jest to właśnie rodzaj absurdalnego odwracania uwagi, który Davos lubi najbardziej, ponieważ pomaga uczestnikom konferencji poczuć się trochę lepiej z powodu ich niezasłużonego bogactwa. „Zobaczcie! Wspieramy dobre rzeczy!”. Niewygodna prawda jest taka, że głównym celem wielkiego bogactwa jest zakłócenie procesów politycznych i reguł, aby zapewnić jego posiadaczom utrzymanie go, a nawet zgromadzenie więcej.

Drony dostarczające książki do indonezyjskich dzieci zapewniają uczestnikom Davos tego samego rodzaju dopaminę co facebookowy like 14-latkowi. Jest to tymczasowe, tanie, powierzchowne i w ostatecznym rachunku pozbawione znaczenia.

To samo dotyczy innych punktów programu mających na celu polepszenie samopoczucia. „Naukowcy” odkryli enzym zjadający plastik.

Wspaniale… Ale wiecie, co byłoby nawet lepsze? Przede wszystkim nieużywanie butelek w ogóle. Co da się osiągnąć – wystarczy zapewnić dostęp do bezpiecznej wody możliwej do zaczerpnięcia jako podstawowego prawa człowieka i stosować pojemniki wielokrotnego użytku. Oczywiście to utrudniłoby akumulację prywatnego majątku, więc zamiast tego ekipa z Davos skupia się na rozwiązaniach, które są korzystne dla nich, a nie słuszne z systemowego punktu widzenia.

W prawie każdym przypadku ekipa z Davos chce utrwalić za pomocą technologii i sztuczek przemysł i naszą kulturę konsumpcyjną takimi, jakimi są, przy tych priorytetowych założeniach próbując zaradzić powstałym szkodom. Wszystko kręci się wokół pieniędzy.

Jedyne, czego brakuje temu podejściu, to przyszłość. Ponieważ całkiem ewidentnie opiera się na ciągłym „rozwoju”. Nieskończony gwałtowny wzrost. Dokładnie ten sam wzrost, który zabija wiekowe drzewa, ptaki morskie, owady, płazy i fitoplankton.

Kto chce tego więcej? Szaleńcy.

Innymi słowy, nie miejcie żadnej nadziei, że w Davos, które reprezentuje tzw. elitę z każdego znanego narodu na Ziemi, w jakiś dzielny sposób zaoferują nam wgląd w nasze ogromne kłopoty i rozwiązania nadciągających problemów. Są zbyt pochłonięci swoim własnym ego i zajęci konkurowaniem o władzę i pieniądze, by zauważyć niebezpieczeństwo, czy też w ogóle się przejąć.

Gdy bezsensownie marnują czas i zasoby na kolejne drogie zgromadzenie, świat przyrody rozpada się wokół nich. Oceany stają się jałowymi pustkowiami. Wiekowe drzewa umierają. Fale upałów topią asfalt i zabijają życie. Sieć życia pęka nitka po nitce i nikt nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się dalej.

Innymi słowy, jeśli mieliście resztki nadziei, że „oni” w jakiś sposób uratują sytuację, lepiej pogódźcie się z jej utratą.
Nic dziwnego, wybucha społeczny gniew wymierzony w głuche łupieżcze elity.

Ta sytuacja ma tylko dwa prawdopodobne wyjścia:

(1) My, ludzie, nie będziemy umieli się zorganizować, aby zająć się tą trudną sytuacją i będziemy kontynuować nasze działania aż do gorzkiego końca, aż dojdzie do jakiejś katastrofy i załamią się systemy podtrzymywania życia.

(2) Dostrzeżemy światło, zbierzemy się na odwagę i zrobimy to, co należy. Konsumpcja zostanie szybko i znacząco ograniczona, tak jak zużycie paliw kopalnych, a standardy życia mierzone ilością rzeczy przepływających przez nasze codzienne życie spadną do zrównoważonych poziomów.

Każda z tych ścieżek oznacza, że nadchodzą ogromne zmiany – prawdopodobnie dla Ciebie, a już na pewno dla Twoich dzieci i wnuków.

Podkreślę: Ogromna zmiana jest już nieunikniona i już trwa. Katastrofa już się rozpoczęła.

Kosma Lechowicz (Obóz dla Klimatu) na podst. Chris Martenson Collapse Is Already Here

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly