Artykuly

Wielka klimatyczna cisza: Jesteśmy nad przepaścią, ignorując to

Wciąż planujemy przyszłość tak, jak gdyby klimatolodzy w ogóle nie istnieli. Największym wstydem jest brak poczucia tragedii.

Po 200 tysiącach lat istnienia współczesnej formy gatunku ludzkiego, na liczącej 4,5 mld lat Ziemi, dotarliśmy do nowego punktu historii: Antropocenu. Zmiana ta przyszła do nas z dezorientującą prędkością. Tak głębokie zmiany zwykle zajmują dwa, trzy lub cztery pokolenia.Nasi najlepsi naukowcy z coraz większym naciskiem mówią nam o postępującej katastrofie, oraz o tym, że systemy wspierające życie na Ziemi ulegają uszkodzeniom w stopniu zagrażającym naszemu przetrwaniu. Jednak mimo stanięcia w obliczu tych faktów robimy to, co wcześniej.

Większość obywateli ignoruje, lub bagatelizuje te ostrzeżenia. Wielu naszych intelektualistów oddaje się myśleniu życzeniowemu, a niektóre wpływowe głosy oświadczają, że nic się nie dzieje, a naukowcy nas oszukują i straszą.Niestety, dowody naukowe pokazują nam, że ludzkość stała się na tyle potężna, że poprzez swoje działania wkroczyła w nową i niebezpieczną epokę geologiczną. Ową epokę definiuje fakt, że ludzki odcisk w globalnym środowisku jest wystarczająco duży, by móc wręcz rywalizować z wielkimi siłami natury w oddziaływaniu na funkcjonowanie systemu Ziemi.

 
Ta dziwacznasytuacja, w której staliśmy się na tyle potężni, by zmieniać kierunek, w jakim podąża Ziemia, a mimo to wydajemy się być niezdolni do regulowania samych siebie, zaprzecza wszystkim współczesnym przekonaniom o naturze ludzkiej. Niektórzy uważają za absurdalne sugerowanie, że ludzkość może wyrwać się z granic historii i wpisać siebie jako siłę geologiczną w długim okresie czasu. Twierdzą, że ludzie są zbyt słabi, by móc zmieniać klimat i całą planetę, tak więc sugerowanie, że możemy zmieniać geologiczną skalę czasu jest po prostu niedorzeczne. Inni przypisują Ziemię i jej ewolucję do sfery boskiej, dla nich więc sugerowanie, że ludzie zastępują w tej roli Wszechmogącego jest nawet nie impertynencją, lecz wręcz bluźnierstwem.

Wielu intelektualistów reprezentujących nauki humanistyczne i społeczne nie przyzna, że naukowcy badający Ziemię mogliby mieć do powiedzenia cokolwiek, co by wpłynęło na ich zrozumienie świata – dla nich bowiem świat składa się tylko z ludzi, którzy są zaangażowani w interakcje z innymi ludźmi, a środowisko jest tylko biernym tłem sceny. Orientacja „tylko ludzie się liczą” u osób obracających się kręgach nauk społecznych i humanistycznych jest wzmacniana naszym całkowitym pochłonięciem w rzeczywistości pokazywanej przez media, które pokazują zachodzący kryzys ekologiczny jako widowisko odbywającego się poza bańką naszą egzystencji.

Jest prawdą, że ogarnięcie skali tego co się dzieje, wymaga nie tylko wyrwania się z tej bańki, ale również skoku poznawczego do „myślenia o systemie Ziemi”, czyli pojmowania Ziemi jako pojedynczego, złożonego i dynamicznego systemu. Jedną rzeczą jest przyjęcie do wiadomości, że nasz wpływ rozciągnął się na wszystkie lądy, oceany i atmosferę, a czymś innym jest dokonanie skoku do zrozumienia, że nasze działania rozbijają funkcjonowanie Ziemi jako złożonej, dynamicznej i powiązanej całości złożonej z niezliczonych przeplatających się procesów.

Zastanów się nad zdumiewających faktem: Wiedząc o cyklach, rządzących między innymi ruchem orbitalnym Ziemi, wiemy, że następne zlodowacenie powinno nastąpić w ciągu 50 tysięcy lat. Ponieważ dwutlenek węgla utrzymuje się w atmosferze przez tysiąclecia, to powodowane przez nas globalne ocieplenie powstrzyma zbliżającą się epokę lodowcową, a być może i kolejne ery zlodowaceń, spodziewane w ciągu najbliższych 130 tysięcy lat. Jak więc powinniśmy rozumieć niepokojący fakt, że masa dowodów naukowych na temat Antropocenu, była niewystarczająca do wywołania bazującej na wiedzy i właściwej odpowiedzi?

Wydaje się, że dla wielu osób, gromadzeniu faktów na temat zakłóceń ekologicznych, wydaje się mieć narkotyczny efekt. Jest on aż nazbyt widoczny w powszechnych postawach wobec kryzysu systemu Ziemi, a szczególnie wśród opiniodawców i liderów politycznych. Niektórzy otworzyli się na wiedzę odnośnie Antropocenu, przekraczając próg w drodze do stopniowego, ale coraz bardziej niepokojącego procesu asymilacji dowodów.

Poza światem nauki, ci nieliczni wyczuleni na los świata wyczuwają, że dzieje się coś niezwykle ważnego, świadomi, że stoimy przed walką pomiędzy wszechogarniającym zniszczeniem, a możliwością jakiegoś ratunku.

Dziś największą tragedią jest brak poczucia, że tragedia ta ma miejsce. Obojętność większości ludzi na zaburzenia ziemskiego systemu może być wynikiem braku rozsądku lub psychologicznej słabości człowieka. Jest to jednak niewystarczające, aby wyjaśnić, dlaczego znajdujemy się na krawędzi otchłani.

Jak zinterpretować żałosną porażkę współczesnego myślenia w radzeniu sobie ze stojącymi przed nami wyzwaniami? Kilka lat po zrzuceniu bomby atomowej na Nagasaki, Kazuo Ishiguro napisał opowieść o ludziach z Nagasaki. Opowieść, w której nigdy nie wspomniano o bombie, ale której cień padał na wszystkich. Cień Antropocenu też kładzie się na nas wszystkich.

A mimo to księgarnie są regularnie zapełniane tomami napisanymi przez wiodących intelektualistów z różnych opcji, piszących o świecie przyszłości, w którym kryzys ekologiczny prawie nie istnieje. Piszą o wzroście Chin, o zderzeniu cywilizacji i maszynach przejmujących kontrolę nad światem. Wszystko przedstawione jest tak, jakby zmiana klimatu i pokrewne zagrożenia nie istniały. Prognozują przyszłość, z której kluczowe fakty w ogóle wymazano. Piszący książki futurolodzy, czy kręcący filmy reżyserzy zostali uwięzieni w przestarzałej przeszłości. To wielka cisza.

Clive Hamilton, autor książki „Zbuntowana Ziemia: Los ludzkości w Antropocenie”, powiedział o kolacji, podczas której jeden z najwybitniejszy psychoanalityków w Europie miał wszystko do powiedzenia na każdy temat. Zamilkł, gdy podniesiono temat zmiany klimatu, bo nie miał nic do powiedzenia. Dla większości inteligentów prognozy naukowców zajmujących się naukami o Ziemi są nie tak absurdalnie oderwane od otaczającej rzeczywistości, to można je zignorować.

Możliwe że intelektualna kapitulacja jest tak totalna, dlatego, że siły na które liczyliśmy, że uczynią świat bardziej cywilizowanym miejscem –z wolnością osobistą, demokracją, postępem materialnym czy siłą technologii –tak naprawdę torują drogę do jego zniszczenia. Siły, którym zaufaliśmy zdradziły nas, a to, w czym pokładamy nadzieje, grozi pochłonięciem nas.

Niektórzy rozładowują napięcie odrzucając dowody, a inaczej mówiąc, odrzucając Oświecenie. Inni szkalują wezwania do ostrożności jako utratę wiary w ludzkość.

Zajmujący się naukami o ziemi wciąż nas nękają jak upiory, prześladując nas swymi lamentami, podczas gdy my pędzimy przez nasze życia. Czasem tylko odwracamy się z irytacją, unosząc w górę mający odstraszać strachy krucyfiks Postępu.

Hubert Bułgajewski, na podstawie: The great climate silence: we are on the edge of the abyss but we ingore it. The Guardian

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly