ArtykulyPowiązania

Plastikowa katastrofa

Plastik jest tak wszechobecny w naszym życiu, że czasem zapominamy, czym on właściwie jest. Powstaje z ropy naftowej, którą następnie poddaje się rafinacji i wzbogaca różnymi dodatkami. Końcowy produkt zwany plastikiem ma wszechstronne zastosowanie – od części statków kosmicznych po koraliki. Jest tani i wytrzymały. Bardzo wygodne tworzywo… Zaledwie 100 lat temu ludzie prawie nie używali plastiku. Teraz dzięki wielkim korporacjom stał się nieodłączną częścią kultury konsumpcji i jest wszechobecny w życiu zarówno bogacza jak i wieśniaka.

Jednak jest z nim poważny problem. Plastik jest w zasadzie nierozkładalny. Butelka po wodzie mineralnej w oceanie może zachowywać swój kształt przez 400 lat (trwałość silnie zależy od rodzaju plastiku i warunków zewnętrznych), a w końcu rozpadając się zmienia się w toksyczne konfetti.

U wybrzeży wyspy Jawa w Indonezji woda mieni się wszystkim kolorami tęczy. Każda fala niesie mnóstwo jaskrawych drobiazgów. Woda pobłyskuje syntetycznymi barwami: czerwienią Coca-Coli, fluoryzującej zieleni i każdego koloru, jaki można znaleźć w pudełku pastelowych kredek. Są też monochromatyczne wtręty: unoszące się na wodzie białe kleksy, z dala wyglądające jak tysiące meduz.

To wszystko oczywiście plastik.

Na wodzie unoszą się odpadki konsumpcji XXI wieku: butelki po wodzie mineralnej, pampersy, a ponieważ jesteśmy w Indonezji – mnóstwo opakowań po makaronie instant.

A te meduzy? To tylko torby plastikowe. Jak mówi mieszkające w nadmorskiej wiosce rybak: „Możesz teraz wypłynąć w morze 5 kilometrów i nadal wokół ciebie będą się unosiły te przeklęty torebki”.

„Doprowadza mnie to do szału” – wybucha Alec, 39 letni zbieracz muszli. Pochylony z kluczem w ręku i z twarzą po której spływają strużki oleju, próbuje oczyścić silnik całkowicie zapchany plastikowymi torebkami. „Tak się dzieje każdego dnia”, mówi. „Nie możemy normalnie pracować. Gdziekolwiek się nie popłynie, wodę pokrywa plastik”

Jak w wielu innych, położonych na wybrzeżu miejscach na świecie, plastikowe śmieci doprowadziły wioskę MuaraAngke do ruiny. Leży ona niedaleko Dżakarty –8milionowej metropolii produkującej codziennie góry śmieci.

Wybrzeża te niegdyś były jednymi z najbardziej atrakcyjnych i najpiękniejszych na świecie. Przez ponad tysiąc lat rajskie piękno Jawy ściągało obcych przybyszów, od hinduskich najeźdźców po zachłannych holenderskich kolonistów. Dziś, ktokolwiek zapuści się w te strony, jedyne co zobaczy to ciągnące się po horyzont morskie wysypisko śmieci.

Ma to swoje konsekwencje nie tylko dla mieszkańców Jawy, ale dla każdego człowieka. Kiedy ktoś wrzuci plastikową łyżeczkę do Morza Jawajskiego, może wędrować ona po całym świecie i po jakimś ćwierć wieku wrócić z powrotem. Tyle, że niekoniecznie w jednym kawałku – w międzyczasie może rozpaść się bowiem na drobne, toksyczne kawałeczki. W rezultacie ocean i stworzenia go zamieszkujące zalewane są związkami chemicznymi powstającymi w wyniku rozpadu plastiku. Związki te po jakimś czasie wchłaniają także ludzie – od Bali do Bostonu i Warszawy.

Lekceważenie małej plastikowej łyżeczki może być ryzykowne. Jej cząsteczki mogą pewnego dnia wraz z kęsem łososia wniknąć do krwiobiegu.

Jak mówi oceanograf Curtis Ebbesmeyer z Seatle: „Wszyscy wchłaniamy plastik. Cząsteczki dziecięcej buteleczki wyrzuconej do morza w Azji kończą w naszym jedzeniu”.

Ebbesmeyer ukuł termin:„plama śmieci”. Na Oceanie Spokojnym znajduje się słynna Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, a oceany pokrywa 5 takich plam, których już zajmują ¼ powierzchni planety,z każdym rokiem powiększając swoje rozmiary. W miarę jak kultura konsumpcji opanowuje kolejne sfery życia w kolejnych krajach, ocean zmienia się w gigantyczny, kancerogenny gulasz z odpadów. Przy obecnym kursie wygląda na to, że do 2050 roku w oceanach będzie więcej plastiku niż ryb – przy założeniu, że populacja ryb utrzyma się na obecnym poziomie…

Ma to nie tylko zabójcze konsekwencje dla morskich stworzeń, ale zagraża także ludziom. Plastik znajdujący się w wodzie morskiej powoli uwalnia związki chemiczne, które robią wiele paskudnych rzeczy w naszych organizmach. Na przykład osłabiają osłabiają ludzką spermę.

Żaden kraj na świecie nie jest wolny od tego typu zagrożeń, ale Jawa – wyspaze zbyt dużą populacją ludzi i zbyt małą liczbą śmieciarek, pokazuje kryzys w całej krasie. Jeśli kraje takie jak Indonezja nie będą w stanie powstrzymać powodzi odpadów, dla ludzkości będzie to oznaczało poważne kłopoty.

Jednym z luksusów, jakimi cieszą się mieszkańcy Zachodu jest iluzja, że plastik tak po prostu znika.

Nie znika. Zakrętka do kubka kawy kupionej w Starbucksie w 2007 roku nadal gdzieś jest. Tak jak każda szczoteczka, której używałeś w szkole, każda torebka, którą wziąłeś w sklepie i każda butelka wody, którą opróżniłeś w 45 sekund i wyrzuciłeś.

Segregujesz odpady? Fajnie. Być może twoja dziecięca szczoteczka do zębów została przerobiona na tajwańską zabawkę albo turecką buteleczkę do karmienia niemowląt. Ale prawdopodobnie tak się nie stało. W USA poddaje się recyklingowi niecałe 10% plastiku, a większość ląduje na wysypiskach.

Załóżmy jednak optymistycznie, że twoja szczoteczka uniknęła wysypiska. Są duże szanse, że znalazła się w Chinach, które są głównym odbiorcą zachodnich śmieci. Tam mogła rozpocząć drugie życie jako słomka w Szanghaju, służąc kolejnych kilka minut – po czym została wyrzucona. I to był już koniec tego plastiku z powstałych przed dziesiątkami milionów lat pokładów ropy. Co dalej? Mniej niż 50% chińskich śmieci ląduje na wysypiskach,wiele zaś trafia do oceanu. Według obliczeń z obszaru Chin i Azji Południowo-Wschodniej pochodzi ponad połowa wszystkich śmieci, jakie trafiają do światowego oceanu.

Wśród największych winowajców są Chiny, Tajlandia, Wietnam, Filipiny, Indonezja i Sri Lanka. Co te kraje łączy? Długa linia brzegowa, szybki wzrost demograficzny i gospodarczy, który umożliwił milionom rolników, którzy kiedyś żyli wyłącznie z płodów rolnych, kupno puszki Pepsi, szamponu, czy telefonu komórkowego.

Jeśli chodzi o zużycie plastiku, mieszkańcy Azji nawet nie zbliżają się do rozrzutności Amerykanów, którzy co kwadrans wyrzucają 2 000 000 plastikowych butelek.

Ilustracja 2. Na górze: dwa miliony butelek plastikowych, poniżej zbliżenia. Źródło. Więcej grafik na stronie Chrisa Jordana.

W USA większość śmieci trafia jednak na wysypiska, a w bardziej zaawansowanej pod względem odzysku odpadów Unii Europejskiej wysypiska są zastępowane systemami odzysku – od odchodzących do przeszłości spalarni po coraz bardziej zaawansowane systemy zamykania cyklu produkcyjnego. Z całego plastiku trafiającego do oceanów tylko 1% pochodzi z USA, natomiast Chiny są odpowiedzialne aż za 1/3. O ile w USA istnieje sprawny system zbiórki śmieci, to 3,5 mld ludzi wyrzuca go gdzie popadnie. Żadna instytucja, publiczna czy prywatna firma nie zajmuje się jego zbieraniem. Plastik dosłownie piętrzy się pod ich stopami.

Jedną z tych osób jest Aena – nastolatkaz Maura Angke. Jej mała jawajska wioska jest zbiorowiskiem chat zrobionych z płyt aluminiowych i dykty. Osada tonie w śmieciach. „Kosze na śmieci? Nie mamy żadnych” – mówi Aena. „Śmieci wyrzucamy po prostu na ziemię lub do morza. Czasami mieszkańcy zgrabiają wszystkie śmieci na kupę i podpalają.” Pali się łatwo, w końcu to produkt ropopochodny. Jednak próba spalenia wszystkich śmieci – nawet abstrahując od towarzyszącego spalaniu trującego dymu – skazana jest na porażkę. Śmieci są wszędzie, pokrywają każdą ścieżkę, każdy skrawek plaży. Na śmieciach widnieją marki doskonale znane przeciętnemu bywalcowi supermarketu. Większość to opakowania po produktach takich firm jak Proctor&Gamble, Unilever, Nestle czy Coca Cola. Co gorsze, w tej części świata nie sprzedaje się tak powszechnych w Ameryce i Europie dużych opakowań. Tutaj firmy sprzedają swoje produkty w małych opakowaniach – na tyle tanich, by mógł sobie pozwolić na nie biedak z Indonezji.

Ilustracja 2. Aena, 12-latka z Indonezji na plaży w swojej wiosce rybackiej MuaraAngke. Źródło.

Dla Aeny to świetna wiadomość. Może i żyje w chacie skleconej z odpadów, ale może też umyć swoje długie włosy szamponem „ICE COOL MENTOL” produkowanym przez Unilever. Jedna mała kuleczka kosztuje mniej niż 10 centów. Co dla Aeny jest wspaniałe, to dla morza już niekoniecznie. Od Jawy do Wietnamu fale pobłyskują tysiącami plastikowych opakowań. Kiedy produkty zostaną zużyte, stają się niezdatne do recyklingu. Aena mówi, że oczywiście chciałaby, by śmieci zniknęły. „Ale szczerze mówiąc nie myślimy o tym dużo. Całe moje życie to tak wyglądało. Jakby nasza wioska była jednym wielkim pojemnikiem na śmieci”.

Na plaży pojawia się kilka przyjaciółek Aeny. Po chwili jedna z nich rzuca za siebie pustą butelką po słodkiej herbacie, która przelatuje nad jej ramieniem. A czemu by nie? Śmiecenie stało się normą kulturową. Nawet jeśli wrzuciłaby śmieci do kosza (którego zresztą nie ma), i tak nikt by go nie zabrał.
Od Brazylii po Wietnam wybrzeża morskie usiane są niezliczonymi wioskami. Gdyby ich mieszkańcy byli jedynymi, którzy wyrzucają plastik do morza, stan oceanów nie byłby tak fatalny.

Niestety problem sięga znacznie głębiej, a przykład Jawy pokazuje dlaczego. Jawa to jedno z najgęściej zaludnionych miejsc na naszej planecie. 141milionów ludzi tłoczy się na powierzchni mniejszej od Grecji. Wielu z nich żyje na wybrzeżu, ale jeszcze więcej w głębi wyspy w miastach położonych nad rzekami. W drugiej połowie XX wieku, gdy Azja uległa gwałtownemu uprzemysłowieniu populacja wyspy wystrzeliła w górę. Jednak młoda demokracja, często skorumpowana i dysfunkcyjna nie potrafiła zapewnić wielu usług gwałtownie rosnącej liczbie ludności, w tym utylizacji odpadów.

Wiele rodzin, w obliczu braku koszy na śmieci i śmieciarek, traktuje rzeki jako prosty i tani środek pozbywania się odpadów. Jest to bardzo powszechna praktyka, od Ameryki Łacińskiej po Indie. Wrzucasz odpady do rzeki i na zawsze znikają ci z oczu. Proste. Obecnie jawajskie rzeki są zaśmiecone do tego stopnia, że woda jest ledwie widoczna. Ostatnimi czasy wiele z tych rzek doświadcza czegoś, co moglibyśmy nazwać zawałem serca. Jak złogi w arteriach, śmieci mogą zablokować nurt, aż w pewnym momencie wody z wielką siłą wylewają się na brzeg. Te osobliwe powodzie sprawiają, że woda potrafi niespodziewanie wedrzeć się do ludzkich domostw, zalewając je cuchnącą mazią. Infekcje bakteryjne związane z brudną wodą zbierają swoje żniwo wśród dzieci i ludzi starszych, a komary oraz spanikowane szczury roznoszą śmiertelne choroby.

W zeszłym roku rzeki na Jawie były tak zaśmiecone, że rząd wprowadził stan wyjątkowy. Wszczęto kampanię mającą na celu zmobilizowanie miast do rozprawienia się ze śmieciami – często w formie wysokich kar sięgających 40 dolarów. Dla wielu Indonezyjczyków, którzy zarabiają po 2 dolary dziennie, suma ta była ogromna.

Jak mówi pewien mieszkaniec Bandung, znanego z potwornie zaśmieconych rzek: „Wcześniej zanim wprowadzono kary policja dawała upomnienia lub zmuszała do zrobienia 6 pompek. Teraz ludzie boją się wyrzucać śmieci do rzeki, a przynajmniej boją zostać złapani na gorącym uczynku.”

Głęboko zakorzeniono nawyki po części wyjaśniają zalew śmieci. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak groźny potrafi być plastik. Jak dotąd metodą rządu było taktyka kar, za którą niestety nie idzie rozwój infrastruktury służącej wywozowi i utylizacji śmieci. Tylko 40% populacji Indonezji ma dostęp do usług wywozu odpadów. A populacja Indonezji ciągle rośnie.

Muhammad Randikaz Bandung mówi o tym jak dorośli pod osłoną nocy wyrzucają śmieci do rzeki. Dla niego i jego kolegów rzeka była miejscem, gdzie dorośli od zawsze pozbywali się niechcianych rzeczy, jak torebki pełne pieluch, wnętrzności rytualnie zabitych krów, a nawet ofiary morderstw. „Niedawno kąpiąc się natknęliśmy się na zwłoki martwego mężczyzny z poderżniętym gardłem” – opowiada Muhammad. „Nie powstrzymuje nas to jednak przed kąpielą. Nie mamy dokąd iść”.

Wykres 1. Ilość plastiku jaka dostaje się do morza w milionach ton rocznie. Niebieskie słupki – dolne oszacowanie, czerwone – górne. Oszacowanie dotyczy populacji ludzi żyjących w odległości do 50 kilometrów od wybrzeża. Więcej tutaj. Dane z 2010 r.

Wykres 2. Ilość plastiku jaka dostaje się do morza w kg na osobę rocznie. Niebieskie słupki – dolne oszacowanie, czerwone – górne. Oszacowanie dotyczy populacji ludzi żyjących w odległości do 50 kilometrów od wybrzeża. Więcej tutaj. Dane z 2010 r.

Wykres 3. Światowa produkcja plastiku wytwarzanego z produktów ropopochodnych włączając w to termoplastik, poliuretany, duroplasty, uszczelniacze, powłoki itp., nie wliczając biomasy, plastiku z recyklingu itp. Źródło.

„Czy zbadaliście państwo spermę waszego syna?” Z takim pytaniem zwraca się Ebbesmeyer do słuchaczy, którzy przyszli na jego wykład dotyczący zanieczyszczenia oceanów.

Badania pokazują systematyczny spadek ilości plemników w ciągu ostatnich 50-70 lat. Jedno z badań przeprowadzonych we Francji wskazuje na 30% spadek liczby plemników –trend, który nadal postępuje.

Dlaczego tak się dzieje? Naukowcy nie są pewni. Potencjalne przyczyny obejmują szeroki zakres, od zanieczyszczeń, otyłości,do spożywania napojów z aluminiowych puszek. Fakt, że ten spadek jest tak gwałtowny sugeruje, że przyczynami muszą być styl życia i środowisko. Coraz więcej dowodów jako głównego winowajcę każe podejrzewać estrogen – nie naturalnie występujący hormon, lecz związki chemiczne występujące w produktach codziennego użytku, których efekt oddziaływania na organizmy żywe naśladuje estrogen. Liczbę tych związków oszacowano na około 5000. Badania dowodzą, że prawie każdy plastik uwalnia związki imitujące estrogen

Porównanie całkowitej masy plastiku do całkowitej masy ryb występujących w oceanach w 2014 i 2050 roku (w milionach ton).

Najbardziej rozpowszechnionym z tych związków chemicznych jest Bisfenol A – w skrócie BPA. Używa się go powszechnie jako dodatku przy produkcji tworzyw sztucznych, opakowań i żywic. Jest tak popularny, że jego ślady są obecne we krwi większości mieszkańców krajów rozwiniętych. Wykryto go u ponad 90% Amerykanów. Wielu ekspertów uważa, że jego obecność prowadzi do szeregu zaburzeń i chorób, począwszy od spadku liczby plemników, a skończywszy na raku.

Przedstawiciele przemysłu tworzyw sztucznych zapewniają jednak, że nie ma powodów do obaw, a małe dawki BPA są nieszkodliwe. Światowa Organizacja Zdrowia przyznaje, że BPA, choć może być toksyczny i wpływać na działanie hormonów, to w małych dawkach nie stanowi niebezpieczeństwa dla ludzi.

Miejmy nadzieję, że tak jest faktycznie, ponieważ u zwierząt już zaobserwowano jego zgubny wpływ.U szczurów może on prowadzić do zmian w narządach płciowych, a u ciężarnych małp powoduje deformację płodu.

Skutki kontaktu organizmów z BPA mogą być widoczne dopiero w następnych pokoleniach. Pierwsze pokolenie ryb poddanych oddziaływaniu BPA może być zdrowe, ale kolejne stają się coraz mniej płodne. Według badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Missouri, związek ten może podobnie oddziaływać na ludzi.

BPA jest obecny zarówno w ludzkim krwiobiegu jak i w wodzie morskiej. Kiedy zbadano 200 próbek pobranych z 200 miejsc w USA i Azji, okazało się każda z nich zawiera znaczne stężenie Bisfenolu A.

Badanie te skłoniły Ebbesmeyera do wyciągnięcia ponurych wniosków: „Ze wszystkich zagrożeń, jakie niesie BPA dla ludzi, najbardziej niebezpieczna jest potencjalna utrata płodności. Matka natura pokonuje nas własną bronią. Niestety nikt o tym nie mówi. Ludzkość jest świetna w unikaniu ważnych pytań. Sądzę, że zgromadzone dowody są jednoznaczne”.

Teza o wymarciu ludzkości z powodu estrogenu w tworzywach sztucznych jest raczej zbyt apokaliptyczna, jednak zagrożenia nie należy bagatelizować. Na dzień dzisiejszy fakty przedstawiają się następująco:

• Ludzie wyrzucają co roku 8 milionów ton plastiku. Zanim się zorientujemy, połowa powierzchni planety mogą pokrywać wielkie plamy śmieci

• Śmieci te powodują śmierć milionów organizmów rocznie. Ryby pełne plastiku lądują na naszych talerzach. W niektórych rejonach już teraz masa plastiku sześciokrotnie przekracza masę planktonu.

Czy ludzie są w stanie rozwiązać problem?

W morzach pływa 5,2 biliony cząsteczek plastiku. Jest to 52 razy więcej niż szacowana liczba gwiazd w naszej galaktyce. Odpowiedź brzmi: prawdopodobnie nie.

Czy możemy zatrzymać zalew plastiku?

Prawdopodobnie. Ale będzie to sporo kosztowało.

W Chinach i krajach Azji Południowo Wschodniej system odbioru odpadów jest niedofinansowany, mało transparentny i często trawiony korupcją. Według organizacji Ocean Conservancy koszt stworzenia podstawowej infrastruktury, który zapobiegałaby dostawaniu się odpadów do morza, wyniósł by 4,5 miliarda dolarów rocznie przez dekadę. To dużo – jednak nie niewyobrażalnie dużo. Taką sumę USA corocznie przeznacza na wsparcie armii izraelskiej i egipskiej – w imię obrony amerykańskich interesów.

Na ten moment nic nie wskazuje by państwa azjatyckie, ONZ czy filantropi miliarderzy na pokonanie azjatyckiego „kryzysu śmieciowego” mieli przeznaczyć jakiekolwiek znaczące fundusze.

Liczenie na to, że Stany Zjednoczone pod kierownictwem Donalda Trumpa staną na czele walki z plagą plastiku wydają się też mało prawdopodobne. Donald Trump uważa zmiany klimatu za mistyfikacje wymyślone przez Chiny. Szanse, że problem plastiku znajdzie się na liście zainteresowań jego administracji są bliskie zeru.

Jednak pojawiają się promyki nadziei. Chiny zabroniły używania cienkich torebek foliowych, które trudno poddać recyklingowi. Manila, stolica Filipin podjęła podobny krok.

W Dżakarcie lokalne władze zatrudniły 4000 ludzi do wyciągania śmieci, zanim te dotrą do oceanu. Przedsięwzięcie zdobyło dużą popularność.

Niestety, nawet gdyby we wszystkich nadbrzeżnych miastach od Lagos po Buenos Aires zatrudnić armię zbieraczy śmieci, nie rozwiązałoby to problemu. Praktycznie każdy odpad trafiający do rzeki skończy w oceanie. Miasta i miasteczka, nie tylko nadbrzeżne, ale i położone w głębi lądu, produkują zbyt dużo śmieci, by ludzie byli je w stanie ręcznie zebrać.

Czy możemy liczyć na korporacje?

Niespecjalnie. Zwłaszcza w takich krajach jak Indonezja, gdzie regulacje są w tym zakresie słabe. Korporacje mogą tu i ówdzie udzielić pomocy charytatywnej robiąc sobie PR, ale to wszystko. W ich rozumieniu wolnego rynku zyski ze sprzedaży są dla nich, a koszty sprzątania powinni wziąć na siebie podatnicy.

Nawet USA nie są w stanie zmusić korporacji do zmian. Według organizacji „Union Of Conecerned Scientists” lobbyści , działający na rzecz przemysłu tworzyw sztucznych, pracują w nadgodzinach, by do minimum ograniczyć wszelkie regulacje, które mogłyby zinternalizować koszty wytwarzania plastików.

Naukowcy oskarżają stworzoną przez koncerny Amerykańską Radę Chemiczną (American ChemistryCouncil) o stosowanie tych samych taktyk, co niegdyś przemysł tytoniowy: zaprzeczanie wynikom badań naukowych, powoływanie się na własnych fałszywych ekspertów i wywieranie presji na ustawodawców na rzecz utrzymania status quo.

Jak zatem rozwiązać problem?

Ebbesmeyer jest zdania, że produkując plastik mamy pewność, że w końcu trafi on do oceanów, a więc jedynym wyjście jest zaprzestanie jego produkcji. Jest to dosyć radykalne podejście. Nawet najbardziej zaangażowani obrońcy środowiska mają duże trudności z eliminacją plastiku ze swojego życia codziennego.

Ludzie na całym świecie zużywają co minutę około miliona torebek plastikowych. Amerykanie co godzinę wyrzucają 2,5 miliona plastikowych butelek. Jesteśmy uzależnieni od plastiku, a jego eliminacja oznaczałaby zmianę stylu życia dla wielu ludzi.

Ale w końcu jeszcze nie tak dawno – w Polsce jeszcze w latach 70., radziliśmy sobie praktycznie w ogóle bez plastikowych torebek i opakowań. To więc nie kwestia potrzeb, nie konieczność. Może moglibyśmy powrócić do szkła i innych stosowanych wtedy opakowań?

Jak w przypadku globalnego ocieplenia, ludzkość może być jednak zbyt krótkowzroczna, by zmienić swoje wygodne zachowanie,zapobiegając degradacji oceanów. Tym bardziej, że skuteczne rozwiązanie musi być wprowadzone globalnie. Dopóki takie miejsca jak Jawa będą zalewały morza odpadami, tak długo nasze ciała będą coraz bardziej narażone na koktajl związku chemicznych takich jak Bisfenol A.

Być może należysz do tych szczęśliwców, którzy mają wpływ na to, co jedzą na obiad. W obawie przed estrogenami możesz zrezygnować z ryb morskich lub napojów w aluminiowych puszkach i plastikowych butelkach. Jednak nawet jeśli Tobie się uda znacząco ograniczyć ryzyko, to dla miliardów innych ludzi ryby stanowią główne źródło białka. Nie uratuje to też ryb. W tym tempie za 30 lat w morzach będzie pływało więcej plastiku niż ryb.

Wszystkie implikacje kryzysu nie są jeszcze znane. Wielu wieszczy ogromne problemy. Korporacje mówią jednak, że nie ma czego się obawiać i prognozują czterokrotny wzrost rynku produkcji plastiku w ciągu 30 lat.

Ebbesmeyer obstawia katastrofę. „Jesteśmy jednym z wielu gatunków, które wyginą – i jak na ironię będzie to z powodu naszej własnej inteligencji.”

Tomasz Kłoszewski na podst. Climate change, meet your apocalyptic twin: oceans poisoned by plastic

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly