Jedziemy między rozległymi, zielonymi polami, rozciągającymi się aż po horyzont. Nie ma tu wzniesień ani pagórków, jest za to przestrzeń i dużo zieleni. Jest wczesna jesień, słoneczny, ale wietrzny dzień. Gdzieś w tle widać wiatraki – cel naszej podróży.
Jesteśmy na Śląsku, pół godziny drogi z Gliwic, w gminie Wielowieś. To tutaj w 2021 roku otwarto pierwszą śląską elektrownię wiatrową. W sumie 20 wiatraków, każdy może produkować maksymalnie 3,3 MW.
Łącznie produkują 66 MW energii. Mogłyby zaopatrywać w czystą energię 100 tys. gospodarstw domowych.
“To zdecydowanie nie było pstryknięcie palcem” – wspomina wójt gminy Wielowieś Ginter Skowronek chwaląc stojące w okolicy wiatraki. “Cały proces budowy farmy wiatrowej trwał 13 lat. Pierwsze spotkania mieliśmy w 2008-2009 roku, zmianę studium zatwierdziliśmy w 2010, a zmianę planu miejscowego w 2011. Inwestycją były zainteresowane cztery firmy. Finalnie wiatraki postawiła firma Akuo Energy” – dodaje.
Dojeżdżamy do wsi Wiśnicze. Kilka domów, Dom Pomocy Społecznej i kościół. Przy polnej drodze boisko do piłki nożnej i siatkówki. Obok dwie ławki, z widokiem na pola i wiatraki. Turbiny stoją całkiem daleko od zabudowań. Żeby dotrzeć do najbliższej, musimy iść przez kilkanaście minut.
Zostawiamy za plecami ostatnie domy, wiatr przybiera na sile, napędzając gigantyczne turbiny. Każdy z wiatraków ma 195 metrów wysokości. Przed przyjazdem przeczytaliśmy, że czubek turbin przewyższa dach Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Są ogromne, ale ciche. Dopiero kiedy podchodzimy pod jeden z nich, słyszymy specyficzny dźwięk napędzanej turbiny.
Znacznie głośniej hałasują kosiarka i ciągnik, pracujące we wsi.
Na Śląsku też bywa wietrznie
Kiedy pytamy wójta o warunki dla takiej inwestycji, odpowiada: Wielowieś ma wiatraki w bardzo korzystnym miejscu. Pod względem siły wiatru okolica wygląda bardzo dobrze. “Gmina ma 117 km2 powierzchni, zabudowa jest zwarta, a w przestrzeniach między zabudowaniami można było umieścić wiatraki w wymaganych odległościach. Firmy, które inwestują, mają wyliczenia dotyczące wietrzności – uznano, że u nas jest wystarczająca” – wylicza.
Francuska firma Auko Energy, która wybudowała wiatraki w Wielowsi, ma w Polsce jeszcze dwie elektrownie wiatrowe: w Lęborku i Gniewie na Pomorzu.
“Chcieliśmy być obecni na Śląsku, ponieważ to jest ważny, symboliczny ośrodek przemysłowy. Chcieliśmy tym również pokazać, że Polska przechodzi obecnie transformację energetyczną” – mówił Patrice Lucas, CEO i współzałożyciel Akuo Energy, cytowany przez portal Gram w Zielone.
“Okolice Wielowsi są geograficznie usytuowane na wzgórzach i są tu korzystne prądy wiatrowe” – komentował Piotr Owczarek z Akuo. Jak dodał, turbiny zainstalowane w Wielowsi są bardzo nowoczesne. “Właściwie nie ma dziś na świecie lepszych rozwiązań” – zachwalał, dodając, że energia z wiatraków służy mieszkańcom gminy, “Wszystkie turbiny schodzą się kablami do jednego centralnego punktu, czyli stacji energetycznej, w której trasujemy tę energię na wyższy poziom napięcia i dostarczamy okolicznym mieszkańcom” – mówił Owczarek.
Wiatraki działają, Wielowieś liczy zyski
Dzięki farmie wiatrowej, dodaje wójt Skowronek, gmina ma stały dochód w postaci podatku od budowli, 2 mln 540 tys. zł rocznie. Były też wpływy jednorazowe, jak np. służebność przesyłu, czyli 800 tys. zł za kable w drogach polnych. Firma podpisała także 30-letnie umowy dzierżawy z właścicielami pól – za zgodę na wybudowanie wiatraków na ich terenie dostają co roku ustalone z inwestorem kwoty.
“Inwestor wybudował 10 km dróg polnych z dobrą nawierzchnią, pomógł klubom sportowym, kupił aparat USG dla gminnego ośrodka zdrowia. Nie miał na celu tylko budowania wiatraków, ale chciał też pomoc społeczności” – mówi wójt.
Wiatrakowe referendum
Sprzeciw społeczny? Wójt mówi nam, że było “ostro”. “Najgłośniej protestowali mieszkańcy jednej z sąsiednich miejscowości, ludzie, którzy przeprowadzili się na wieś i spodziewali się, że to będzie skansen. Śpiew ptaków i nic więcej. A tak przecież nie może być, gmina musi się rozwijać” – wyjaśnia. “Walka z wiatrakami przerodziła się w pewnym momencie w walkę z ludźmi. Mieszkańcy zorganizowali nawet referendum w sprawie mojego odwołania” – opowiada.
Referendum odbyło się we wrześniu 2020. Inicjatorami była grupa kilkorga mieszkańców, sprzeciwiających się budowie wiatraków. “Panie Wójcie, chcielibyśmy zapewnić Pana, że nie żywimy do Pana osobistej urazy, a jedynie głęboko nie zgadzamy się z prowadzoną przez Pana polityką” – pisali w liście zamieszczonym na lokalnym profilu facebookowym “Gmina Wielowieś i okolice”.
Wójta nie udało się odwołać. Referendum miało bardzo niską frekwencję – wzięło w nim udział jedynie 4,84 proc. mieszkańców.
“Dziś ludzie się już przyzwyczaili. Nie słychać protestów – chociaż podejrzewam, że ci, którzy od początku byli na “nie”, dalej nie są przekonani” – dodaje.
„Straszydła” czy widok z pocztówek?
Mimo to w internecie nadal łatwo jest znaleźć głosy przeciwko wiatrakom. Można na nie trafić na lokalnych forach i grupach na Facebooku. Niektórym przeszkadza migające w nocy światło lamp umieszczonych u szczytu każdego z masztów. Inni twierdzą, że mieszkając bliżej wiatraków trudniej się wyspać – jednak coś od nich słychać. Są też zacięci przeciwnicy farm wiatrowych straszący katastrofami, na przykład pożarami łopat.
Na tych samych grupach można jednak znaleźć również zwolenników OZE i mieszkańców zachwyconych bliskością farmy. Bywa, że mieszkańcy wymieniają się zdjęciami wiatraków zrobionymi w czasie malowniczych zachodów słońca. Widać, że głosy są podzielone: niektórzy w komentarzach piszą o “straszydłach jak strachy na wróble”. Inni nie rozumieją, co się w wiatrakach może nie podobać.
Gusta mogą być różne, ale skądś energię musimy brać – przekonywał w jednym z odcinków naszego podcastu Paweł Czyżak z think-tanku Ember. “W innym przypadku musielibyśmy przecież na przykład tworzyć nowe odkrywki i budować wielkie, konwencjonalne elektrownie. One przecież też zakłócają krajobraz.”
Duży hałas z wiatraków czy dużo hałasu o nic?
Zresztą lepsze to nawet, niż elektrownia atomowa – mówi nam jeden z mieszkańców gminy, spotkany przed niewielkim marketem. “Szczególnie teraz, kiedy nie wiadomo, czy jakaś rakieta w taką elektrownię nie uderzy” – przekonuje nas czterdziestokilkulatek pakując do bagażnika zakupy – “A tutaj wiatraki nie przeszkadzają. Niech budują, niech ich będzie jak najwięcej, to może prąd byłby tańszy” – mówi.
Pytamy o nowe wiatraki, które mogłyby stanąć w okolicy. “Popieram” – odpowiada nasz rozmówca. “Nawet, jeśli staną niedaleko mojego domu”.
W rozmowach z nami mieszkańcy gminy rzadko narzekają. Według pracownic marketu bardziej od wiatraków hałasuje ruchliwa droga przebiegająca niedaleko sklepu. O zdanie zapytaliśmy również ucznia tutejszej podstawówki. Chłopiec koniecznie chce pogłaskać naszego psa, z którym spacerujemy po Wielowsi. “Mieszkaliśmy w Wielowsi, przeprowadziliśmy się do Wiśniczach. Ale wiatraki? Jakie wiatraki?” – dziwi się chłopak, na oko czwartoklasitka. “Aa, te”- reflektuje się po chwili. “Rodzice nie narzekają”- rzuca podbiegając w kierunku autobusu.
Z odrobinę większą rezerwą o wiatrakach mówi nam sprzedawca obwoźnego sklepu, urządzonego w naczepie furgonetki. “Są różne teorie. Niektórzy mówią, że gorzej działa internet. Albo że wiatraki mogą wydawać jakieś mikrodźwięki i nie wiadomo, czy to nie szkodzi zdrowiu. Ale hałas? Ja nic nie słyszę.”
“A ja je słyszę, z otwartymi oknami trochę ciężej zasnąć, trzeba się przyzwyczaić” – narzeka jednak mieszkanka Wielowsi, którą spotykamy niedaleko Banku Spółdzielczego. Jej dom stoi około kilometra od farmy. Obok biegną tory kolejowe.
“Tylko że pociąg przejedzie raz na jakiś czas, a wiatraki działają ciągle” – rozkłada ręce. Sama nie była przeciwniczką tej inwestycji. “Niektórzy w gminie byli rzeczywiście mocno przeciw. Była taka grupa, ale w większości się nie sprzeciwialiśmy. Ja w tych dyskusjach zawsze byłam raczej neutralna.” – dodaje.
Wielowieś będzie miała nowe wiatraki? To zależy od Sejmu
Nowych dyskusji o wiatrakach w lokalnych społecznościach na razie nie słychać. To przez ustawę odległościową, której nowelizacja na razie utknęła w Sejmie. W lipcu projekt zmian w prawie przyjęła Rada Ministrów, jednak posłowie do tej pory nie zajęli się nową propozycją.
Dlatego w Polsce bardzo trudno postawić elektrownię wiatrową. Odległość farmy od najbliższych zabudowań musi być równa dziesięciokrotności wysokości najbliższego wiatraka. Wielowieś zdążyła przed 10H – sprawę planu miejscowego dopuszczającego wiatraki dopięto przed 2016 rokiem. Wtedy feralne prawo weszło w życie.
“Ale mi się wydaje, że jakieś wiatraki jeszcze tu staną” – powiedział nam na koniec rozmowy właściciel obwoźnego sklepu. Są zresztą takie plany – na razie na trzy wiatraki, które dopuszcza obowiązujący plan zagospodarowania. Pewnie mogłoby być ich więcej. To zależy tylko od odmrożenia zmian w prawie.
Źródło: SmogLab.