ArtykulyPowiązania

Agonia bałtyckich dorszy

Przed tygodniem w Morskim Instytucie Rybackim w Gdyni odbyło się spotkanie rybaków z przedstawicielami Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej oraz naukowcami. Rozmawiano o coraz mniejszych zasobach ryb w Bałtyku.

Jak podaje Portal Morski, rybacy alarmowali, że zasób ryb, przede wszystkim dorszy, jest katastrofalny. W opinii samych rybaków

„To już nie są ryby, tylko pływające kości ze skórą (…) Ryby nie ma na całym wybrzeżu. Najgorzej jest jednak na zatoce, gdzie ryba po prostu całkowicie zanikła. (…) To już jest agonia Bałtyku. Jeżeli nic nie zrobimy, to za kilka lat Bałtyk będzie martwym morzem”.

Łowione dziś na Bałtyku dorsze to faktycznie cień dawnych ryb. To, co wpada w sieci kutrów, to ryby chude, małe i nie nadające się do dalszej obróbki.

Rys. 1. „Czipsy rybne”, czyli wyłowione z Bałtyku dorsze. Zdj. H. Bierdgarski, Portal Morski.

Zadziwiająca w tym jest przede wszystkim to, że ktoś się dziwi temu stanowi rzeczy, który jest oczywistą konsekwencją wielowymiarowej presji, pod którą znajdują się bałtyckie ryby. Pokrótce:

  1. Zbyt wysokie połowy dorsza, przez co jego populacja nie jest w stanie się odradzać. Polscy rybacy od lat pomstowali na unijne limity połowowe, które jeszcze kilka lat temu określali jako wymyślony przez Brukselę idiotyzm, bo ryby na łowiskach zawsze były i w przyszłości też ich na pewno nie zabraknie. Powszechną praktyką od dawna było łowienie „na dziko” bez zgłaszania złowionych ryb, przez co rzeczywiste połowy były znacznie większe niż to formalnie raportowano. Za przełowienie obwiniano statki ze Szwecji
  2. Zbyt wysokie połowy innych ryb, którymi żywią się dorsze. Wielkie 50-metrowe trawlery, tzw. „paszowce”, pływając parami ciągnąc przez morze sieć wielkości boiska do piłki nożnej. Dokonują w ten sposób olbrzymich połowów do celów przemysłowych, głównie na mączkę rybną. Ich sieci o małych oczkach zbierają po drodze wszystko, co napotkają, od dna do powierzchni morza. Wpadają w nią różne ryby, w tym będące pożywieniem dorszy śledzie i szproty, a także młode dorsze. Na dodatek te statki dysponują drogim sprzętem echolokacyjnym, który namierza całe ławice ryb.
  3. Duże statki niszczą dno morskie, trałując je. W ten sposób znika środowisko życia nie tylko dla samego dorsza, ale i innych gatunków, także tych, którymi się żywi właśnie dorsz.
  4. Masowo stosowane przez rolników nawozy azotowe i fosforowe spływają rzekami do Bałtyku, podobnie jak gnojowica z hodowli świń. Powoduje to zakwity glonów, odtlenienie wody i tworzenie beztlenowych stref śmierci. W ostatnim stuleciu strefy beztlenowe powiększyły się z 5 tys. km2 aż do obecnych 60 tys. km2. W Bałtyku znajduje się 7 z 10 największych stref beztlenowych na świecie. Krótko mówiąc, dno naszego morza już nie nadaje się do życia. Głębiny Bałtyku to nie tylko martwe dno, lecz także wielkie beztlenowe masy wody ponad nim. Dorsze tracą przestrzeń do rozrodu. Ale i u brzegów warunki życia są trudne. Na głębokości 6-12 m woda przestaje być wystarczająco przezroczysta dla roślin. Tracimy podwodne łąki, wyginął morszczyn, dogorywa widlik (czytaj więcej Jezioro Bałtyckie, czyli kąpiel w zupie szczawiowej).
  5. Sytuację pogarszają zmieniające się warunki klimatyczne. Dorsz zasiedla teraz wody między innymi Morza Barentsa, które jeszcze 50 lat temu było pokryte lodem. Z powodu ocieplenia się klimatu rośnie też temperatura Morza Bałtyckiego. Dorsze, które dobrze czują się w chłodnych wodach, migrują na północ. Te zaś, które zostają, nie mają pożywienia, bo pozostałe jeszcze ławice szprota przesunęły się na północny Bałtyk w okolice Estonii i Zatoki Fińskiej, gdzie morze jest chłodniejsze. W wyższej temperaturze spada też natlenienie wody. W przypadku zwierząt zmiennocieplnych, których temperatura zależy od temperatury środowiska, dochodzi do tego wzrost temperatury ciała w cieplejszej wodzie, a tym samym większe tempo reakcji biochemicznych i szybszy metabolizm. Skutkuje to podwyższonym zapotrzebowaniem na tlen, tym większym, im większe są rozmiary ciała. Oznacza to szybsze zużywanie zapasów tlenu w coraz bardziej ubogim w niego oceanie. Prognozy mówią o 29% wzroście zapotrzebowania zwierząt na tlen w przypadku ocieplenia o 2°C (wg prognoz dla scenariusza biznes-jak-zwykle około 2050 roku), a dla 3°C (okolice 2100 roku dla scenariusza biznes-jak-zwykle) o 50% (konferencja The Royal Society 2016).
  6. Ze względu na brak ryb na łowiskach rybołówstwo staje się coraz bardziej nieopłacalne, lecz połowy są kontynuowane dzięki dopłatom dla rybaków. Według raportu Oceany z 2011 roku dopłaty dla rybaków z samego tylko Europejskiego Funduszu Rybackiego (pomijając inne dopłaty w tym sektorze np. pieniądze wypłacane przez poszczególne państwa członkowskie jako np. dopłaty do paliwa), w aż 13 krajach Unii przekraczały wartość złowionych ryb. Polskie rybołówstwo otrzymało 6 razy więcej pieniędzy w formie subsydiów niż wynosiła całkowita wartość krajowych połowów.

Na konferencji w Gdyni pojawiły się też głosy, że „powodem wymierania ryb może być zbyt restrykcyjna polityka oczyszczania rzek wpływających do Bałtyku, co wyjaławia wodę i pozbawia ją dużej ilości związków chemicznych wpływających na rozwój życia w morzu”. Zupełnie „nie kupuję” tezy, że zrzucanie ścieków komunalnych, przemysłowych i rolniczych do rzek miałoby służyć rybom. Zgodnie z tą logiką, dopiero XX-wieczne uprzemysłowienie miałoby zwiększyć populację ryb w Bałtyku… Odnoszę wrażenie, że coś takiego mógł wymyślić tylko skrajnie ortodoksyjny stronnik „czynienia sobie Ziemi poddaną”, uważający środowisko za studnię bez dna. Zwiększenie ilości ścieków zrzucanych do Wisły, Odry i ich dopływów nie uratuje dorszy.

Co powinniśmy zrobić?

Jeśli chcemy, żeby ryby (i łowiska) się odrodziły, potrzebne jest radykalne ograniczenia ich połowów, a także mniejszych ryb, którymi się żywią – a w zasadzie wszystkich ryb, połączone z ich faktycznym egzekwowaniem. Potrzebne jest stworzenie dużych morskich obszarów chronionych. Potrzebne jest moratorium na trałowanie i połowy prowadzone przez paszowce. Potrzebne są przepisy ograniczające spływ nawozów i gnojowicy do wód. Potrzebne jest wycofanie dopłat do połowów. W pakiecie dostaniemy czysty i bogaty w życie Bałtyk, a także po kilkunastu latach znacznie lepsze łowiska. To wszystko jest do zrobienia „od ręki”, przeszkody znajdują się tylko w naszych głowach.

Marcin Popkiewicz

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly