Artykuly

Trumpizm w świecie Granic Wzrostu

W Stanach Zjednoczonych narastająca frustracja szerokich rzesz społeczeństwa doprowadziła do wyboru na stanowisko prezydenta osoby zdecydowanie odcinającej się od establishmentu i dotychczasowych polityk, posługującej się przy tym populistycznym językiem i nawet jak na polityka pozwalającej sobie na – oględnie mówiąc – dość luźne podejście do faktów. Trend ten ma miejsce zresztą nie tylko w USA – Brexit, Le Pen i podobne zjawiska można zauważyć też w innych krajach. 

Skąd tylu wkurzonych? Z powodu braku szans życiowych, narastających nierówności i ogólnej frustracji szerokich rzesz społeczeństwa, z jednej strony dostrzegających, że „dobrze to już było”, a z drugiej chcących powrotu „starych dobrych czasów”. 

Z punktu widzenia megatrendów to zupełnie niezaskakujący, związany ze zbliżaniem się do granic wzrostu, syndrom spowalniania wzrostu gospodarczego. Co prawda statystyki pokazują dalszy wzrost gospodarki światowej, ale ma on niewiele wspólnego z realną gospodarką, lecz jest rezultatem polityki łatwego pieniądza, ujemnych stóp procentowych i wirtualnego pompowania giełd i całego sektora finansowego. Bogaci się na tym wąska grupa, kosztem reszty zadłużającego się społeczeństwa, z perspektywy którego wzrostu gospodarczego po prostu nie ma.

Dopóki gospodarka rosła, ludzie mieli poczucie, że przyszłość będzie lepsza od teraźniejszości, a dobrobyt i poziom życia będą rosły. Teraz jednak wzrost gospodarczy wyhamowuje, więc sytuacja się zmienia. Rosną koszty środowiskowe, w tym np. utraty usług degradowanych ekosystemów, wyczerpywania pokładów wodonośnych, łowisk, erozji gleb, zmiany klimatu, zanieczyszczeń powietrza itp. W miarę wyczerpywania najlepszych złóż ropy, gazu, metali i konieczność sięgania po bardziej kosztowne rozwiązania (w przypadku energii odnawialne źródła energii czy atom) społeczeństwo coraz większe środki przeznacza na pozyskiwanie zasobów. W miarę jak staramy się rozwiązywać problemy tworząc bardziej złożone technologie, przepisy i regulacje rośnie koszt złożoności. Coraz wyższe są też wydatki na emerytury starzejących się społeczeństw. Rośnie zadłużenie społeczeństw (zarówno indywidualne jak i za pośrednictwem budżetów), podczas gdy globalne korporacje unikają płacenia podatków. Trwa globalny wyścig do dna, w którym korporacje przenoszą miejsca pracy tam, gdzie pensje są niższe, a regulacje prawa pracy i ochrony środowiska są słabsze. Narastają nierówności: najbogatszy 1% ma skumulował w swoim ręku już 50% światowego majątku i co roku zwiększa swój stan posiadania o kolejny 1%. 

W rezultacie większości ciężko pracujących ludzi pozostaje coraz mniej. Jakościowo obrazuje to poniższy rysunek.

Jaka będzie naturalna reakcja społeczeństwa? Domaganie się przywrócenia „dawnych dobrych czasów”, najlepiej przez wybranie do rządzenia kogoś, kto obiecuje ich cofnięcie globalizacji, ograniczenie zysków korporacji, zniesienie przepisów ochrony środowiska, poprawę stanu życia klasy średniej poprzez pozbycie się „innych”, ograniczenie roli rządu, obniżenie podatków i tak dalej. 

Dlatego pojawił się Trump.

Czy jest receptą na problemy? Fundamentalnym problemem jest koniec epoki wzrostu, czego Trump za nic nie przyzna. Nie różni się tym co prawda od zdecydowanej większości innych polityków. Jednak wiele działań podejmowanych choćby przez jego poprzednika Baracka Obamę szło w kierunku łagodzenia rzeczywistych problemów długoterminowych, takich jak np.poprawa efektywności wykorzystania energii i zasobów, przestawianie gospodarki na czystą energię czy ochrony cennych ekosystemów.

Przyjrzyjmy się pokrótce kwestii ochrony klimatu, ze wszystkich problemów przed którymi stoimy wymagającej chyba najbardziej długoterminowego myślenia.

Będąca konkurentką Trumpa Hilary Clinton (też zresztą mocno zakorzeniona w świecie wzrostu, globalizacji i korporacji) zamierzała kontynuować politykę Obamy –w przypadku emisji gazów cieplarnianych nie tylko wypełnić zadeklarowany cel ich redukcji o 26-28% do 2025 roku względem roku 2005, ale jeszcze go zwiększyć. 

Trump z kolei stwierdził, że „globalne ocieplenie to spisek wymyślony przez Chińczyków w celu zniszczenia konkurencyjności amerykańskiego przemysłu” (na co Chińczycy ostatnio dyplomatycznie odpowiedzieli, że „Chiny nie mogły wymyśleć globalnego ocieplenia jako ściemy mającej zaszkodzić konkurencyjności USA, bo to właśnie republikańscy poprzednicy Trumpa – Ronald Reagan i George H.W.Bush zainicjowali proces powstawania IPCC i negocjacji klimatycznych w latach 80.”). 

Tak wygląda energetyczno-klimatyczny plan Trumpa na pierwszych 100 dni rządzenia (archiwum). 

W imię powrotu do „dawnych dobrych czasów”, prezydent elekt w swoim programie wyborczym obiecał zniesienie „niszczących miejsca pracy” przepisów ochrony środowiska, położenie nacisku na zwiększenie wydobycia ropy i gazu, zlikwidowanie federalnego budżetu przeznaczanego na działania związane z ochroną klimatu oraz wystąpienie z zawartego w Paryżu porozumienia klimatycznego. 

Spełnienie przez Trumpa jego zapowiedzi z kampanii wyborczej prowadziłoby nie do spadku, lecz do wzrostu emisji. Jakby ktoś nie wiedział – spełnienie celu ograniczenia wzrostu globalnej temperatury powierzchni Ziemi o 2°C wymaga zaprzestania spalania paliw kopalnych w ciągu mniej więcej 30 lat. Jeśli tego nie zrobimy… cóż, zrobi się bardzo „ciekawie”. Rządy Trumpa przybliżają nas do katastrofy. 

Widząc, jak wkrótce po zostaniu prezydentem-elektem Trump otwarcie zmienia stanowisko w kluczowych sprawach, można by mieć nadzieje, że to, co mówił odnośnie storpedowania procesu ochrony klimatu również potraktuje jako niezobowiązującą retorykę i nie zrealizuje swoich wyborczych zapowiedzi. Jednak to, kim obsadza kluczowe stanowiska, pokazuje, że na serio zamierza zrobić wszystko, by Stan Zjednoczone zostały hamulcowym ochrony klimatu. 

Szefem amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA) ma zostać MyronEbell, dyrektor negującego zmianę klimatu thinktankuCompetitiveEnetrpriseInstitute, finansowanego przez koncerny paliw kopalnych, takie jak ExxonMobil i magnatów przemysłowych braci Koch. Można się zastanawiać, czy pod jego kierownictwem EPA zostanie tylko sparaliżowana, czy w ogóle przestanie istnieć.

Na głównego stratega i doradcę Białego DomuTrumpwybrał Stephena Bannona, byłego głównego właściciela skrajnie prawicowego portalu Breitbart News, rozgłaszającego, że zmiana klimatu to spisek chciwych naukowców, firm odnawialnych źródeł energii i zielonych aktywistów.

Mając większość w Izbie Reprezentantów i Senacie Republikanie mogą zagwarantować, że USA przez kolejne lata będą blokować uchwalanie prawa mogącego służyć ochronie środowiska i klimatu. Trump wybierze też wkrótce nowego dożywotniego sędziego Sądu Najwyższego, co zapewni Republikanom przewagę głosów 5-4 w Sądzie Najwyższym, rozstrzygającym sprawy takie jak możliwość określania przez EPA norm emisji z elektrowni.

Czyste technologie energetyczne bardzo dojrzały i staniały przez ostatnie lata, a ich rozwój będzie dalej postępował; jednak niewątpliwie postępowałby szybciej, gdyby na rynkowym polu gry obowiązywała zasada „zanieczyszczający płaci”, którą Donald Trump odrzuca.

Tak w imię krótkoterminowych korzyści rezygnuje się z myślenia długoterminowego: nadające się do wydobycia paliwa kopalne zostaną szybko puszczone z dymem, zmiana klimatu przyspieszy, a w rezultacie dwa górne paski staną się szersze.

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly