ArtykulyRozwiązania systemowe

Jak zrobić krzywdę sobie i środowisku, prosta instrukcja praktyczna

Powinniśmy dążyć do gospodarki efektywnej energetycznie, oszczędnie gospodarującej zasobami, przyjaznej środowisku i biosferze. Robić to jak najmniej kosztownie i z troską o jak najwyższą jakość życia ludzi. W dyskusjach o źródłach energii, panelach słonecznych, farmach wiatrowych, efektywnym transporcie itp. uwadze często umyka słoń w pokoju. I o nim właśnie dzisiaj będzie. To taki nasz własny polski słoń.

Przyjrzyj się poniższemu zdjęciu satelitarnemu:

Zdjęcie 1. Hohenroth, Niemcy

Widzimy, gdzie mieszkają ludzie, gdzie są pola, a gdzie lasy. Wiadomo, gdzie powinien dojeżdżać transport zbiorowy tak, aby można było w kilka minut dojść na przystanek. Zwarta zabudowa ułatwia doprowadzenie sieci ciepłowniczej, elektrycznej, gazowej, wodociągów, kanalizacji i oświetlenie ulic. Jednocześnie blisko jest do terenów zielonych, a dziko żyjące zwierzęta mają gdzie się podziać.

To typowy plan europejskiej miejscowości. Przyjrzyjmy się zdjęciom satelitarnym z innych krajów.

Zdjęcie 2. Bacouel-sur-Selle, Francja

Zdjęcie 3. Great Harwood, Anglia

Zdjęcie 4. Kromieryż, Czechy

Gdzie nie spojrzeć, wszędzie widzimy przemyślany plan zabudowy. No, może prawie wszędzie…

Zdjęcie 5. Gdzieś w Europie

Ale zaraz, zaraz, to ostatnie zdjęcie jakoś odbiega od pozostałych… Czy aby na pewno jesteśmy nadal w Europie..?

Popatrzmy i pomyślmy – jak by tu poprowadzić transport zbiorowy? Czy w ogóle da się doprowadzić drogi do tych wszystkich porozrzucanych bez ładu i składu domów? Ich grzęznący w jesiennym błocie mieszkańcy pewnie będą się domagać podprowadzenia im pod bramę wjazdową asfaltu. Czy to w ogóle wykonalne przy rozsądnych kosztach?

Ile może tu kosztować podprowadzenie tu wodociągów, kanalizacji, gazu, prądu? Jak wysokie będą dodatkowe straty na przesyle na długich liniach dystrybucyjnych, koszt transformatorów itp.? Czy z braku kanalizacji mieszkańcy nie pobudują sobie nieszczelnych szamb? Czy nie będą sami sobie palić w piecach węglem (oczywiście najtańszym mułem za 200 zł/tonę) lub śmieciami? Ile surowców trzeba będzie zużyć na zbudowanie i utrzymywanie tak rozproszonej infrastruktury?

Jak wysokie są koszty życia w tak zaplanowanym miejscu, zarówno na infrastrukturę, jak i dojazdy? Mieszkańcy mają daleko do pracy, do przedszkola, szkoły, sklepu, lekarza, … Wszędzie mają daleko.

Czy da się tu żyć bez samochodu – oczywiście terenowego, bo przez śnieg i błoto na drodze gruntowej nic innego się nie przedrze? Ile czasu spędzą mieszkańcy tych domów na dojazdach i ile ich będzie kosztować paliwo i spędzony w korkach czas – a główne drogi zostały ściśle zabudowane z obu stron, bo to przecież „najlepiej skomunikowane miejsca”, uniemożliwiając szybki ruch.

Kiedy przychodzi starość – kiedy wzrok się pogorszy i trzeba będzie zrezygnować z samochodu, nadejdzie wykluczenie społeczne. Mieszkańcy tych domków nie będą w stanie dostać się do domu kultury, sklepu czy przychodni – zostaną uwięzieni we własnych domach. Być może będą oczekiwać, że będą dowozić ich dzieci – ale te albo nie będą miały czasu jeździć do tak daleko mieszkających rodziców, albo (jeśli mieszkają niedaleko), będą zbyt zajęte rozwożeniem po szkołach i zajęciach swoich dzieci (bo te także aż do momentu uzyskania prawa jazdy będą w gronie wykluczonych).

A ile będzie tu jechać R-ka? I czy zdąży dojechać, zanim mieszkaniec takiego domu zejdzie na zawał?

A może ludzie pobudowali się tu, uciekając z miasta przed ściskiem, smrodem, hałasem i zanieczyszczeniami? Do miasta dojeżdżają do pracy, korkując dojazdy, emitując spaliny i czyniąc życie w mieście nieznośnym. No bo w końcu oni MUSZĄ mieć samochody, bo nie mają transportu publicznego, a na jazdę rowerem też za daleko. Miasta tymczasem się wyludniają i postępuje ich degradacja, bo ludzie masowo przeprowadzają się do domków poza miastem.

Być może mieszkańcy tego miejsca przeprowadzili się poza miasto, licząc na kontakt z przyrodą? Na zdjęciach 1-4 wiadomo, gdzie pójść, by mieć z nią kontakt. Na zdjęciu 5, gdzie nie pójdziemy, będziemy między jednym płotem, a drugim. Zamiast wytchnienia otrzymujemy męczący chaos wizualny. Zwierząt oczywiście nie ma. O ile na zdjęciach 1-4 możemy się domyślać, gdzie mogą być sarny, zające czy bażanty, o tyle na zdjęciu 5 spotkanie czegoś większego od ślimaka może być już problemem.

A co, jeśli chcemy postawić biogazownię, wiatrak lub farmę paneli fotowoltaicznych i zrobić to tak, by nikt nie miał ich tuż za płotem? Na terenach ze zdjęć 1-4 szybko możemy wskazać parę nieinwazyjnych miejsc na te przedsięwzięcia. A na terenach ze zdjęcia 5..? No nie ma siły, żeby komuś nie postawić tego tuż za płotem – protesty murowane. A jeśli już będziemy budować cokolwiek – czy to farmę wiatrową czy też drogę, to spodziewajmy się, że odszkodowania będą jak za tereny budowlane – nawet, jeśli jedyne co tam jest, to krzaki.

Tak, na pewno domyśliliście się, że zdjęcie 5 pokazuje Polskę (konkretnie, okolice Łodzi). Jesteśmy unikatem w skali europejskiej. Nie mamy planowania przestrzennego. Każdy sobie jest panem i może budować co chce i gdzie chce. A nawet, jeśli są ograniczenia (na przykład na terenach zalewowych), to po daniu w łapę lub zagrożeniu sądem, można się pobudować. Statystyki w tym zakresie są przerażające. Refleksja przychodzi później.

Podstawowe dokumenty prawa miejscowego – Miejscowe Plany Zagospodarowania Przestrzennego, obejmują jedynie 28% powierzchni Polski. A jak już są, dopuszczają zabudowę prawie wszędzie. Gdyby cała powierzchnia Polski była „zaplanowana” tak, jak jest to w istniejących MPZP, mogło by u nas zamieszkać ponad 2/3 mieszkańców USA.

Za (anty)przykład może nam służyć podwarszawska gmina Lesznowola.

Zdjęcie 6. Podwarszawska gmina Lesznowola

To gmina rolnicza, a sporą część terytorium gminy stanowią lasy sękocińskie. Aktualnie są one parcelowane i zabudowywane. Ludzie sprowadzają się tu, by być blisko lasu, uciec przed tłokiem i smrodem. Jest ich wielu. Być może, gdyby wiedzieli, w czym uczestniczą i jak to się może skończyć, zmieniliby swoje plany.

W swoim studium gminnym gmina Lesznowola planuje zabudowę mieszkalną na ponad 40% powierzchni gminy, kolejne ponad 40% mają zająć usługi i produkcja. Aż 10% ma zająć komunikacja (może to i nic dziwnego, bo według tych planów w gminie miałoby zamieszkać sto kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, prawie tyle, co na warszawskim Ursynowie).

Ilustracja 7. Przeznaczenie terenów według studium gminnego w gminie Lesznowola. Źródło Raport o ekonomicznych stratach i społecznych kosztach niekontrolowanej urbanizacji w Polsce.

Na tereny zielone i wody pozostanie… 1%. To nawet znacznie mniej niż w centrum Warszawy, czy konurbacji Katowickiej. I ci ludzie naprawdę wyprowadzają się z miasta w poszukiwaniu przyrody, spokoju i czystego powietrza?

Kiedy się tu sprowadzą, przyroda zniknie. Lasów i zwierząt już tu nie będzie. Korek terenówek też nie będzie służył środowisku. Spokój zastąpi codzienna nerwówka i wykluczenie coraz większej liczby ludzi. Nieszczelne szamba zanieczyszczą wody gruntowe, a opalane najtańszym mułem węglowym i śmieciem piecyki pokryją okolicę trującym oparem.

A wszystko za olbrzymią cenę. Już dziś łączną kwotę zobowiązań gmin wynikającą z uchwalenia planów miejscowych na blisko 130 mld zł, a najwyższą pozycją w prognozowanych wydatkach są koszty budowy dróg gminnych oraz koszty wykupu gruntów pod drogi gminne. Oczywiście gmin na to nie stać, więc infrastruktura ta nie powstaje, czyniąc życie tych, którzy zamieszkali w takich miejscach, pasmem udręki.

Co mogłoby zmienić ten trend rozpełzania się zabudowy? To, co działa u naszych sąsiadów – planowanie przestrzenne. Potrzebne są zarówno działania na poziomie krajowym i lokalnym:

  • kodeks urbanistyczno-budowlany, całościowo regulujący proces inwestycyjno-budowlany (jest w opracowaniu przez Komisję Kodyfikacyjną, ale jest wielu korzystających z obecnego chaosu i mianowaniem wszystkiego, co się da „terenami budowlanymi”)
  • Odpowiednie opracowanie SIWZ dla projektów miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego przez gminy, realistyczna ocena chłonności gruntów, możliwości doprowadzenia infrastruktury itd., kosztów oraz korzyści wynikających z opracowania planów.
  • Rewitalizacja opuszczonych centrów miast i zaniedbanych kwartałów miejskich, wykorzystanie przez gminy funduszy, jakie będą dostępne na te cele.
  • W opracowywanych MPZP należy poddać pełnej analizie możliwość zastosowania w gminie Odnawialnych Źródeł Energii i wykorzystania gruntów w tym celu, plus promocja oferty gminy dla inwestorów w OZE.
  • Zmiana odpowiedzialności: obecnie plany zagospodarowania przestrzennego zatwierdzają radni. Chcąc przypodobać się wyborcom, zezwalają na wszystko – ale później już za to nie odpowiadają. To nie ich boli głowa, skąd gmina ma wziąć środki na potwornie kosztowna infrastrukturę i zapewnienie usług komunalnych.

W całej Europie to działa. Tylko nie w kraju nad Wisłą, choć to takie proste – wystarczy rozsądek.

Czytaj więcej w Raport o ekonomicznych stratach i społecznych kosztach niekontrolowanej urbanizacji w Polsce.

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly