Bez kategorii

„Największym zagrożeniem dla pszczół są pszczelarze”. Miejskie ule bardziej szkodzą niż pomagają

Miejskie ule pomagają pszczołom? Niekoniecznie. „Kampanie zachęcające ludzi do ratowania pszczół doprowadziły do ​​niezrównoważonego rozprzestrzeniania się pszczelarstwa miejskiego.  Takie podejście ratuje tylko jeden gatunek pszczoły, pszczołę miodną” – napisano w raporcie Królewskich Ogrodów Botanicznych. Na problem zwracają też uwagę naukowcy z Polski.

– To trochę jak mówić, że ratujesz ptaki, bo trzymasz kury na swoim podwórku – tak Charlotte De Keyzer podsumowuje podejście do tworzenia uli w mieście. 

Badaczka pszczół z Toronto założyła nawet stronę bee-washing.com, na której walczy z dezinformacją na ten temat. Dlaczego to ważne? Bo wychodzi na to, że nawet gdy chcemy dobrze… to nam nie wychodzi. A miejskie ule mogą przynosić pszczołom więcej złego niż dobrego.

Żerujące super-maszyny 

Badanie z Toronto wykazało, że od 2013 do 2020 r. liczba gatunków dzikich pszczół zmalała ze 177 do 120. W międzyczasie w mieście pojawiło się ok. 3 tys. uli z pszczołami miodnymi – jedynymi, które są w nich hodowane. Najmniej dzikich gatunków było właśnie tam, gdzie przybyło najwięcej pszczół miodnych. 

Ale to problem nie tylko w Kanadzie. Na negatywny wpływ miejskich uli na dzikie pszczoły zwrócono też uwagę m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Polsce. 

– Pszczoły miodne są żerującymi super-maszynami i dosłownie zabierają pyłek z pysków innych pszczół i innych zapylaczy – wyjaśnia Stephen Buchmann z Uniwersytetu Arizony.

Nie „pszczoła”, a „pszczoły” 

Problem z pszczołami polega na tym, że często utożsamiamy je tylko z jednym gatunkiem: pszczołą miodną. Tymczasem na świecie istnieje około 20-30 tys. gatunków tych owadów, a w samej Polsce – blisko 500. 

Najskuteczniejszymi zapylaczami są pszczoły samotnice i trzmiele. Gatunki te mają jednak krótszy zasięg lotu niż pszczoły miodne, które do tego żyją w koloniach liczących kilkadziesiąt tysięcy owadów. Niektóre gatunki mogą zaś zbierać pyłek tylko przez kilka tygodni w roku lub tylko z określonych gatunków roślin. Dlatego im więcej pszczół miodnych, tym trudniej o przetrwanie pozostałym.

Pszczołom zagrażają… pszczelarze 

„Kampanie zachęcające ludzi do ratowania pszczół doprowadziły do ​​niezrównoważonego rozprzestrzeniania się pszczelarstwa miejskiego.  Takie podejście ratuje tylko jeden gatunek pszczoły, pszczołę miodną” – napisano w raporcie Królewskich Ogrodów Botanicznych z 2020 r. 

Raport w tej sprawie przytoczyło brytyjskie Muzeum Historii Naturalnej. „Dowody wskazują, że nie ma wystarczającej ilości nektaru i pyłku, aby utrzymać obecną liczbę uli w miastach Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w Londynie. Oznacza to, że popularne hobby może aktywnie szkodzić różnorodności biologicznej, zwłaszcza dzikim pszczołom, zamiast ją ratować” – napisało muzeum. 

Paula Carnell, Wieloletnia edukatorka w zakresie pszczół z Anglii, stwierdza wprost: – Największym zagrożeniem dla pszczół są w rzeczywistości pszczelarze. Pszczoły miodne są hodowane z korzyścią dla ludzi do produkcji miodu. Istnieje wiele aspektów pszczelarstwa, które nie są zrównoważone i nie są naturalne. 

Podobnie wypowiada się Joan Casanelles, jeden z autorów raportu o wpływie miejskich uli na pszczoły w Szwajcarii. – Pszczelarstwo nie jest działalnością ochronną mającą na celu ratowanie dzikich pszczół, tak samo jak posiadanie bydła lub zwierząt domowych nie jest sposobem ochrony dzikich ssaków – komentuje na łamach Dezeen.

Pszczoły miodne nie są zagrożone 

Warto dodać, że tak naprawdę pszczoły miodne są akurat tym gatunkiem, który ma się naprawdę dobrze.

„W rzeczywistości, jako gatunek, pszczoła miodna nie jest zagrożona wyginięciem. Mimo spadku liczby rodzin pszczelich w pewnych regionach świata, ich globalna liczba rośnie zarówno w skali światowej, jak i w Polsce. Zatem zakładanie nowych pasiek trudno uważać za formę ochrony pszczoły miodnej. Tym bardziej działalność taka nie chroni dziko żyjących gatunków pszczół” – pisze grupa kilkunastu naukowców-przyrodników z Polski, której opinia pojawiła się na łamach portalu Nauka dla Przyrody.

Stwierdzają oni również, że, „zakładanie i powiększanie pasiek nie powinno być utożsamiane z ochroną pszczół, ani przedstawiane jako pomoc pszczołom”.

Naukowcy: Ograniczyć ule w miastach 

Jak więc zapobiegać negatywnym skutkom obecności pszczoły miodnej w środowisku? Grupa polskich naukowców zaleca m.in.: 

  • by nie utrzymywać uli w zbyt dużym zagęszczeniu, 
  •  by ograniczać ule w miastach, 
  • by ograniczać ule w obszarach wartościowych przyrodniczo (bo mogłyby konkurować z wrażliwymi i rzadkimi dzikimi gatunkami pszczół). 

A jak pomagać wszystkim pszczołom, a nie tylko wybranej? Między innymi przez zachowywanie i zwiększanie bioróżnorodności, ograniczanie stosowania pestycydów w rolnictwie, sadzenie kwitnących drzew i stawianie na dzikie łąki. Jako że pszczoły miodne są też wektorem roznoszącym choroby na inne gatunki pszczół, istotna jest też prawidłowa gospodarka pasieczna, która zminimalizuje takie ryzyko.

A co z miejskimi ulami? „Pasieki miejskie powinny pełnić głównie rolę edukacyjną, zamiast gospodarczej, a ich umiejscowienie powinno być zaplanowane tak, by służyły edukacji i oswajaniu ludzi z pszczołami, a nie produkcji miodu na dużą skalę” – apelują polscy przyrodnicy.

I podsumowują: „Można śmiało stwierdzić, że wszystkie działania podejmowane dla poprawienia losu dzikich zapylaczy są jednocześnie korzystne dla rodzin pszczoły miodnej. Wszystkie, z wyjątkiem jednego – promowania pszczoły miodnej jako jedynego remedium na pogłębiający się kryzys związany z zapylaniem roślin.”

 

 

Podobne wpisy

Więcej w Bez kategorii