Powiązania

klimatolog-z-nasa:-„zmierzamy-w-kierunku-piernej-katastrofy”

Polska, podobnie jak inne kraje UE, odmówiła płatności za rosyjski gaz w rublach. Kilka dni po upływie terminu Putin zrobił więc to, co obiecał: zakręcił kurki. Co to oznacza dla Polski, gospodarki, naszych rachunków i sytuacji w UE?

Ilustracja: Kuchnia gazowa. Źródło: Flickr.

Polska zużywa rocznie ok. 20 mld m3 gazu. Niecałą 1/4 zapewnia krajowa produkcja, ponad 1/4 import z innych państw, a mniej więcej 50% zapewnia(ł) gaz z Rosji. Ubytek wywołany przez decyzję Putina będzie więc znaczący.

Rząd twierdzi jednak, że był na taki scenariusz przygotowany.

Krajowe magazyny mogą pomieścić ok. 3 mld m3 gazu. Od dłuższego czasu były uzupełniane i dziś są wypełnione w 75% (średnia unijna w innych państwach UE to ok. 30%), a mają być jeszcze bardziej.

To zapewnia nam spokój na dwa, trzy miesiące nawet w sytuacji, gdybyśmy gazu nie produkowali i nie importowali z innych państw. A tak nie jest. Poza tym kończy się sezon grzewczy, więc potrzeba ogrzewania domów i mieszkań zniknie. Wszystko wskazuje więc na to, że przynajmniej do zimy powinniśmy być zabezpieczeni.

Co z gazem za kilka miesięcy?

Dostawy gazu z Rosji tak czy inaczej miały się w tym roku zakończyć – rząd szykował się do tego przez długie lata, kontraktu z Gazpromem świadomie nie przedłużono. Decyzja Putina przyspieszyła wszystko o kilka miesięcy.

Do końca roku pojawi się jednak kilka kolejnych możliwości sprowadzania gazu, które lukę tę mają bez problemu zasypać.

W październiku ma być uruchomiony rurociąg Baltic Pipe, którym będziemy sprowadzać gaz ze Skandynawii. Początkowo 2-3 mld, a od 2023 r. – 10 mld m3. Już samo to więc wystarczy.

Do tego, jak podają przedstawiciele rządu, dochodzi:

  • 6,5 mld m3 gazu (głównie z Kataru) z gazoportu w Świnoujściu (do 2024 r. będzie rozbudowany do ponad 8 mld m3 ),
  • 5,5 mld m3 gazu z Niemiec (dzięki rewersowi fizycznemu z rosyjskiego gazociągu),
  • 1,5 mld m3 gazu z kolejnego wejścia ze strony niemieckiej,
  • 1-1,5 mld m3 gazu z Czech,
  • 2,5 mld m3 z gazociągu Polska-Litwa (będzie uruchomiony 1 maja) 
  • 5-6 mld m3 gazu ze Słowacji (od lata).

Czy to oznacza, że przyszłość mamy zabezpieczoną?

Niekoniecznie. Trwa wojna, a dostawy gazu są jej elementem. Dla zagranicznych koncernów paliwowych oznacza to rekordowe zyski, a dla rządów – rywalizację o zasoby. Dlatego UE chce stworzyć wspólną platformę zakupów gazu, która pozwoli uniknąć konkurencji między państwami członkowskimi. Najlepiej, jakby udział w niej był obowiązkowy, a nie dobrowolny. Dzięki temu nikt nikogo nagle nie wykiwa.

Co z rachunkami za gaz?

Po decyzji Putina ceny gazu na europejskim rynku wzrosły o 1/3, ale potem spadły. Choć z jednej strony jest więc kilka razy drożej niż rok temu, to z drugiej jest jednak dwukrotnie taniej niż zimą. Rynki więc zareagowały, ale paniki nie ma.

Poza tym ceny rynkowe to jedno, a nasze rachunki – drugie. Rząd już jakiś czas temu zdecydował o przedłużeniu do 2027 r. taryfowania gazu dla gospodarstw domowych i odbiorców wrażliwych. Oznacza to, że nie będzie planowanej na 2024 r. pełnej liberalizacji tego rynku, a ceny wciąż będą uzgadniane z Urzędem Regulacji Energetyki.

Co nie znaczy, że będzie taniej. Połowę gazu w Polsce zużywa przemysł, wykorzystujący go m.in. do produkcji chemikaliów oraz nawozów i tworzyw sztucznych. Jeszcze droższa żywność (i nie tylko) będzie więc raczej nieunikniona. Na pewno będzie drożej, ale przewidywanie wzrostów w skali kilku miesięcy to raczej wróżenie z fusów.

Mniej gazu nie tylko od Putina

Z tego i innych powodów, jak choćby troski o klimat, bardzo ważne jest to, by gaz ziemny Putina nie tyle zastępować gazem ziemnym skądinąd, co w ogóle ograniczać zapotrzebowanie.

Według analizy kilku europejskich organizacji UE już do 2025 r. może wyeliminować gaz z Rosji, zastępując go w 2/3 czystymi źródłami. Nie trzeba więcej węgla, nie trzeba też rozbudowy infrastruktury gazowej. Jak to osiągnąć?

Podstawą w Unii (ale i Polsce) powinno być zwiększanie efektywności energetycznej np. poprzez termomodernizacje budynków – zimą w starych domach nawet 60% ciepła jest tracone przez nieszczelne okna, kratki wentylacyjne, nieocieplone ściany i dach.

Do tego bardzo ważne są dalsze inwestycje w przydomową fotowoltaikę i pompy ciepła (w marcu w programie Czyste Powietrze miały największe wzięcie stanowiąc 39% całości instalowanych źródeł ciepła). W mądrych domach przyszłości rachunki za prąd i ogrzewanie mogą być bliskie zeru. Podobnie jak emisje gazów cieplarnianych, co w perspektywie kryzysu klimatycznego (tak, wciąż się nasila) ma duże znaczenie. Oczywiście taka zmiana to perspektywa lat, ale wcale nie 30. Żeby osiągnąć ten cel, trzeba jednak do niego dążyć.

W dłuższej perspektywie kluczowe są modernizacje ciepłowni i elektrociepłowni oraz stawianie na biometan (jego potencjał to aż 12 mld m3 rocznie). Do tego budynki wielorodzinne korzystające z gazu warto podpinać jak najszybciej do ciepła systemowego.

Tak, to kosztuje. Remonty choćby starych domów na wsi to piekielnie trudna sprawa. To wszystko nie będzie więc łatwe i tanie. Ale jak widać paliwa kopalne – na co eksperci zwracali uwagę od lat – też nie są tanie, łatwe i stabilne.

Stworzyliśmy sobie globalną wioskę, nie zarywało nam nocy myślenie o źródłach energii, przyjęliśmy strategię „jakoś to będzie”. No to mamy teraz globalne kryzysy i jednak myślimy o źródłach energii, bo „jakoś nie jest”.

Co mogą ludzie?

Osoby, które poszły w gaz ziemny zamiast węgla, niewiele mogą teraz zrobić. UE i rząd wspierały gaz, promując je do tego jako rozwiązanie ekologiczne, co jest absurdem. Ludzie mieli więc prawo wierzyć, że to dobre rozwiązanie. Jeśli czują się oszukani, można to zrozumieć.

Jeśli mamy gaz w domach i mieszkaniach, coś jednak jako jednostki możemy zrobić: oszczędzać. Na przykład zmniejszenie temperatury o niezauważalny 1°C pozwoli obniżyć rachunki o ok. 7%, a prosty montaż ścianki między grzejnikiem a ścianą o 3-4%. Z drugiej strony kładzenie na grzejnikach ręczników itp. może zabrać aż 20% ciepła.

Trwa wojna

Rosja na razie odcięła od gazu Polskę i Bułgarię. Jeśli zrobi to samo w przypadku innych krajów, sytuacja będzie o wiele trudniejsza.

Pamiętajmy jednak, że trwa wojna, a od jej początku UE zapłaciła Rosji za surowce energetyczne już 44 mld euro. W ten sposób, chcąc nie chcąc, wspierany zabijanie ludzi.

No tak, nie wysłaliśmy tych pieniędzy do Rosji z etykietą „na zakup bomb do równania z ziemią Ukrainy”. Wysłaliśmy je tam z etykietą „import ropy, gazu i węgla”. Jak dużą robi to różnicę? W naszym najlepiej pojętym interesie jest odcięcie Rosji tego źródła finansowania. Będzie to dla nas niewygodne gospodarczo, ale alternatywą dla sparaliżowania rosyjskiej machiny wojennej jest jej zwycięstwo z perspektywą, że po bombach spadających na Charków i Odessę przyjdzie czas na Kraków i Rzeszów.

Szymon Bujalski, Marcin Popkiewicz

Podobne wpisy

Więcej w Powiązania