Bez kategorii

Dla rządu jedna śmierć to za mało. Więc Odra umrze ponownie

Pobieranie próbki wody po katastrofie na Odrze. Źródło: Greenpeace.

Dziewięć miesięcy po katastrofie na Odrze mamy bardzo duże powody do obaw. Powód pierwszy: przez ten czas zrobiono naprawdę niewiele, by uchronić rzekę przed powtórką. Powód drugi: złote algi wciąż w niej są i znów zabijają ryby.

Katastrofa na Odrze zaczęła się dziewięć miesięcy temu. Tyle powinno wystarczyć, by zrodził się plan zapobiegania podobnym zdarzeniom. Zamiast niego wdrożono jednak plan unikania odpowiedzialności i zamiatania sprawy pod dywan.

Do tego druga najważniejsza rzeka w Polsce dalej traktowana jest jak ściek. A że złote algi, które były bezpośrednią przyczyną śmierci 50% ryb i 90% mięczaków w Odrze, wciąż się w niej znajdują, to perspektywy są mroczne. W skrócie: ryzyko ponownej katastrofy jest naprawdę duże.

I twierdzi tak nawet rząd.

Odra umrze ponownie?

– Ryzyko ponownej katastrofy na Odrze jest bardzo duże – przyznaje Anna Moskwa, szefowa ministerstwa klimatu.

I od razu wskazuje potencjalnych winnych (oczywiście „przypadkiem” niepowiązanych z rządem): złote algi, zmiany klimatu i niekorzystną pogodę.

– W Odrze ciągle jest alga i jednocześnie są też suszowe prognozy pogody. Widzimy, że już jest ciepło. Widzimy, że prognozy na czerwiec, lipiec, sierpień są optymistyczne dla tych, którzy jadą na wakacje, natomiast są mniej optymistyczne dla Odry – tłumaczy Moskwa.

Zdaniem ekspertów obawy o ponowną katastrofę są naprawdę uzasadnione. I niewykluczone, że konsekwencje będą jeszcze większe.

– Prawdopodobieństwo kolejnej katastrofy jest duże, choć oczywiście niczego nie możemy przewidzieć ze stuprocentową pewnością – twierdzi Jacek Engel, prezes Fundacji Greenmind. – Wiemy, że na odcinku od Nowej Soli do Szczecina, a może nawet dłuższym, wyginęły małże, które odgrywają rolę filtratorów rzeki. Nie ma więc kto jej oczyszczać. Widzieliśmy to już zimą. Zazwyczaj w zimie woda w Odrze jest przejrzysta. W tym roku była brunatna.

PiS chroni kopalnie

Do katastrofy na Odrze doprowadziła kombinacja wysokich temperatur, niskiego stanu wód i potężnego zasolenie, które „uruchomiło” złote algi. To wniosek również z rządowego dokumentu opracowanego przez ekspertów. Wynika z niego, że za 72% chlorków i siarczanów spuszczanych do rzeki odpowiadają kopalnie. W efekcie w niektórych dopływach Odry woda jest bardziej zasolona niż w Bałtyku.

Politycy PiS wolą jednak o tym nie mówić. Winę przerzucają jedynie na naturę, choć tak naprawdę natura jedynie pokazała, jak wielka jest tu wina człowieka. Przemiana rzeki w ściek ma swoje konsekwencje – i tyle.

– Czujemy, jakby przygotowywano nas na najgorsze, zamiast działać. Zdefiniowano, że powodem katastrofy jest złota alga, ale jednocześnie rządzący unikają sformułowań, które są potwierdzane przez naukowców, że alga ma szanse na rozkwit tylko w zasolonej wodzie. Czyli nadal uskuteczniane będą niekontrolowane zrzuty, w tym te realizowane przez największe spółki państwowe – komentuje w Gazeta.pl Hanna Mojsiuk, prezeska Północnej Izby Gospodarczej oraz Unii Izb Odry i Łaby.

Odra znów umiera

Tak naprawdę Odra już umiera ponownie – tylko na razie na małą skalę.

„Kanał Gliwicki i rzeka Kłodnica – to tu w 2022 roku zaczął się zakwit, który doprowadził do katastrofy odrzańskiej. Rok później w wodzie znów widać martwe małe ryby i bezkręgowce, na powierzchni unosi się piana, zielony śluz i nienaturalne plamy” – relacjonuje OKO.press.

– Sytuacja nie jest ciekawa. Chciałem zobaczyć, czy w wodzie są bezkręgowce, odsunąłem kamień przy śluzie Łabędy na Kanale Gliwickim. Woda jest tak zanieczyszczona, że zabarwiła mi rękę na zielono – opowiada wezwany na miejsce dr. hab. inż. Bogdana Wziątka z Katedry Biologii i Hodowli Ryb Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

W ostatnich dniach złote algi przypomniały o sobie także 150 km dalej – w zalewie Czernica niedaleko Wrocławia. W ciągu czterech dni liczba komórek złotych alg na litr wody wzrosła z 3 mln do 47 mln (pierwszy stopień zagrożenia obowiązuje od 50 mln). Na miejscu znaleziono śnięte ryby. Wyłowiono ich 100 kg. Strażacy rozłożyli też „rękaw” oddzielający zalew od Odry.

Jak pomóc Odrze?

Co należy więc zrobić w sprawie Odry (i nie tylko jej)? Eksperci wymieniają m.in.:

  • maksymalne ograniczenie zrzutów wód zasolonych i zanieczyszczeń,
  • uzależnienie ilości możliwych zrzutów z wielkością przepływów w rzekach,
  • wysokie opłaty za zrzucanie zasolonej wody do rzeki,
  • wprowadzenie odpowiedniego systemu kontroli i reagowania,
  • nieuchronne i wysokie kary za nielegalne zanieczyszczanie,
  • odstąpienie od dalszego regulowania rzeki i postawienie na naturę.

– Opłaty za zrzut zasolonej wody są w tej chwili śmieszne i wynoszą 5 groszy na kilogram soli, więc nikomu nie opłaca się jej oczyszczać – tłumaczy na łamach Euractiv Jacek Engel.

Dużym problemem jest również to, że jednocześnie wiele kopalń zrzuca zasoloną wodę do Odry. Dlatego według Engela kopalnie powinny posiadać odpowiednie zbiorniki na przetrzymywanie zasolonej wody, tak by w jednym momencie do rzeki nie trafiały zbyt duże ilości niebezpiecznych ścieków. – Jastrzębska Spółka Węglowa, która wody pokopalniane zrzuca kolektorem Olza bezpośrednio do Odry, ma zbiorniki, które pozwalają jej przetrzymywać zasoloną wodę nawet kilkadziesiąt dni, więc da się to zrobić. Trzeba tylko wdrożyć pewne prawne mechanizmy – uważa prezes fundacji Greenmind.

Podobnie w Wyborczej wypowiada się Piotr Nieznański z WWF Polska. – Teraz, nawet jeśli znajdzie się winnego, to kary są rażąco niskie. Niska wykrywalność w połączeniu z niskimi karami, stwarzają wręcz zachętę do zanieczyszczania. Jeżeli ktoś sobie skalkuluje, że oczyszczenie jakiegoś ładunku ścieków kosztowałoby kilkaset tysięcy złotych, a kara za spuszczenie nieoczyszczonych ścieków to np. 5 tys. zł, to kalkulator mu wskazuje, co zrobić. W Polsce świadomość kosztów środowiskowych jest bardzo niska.

Warto dodać, że podejście ekologów podzielają obywatele. W najnowszym sondażu IBRIS dla „RP” aż 83% Polaków opowiada się przeciwko zanieczyszczaniu Odry szkodliwymi substancjami.

Blisko 57% badanych uważa, że należy natychmiast zaprzestać zrzucania groźnych substancji do rzek, bez względu na koszty, a ponad 26% twierdzi, że należy odchodzić od tego stopniowo, w ciągu paru lat. Kolejne 10% nie umiało odpowiedzieć na to pytanie, a tylko 6% uznaje, że nic nie należy robić, a natura poradzi sobie sama.

Co ciekawe, nawet wśród wyborców Zjednoczonej Prawy najwięcej osób (46%) domaga się natychmiastowych działań.

PiS unika odpowiedzialności

Co nie jest żadnym zaskoczeniem, obecny rząd nie pali się do wzięcia odpowiedzialności za Odrę. Jego postawa wskazuje, że ponowna śmierć Odry może być wręcz wkalkulowana w scenariusz najbliższych miesięcy. A najważniejsze jest zapobiec nie tyle katastrofie, ile jej politycznym skutkom.

Co prawda trochę nielegalnych przepustów jest zamykanych, ale nie to jest największym problemem, a legalnie działające kopalnie czy huty. Zapowiadane działania mają polegać przede wszystkim na monitoringu i zarządzaniu kryzysowym. Czyli tak naprawdę na liczeniu, że natura tym razem się nad nami zlituje.

Planowane są również dalsze inwestycje w regulowanie rzeki. Co więcej, rząd nie zamierza nawet wykonać orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego, który nakazał wstrzymać trwające prace regulacyjne na Odrze. Wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk uzasadnił na Twitterze, że ze względu na skutki i koszty nie może wykonać „tak idiotycznych, radykalnych działań”.

I wreszcie nie ma też co liczyć, że rząd doprowadzi do pociągnięcia do odpowiedzialności winnych pierwszej katastrofie. Trudno, by tak się stało, skoro Przemysław Daca, odwołany ze stanowiska prezesa Wód Polskich za bezczynność w sprawie katastrofy na Odrze, został kilka miesięcy temu zastępcą dyrektora w jednostce… badającej katastrofę na Odrze. Trafił do instytutu podlegającego pod minister klimatu, której mąż pracował z Dacą w Wodach Polskich.

Grzech główny

Podstawowym grzechem polskiego systemu ochrony rzek i praprzyczyną katastrofy na Odrze jest podejście naszego państwa do bezcennego dziedzictwa przyrodniczego, jakim są rzeki – mówi Jacek Engel. – Są traktowane jak odbiorniki ścieków, potencjalne szlaki transportowe i źródło wody dla przemysłu i energetyki. Tymczasem na rzeki należy patrzeć przede wszystkim jak na źródło wody pitnej i wyjątkowe, wrażliwe ekosystemy, od których dobrego stanu zależy życie i zdrowie milionów ludzi – podsumowuje.

Traktowanie rzek jak odbiornik ścieków ciągnie się od wielu lat. Winę za fatalny stan wód ponoszą więc wszystkie poprzednie rządy. Obecnie odpowiedzialność za rządzenie spoczywa jednak na barkach PiS. I jest to odpowiedzialność, której stara się naprawdę silnie unikać.

Politycy PiS tak często plują na rozum i przyzwoitość, że są już mocno odwodnieni. Jeśli w tym roku w upalne dni „odwodniona” będzie też Odra, szykujmy się na powtórkę z 2022 r. I martwmy się nie tylko o Odrę: według raportu Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska w złym stanie jest 98,9% polskich rzek. Kopalnie zrzucają zaś zasoloną wodę m.in. także do Wisły.

Podobne wpisy

Więcej w Bez kategorii