Bez kategorii

Dlaczego NIE CHCEMY zrozumieć

„Nasz mózg woli angażować się w przetwarzanie łatwych i przyjemnych dla nas rzeczy”. Cytat ze szkolenia dla menedżerów.

W rozdziale „jak działa hiperkonsumpcja” wymieniliśmy kryteria sukcesu życiowego wg norm XX wieku:

  • duży, bogato urządzony dom,
  • samochód,
  • wakacje w egzotycznych krajach,
  • wysoka konsumpcja,
  • życie na luzie i bez stresów.

Problem w tym, że te wartości i oparty o masowe spalanie paliw kopalnych sposób życia, wygodny dla jednostek i rzeczywiście zupełnie nieszkodliwy na skalę jednostkową, prowadzi do katastrofy na niewyobrażalną skalę, kiedy staje się normą społeczną dla miliardów ludzi. Przyjęcie tego do wiadomości jest trudne dla wszystkich, zarówno dla uzależnionych od tego sposobu życia społeczeństw Zachodu, ale też i dla społeczeństw rozwijających się i mających widoki na osiągnięcie wymarzonego, zachodniego, stylu życia. Chcą żyć tak, jak my żyjemy od lat – samochody, egzotyczne wakacje, możliwość kupowania bez ograniczeń, klimatyzacja. Dziwne?

Przyjęcie do wiadomości zagrożeń wynikających z obecnego trendu, to imperatyw moralny do zmian swojej świadomości, poglądów i zachowań. A jakie zmiany postaw społecznych mogą dać realne efekty? Odwróćmy listę:

  • mieszkaj „na miarę”, naprawdę nie potrzebujesz kilkudziesięciu metrów kwadratowych na osobę, kilkanaście w zupełności wystarczy,
  • zrezygnuj z samochodu, korzystaj z roweru i transportu publicznego,
  • na wakacje dojeżdżaj pociągiem, autobusem lub zwiedzaj rowerem lub żaglówką,
  • zredukuj konsumpcję do tego, co niezbędne,
  • żyj odpowiedzialnie, odetnij się od postaw konsumpcyjnych, zadaj sobie pytanie, czy na pewno kupujesz coś, co naprawdę jest Ci niezbędne? Miej buddyjską mentalność: żyj prosto, mniej konsumuj, a myśl więcej,
  • szanuj ludzi nie za to ile kupują, czym jeżdżą i co mają, ale za ich inteligencję, dobroć, honor i humor.

Niemożliwe, żeby tak żyć? Ależ jak ja zawiozę nad morze moją deskę surfingową? Mam nie lecieć na Malediwy? Mam pocić się w tramwaju? Mieć zadrapaną komórkę sprzed 3 lat? To przecież niewygodne! Nie da rady. No i co pomyślą o mnie znajomi?
Stopień uzależnienia wielu ludzi od rzeczy, które wcale nie są niezbędne do życia, jest zadziwiający. Weźmy samochód – chyba każdy z nas spotkał się z przypadkiem, kiedy w piękną pogodę, wcale się nie spiesząc, wsiada się do auta, żeby przejechać kilkaset metrów, zamiast się przejść, choćby dla zdrowia.

Każdy z nas zna kogoś, kto potrafi przez 5 minut jeździć w kółko, aby tylko zaparkować te 100 metrów bliżej. Albo przypadek znajomego, który przez trzy lata od otrzymania samochodu firmowego przytył dobre 20 kilo… A kiedy firma ufundowała mu karnet do Gimnazjonu, położonego kilometr od jego domu, jeździł do niego samochodem. Ile razy spotkaliśmy się z ludźmi, którzy traktują swój samochód jak symbol prestiżu, podkreślając jeszcze swoją zamożność stwierdzeniami „a mój samochód to pali 20 litrów/100”. Albo dziewczyna jeżdżąca dwutonową terenówką – po mieście rzecz jasna, razu jednego nie zjechała na bezdroża, mówi, że czuje się w niej bezpiecznie (chociaż tak naprawdę wiadome jest, że nie o to chodzi, tylko o poczucie mocy i prestiżu)… Znajdujemy tysiące powodów, by nic nie zmieniać…

Nasz świat, nasz komfort i wyznaczniki prestiżu są oparte na spalaniu paliw kopalnych. Lecąc samolotem, jeżdżąc samochodem, włączając klimatyzację, coś kupując lub się tym chwaląc – sprawiamy sobie przyjemność. Na myśl o rezygnacji z tych wygód, a nawet choćby ich ograniczeniu uświadamiamy sobie, jak jesteśmy od tego uzależnieni…
Narkoman biorący działkę czuje się wspaniale, ale czyniąc to, szkodzi sobie i w ciągu miesięcy i lat stopniowo się zabija. Dlatego tylko słabi i nierozsądni ludzie sięgają po narkotyki… I w większości krajów są one zakazane…

Ale co by było, gdyby dostępny był narkotyk, który daje wspaniałe samopoczucie, ale konsekwencje jego brania rozkładały się po równo na całą populację – zarówno biorących, jak i tych, co nie biorą? Narkoman nie odczuwałby żadnych negatywnych skutków. Czy przejąłby się tym, że biorąc działkę w jednej bilionowej zabija wszystkich ludzi? Ile osób przedłożyłoby swoją przyjemność nad dobro ogółu? Czy może wszyscy radośnie zaczęliby ćpać i ludzkość w ten sposób popełniłaby zbiorowe samobójstwo?

 Spalanie paliw kopalnych i emisja gazów cieplarnianych to właśnie taki narkotyk. Powoli, niezauważalnie, rok po roku możemy doprowadzić do katastrofy.

Jeśli ktoś uważa, że nasza analogia jest zanadto drastyczna, proponujemy zapoznanie się materiałami znanego na całym świecie, odwiedzanego corocznie przez 2.5 miliona ludzi Science Museum w Londynie ang .

Cóż, żeby obudzić ludzi z letargu czasem trzeba nimi potrząsnąć… Jak ujął to Jonathon Porritt, przewodniczący komisji do spraw zrównoważonego rozwoju rządu brytyjskiego „trzeba wstrząsnąć tym zastygłym systemem, przejść do stanu radykalnych zmian, a nie działać metodą małych kroczków, jak to dziś się dzieje”.

Czytaj więcej: Jonathon Porritt – peak oil i zmiany klimatu ang.

Co więc robi większość ludzi, żeby zmniejszyć rozdźwięk między swoim rzeczywistym sposobem życia, a chęcią postrzegania siebie jako osób świadomych i odpowiedzialnych?
Koncentrują się na działaniach pozornych, które pozwalają im zachować pozytywny obraz siebie, jednocześnie nie wymagając zbyt dużych zmian, wysiłku czy ograniczeń. Takie osoby, w tym nawet niektórzy aktywiści ekologiczni, kupują żarówki energooszczędne, dbają o pełne załadowanie pralki do prania, zakręcają wodę przy myciu zębów, napełniają czajnik w ¼, czy wyłączą standby w telewizorze.

I bardzo dobrze, że to robią. Tylko że te działania, kiedy towarzyszy im jeżdżenie terenówką czy coroczne przeloty na odległości dziesiątek tysięcy kilometrów, dają może wysoki „feeling good factor” (współczynnik dobrego samopoczucia), jednak nie zmieniają istotnie rzeczywistego wpływu na środowisko i kursu, jakim jako społeczeństwo podążamy. Kompletny brak świadomości proporcji ważności czy robienie tego co najłatwiejsze, a nie tego, co skuteczne?

Jeśli chcesz osiągnąć naprawdę znaczące efekty, skorzystaj z naszego kalkulatora emisji CO2 i zużycia paliw kopalnych. I pamiętaj, w realnym świecie nie liczy się „feeling good factor”, lecz wysokość słupków emisji i zużycia surowców. Obniż je tak bardzo, jak potrafisz.

Więcej porad pl jak w swoim życiu oszczędzać energię i zasoby naturalne.

Korzystając z kalkulatora zauważyłeś zapewne, że niezależnie od Twoich starań, nawet, jeśli mieszkasz w szałasie w Bieszczadach, przypadająca na Ciebie emisja CO2 i zużycie paliw kopalnych są i tak znacznie wyższe niż dopuszczalna średnia dla świata. Nikt z nas sam nie jest w stanie zmienić rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Rzeczywistość jest oparta na paliwach kopalnych, a w Polsce – na najbrudniejszym z nich węglu.

Aby przebudować całą naszą dostosowaną do paliw kopalnych infrastrukturę trzeba olbrzymiego, wieloletniego wysiłku i środków. Co z kolei oznacza konieczność poniesienia olbrzymich nakładów, które w dłuższej perspektywie czasowej zapewniłyby nam czyste powietrze, wodę i jedzenie oraz tańszą energię w świecie drożejących paliw kopalnych, co jednak niewielu interesuje.

Jako społeczeństwo nie umiemy patrzeć z wyprzedzeniem kilkunastu czy kilkudziesięciu lat i traktować tych wydatków tak, jak powinniśmy – jako INWESTYCJI w naszą własną gospodarkę, infrastrukturę, bezpieczeństwo i zdrowie, a nie jak KOSZTÓW. Większość nieświadomych powagi sytuacji ludzi nie życzy sobie ponosić jakichkolwiek kosztów, chociaż chcą, żeby „coś” zrobić z powstrzymaniem zmian klimatu, zabezpieczeniem bezpieczeństwa energetycznego, czy kosztami eksternalizacji. Jednak, jeśli jutrzejsze korzyści oznaczałoby wyższe ceny energii z paliw kopalnych lub jakiekolwiek niewygody dzisiaj, to poprzestają na załamywaniu rąk nad problemem. I tyle. Słyszymy:

  • nie obchodzi mnie to, są ważniejsze sprawy. Wiele osób wychodzi z prostego założenia, że jeśli jest problem, to najlepiej się nim nie przejmować na zapas i o nim nie wiedzieć, bo po co im jeszcze dodatkowy stres. Zbyć temat żartem i po sprawie. A w ogóle to inni – zdecydowana większość ludzi w moim otoczeniu – też tak żyją, więc pewnie tak jest OK. Cóż, na Wyspie Wielkanocnej ten pogląd pewnie też był popularny… Taka postawa przypomina zachowanie strusia, który w obliczu zagrożenia chowa głowę w piasek, mając nadzieję, że skoro ignoruje istnienie problemu, to i zagrożenie go ominie…
  • jakoś to będzie, może nie będzie źle. Czyli cieszmy się, że dzięki globalnemu ociepleniu będzie miło i ciepło, rachunki za ogrzewanie będą niższe, woda w Bałtyku i jeziorach będzie cieplejsza, przyjadą turyści i w ogóle te zmiany klimatu to dla nas dobra wiadomość. A jak skończy się ropa, to zastąpimy ją czymś lepszym i czystszym (tylko nikt nie wie jeszcze czym…) To takie zachowanie turystów, którzy złapani przez ludożerców i wrzuceni do kotła cieszą się, że będzie ekstra fajna ciepła kąpiel…

  • ma być miło tu i teraz, nie chcę słuchać o kosztach czy ograniczaniu się. Całe życie marzyłem o dużym domu, aucie, wakacjach w tropikach i konsumpcji. A teraz mi mówią, że to jest złe i powinienem z tego zrezygnować? Nie chcę o tym słyszeć! Kiedy mamy do wyboru zmierzyć się z problemem, lub usłyszeć, że wcale go nie ma i wszystko jest OK, większość z nas wybierze to drugie… Nie bez powodu film Ala Gore’a pokazujący konsekwencje zmian klimatycznych i głoszący konieczność działania nazywa się „The Inconvenient Truth” („Niewygodna prawda”).

    Uspokajające kłamstwa

    „Niewygodna prawda” i „Uspokajające kłamstwa”

    Szczęśliwy człowiek nie myśli przecież o odległej przyszłości, nie zamartwia się problemami, za które przecież „nie jest odpowiedzialny”. A nawet, jeśli coś słyszał i wie, że dzieją się niedobre rzeczy, to powaga sytuacji wciąż do niego nie dociera. Myśli sobie: „Taaa, słyszałem, faktycznie smutne… Ale żebym miał zmienić swoje zachowanie?! Przecież to by wymagało wysiłku i było niewygodne, a zresztą inni też tak robią…”. Faktycznie, kiedy wszyscy wokół wycinają las tropikalny, najłatwiej wyłączyć wyższe procesy myślowe i też wycinać, zanim drzewa wytnie i sprzeda nasz sąsiad. Refleksja, co będzie, kiedy już wytniemy ostatnie drzewo, wyeksploatujemy zasoby ropy czy zdestabilizujemy pokłady hydratów metanu, to myśl zbyt trudna i odległa. W dawnych czasach tacy ludzie rozbierali mury obronne na stodoły. Po czym przychodzili barbarzyńcy i wycinali bezbronnych. No, ale refleksja i żal post factum są prostsze, niż postawienie odpowiedzialności za przyszłość naszych dzieci na pierwszym miejscu przed własną wygodą… Co jest naprawdę niepokojące to fakt, że postawę tą prezentują nawet aktywiści ekologiczni, żyjąc między kontynentami lub nawet, jak John Travolta, mając własne lotnisko a na nim prywatnego Boeinga 707, którym codziennie lata „do pracy”.
    Jeśli już trzeba coś zrobić, to niech coś z tym zrobią „Oni”, cokolwiek, żeby tylko zmiany mnie nie dotknęły. Ja mam swój domek na przedmieściach, swojego Forda Focusa i żadnych zmian nie potrzebuję. Dziękuję bardzo.

  • i tak nic się z tym nie da zrobić. Kiedy wreszcie zdemontujemy nasze bariery psychiczne izolujące nas od otwarcia oczu na problem i uświadomimy sobie jego wszechogarniający charakter, stajemy wmurowani w ziemię i przygnieceni poczuciem bezradności. Co z tego, że ja zrobię, co w mojej mocy..? Miliony w moim otoczeniu nawet nie kiwną palcem… A jeśli nawet oni też pójdą po rozum do głowy, to Chińczycy i Hindusi spalą te paliwa kopalne z nadwyżką. Jak zmienić kurs czegoś tak bezwładnego, jak gospodarka światowa?

Psychologia społeczna mówi, że kiedy ludzie przeczuwają nadciągający kryzys, ich pierwszą reakcją jest zaprzeczanie, potem dołączają poczucie beznadziei i bezradności, strach i ucieczka przed problemem.

Czy będziemy płynąć tym kursem, aż zderzymy się z górą lodową i nasz Titanic gospodarki i cywilizacji pójdzie na dno, bo wszyscy poszliśmy balować, a o sterowaniu zapomnieliśmy? A może uznamy, że problem rozwiąże poprzestawianie leżaków na górnym pokładzie i pomalowanie komina na zielono? Dotychczasowe nasze działania stanowią odpowiednik ratowania Titanica za pomocą takich czynności.

Sami siebie określiliśmy jako Homo Sapiens – człowiek rozumny. Czy okażemy się godni tego miana?

Przeciwdziałanie zmianom klimatycznym wymaga przyznania, że ludzie są częścią problemu, że muszą wziąć odpowiedzialność za swoje postępowanie i przyszłość. Czy to nie jest przytłaczające? Następny artykuł to Dajmy ludziom to, co chcą usłyszeć.

Podobne wpisy

Więcej w Bez kategorii