Artykuly

Porno-katastrofizm

Nowy przejaw klimatycznego negacjonizmu: porno-katastrofizm 

Wspólnym mianownikiem wszelkich odmian negacjonizmu jest niepodejmowania działań. Skoro katastrofa jest nieunikniona, to nie mają sensu żadne wysiłki mogące naruszyć status quo. Nadal możemy spalać paliwa kopalne, wycinać lasy, rozbijać się SUV-ami i pochłaniać tony mięsa. Skoro i tak wszyscy zginiemy, to przynajmniej przez te kilka lat przedłużmy orgię konsumpcjonizmu… 

Historia klimatycznego negacjonizmu sięga daleko wstecz i opierała się na podobnej strategii, jaką przez lata stosowały koncerny tytoniowe. Jej głównym celem było maksymalne opóźnienie wprowadzenia w życie regulacji, w tym przypadku ograniczających spalanie paliw kopalnych i zahamowanie rozwoju bezemisyjnych źródeł energii. Działania wielkich koncernów i powiązanych z nimi środowisk i grup lobbystycznych przez ponad trzy dekady z sukcesem blokowały skuteczną politykę klimatyczną. Dopiero w ostatnich paru latach, na skutek coraz większych anomalii pogodowych nawiedzających coraz to rozleglejsze obszary planety i presji opinii publicznej, coś w tej kwestii zaczęło się zmieniać na lepsze. Świadomość, że dalsze spalanie paliw kopalnych grozi globalną katastrofą, skłoniło wiele państw do opracowania strategii transformacji energetycznej, zakładającej oparcie gospodarek o bezemisyjne źródła energii.  

Zmieniające się uwarunkowania społeczno-polityczne sprawiały, że ewoluował i sam negacjonizm klimatyczny. Ostatnim jego dosyć nieoczekiwanym i perwersyjnym przejawem stał się porno-katastrofizm. Polega on na epatowaniu wizją śmierci miliardów ludzi na skutek fal upałów, głodu, wojen i całkowitego upadku porządku społecznego.  Porno-katastrofizm łączy się z przekonaniem, że katastrofa jest nieunikniona i jako ludzkość nie możemy z tym już nic zrobić.   

Należy przyznać, że strategia ta okazała się diabolicznie przebiegła. Jej główna myśl przewodnia opierała się na następującym rozumowaniu. Opóźniajmy działania tak długo jak to możliwe i na etapie, kiedy zaprzeczanie zmianom klimatu nie będzie już możliwe, stwórzmy wizję globalnej katastrofy, której nie można uniknąć, niezależnie od podjętych wysiłków. Wspólnym mianownikiem wszelkich odmian negacjonizmu jest niepodejmowania działań. Skoro katastrofa jest nieunikniona, to nie mają sensu żadne wysiłki mogące naruszyć status quo. Nadal możemy spalać paliwa kopalne, niszczyć lasy, rozbijać się SUV-ami i pochłaniać tony mięsa. I tak przecież wszyscy zginiemy, to chociaż przez te kilka lat przedłużmy orgię konsumpcjonizmu. 

Jak się okazuje taka wizja przemawia przynajmniej do części osób, dla których podniecanie się upadkiem cywilizacji jest zajęciem szalenie stymulującym. W fatalistycznej narracji wszelkie inicjatywy proklimatyczne i prośrodowiskowe są wrogim działaniem, a osoby zaangażowane w szeroko pojętą ochronę środowiska to wcielone zło, które zasługują na pogardę i nienawiść. Klimatolodzy? To ich wina, mogli ostrzegać, kiedy był czas na działanie. Przyrodnicy? Sprzedali się zagranicy, a ochrona przyrody jest parawanem, za którym można sabotować państwo. OZE – to hucpa, nie mają sensu, bo jak nie wieje i nie świeci słońce, to nie ma energii. Ochrona lasów – bez sensu, a z czego masz drewno, hipokryto? Poza tym w Amazonii wycinają więcej. Transformacja energetyczna? Nie uda się, jest już za późno, a w ogóle to Chiny i Indie spalają tyle węgla, że nasze emisje są bez znaczenia. Opodatkowanie super bogaczy – oszustwo i przykrywka do uderzenia w najbiedniejszych. I tak dalej. Można wymieniać bez końca. Mogłoby się wydawać, że perspektywa globalnej katastrofy dla niektórych jest na tyle atrakcyjna, że wizja świata, w której do niej nie dochodzi, staje się nie do zniesienia. Z kolei dla innych jest ona na tyle przerażająca, że staje się paraliżująca i zniechęca do jakichkolwiek działań.  

Porno-katastrofizm można traktować jako ciekawostkę socjologiczną, dopóki ogranicza się do stosunkowo niewielkiej liczby osób. W większej skali zadziała jako samospełniająca się przepowiednia i w efekcie może prowadzić do takiego samego torpedowania działań proklimatycznych, jak robił to nurt klasycznego negacjonizmu przez ostatnie kilkadziesiąt lat. A rezultaty? Dość powiedzieć, że proces transformacji nie będzie już tak łagodny i bezbolesny, jakby miało to miejsce, gdybyśmy do działań przystąpili w latach 90. Wielu poważnych następstw zmian klimatu nie da się już uniknąć. Za długo zwlekaliśmy. Jednak należy zaznaczyć, że nadal jest spora szansa na uniknięcie totalnej katastrofy, tym bardziej, że istnieją ku temu środki techniczne i wiadomo, co należy robić.  

Na koniec trzeba podkreślić z całą mocą, że wszystkie scenariusze IPCC nie są z góry zdeterminowane. Zależą od skumulowanej emisji gazów cieplarnianych, a te zależą od podjętych bądź niepodjętych wyborów, o czym wiele osób zdaje się zapominać.   

Tomek Kłoszewski 

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly