ArtykulyRozwiązania systemowe

Prof. Piotr Skubała: Wszyscy musimy się nauczyć brać tyle, ile potrzebujemy, nigdy więcej

W najbliższym miesiącach będziecie mogli przeczytać serię wywiadów z ludźmi, którzy na różne sposoby starają się zmieniać współczesny świat na lepsze. Tytuł cyklu to “Jak naprawić świat?”. Rozmawiać będziemy z ludźmi, którzy robią rzeczy ważne i ciekawe. Będą wśród nich aktywiści, akademicy, ludzie aktywni na lokalnym poziomie, a także naukowcy. Cykl inauguruje rozmowa z prof. Piotrem Skubałą z Uniwersytetu Śląskiego.

Panie Profesorze, co pan myśli o współczesnym świecie?

Jest on dla mnie z jednej strony smutny, a z drugiej przepełnia mnie entuzjazmem. Smutek wynika z tego, w jaki sposób dokonujemy dewastacji dzisiejszego świata. Doświadczamy kryzysu środowiskowego, kryzysu klimatycznego. Dane, które płyną z kolejnych raportów naukowych są zatrważające. Zmiany przyspieszają. Nie udaje się zatrzymać żadnych negatywnych trendów – emisji gazów cieplarnianych, wymierania gatunków. W zasadzie można z nich wyczytać, że praktycznie nie mamy już szans na przetrwanie jako cywilizacja. Zmierzamy ku wielkiej tragedii.

To tłumaczy smutek. Ale nie entuzjazm?

Ja się zajmuje ekologią, działalnością środowiskową od 1992 roku. Wtedy zetknąłem się z innym sposobem myślenia, inną wrażliwością. Otworzyła się dla mnie nowa brama, zaczęła świadomość, że ten świat jest pięknie skonstruowany. Że jest przyroda, wszystko jest ze sobą połączone i ja jestem tego częścią. Przeszedłem na wegetarianizm. Stałem się aktywistą i edukatorem ekologicznym. To był piękny moment w moim życiu, a ono stało się głębsze.

Dzięki temu można zrozumieć zadowolenie indywidualne, ale nie entuzjazm wobec świata.

Tylko przez te wszystkie lata czułem pewnego rodzaju osamotnienie w środowisku, w którym się obracam. Myślę o uczelni, o znajomych. Często człowiek, który się zajmował ekologią był traktowany jak dziwak, odszczepieniec, nieszkodliwy wariat. I ja tak byłem traktowany. Natomiast od pewnego czasu liczba osób, które zwracają uwagę na te problemy i myślą podobnie jak ja, szybko wzrasta. Także na wydziale nie jestem osamotniony, bo na uczelni i poza uczelnią, naukowców walczących z kryzysem środowiskowym jest coraz więcej. W Polsce powstał ruch Nauka dla Przyrody.

Jest was więcej. Ale czy was słuchają?

Mamy pewien wpływ na to, co się dzieje. Wiele osób walczy o sprawy najistotniejsze.

Ja mam jednak wrażenie, że decydenci naukowców nie słuchają. Ignorują wasze listy.

Decydenci niestety nie. Rzeczywiście są w tej chwili dwie takie bańki. Jedną są naukowcy oraz ci, którzy słuchają naukowców, czyli ekolodzy oraz dzisiaj spora grupa młodzieży szkolnej. Jest to pewne uogólnienie, bo są wśród nich osoby dorosłe, dziennikarze. Tylko że to jest ciągle zdecydowana mniejszość społeczeństwa. Druga grupa to spora wciąż część społeczeństwa, dla których naukowcy nie są autorytetem. Doświadczam tego na różne sposoby. Wielokrotnie pisaliśmy listy na przykład do ministra środowiska, prezydenta, premiera.Odpowiedzi często były takie, że naukowcy mają zawężone spojrzenie. Podobno nie dostrzegamy całego obrazu sytuacji.

Rozumiem, że jeden polityk ma szerszą perspektywę niż 200 naukowców reprezentujących różne dziedziny wiedzy.

Miałem kiedyś możliwość wystąpienia podczas kongresu małych i średnich przedsiębiorstw. Panel dotyczył smogu i programu „Czyste powietrze”, a byłem w nim między innymi z ministrem środowiska panem Kowalczykiem, wiceprezydentem Katowic, jeszcze kilkoma osobami. Wszyscy program bardzo chwalili. A ja odniosłem się do tego nieco krytyczniej i powiedziałem, że on nie rozwiąże problemu, nie wiadomo też skąd miały by się na niego znaleźć pieniądze. A także że nie stanowi odpowiedzi na kwestię klimatu, która jest głównym wyzwaniem. Jej rozwiązaniem jest bowiem zaprzestanie spalania paliw kopalnych.

Odebrano mi głos, a pan Minister skomentował, mówiąc: „wy naukowcy jesteście marzycielami, a my jesteśmy realistami.” Takie to są argumenty. Ja się obawiam jednak, że realistami są naukowcy i młodzież na ulicach.

Jak będzie wyglądał świat, zgodnie z wiedzą naukową, za 30 lat jeżeli będziemy postępować zgodnie z realistycznym i odpowiedzialnym scenariuszem ministra Henryka Kowalczyka?

To można znaleźć w opracowaniach naukowych. Jest np. raport Komisji Europejskiej pt. „Wyzwania i wybory dla Europy” , który opisuje, co może zdarzyć się w 2030 roku. Jest w nim mowa o znaczących szkodach dla gospodarki i środowiska, które nastąpią już w najbliższych 12 latach. Raport nie ostrzega, ale informuje, że tak będzie. Opowiada, jak może wyglądać życie w miastach i przewiduje, że te mogą się pogrążyć w chaosie, przestępstwach, kompletnie zanieczyszczone. Przedstawia straszny scenariusz.

Tak ma być za 12 lat. Inną często przywoływaną datą jest rok 2050. Co będzie wtedy?

Na rok 2050 mamy scenariusz z Mad Maxa. To oczywiście nie oznacza jeszcze końca cywilizacji, ale oznacza cywilizację pogrążoną w chaosie. Oprócz suszy, nawalnych deszczów, huraganów, największym zagrożeniem będzie moim zdaniem uchodźstwo klimatyczne. Ono sprawi, że ideały humanizmu znikną. Zniszczenia przetrwamy, ale kiedy staniemy oko w oko z setkami milionów ludzi, którzy będą uciekać, może zniknąć to, co dzisiaj określamy słowem cywilizacja.

„Najważniejsza wiadomość współczesnego świata”

Są już politolodzy, którzy te scenariusze rozważają. I one rzeczywiście nie są optymistyczne. Oglądałem pana wystąpienie na TEDx. Zaczął je pan od slajdu, na którym było napisane: „Najważniejsza wiadomość współczesnego świata”. Jak wiadomość jest dziś najważniejsza?

Często tak zaczynam wykłady. Miałem kilka dni temu zajęcia w liceum w Sosnowcu i zapytałem o to młodzież. Wymieniali różne rzeczy…

Jakie?

Zwykle cząstkowe. Mówili o suszy, o rosnących cenach. Rzadko się jednak pojawiało to, że żyją w świecie, w którym życie wymiera.

Bo najważniejszą wiadomością jest to, że świat wymiera. Tak?

Cóż może być ważniejszego niż życie, które wymiera w tempie błyskawicznym.

Gdybym miał oceniać po nagłówkach gazet, powiedziałbym, że są ważniejsze rzeczy.

Informacje o zagrożeniach środowiskowych pojawiają się na pierwszych stronach gazet, ale to jest często jeden dzień, a potem zalewa nas fala rzeczy banalnych.

A wie pan dlaczego? To się „nie klika”. Media najwięcej piszą o tym, co interesuje ludzi. To najwyraźniej ludzi jeszcze nie interesuje wystarczająco. Zainteresujmy ich więc. To co pan opowiadał na TEDx zjeżyłoby włosy na głowie każdemu, kto je ma. Co dzieje się na świecie?

Doświadczamy szóstego wielkiego plejstoceńsko-holoceńskiego wymierania. Życie wymiera w tempie zaskakującym, nawet dla naukowców. Mark Williams, profesor geologii, mówi, że wymieranie dinozaurów to drobiazg w porównaniu ze zmianami, które dzisiaj fundujemy planecie. Tempo wymierania jest spektakularne. 1000 razy szybsze niż w czasach prehistorycznych.

Człowiek, nasza działalność, przyczynia się do 1000 razy szybszego wymierania gatunków. Bardzo obrazowe są tutaj liczby.

Poproszę o nie.

Prawdopodobnie od kilku do kilkunastu gatunków znika z naszej planety w każdej godzinie. Mówię prawdopodobnie, bo wciąż nie znamy zdecydowanej większości gatunków na Ziemi. Zaskoczeniem było, kiedy okazało się, że dziś jest o 60 proc. kręgowców mniej niż w 1970 roku. Dla mnie jedną z najlepszych ilustracji tego, jak przeobraziliśmy tę planetę, są badania Yinon Bar-Ona i współautorów, którzy policzyli biomasę kręgowców żyjących obecnie na Ziemi. 67 proc. to zwierzęta hodowlane, 30 proc. to ludzie, a zaledwie 3 proc. to dzikie kręgowce. Ich już prawie nie ma. Głównie na planecie są teraz krowy, świnie i ludzie. Pojawia się często zarzut do mediów i filmowców, że pokazują piękną przyrodę. Ale z ich produkcji nie wynika, że to co możemy zobaczyć w kinie i telewizji, w pięknych filmach, to marne resztki. Tak naprawdę planeta jest zdewastowana, a dzikich zwierząt nie ma. Ostoja dzikiej przyrody to obecnie 1 proc. ekosystemów lądowych.

Wczoraj obejrzałem „Pokot” Agnieszki Holland, który dobrze pokazuje różne perspektywy patrzenia na tę sprawę. I mając go w głowie, muszę zapytać: dlaczego to jest problem? Liczby być może przerażają, ale chyba nie wszystkich. Dlaczego powinny przerażać wszystkich?

Choćby dlatego, że

nasze życie, funkcjonowanie, dobrobyt i szczęście są zależne od działania ekosystemów. Od tego, czy pszczoły będą zapylać, dżdżownice przerabiać, a „moje” roztocza glebowe będą stymulować aktywność reducentów, czyli bakterii i grzybów. Od tego zależy moja, nasza przyszłość. Poradzimy sobie bez wielu różnych rzeczy. Natomiast nie poradzimy sobie, jeżeli te różne organizmy, miliony gatunków, przestaną wykonywać swoją codzienną robotę. To dzięki nim istniejemy.

Brakuje świadomości ekologicznej tego, jak zbudowany jest świat. Tego że jest on wielką siecią życia, siecią pajęczą, gdzie wszystko ze wszystkim jest powiązane.

Czytaj dalej, na SmogLab

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly