ArtykulyPowiązania

Płonące polskie składowisko odpadów co 3 dni. Przypadek?

Od początku roku miało w Polsce miejsce już 60 pożarów wysypisk – co niecałe 3 dni jeden pożar. Wygląda to na przykład tak jak na filmie pokazującym ostatni pożar wysypiska w Zgierzu, podczas którego kilkadziesiąt tysięcy ton płonących odpadów, w tym plastiku, opon i papieru, emitowało w powietrze toksyczny dym, który mógłby wpędzić w kompleksy konwencjonalny smog.

Pożary wysypisk zdarzały się też wcześniej – w końcu nagromadzenie łatwopalnych materiałów, połączone z produkcją metanu z rozkładających się bez dostępu tlenu resztek organicznych, stanowi poważne ryzyko pożarowe. Jednak ostatnia statystyka mocno sugeruje, że to co teraz się dzieje, to nie jest przypadek.

Chiny nie chcą już więcej śmieci

Standardową praktyką jest pozbywanie się przez kraje zamożne problematycznych odpadów poprzez ich wysyłanie do krajów biedniejszych – z jednej strony dlatego, że ich pracochłonne ręczne przetwarzanie ze względu na niskie koszty pracy jest tam bardziej opłacalne, z drugiej dlatego, że „luźniejsze” podejście do przepisów ochrony środowiska pozwala na masowe „znikanie” śmieci.

Do niedawna największym światowym odbiorcą „surowców wtórnych” były Chiny. Wg danych amerykańskich w wysyłanych tam w 2017 roku wstępnie posortowanych odpadach aż 20% domieszek stanowiły zanieczyszczenia (resztki żywności, zanieczyszczony papier itp.). Chiny wyraźnie zaczęły mieć dość robienia za śmietnik dla bogatych krajów (ponadto wzrost wynagrodzeń w Chinach mocno zmniejszył opłacalność branży), z początkiem tego roku Chiny wprowadziły więc przepisy zabraniające sprowadzania 24 kategorii odpadów, w tym niektórych rodzajów plastiku i niesortowanej makulatury. W 2017 roku, jeszcze przed wejściem zakazu w życie, chińskie władze odebrały licencje na import odpadów 960 firmom i zamknęły kolejne 8,8 tys. przedsiębiorstw za łamanie przepisów dotyczących odpadów papierowych i plastikowych.

Płynący dotychczas do Chin strumień śmieci musiał więc trafić gdzie indziej – jego część trafiła do Polski.

Przywóz odpadów jest u nas regulowany prawnie. Bez zezwoleń można przewozić odpady o jednorodnym składzie, takie jak np. złom, guma, szkło, makulatura (czyli zasadniczo surowce). Aby uzyskać zezwolenie na wwiezienie do Polski zmieszanych odpadów wielu frakcji (np. tworzywa sztuczne, szkło) i odpadów niebezpiecznych (np. użytego oleju) potrzebna jest pozytywna decyzja Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (w ostatnich latach wydawane były decyzje na wwóz ok. 650 tys. ton rocznie). Wwożenie do Polski odpadów komunalnych jest niezgodne z prawem.

Przetwarzanie odpadów kosztuje

Przetwarzanie odpadów jest zajęciem pracochłonnym i kosztownym. Aby zrobić z nich nadający się do dalszego wykorzystania surowiec wtórny, należy je najpierw posortować. Każdy, kto widział odpady komunalne, rozumie, jak bardzo jest to problematyczne – nawet w tzw. suchych odpadach sortowanych znajdują się resztki żywności, zatłuszczony papier, szmaty, wymieszane różne rodzaje plastiku, gumy, urządzeń elektrycznych, wszystko to z domieszką różnych chemikaliów i innych substancji. Żeby dojść do stanu, w którym mamy osobno różne surowce, trzeba wybudować sortownię, w której standardowo ludzie ręcznie sortują śmieci, dzieląc je na różne rodzaje plastiku, szkło, papier itd. Można też zainwestować w zautomatyzowaną infrastrukturę, w której śmieci są sterylizowane, metale ferromagnetyczne (np. żelazo) i paramagnetyczne (np. aluminium) są oddzielane z pomocą pól magnetycznych, a sztuczna inteligencja z pomocą czujników optycznych wdmuchuje różne rodzaje plastiku czy różne kolory szkła do oddzielnych pojemników (np. technologia polskiej Bioelektry) – aby zbudować taki zakład trzeba jednak zainwestować sporo większe środki niż w sortownię manualną.

Recykling jest tak kosztowny, że bez dopłat nie byłby opłacalny (co jest w dużym stopniu konsekwencją ignorowania kosztów zewnętrznych związanych z pozyskiwaniem surowców oraz tworzeniem odpadów, ale nie będziemy tu rozwijać tego wątku). Firmy odbierające wstępnie posortowane odpady w celu przetworzenia dostają więc za to pieniądze – w Polsce dla odpadów mieszanych jest to typowo 200-500 zł/tonę.

‘Janusze biznesu’

Przetwarzanie odpadów jest zajęciem pracochłonnym i niezbyt dochodowym. Ale przecież można prościej… Dysponując sporym placem (dobrze do tego nadają się tereny pofabryczne za miastem), można przyjąć na niego kilka-kilkadziesiąt tysięcy ton odpadów zmieszanych, pobierając za to 200-500 zł/tonę. Przyjmując 40 000 ton odpadów po 250 zł/tonę inkasujemy okrągłe 10 milionów złotych.

I na tym kończymy. Dalsze etapy przetwarzania odpadów nie są bowiem tak lukratywne. W wersji najprostszej prezesem firmy jest bezrobotny ‘słup’ bez majątku, co zamyka sprawę odpowiedzialności rzeczywistego beneficjenta całej operacji. W wersji bardziej wyrafinowanej – składowisko ubezpieczamy, a następnie jakoś tak się zdarza, że przychodzi pożar, który nie dość, że pozwala nam ukryć co właściwie i w jakiej ilości tam przywieziono, to dodatkowo za pieniądze ubezpieczyciela i podatników pozwala uprzątnąć plac i wykorzystać go ponownie. Przy okazji okolicę pokryje co prawda toksyczna chmura dymu, ale to dla inkasującego na całej operacji miliony biznesmena jest już mało istotne.

Tak nawiasem mówiąc, nie różni się to jakoś znacząco od rozumowania osób które w imię swoich korzyści finansowych spalają śmieci i odpady z produkcji węgla (muły, flotokoncentraty). Inna jest tylko skala – podczas pożaru składowiska spalane są tysiące ton odpadów z ‘zyskiem’ milionów złotych, a podczas palenia w kopciuchu setki kilogramów śmieci z ‘zyskiem’ setek złotych – przelicznik jest nawet zbliżony.

Co to wszystko mówi o ludzkiej naturze?

Na ludzką przyzwoitość trudno liczyć

Masowe pożary składowisk odpadów stały się jednak tak powszechne, że problem z hukiem wyszedł na światło dzienne.

„Nie będziemy śmietniskiem Europy”, powiedział we wtorek minister środowiska Henryk Kowalczyk, informując, że rząd zamierza wprowadzić „znacznie ostrzejsze rygory dla uzyskiwania zezwoleń dla firm, które zajmują się gospodarowaniem odpadami”. Nie wierzy też, że pożary są przypadkiem: „Sądzę, że mamy do czynienia z mafią śmieciową, dlatego, że jest to proceder przemyślany”. Resort środowiska chce wdrożenia niezapowiedzianych kontroli i obowiązkowego monitoringu na wysypiskach, składowiskach i zakładach utylizacyjnych. Obecnie przedsiębiorca prowadzący składowisko jest o niej uprzedzany z tygodniowym wyprzedzeniem.

Szefujący MSWiA Joachim Brudziński zapowiedział zaś dodatkowe uprawnienia dla Straży Granicznej do sprawdzania zaplombowanych ładunków w celu zapobieżenia nielegalnemu wwożeniu śmieci. Została też powołana policyjna specgrupa, koordynująca działania ws. wyjaśnienia masowych pożarów składowisk śmieci i stojącymi za nimi motywami.

Premier Morawiecki twierdzi, że w ciągu dwóch tygodni zaproponowane zostaną zmiany w prawie. Zobaczymy jakie będą efekty. Niestety, bez dobrego prawa i jego egzekwowania się nie da, na zwykłą ludzką przyzwoitość i odpowiedzialność, kiedy stoją w opozycji do pieniędzy, trudno bowiem liczyć…

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly