ArtykulyPowiązania

Tragikomedia inżynierii klimatycznej

Niniejsze opracowanie jest fragmentem wpisu „Akwizytorzy fałszywej nadziei”. Wraz ze wzbierającą desperacją krajów zmagających się ze skutkami nagłej zmiany klimatu wzbierać będzie presja, by sięgnąć po inżynierię klimatyczną (inaczej geoinżynierię). Temat jej zastosowania będzie coraz częściej powracał w publikacjach prasowych.

”Osobiście jestem tą technologią przerażony. Sądzę, że jeśli kiedykolwiek wdrożymy SRM (zarządzanie promieniowaniem słonecznym) będzie to oznaka, że zawiedliśmy jako gospodarze planety. Będzie to przełom w naszej relacji z Ziemią i przyrodą. W sposób fundamentalny zmieni to sposób interakcji siedmiu miliardów ludzi ze światem i nie jestem pewien, czy system podda się naszej kontroli”. Dr Matthew Watson, główny autor projektu SRM o nazwie Spice, który bada sposoby symulowania wulkanicznego efektu chłodzenia

„Przypomina to leczenie nowotworu przy pomocy tabletek na zatwardzenie”. Dr Natalia Szakowa, badacz Wschodniego Syberyjskiego Szelfu Kontynentalnego, o zastosowaniu geoinżynierii w Arktyce

„Inżynieria klimatyczna jest jak środki przeciwbólowe. Gdy dolega coś poważnego, leki te mogą pomóc, ale nie eliminują przyczyny choroby i mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Tak naprawdę nie znamy skutków geoinżynierii. Zarządzanie promieniowaniem słonecznym nie rozwiąże problemu zmiany klimatu”. David Keith, profesor fizyki stosowanej w SEAS, wypowiedź z 12 grudnia 2016

Nie istnieje szybki, inżynieryjny sposób na naprawę zmiany klimatu i nie pojawi się w nadchodzących dziesięcioleciach – konkluzja dwutomowego raportu Narodowej Rady Badawczej, roboczego ramienia Narodowej Akademii Nauk USA, z 10 lutego 2016

Artykuł Josepha Halla z 9 listopada 2014.

Poniższe propozycje naukowe można sklasyfikować jako gruszki na wierzbie.

Zdaniem wielu klimatologów większość technik zmieniających atmosferę, które zaproponowano z intencją zwalczania karmionego węglem globalnego ocieplenia, faktycznie przynależy bardziej do sfery fantazji naukowej niż wykonalnych rozwiązań. „Nazywam je pomysłami Rube’a Goldberga”, mówi James Rodger Fleming, historyk meteorologiczny Colby College w stanie Maine, nawiązując do rysownika, który stworzył projekty przesadnie skomplikowanych ustrojstw. „Myślę, że to tragiczna komedia, bo chociaż ludzie ci są w swoich dążeniach szczerzy, ulegają urojeniom sądząc, że istnieje łatwy, tani sposób na naprawę klimatu”, dodaje Fleming, autor książki z 2010 roku pt. Reperując niebo: Burzliwa historia kontroli pogody i klimatu.

Jednak idea, iż geoinżynieria – czyli wykorzystanie technologii do zmiany planetarnych systemów – może ograniczyć globalne ocieplenie uparcie trwa w świecie, który zdaje się być niezdolny do rozwiązania głównych, plujących węglem przyczyn problemu. I wypłynęła ponownie na początku miesiąca we wzmiance ONZ na temat skali galopujących zagrożeń szybko ocieplającego się świata. Raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, który wyraźnie traci nadzieję na znalezienie rozwiązania opartego na obniżeniu poziomu emisji, przedstawił w ogólnym zarysie rodzaje studiowanych obecnie technicznych sposobów na złagodzenie skutków katastrofy klimatycznej.

Pierwszym z proponowanych rozwiązań inżynieryjnych jest zarządzanie promieniowaniem słonecznym, czyli SRM [Solar Radiation Management], które wiązałoby się z wpompowaniem do stratosfery milionów ton dwutlenku siarki (SO2) rocznie, aby wysoko nad powierzchnią Ziemi stworzyć chmury blokujące słońce. Każdy Kanadyjczyk, który pamięta niepospolicie chłodne lato roku 1992, spowodowane przez wybuch wulkanu Pinatubo na Filipinach, pojmuje oziębiający wpływ ton stratosferycznego SO2 na naszą planetę. A że takie naturalne zjawiska demonstrują potencjał obniżania temperatury drzemiący w tej cuchnącej zgnilizną substancji, rozsianie jej w stratosferze zyskało największą popularność pośród tłumu orędowników inżynierii klimatycznej.

Jedną z przedłożonych metod przetransportowania tego aromatycznego związku do atmosfery mógł śmiało zaprojektować zwichrowany rysownik Goldberg. „Można wznieść stratosferyczną wieżę, z przytwierdzonym z boku szlauchem”, mówi Alan Robock, przodujący meteorolog Uniwersytetu Rutgersa w New Jersey, który od dawna bada koncepcje SRM. Problem polega na tym, że każda sięgająca stratosfery wieża zbudowana w tropikach – gdzie należałoby wprowadzić SO2, aby uzyskać prawidłowe rozproszenie globalne – musiałaby mieć co najmniej 18 kilometrów. [Najwyższy budynek świata mierzy 829 metrów; przyp. tłum.]

Inne sugestie stratosferycznego zasiewu obejmują napełnienie balonów tanim i łatwo dostępnym gazem – rutynowo pozyskiwanym z produktów naftowych – i przebicie ich na pożądanej wysokości. Ale według Robocka „najbardziej oczywistym sposobem” byłoby rozpylanie SO2 przez samoloty. W górze cząsteczki dwutlenku siarki weszłyby w reakcję z cząsteczkami wody i stworzyły cienkie chmury kropelek kwasu siarkowego, które mogłyby otaczać Ziemię i odbijać światło słoneczne z powrotem w przestrzeń kosmiczną.

Umieszczenie chmury w stratosferze jest koniecznością, ponieważ kropelki utrzymują się tam przez rok, podczas gdy w niższej troposferze spadają w ciągu tygodnia. Mimo to chmury, które spowodują opady kwasu siarkowego nad polarnymi obszarami Ziemi, wymagają częstego uzupełniania – rokrocznie potrzeba blisko 5 milionów ton SO2, ażeby utrzymać ich refleksyjną zdolność, mówi Robock. Ze względu na niewiadomą wielkość kropelek wyprodukowanych przez zasiew SO2, nikt nie ma pewności, jaki efekt chłodzenia może stworzyć ta technika. „Nie mamy bladego pojęcia, jak grube chmury jesteśmy w stanie realnie uformować i ile chłodzenia zdołamy uzyskać”, mówi Robock.

Chociaż Robock poświęcił większość swojej kariery na studiowanie propozycji blokowania promieni słonecznych, nie jest w żadnym razie przekonany o ich zaletach. „Sporządziłem listę 26 powodów, które według mnie potwierdzają, że jest to zły pomysł”, przyznaje. Najważniejszym z nich jest to, że efekt chłodzenia wygenerowany przez SRM będzie nierówny na całym świecie, z największymi spadkami temperatury odnotowywanymi w tropikach. „Zatem jeśli chcesz powstrzymać topnienie pokryw lodowych… musisz nadmiernie oziębić regiony tropikalne. Przedsięwzięcie wywołałoby również susze na gęsto zaludnionych obszarach świata, takich jak subkontynent indyjski”, dodaje. [Według wstępnych szacunków konsekwencje dotknęłyby do 4.1 miliarda ludzi, o innych gatunkach nawet się nie wspomina; przyp. tłum.]

„Innym punktem na mojej liście są nieoczekiwane konsekwencje. Nie znamy zagrożeń. Wiemy tylko o jednej planecie w całym Wszechświecie, która podtrzymuje inteligentne życie. Czy chcemy narażać ją na niebezpieczeństwo sięgając po technologiczne panaceum?”

Myślenie o SRM nadal koncentruje się na siarczanach jako najlepszych związkach do tworzenia chmur, lecz niektórzy rozważają produkcję nanocząstek wysyłanych do stratosfery, mówi historyk meteorologiczny Fleming. „Dyskutuje się o zaprojektowanych molekułach, ale nie jest mi znany żaden strumień ich produkcji. Poza tym byłoby to o wiele bardziej kosztowne”.

Druga istotna, proponowana strategia geoinżynierii w walce z globalnym ociepleniem bazuje na usuwaniu dwutlenku węgla (CO2). Proces może odbywać się przy dużych źródłach emisji CO2, takich jak elektrownie, lub obejmować samo powietrze, w którym niebezpieczne dla klimatu koncentracje dwutlenku węgla wynoszą już około 400 części na milion.

Omawia się obecnie kilka strategii znanych jako usuwanie dwutlenku węgla (CDR – Carbon Dioxide Removal) lub wychwytywanie i sekwestracja węgla (CCS – Carbon Capture and Sequestration). [Bardziej szczegółową analizę tej ostatniej zawiera następna część opracowania; przy. tłum.] „Niestety, wszystkie plany pociągnęłyby za sobą ogromne koszty, zastosowanie niebezpiecznych substancji chemicznych i niepewne perspektywy składowania. Metody chemiczne wykorzystywałyby pewne bardzo alkaliczne, agresywne związki”, ostrzega Fleming i zwraca uwagę, że istnieją również środki termodynamiczne – sposób, w jaki tworzy się suchy lód, wysysa go i skrapla (w postać ciekłą lub stałą). Ale techniki termodynamicznego usuwania i kompresji mają zaporową cenę i wymagają użycia dużych ilości energii wytwarzającej węgiel. Jest to w dużej mierze rezultatem zwiększonej masy, jaką uzyskuje ten pierwiastek łącząc się z tlenem w procesie spalania. Przykładowo tona węgla wytwarza ponad trzy tony dwutlenku węgla ze względu na dodany ładunek tlenu, wyjaśnia Fleming. „Ażeby uczynić to autentycznie skutecznym, należałoby zwiększyć światowe zużycie energii o 30%. Musiałaby ona pochodzić ze źródeł odnawialnych, których na horyzoncie nie widać”.

Inne plany usuwania stosowałyby filtry membranowe, które są przepuszczalne dla cząsteczek wszystkich składników powietrza za wyjątkiem węgla. „Wygląda to na opłacalne w małej skali, ale pytanie brzmi, podobnie jak w przypadku każdego z tych projektów: Jak można to znacznie rozbudować, uczynić wykonalnym i opłacalnym ekonomicznie?” mówi Fleming.

Większość projektów chętnie zmieniłaby – poprzez usunięcie tlenu – wychwycony CO2 w nadające się do spalania paliwo, względnie po skondensowaniu wpompowała upłynniony CO2 do podziemnych jaskiń lub rowów oceanicznych. Pomysły związane z paliwem także wymagałyby ogromnych nakładów energetycznych, aby rozbić molekułę na dwa pierwiastki, a system magazynowania prawdopodobnie doprowadziłby do wycieków.

Inni sugerują zamianę wychwyconego węgla w węgiel drzewny, dzięki spalaniu go w beztlenowych pożarach, i zakopanie pod ziemią celem użyźnienia gleby. „Problem w tym przypadku wiąże się ze skalą”, mówi Fleming. „Warstwa uprawna ziemi ornej na świecie nie jest wystarczająco rozległa, aby wychwycić cały przemysłowy węgiel”.

Koncepcje korygowania klimatu sięgają co najmniej 1841 roku, kiedy to amerykański pionier meteorologii James Pollard Espy opublikował raczej zgubną propozycję. „Zauważył, że po gigantycznych pożarach często padał deszcz”, wspomina Fleming. „Pomyślał więc, dobrze, może zdołamy wywołać sztuczne deszcze, kiedy podpalimy lasy Appalachów na wschodnim wybrzeżu USA; wówczas wiatry zachodnie przyniosą opady nad całe wschodnie wybrzeże kraju!”

Wulkaniczna „inżynieria klimatyczna” wywołała katastrofę, która zabiła niemal wszystkie gatunki zwierząt [Phys.org, 30.05.2017]

W pracy badawczej opublikowanej 1 maja 2017 w czasopiśmie Geology David A. Fike, naukowiec z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w St. Louis, opisał wraz ze swoimi współpracownikami z USA i Japonii, co się stało, gdy pod koniec ordowiku – ponad 440 milionów lat temu – doszło do wymieszania strumieni atmosferycznego dwutlenku węgla i aerozoli siarczanowych. Konsekwencją był chaos w atmosferze i śmierć w morzach. W czasie, gdy większość planety na północ od tropików pokrywał ocean – gdzie żyły najbardziej złożone organizmy wielokomórkowe – wyginęło bezpowrotnie 85 procent morskich gatunków zwierząt. Było to jedno z pięciu największych masowych wymierań w historii Ziemi. Wyniki analizy potwierdzają słuszność obaw związanych z potencjalnym zastosowaniem techniki geoinżynierii, która miałaby polegać na obniżeniu temperatur planety przy pomocy „antropogenicznego wulkanu”.

Czytaj dalej: Blog Exignoranta

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly