ArtykulyPowiązania

Zniewoleni przez wirtualne społeczeństwo

Jednym ze źródeł obaw na świecie w 2017 roku stała się kwestia: jak Internet i niewielka grupa firm, które w nim dominują, mogą wpływać na indywidualne umysły ludzi, a także na teraźniejszość i przyszłość naszej planety. Dawna idea świata online jako rozwijającej się utopii najwyraźniej miała swój szczyt w czasie Arabskiej Wiosny – wtedy zmieniała go na lepsze, ale teraz jest w odwrocie.

Jeśli chcesz uzmysłowić sobie, jak wiele się zmieniło, wyobraź sobie krótkie, prowokacyjne tweety prezydenta USA i rozważ szereg słów i pełnych obecnie znaczenia wyrażeń: Rosja, boty, farmy trolli, hejty, fake newsy, ciemne pieniądze.

Kolejnym sygnałem tego, jak wiele się zmieniło jest podejście jednej z najbardziej prominentnych postaci Doliny Krzemowej. Zaledwie rok temu założyciel Facebooka, Mark Zuckerberg wciąż jeszcze wydawał się być zadowolony z silnej pozycji swojej firmy, beztrosko lekceważąc podejrzenie, że tzw. fake newsy, czyli wymyślone, fałszywe informacje w mediach, przepływające na stworzonym przez niego portalu, wpłynęły na wyniki ostatnich wyborów prezydenckich w USA. Wtedy Zuckerberg określił te podejrzenia jako „całkowicie zwariowany pomysł”. Milcząc teraz, Facebook chce albo wyciągnąć swoje działania poza sferę krytyki, albo zapewnić wszystkich, że wiara w wiecznie optymistyczny, mętnie liberalny etos jest cały czas żarliwa jak zawsze.

Firma osiągnęła fascynujący punkt w swojej ewolucji; jest jak partia polityczna, której poświęca się wiele uwagi, czymś co ma duży wpływ na innych. To gigant, ale może raptem stać się defensywny, by bronić swojej racji. Podobnie jak inne wielkie firmy, kombinuje przy rozliczeniach podatkowych, by zyskać większe dochody z reklam, za które trzeba przecież odprowadzać podatek. Niedawno Facebook zatrudnił 1000 nowych pracowników do monitorowania zamieszczanych na portalu reklam. Jednocześnie ten gigant internetowy wciąż zdaje się być niezdolnym do odpowiedzi na obawy o jego wpływ na świat, z rosnącą cały czas liczbą nowych użytkowników portalu. Pod koniec zeszłego roku, dokładnie przed Świętami, Facebook oświadczył, że choć pasywne częste korzystanie z portali społecznościowych może być szkodliwe, to „aktywna interakcja między ludźmi” oznacza nie tylko „poprawę samopoczucia”, ale i „radość”. Krótko mówiąc, jeśli korzystanie z Facebooka Ci szkodzi, proponowanym przez FB rozwiązaniem nie jest mniej FB, ale więcej.

Podczas gdy Zuckerberg i jego ludzie dokonują takiego etycznego zwrotu w swoich działaniach, narasta głos, który ogarnął pod koniec zeszłego roku nagłówki wielu mediów. Byli pracownicy takich gigantów jak Facebook, obeznani w ich technologiach i metodach, wyrażają głośno swój niepokój, co tak naprawdę robią z nami te internetowe techno-nowinki. Jeden z byłych szefów Facebooka, Sean Parker, ostrzegł w listopadzie 2017 roku, że społecznościowy portal Facebook dosłownie zmienia relacje międzyludzkie. „Bóg jeden raczy wiedzieć, co portal robi z mózgami naszych dzieci”, powiedział Parker.

Mniej więcej w tym samym czasie jeden z byłych dyrektorów wykonawczych Facebooka, Chamath Palihapitiya w trakcie publicznego wywiadu na Uniwersytecie Stanforda, nie przebierając w słowach mówił o złej sytuacji, w jakiej znalazło się uzależnione od Internetu społeczeństwo i braku reakcji takich firm jak Facebook: „Krótkoterminowe, napędzane dopaminą sprzężenia, które stworzyliśmy, niszczą funkcjonowanie społeczeństwa. Nie ma dyskursu społecznego, nie ma współpracy”. (Co dziwne, kilka dni później Palihapitiya wycofał się, mówiąc, że „chciał jedynie rozpocząć istotną debatę”, a „Facebook pozostaje firmą bliską jego sercu”.

Kolejny głos pochodził od Tristana Harrisa, byłego pracownika Google, który został okrzyknięty „sumieniem Doliny Krzemowej”. Pod hasłem samozwańczego ruchu Time Well Spent, on i jego ludzie wzywają programistów do złagodzenia kompulsywnych elementów swoich aplikacji, a milionów ludzi, którzy czują się uzależnieni, do zmiany swojego zachowania.

To, przeciwko czemu narasta protest, jest personifikowane przez Nira Eyala z Uniwersytetu Stanforda. Jest on ekspertem w zakresie nawyków konsumenckich, który w 2013 roku opublikował książkę zatytułowaną „Skuszeni: Jak tworzyć produkty kształtujące nawyki”. Inspiracją do napisania tej książki była psychologia behawiorystyczna zapoczątkowana przez Burrhusa Frederica Skinnera – amerykańskiego psychologa, jednego z twórców i najważniejszego przedstawiciela behawioryzmu. Jedną z sentencji napisanych w książce jest: „Aby nowe zachowania mogły naprawdę się utrzymać, muszą one często występować.” Ale po bliższym przyjrzeniu się stanowisku autora, widać, że nawet on zaczyna mieć wątpliwości: w kwietniu 2017 roku, w czasie wykładu, którego tytuł brzmiał „Habit Summit” czyli dosłownie „Szczyt Nawyku”, powiedział swoim słuchaczom, że w domu zainstalował urządzenie, które w określonych porach dnia blokuje dostęp do Internetu.

Niegłupio. Rzeczywistością dla milionów osób jest stałe doświadczenie, które niemal zakopuje korzyści z bycia online pod bałaganem alarmów, polubień, wiadomości czy konieczności odpowiadania na tweety i ogólnie korzystaniu z Internetu w szalonym, patologicznym uzależnieniu. W takiej sytuacji zbyt wiele osób jest podatnych na bzdury i wręcz realne niebezpieczeństwa.

Dzięki odpowiedniemu oprogramowaniu użytkownicy WhatsApp’a – przeznaczonej dla smartfonów aplikacji, służącej jako komunikator internetowy, czekają z niecierpliwością na info zwrotne potwierdzające, że wiadomość została odczytana przez adresata. Inne technologię, które prowadzą nas do internetowego niewolnictwa, znane przede wszystkim z Facebooka, to sygnały informujące nas, że adresat właśnie odpisuje nam na naszą wiadomość. Niby to dobrze, bo w końcu chodzi o utrzymywanie kontaktów z innymi ludźmi, ale wszyscy wiemy co się tak naprawdę za tym kryje – to wirtualna rzeczywistość, która nie jest w stanie zastąpić fizycznego kontaktu w społeczeństwie. Do Internetu w takiej czy innej postaci dostęp ma praktycznie każdy. Jak zauważają skruszeni użytkownicy FB: jeśli nie będziemy ostrożni, wkrótce będziemy narażeni na zamknięcie się w bezmyślnych, behawioralnych pętlach, pragnąc oderwania się nawet od innych rozpraszających rozrywek.

Istnieje możliwość wyjścia z tego nałogu. Nie chodzi o fantazje luddystów, myślących o rzeszach ludzi ze starymi telefonami Nokii i piszących do siebie papierowe listy, ale możliwość istnienia kultury, która obejmuje idee komunikowania się przez Internet, a jednoczenie kładzie się nacisk na umiar. Wszyscy wiemy – czyż nie?, że osoba, która większość swoich spotkań towarzyskich rozpoczyna od położenia przed sobą na stole telefonu jest albo uzależniona, albo jest idiotą.

Istnieje również rosnące zrozumienie, że jednym z najważniejszych aspektów współczesnego świadomego rodzicielstwa jest świadomość tego, jak media społecznościowe mogą wypaczyć kształtujący się ludzki umysł i ograniczyć czas, który dzieci spędzają przed ekranem. W końcu to właśnie robili Bill Gates czy Steve Jobs, o czym świadczy jedna z najbardziej zwięzłych wypowiedzi Jobsa. W 2010 roku zapytano go bowiem o kwestię używania iPada przez jego dzieci. „Nie używają go”, powiedział, „Ograniczmy ilość technologii wykorzystanych w domu przez nasze dzieci”.

Obecnie już dwa miliardy ludzi są aktywnymi użytkownikami Facebooka, a co najmniej 3,5 mld ludzi w ogóle korzysta z Internetu. Ich wspólne zwyczaje, natręctwa i wrażliwość wyraźnie będą miały ogromny wpływ na światowy postęp lub jego brak. Tak więc powinniśmy posłuchać Tristana Harrisa i treści jego kampanii. „Religie czy rządy nie mają tak wielkiego wpływu na codzienne myśli ludzi, ale mamy trzy firmy technologiczne”, powiedział dla magazynu Wired, mając na myśli Facebooka, Google i Apple, „które mają ten system, nad którym szczerze mówiąc nie mają kontroli… Obecnie 2 miliardy ludzkich umysłów jest podłączonych do tego zautomatyzowanego systemu, a ten kieruje ich myśli w stronę albo spersonalizowanych płatnych reklam, albo dezinformacji, albo teorii spiskowych. I cały jest zautomatyzowany; jego właściciele nie są w stanie monitorować wszystkiego, co się tam dzieje i nie da się tego kontrolować.”

I mamy zagwozdkę, co z tym zrobić. „To nie jest abstrakcyjna dyskusja filozoficzna, to pilna sprawa, którą mamy tu i teraz.”. Wśród oceanu korporacyjnej sofistyki i podwójnego myślenia, te słowa brzmią wyjątkowo prawdziwie.

Hubert Bułgajewski na podst. Take it from the insiders: Silicon Valley is eating your soul

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly