ArtykulyPowiązania

Niezauważona rewolucja w USA

USA kojarzą się powszechnie z wielkimi samochodami, wielkimi domami, wielkimi porcjami w restauracjach i… marnotrawstwem. Bo owe samochody zużywają obłędne ilości paliwa, domy są budowane byle jak, bez izolacji i przyzwoitej wentylacji, wiec zużywają za dużo energii, a z kolei posiłki dostarczają tejże energii nadmiar w postaci pustych kalorii…

Dane dotyczące zużycia energii ten styl życia pokazują wyraźniej, niż najbardziej nawet prześmiewcze komedie.

Otóż zużycie energii elektrycznej w przeliczeniu na głowę w USA wynosi 11770 kWh. Dla porównania w pełnym energochłonnego przemysłu ciężkiego kraju jakim są Niemcy to zużycie wynosi poniżej 7000 kWh, w Polsce ok 3500 kWh. Dodawszy do tego zimny środkowoeuropejski klimat nie będziemy zdziwieni, że w innych krajach uprzemysłowionych są to jeszcze mniejsze wielkości. Z pewnym wyjątkiem Skandynawii, ale tam gospodarka jest oparta na ekstremalnych ilościach energochłonnych przemysłów. W USA nigdy nie było modelu gospodarczego opartego na eksportowym przemyśle energochłonnym, a dziś tym bardziej go nie ma.

Ten poziom zużycia to po prostu obraz ekstremalnej nieefektywności energetycznej właściwie wszystkiego. Domów bez izolacji z jednej strony, ale także np. używania sprężonego powietrza do napędu narzędzi mechanicznych w fabrykach, co zużywa kilkukrotnie więcej energii niż elektronarzędzia używane w Europie do tych samych celów. Jedynie w Nowej Anglii, Nowym Jorku, Kalifornii i Hawajach zużycie zbliża się do wielkości europejskich. Choć i te dane są mylące, ponieważ udział zużycia przemysłowego jest znacznie niższy, a dominuje w tych stanach zużycie na cele biurowo-handlowe (comercial). Tam także nieefektywność jest epicka. Ogrzewanie, klimatyzacja i wentylacja w wydaniu USA jest kilkukrotnie bardziej energochłonna niż spełniające te same cele rozwiązania stosowane w Europie. W przypadku nowych ta różnica na szczęście się znacząco zmniejszyła, ale przecież systemów wentylacyjnych się nie wymienia co 5 lat.

Dobra wiadomość jest taka, że od ładnych kilku lat zużycie prądu w USA najpierw przestało rosnąć, a obecnie już zaczyna spadać. Najpierw to miało związek z kryzysem, ale następnie z mocno zaostrzonymi przez administrację Obamy normami efektywności energetycznej.

Ale spójrzmy na to inaczej. Załóżmy, że obecny trend się utrzyma i efektywność energetyczna gospodarki USA w końcu zbliży się do europejskiej. Będzie się to łączyć nie tylko z poprawieniem izolacji, czy odzyskiem ciepła w wentylacji, ale także poprawą transportu publicznego, ułatwieniom (a właściwie umożliwieniu przemieszczania się) dla pieszych i rowerzystów, etc. Czyli także zmniejszeniu liczby samochodów i dalszej redukcji amerykańskiego przemysłu. Efektem takiej transformacji byłaby zapewne gospodarka zużywająca mniej energii niż niemiecka, ale gdzieś w okolicach włoskiej lub hiszpańskiej. To się dobrze składa, bo jest to mniej – więcej połowa obecnego zużycia elektryczności w USA.

Tak też załóżmy. Po następnych 20- 30 latach sprawnej modernizacji i przebudowy amerykańskiego budownictwa i infrastruktury istnieje szansa, że poziom zużycia elektryczności zbliży się do dzisiejszego zużycia krajów średnio uprzemysłowionych. Więcej niż w Hongkongu, mniej niż w Niemczech, sporo więcej niż w Polsce. Dość prawdopodobne.

To spójrzmy jak wyglądają obecnie źródła elektryczności w USA:

Obetnijmy to o połowę. Najpierw najstarsze elektrownie. Nikt przecież nie będzie zamykał nowych elektrowni wiatrowych, skoro już są i produkują prąd za darmo. W takim układzie najpierw znikają elektrownie węglowe i atomowe. I jedne i drugie w końcu dojdą do kresu technicznego zużycia i raczej nie będą powstawać nowe. Teoretycznie to nie jest zabronione, ale praktycznie normy emisji (w przypadku węglowych) i bezpieczeństwa (dla atomowych) są tak zrobione, że nowych elektrowni po prostu nie będzie. Z drugiej strony, wiatr już pokrywa ponad 4% produkcji energii. Wydaje się niedużo, ale znów postawmy to w stosownej perspektywie. Rozwój energetyki wiatrowej na poważną skalę rozpoczął się właściwie w 2010 roku. Jeśli takie tempo zostanie utrzymane to zaledwie za 15 lat będzie to już 20% dzisiejszego zużycia. Czyli 40% zużycia po modernizacji.

Reszta to dzisiejsze prawie 7% energetyki wodnej, dość duży potencjał biomasy, raczkująca obecnie energetyka słoneczna. Produkcja z energetyki wodnej specjalnie się nie zmieni, co najwyżej spadnie ze względu na zmiany klimatu, ale to może być zrównoważone ilością różnych stref klimatycznych w USA. Jeśli się nie zmieni, to pokryje około 13% racjonalnego zużycia energii. Zapewne najnowsze z elektrowni atomowych będą pracować dłużej, niż ostatnie z węglowych. Krótko mówiąc, w ciągu ostatnich lat USA weszły po raz pierwszy w swojej historii, na ścieżkę efektywności energetycznej i przemysłowej. Biorąc pod uwagę praktycznie nieograniczone ilości kapitału, kulturę pracy i organizacji umożliwiającą szybkie tworzenie dużych i profesjonalnych przedsięwzięć, to brakuje tylko woli.

Proste statystyki pokazują, że ta wola, przynajmniej w niektórych miejscach USA już jest. Co najmniej tych które mają mniej wspólnego z braćmi Koch i ich forsą blokującą wszystkie inicjatywy mogące doprowadzić USA do nowoczesności energetycznej.

Źródło: Rewolucja energetyczna

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly