ArtykulyRozwiązania systemowe

Rewolucja energetyczna po niemiecku – podatkiem w węgiel brunatny

Niemieckie emisje spadają zbyt wolno jak na założone przez naszych zachodnich sąsiadów cele, w dużym stopniu ze względu na wypychanie z rynku elektrowni gazowych przez tani lokalny węgiel brunatny. Gdzie jak gdzie, ale w Niemczech założone cele są od tego, żeby je zrealizować, tak więc mamy…

Rewolucji ciąg dalszy. Gotuje się i przygotowuje nowa ustawa o dodatkowym podatku od emisji CO2 przez elektrownie. Na pierwszy rzut oka niepozorna, prawie nikomu specjalnie nie zaszkodzi, ale w istocie jest to mały krok dla rewolucji, ale wielki skok dla ludzkości.

Zasadnicze założenia nowych przepisów to dodatkowy podatek od emisji CO2 przez elektrownie węglowe. Co bardzo istotne, stawka tego podatku jest uzależniona od emisji na wyprodukowaną MWh elektryczności oraz progu podatkowego zależnego od wieku elektrowni: powyżej 40 lat lub od 20 do 40. Elektrownie poniżej 20 lat mają być z podatku zwolnione. Tu opis sytuacji, analiza i propozycje (PDF po niemiecku)

Taka struktura podatków nie wzięła się znikąd. Zauważmy, że uzależnienie wysokości podatku od emisji CO2 na MWh, choć na pierwszy rzut oka wygląda na zwykły krok wymuszający zwiększenie efektywności w sektorze, to jest to coś więcej – legislacja bowiem nieproporcjonalnie mocno uderza w elektrownie opalane węglem brunatnym, w szczególności te starsze. Biorąc pod uwagę podniesioną stawkę za wiek elektrowni powyżej 40 lat, nałożony na nie podatek jest prawie konfiskat orski, a z całą pewnością mocni nadwyręży ekonomikę eksploatacji tych obiektów. Elektrownie węglowe i młodsze opalane węglem brunatnym (przez chwilę jeszcze) sobie poradzą. Elektrownie gazowe, ze względu na znacznie mniejsze emisje nie będą mieć większych problemów.

Koncepcja znakomicie współgra zarówno z polityką klimatyczną, jak też Energiewende, więc co w tym szczególnie sensacyjnego? Nieelastyczne elektrownie będą mieć mocno utrudnioną działalność, elastyczne źródła energii znacznie mniej.

Otóż chodzi o znacznie poważniejszą sprawę. To już nie jest jakieś tam stawianie wiatraczków i zabawa na pół gwizdka. Decyzja o zdecydowanym tępieniu energetyki opartej na węglu brunatnym to jest w przypadku Niemiec hazard najwyższej próby i oznacza, że dla Rewolucji Energetycznej nie widzą żadnej alternatywy i nie ma od niej odwrotu.

Dla wyjaśnienia tego należy przypomnieć sobie kilka rzeczy.

Po pierwsze Niemcy są krajem o bardzo przyzwoitej stopie życiowej.

Po drugie opiera się ona na stałej i stabilnej nadwyżce eksportu przemysłowego.

Po trzecie z tego eksportu jest finansowany import surowców, w tym głównie energetycznych oraz żywności.

Po czwarte bez eksportu i importu temu krajowi grozi nie tyle zmniejszenie stopy życiowej co zimno i głód, co Niemcy w XX wieku już dwukrotnie przerabiali. Zarówno władze, jak też społeczeństwo dobrze sobie z tego zdaje sprawę i tu dochodzimy do

Punku piątego: oprócz niewielkiego, symbolicznego na tle potrzeb, wydobycia gazu ziemnego, węgiel brunatny jest jedynym niemieckim krajowym surowcem energetycznym.

Dla zwiększenia wagi należy podkreślić, że to chyba pierwszy w historii przypadek, gdy rząd danego kraju świadomie ogranicza pozyskiwanie energii z tanich i łatwo dostępnych krajowych złóż w imię polityki klimatycznej.

To w sumie to oznacza że:

Niemcy świadomie ryzykują ostatni element krajowej niezależności energetycznej, a co za tym idzie obecny model społeczny, polityczny i gospodarczy, aby chronić klimat Ziemi i przyspieszyć przebudowę energetyki na energię odnawialną.

Nawet kosztem tymczasowego zwiększenia importu gazu, ewentualnie węgla kamiennego. Co jeszcze zwiększa powagę sytuacji, Niemcy podejmują takie działania w czasie odstawiania energetyki atomowej.

Żaden zdający sobie sprawę ze swoich czynów rząd nie podjąłby takiego ryzyka bez jego głębokiego oszacowania i rozpoznania sytuacji. A raczej pewności korzystnego kształtowania tej sytuacji.

Patrząc na kontekst polityki można być pewnym, że cała ta legislacja nie będzie służyła jako wsparcie dla elektrowni na węgiel kamienny. Niestety można też być pewnym, że do 2022 roku, kiedy to zostaną wyłączone ostatnie elektrownie atomowe, niemiecka gospodarka nie będzie w stanie naraz zastąpić energetyki atomowej i sporej części węglowej przez energię odnawialną.

Jedną lub drugą bez trudu, już zastępuje atomową i to z nadwyżką (która tanim prądem zalewa m.in. polski rynek energetyczny), ale do zastąpienia obu będzie potrzebny jeszcze gaz. Niemcy mogą go uzyskać poprzez zwiększenie importu, przede wszystkim z Rosji, bo swój gazoport to już chyba ze 20 lat budują, a dobrych połączeń gazowych jak nie było tak nie ma. Mogą też zmniejszyć zużycie w ogrzewaniu i przemyśle oraz częściowo zastąpić gaz ziemny wodorem z elektrolizy i biogazem. Owszem, Niemcy planują zdecydowanie zastępować paliwa w energetyce gazem z oszczędności, ale w ciągu najbliższych lat tego będzie za mało. Problem polega także na skali niemieckiej gospodarki. Urugwaj może sobie całość potrzebnego sprzętu do Rewolucji Energetycznej zaimportować w rok i nie wpłynie to szczególnie na ceny na rynku światowym. Niemcy nie mogą tego zrobić nawet w 5 lat, bo takich ilości elektrowni wiatrowych, samochodów elektrycznych, etc. na świecie się po prostu nie produkuje.

To wszystko razem oznacza, że niemiecki rząd jest pewien, że w latach 2017-2025 będzie mieć dostęp do taniego gazu bez zakłóceń w podaży. Co prowadzi nas do bardzo, bardzo ciekawych wniosków co do ich oceny sytuacji w Rosji i jest poszlaką dla bardzo pozytywnych wiadomości co do szans na przekształcenie obecnej wojny w szerszy konflikt.

Ale to już jest temat na rozważania czysto polityczne, a tu staram się skupiać wyłącznie na energii, choć jak widać o wielką politykę zahacza ona bardzo często. Ale politycznie można powiedzieć – uszy do góry!!

Żródło: Rewolucja Energetyczna

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly