ArtykulyPowiązania

PGE: zablokować energetykę obywatelską!

Koncerny energetyczne zabrały głos w sprawie poprawki sejmowej umożliwiającej rozwój energetyki obywatelskiej. Zgadnijcie jaki?

Jak wspomina zajmujący się tematyką energetyczną w WWF Polska Tobiasz Adamczewski

Pamiętam, gdy uczestnicząc w jednej z podkomisji sejmowych zajmujących się właśnie projektem ustawy o odnawialnych źródłach energii, zaprezentowałem posłom analizę ekonomiczną wskazującą, że bez systemu taryf gwarantowanych prosument (szczególnie ten mniej zamożny) nie ma szans na opłacalną produkcję energii elektrycznej. Że rozwiązania promowane w projekcie ustawy o OZE były niewystarczające. Wręczając raport jednemu z bardziej prominentnych członków Komisji otrzymałem krótką ripostę: „Przecież ma się nie opłacać!”

I wtedy zrozumiałem – tu wcale nie chodzi o to, że politycy nie rozumieją znaczenia słowa „prosument”, albo dlaczego tak ważne są taryfy gwarantowane, albo że próg opłacalności inwestycji w zaproponowanej wersji systemu net-metering w rządowym projekcie ustawy nie pomoże Polakom. Zrozumiałem, że chodzi o to, by prosumentom nie pozwolić się urodzić, bo zaszkodzą interesom status-quo.

Po przyjęciu przez Sejm poprawki do ustawy o OZE, wprowadzającej system taryf feed-in (FiT) ustawa trafi do Senatu. Koncerny energetyczne usilnie starają się zablokować jakąkolwiek konkurencję. Obywatele z prawem do produkcji własnej energii i jej odsprzedawania na rynku to wizja, która bardzo im się nie podoba. Jakie mają argumenty? Możemy się z nimi zapoznać w najnowszym piśmie prezesa PGE do senatorów zajmujących się projektem ustawy o OZE. Dokument wbija w fotel.

Zalew energii z paneli słonecznych zdestabilizuje sieć?

Pismo straszy senatorów wizją powstania w Polsce 10 GW mocy fotowoltaicznych. Spółka nie wyjaśnia przy tym, skąd wzięła taką „bardzo prawdopodobną” (jak sama pisze) liczbę. Przywołuje przy tym przykład Niemiec, gdzie w szczytowym okresie (po 10 latach ciągłego wzrostu) instalowano 7,5 GW paneli słonecznych rocznie.

Autorzy pisma nawet nie zająknęli się, że poprawka do ustawy o OZE przewiduje maksymalne moce mikroinstalacji, które skorzystają z taryf gwarantowanych: w przypadku źródeł do 3 kW ma to być łącznie 300 MW, a dla źródeł od 3 do 10 kW łącznie 500 MW. Razem daje to 800 MW, a więc 8 proc. wielkości, o jakiej wspomina w piśmie PGE. Nawet tę wielkość obniżać będzie mógł jeszcze minister gospodarki. Dojście do takiej mocy potrwa zaś wiele lat.

Odbiorcy prądu pójdą z torbami?

Koncern zwraca także uwagę, że taryfy feed-in (FiT) dla pierwszych 800 MW mikroinstalcji podniosą ceny energii dla odbiorców. Nie zadano sobie jednak trudu oszacowania o ile. Spróbujmy to zatem zrobić za PGE, przy założeniu maksymalnego wykorzystania ustawowego limitu – 800 MW, średniej cenie w taryfie gwarantowanej na poziomie 700 zł/MWh i cenie hurtowej podanej przez PGE – 180 zł/MWh oraz średniej produktywności wszystkich mikroinstalacji na optymistycznym poziomie 2 tys. godz. rocznie.

Daje nam to 1,6 TWh rocznej produkcji (sama tylko Elektrownia Bełchatów PGE produkuje dwudziestokrotnie więcej) o łącznej wartości dopłat na poziomie 830 mln zł. Kwota nie uwzględnia oszczędności wynikających np. z braku konieczności rozbudowy przyłącza energetycznego o takiej mocy. Analiza IEO pokazuje, że łączna produkcję z mikroinstalacji wpieranych przez FiT na maksymalnym poziomie 1,3 TWh i łączny koszt wsparcia na poziomie 550 mln zł, co przekładałoby się na wzrost cen energii o 0,1-0,2 gr/kWh (czyli wzrost rachunków około 1%), co przełożyłoby się na wzrost miesięcznego rachunku przeciętnego gospodarstwa domowego o mrożącą krew w żyłach kwotę rzędu 25 groszy miesięcznie (czyli kilka groszy miesięcznie na osobę). Nawet najuboższa rodzina nie zauważy tej zmiany.

PGE podkreśla także, że Kowalski, który zainwestuje w panele słoneczne, będzie otrzymywał zbyt dużo, bo stawki w Niemczech (przy obecnym kursie euro) są niższe. Autorzy nie wspominają jednak o tym, jaki wpływ na cenę PV ma ekonomia skali, zarówno w zakresie masowej produkcji osprzętu dla paneli, jak i – przede wszystkim – kosztów montażu. To właśnie dzięki wsparciu pierwszych 800 MW mikroinstalacji ich koszty będą mogły spaść do poziomu choćby zbliżonego do niemieckiego.

PGE w swoim piśmie z troską pochyla się nad Polakami, którzy nie mieliby gdzie postawić swojej instalacji, pisząc, że w związku z tym możliwość produkcji energii jedynie przez niektórych (mieszkających we własnych domach) obywateli byłaby niesprawiedliwa wobec tych, którzy mieszkają w mieszkaniach. Policzyliśmy, że ci drudzy nie zauważą różnicy w rachunkach. Ale… znacznie lepszą odpowiedzią na ten problem byłoby umożliwienie produkcji energii w ramach spółdzielni, tak, żeby na blokach też mogły pojawić się np. objęte FiT panele słoneczne.

PGE zarzuca też, że stawka FiT 0,75/kWh w fotowoltaice to zbyt wysoka stawka, powołując się na analizę Instytutu Energetyki Odnawialnej mówiącą o koszcie 0,60 gr/kWh w 2013 r. Jednak kwota 0,60 gr/kWh była podana dla znacznie większych instalacji o mocy 100-1000 kW, a nie poniżej 3kW.

Kali dostawać wsparcie – dobrze. Kowalski dostać wsparcie – źle.

PGE pomija milczeniem koszty wsparcia, jakie samo otrzymuje od wielu lat, m.in. dzięki dopłatom do współspalania. Według szacunków opartych na analizie IEO do tej pory PGE dzięki współspalaniu zarobiło ok. 1,5 mld zł. Wszystkie zaś korporacje energetyczne zarobiły na współspalaniu już na czysto ponad 5 miliardów złotych – czyli dziesięć razy tyle (netto), co przewidziane wsparcie dla energetyki obywatelskiej do 2020 roku, po przyjęciu poprawki prosumenckiej.

W 2011 roku średnia cena zielonego certyfikatu wynosiła 282 złote, a cena hurtowa energii elektrycznej 199 za MWh, co dawało w sumie 481 zł/MWh takim koncernom jak PGE za współspalanie. W roku 2017 energia z PV może być odbierana od prosumentów za 530 zł/MWh. W 2018 już za 420 zł/MWh. Czyli mniej niż za współspalanie z 2011 roku. Jeśli PGE tak się troszczy o nadmiarowość wsparcia i ceny dla zwykłych Kowalskich to dlaczego z roku na rok wnioskuje o podwyżki cen do URE, oraz dlaczego nie oddało nadmiernego wsparcia na współspalanie swoim klientom?

Do tego dochodzą przychody z odszkodowań za rozwiązanie kontraktów długoterminowych (doliczane do rachunków), wsparcie dawno zamortyzowanych elektrowni wodnych (wliczone w wartość dotacji do OZE), przychody z rezerwy operacyjnej (wliczane do rachunków jako część opłaty dystrybucyjnej) i pomysł na nową dopłatę do utrzymania rynku mocy.

PGE skarży się też, że wprowadzenie cen gwarantowanych na energię z OZE będzie dyskryminować konwencjonalne technologie wytwarzania energii, w szczególności z węgla kamiennego i brunatnego. Przepraszam, ale gdyby elektrownie węglowe nie mogły traktować atmosfery jak prawie darmowego ścieku dla swoich zanieczyszczeń, lecz musiały za nie płacić zgodnie z zasadą „zanieczyszczający płaci”, okazałoby się, że energia z węgla jest dużo droższa niż wskazują zwykłe obliczenia LCOE.

Zablokować energetykę obywatelską! Dla dobra górników.

Jednym z koronnych argumentów, jakie PGE wykorzystała, aby przekonać senatorów, jest zła sytuacja śląskich kopalń i ograniczanie popytu na węgiel jest niedopuszczalne.

Te 1,3 TWh, które w 2020 roku może wyprodukować energetyka obywatelska, to niecały 1% zużycia prądu. I spadek zapotrzebowania na węgiel o niecały 1%. To nie zmieni sytuacji kopalń. Można dodać, że wprowadzenie FiT to jaskółka, ale sama wiosny wcale nie czyni.

Co ciekawe, to lobbowane przez PGE współspalanie też ogranicza popyt na węgiel. Na przykład, w 2020r. mikro-OZE mają produkować 1,3 TWh energii elektrycznej, podczas gdy tylko w samym 2012 r. współspalanie wyprodukowało 6,5 TWh.

Nacisk PGE na zwiększanie wydobycia węgla brunatnego również nie sprzyja popytowi na węgiel, szczególnie ten drogi – ze Śląskich kopalni.

Wspieranie OZE jest niezrozumiałe!

W piśmie PGE znajdujemy też myśl, że wspieranie OZE jest niezrozumiałe z punktu widzenia obecnych inwestycji w bloki konwencjonalne w Opolu, Turowie, Kozienicach, Jaworznie i Gubinie. Jak elegancko kwituje Tobiasz Adamczewski: „Niezrozumiałym działaniem jest inwestowanie w nowe bloki w Opolu, Turowie, Kozienicach, Jaworznie czy odkrywki w m.in. w Gubinie.”

Zaczęliśmy od zacytowania Tobiasza Adamczewskiego. Zamknijmy artykuł jego podsumowaniem:

[Koncerny energetyczna mają się] czego „bać”, bo w końcu (…) Polacy poczują, czym jest demokracja energetyczna. I w końcu będą mieli szansę na produkowanie własnej energii – w przyszłości tańszej od tej, którą będą im „oferować” monopoliści. I tak jak padały wcześniej duże nieefektywne, dotowane z publicznych pieniędzy firmy, które zapierały się rękami i nogami przed restrukturyzacją i zmianami – tak też padną te, które dzisiaj próbują kijem Wisłę zawracać i czarować rzeczywistość, wmawiając nam, że zmiany w kierunku unowocześnienia i zrównoważonego rozwoju, ich i Polski nie dotyczą.

W artykule zostały wykorzystane materiały redakcji Reo.pl i chronmyklimat.pl, lekturę których gorąco polecam.

Marcin Popkiewicz

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly