ArtykulyPowiązania

Opary absurdu, protokół zniszczenia i alert

Na każdy temat można wypowiadać się z sensem i kompetentnie – to niestety coraz większa rzadkość – lub wręcz przeciwnie, bez większego sensu co jest przypadłością dotykającą coraz szersze kręgi komentatorów spraw trudnych. Tak jest i z energetyką. W mniejszości także, w stosunku do autorów publikacji dotyczących przeszłości, są kompetentni progności tego, co może się wydarzyć. W tym tygodniu przyglądamy się kuriozalnemu artykułowi o nazistowskich korzeniach (tak! tak!) energetyki odnawialnej w „Najwyższym Czasie”, wykładowi o historycznym podłożu problemów branży OZE w II RP, w internetowym okienku telewizyjnym Rzeczpospolitej oraz komentarzowi „Biznes Alertu” o zagrożeniach wynikających z wprowadzania energetyki atomowej, w kooperacji zagranicznej, za wszelką cenę.

Argumenty ad hitlerum

Mocno zdziwić się mogą w tych dniach goście saloników prasowych. Oto dwa tygodniki prawicowe mają na swych okładkach zdjęcia Adolfa Hitlera jako zachętę do przeczytania artykułów obalających skojarzenia fuhrera i NSDAP ze skrajną prawicą, wręcz przeciwnie wbijających do głów odbiorców aktualnie lansowaną, bo trudno powiedzieć, czy już obowiązującą, tezę: Hitler i spółka byli bandą lewaków! Pierwsze z pism, które podjęło ten temat piórem Piotra Zychowicza to tygodnik „Do Rzeczy” ( choć przesłonięta zdjęciem litera c z winiety, w sytuacji gdy na okładce jest niemiecki krwawy dyktator z II Wojny Światowej, może zasugerować podświadome odczytanie logo „Do Rzeszy”). Nas jednak bardziej, ze względu na zawężenie tematu do spraw związanych z energią zainteresowała publikacja redaktora naczelnego tygodnika „Najwyższy Czas” – Tomasza Sommera pod sensacyjnie brzmiącym tytułem „Nazistowskie korzenie energii odnawialnej”.

Ostre otwarcie tekstu głosi, że ideologia walki z dwutlenkiem węgla przypomina walkę o czystość rasową: „Brudną energię ma zastąpić czysta energia z wiatraków, tak jak brudne rasy w myśl nazistowskiej miały zostać zastąpione przez czyste rasy, czysty typ aryjski” – dowodzi T. Sommer dodając, że „ideologia energii odnawialnej to dzieło nazistowskich działaczy i naukowców”. Dalsze elementy tej zadziwiającej lekcji historii dotyczą energetycznych planów nazistów, którzy chcieli napędzać przemysł energią wody i wiatru, a węgiel ograniczać i używać do tworzenia chemikaliów. „Węgiel jest obecnie marnowany, bo jest tani, a długofalowe efekty jego zużycia nie są brane pod uwagę” – przestrzegał Franz Lawaszeck, wynalazca, który był członkiem NSDAP.

Wcale nie między wierszami tekstu można odczytać zanegowanie zagrożenia z jakim mamy do czynienia w związku z globalnym ociepleniem, a to dla tego, że naukowcy III Rzeszy przez całe życie konsekwentnie głosili pogląd, że „wydzielanie dwutlenku węgla jakie ma miejsce przy spalaniu surowców w tradycyjnych elektrowniach jest największym zagrożeniem, z jakim kiedykolwiek miała do czynienia ludzkość”. Jak rozumiem nie jest to wg autora problem naszych czasów, ale kontynuacja wymyślonej przed 80. Laty wydumanej ideologii . Stąd krótka droga do zaznaczenia wspólnych idei hitlerowskich Niemiec i Unii Europejskiej: „Nie sposób nie odnieść wrażenia, że oszalała ideologia, jaka zrodziła się w czasach nazizmu w Niemczech, po ponad 70 latach od upadku III Rzeszy triumfuje w UE”. Spójrzmy więc jak „Najwyższy Czas” cytuje elementy tego „szaleństwa” u specjalistów w dziedzinie energetyki, żyjących w takim, nie innym kraju, w takim, nie innym momencie historycznym. „Elektrownie wiatrowe, używające darmowej energii wiatru, mogą być budowane na masową skalę. Poprawienie technologii sprawi, że w przyszłości energia z wiatru będzie tańsza niż energia produkowana w elektrowniach cieplnych”. „Przemysł powinien być napędzany energią wody i wiatru. Węgiel jest obecnie marnowany, bo jest tani, a długofalowe efekty jego zużycia nie są brane pod uwagę. Tymczasem węgiel może być znacznie korzystniej zużyty do tworzenia cennych chemikaliów i innych produktów”. No, doprawdy! Takie to przytoczone odmęty szaleństwa Franza Lawaszecka, że do szpitala dla chorych na umyśle należałoby go wsadzić – skomentuję sarkastycznie. Na marginesie tylko należałoby dodać, że idąc tym tropem do grona „nazistów” należałoby zaliczyć też naszego Stefana Żeromskiego z jego wizją „szklanych domów” oświetlanych energią z prądów morskich i ujętej w karby hydrotechniczne Wisły!

Uporządkujmy co się nie zgadza w artykule założonego przez Janusza Korwin-Mikkego pisma:

1. Korzenie OZE, to bynajmniej nie lata 30 ubiegłego wieku, jak biją tytułem na okładce „liberałowie” z NC. Energię ze słońca wykorzystywali, bardzo związani – ideologicznie właśnie – z tą gwiazdą starożytni Egipcjanie, choć to sprawa dość niebezpieczna do poruszania bo symbolem kultu solarnego w starożytnych krajach od Indii, Dalekiego Wschodu, przez Grecję, Rzym po Egipt była… swastyka. Tak więc argument ten może być wodą na młyn (czyli kolejnym znacznie dawniejszym w historii, niż hitlerowskie Niemcy, niekończącym się źródłem napędu) dla demagogów chcących z faszystów zrobić nurt lewicowy, zwany od kilku lat lewackim. Nie zapomnijmy także o wpisanych od wieków w europejskie krajobrazy mniej nowoczesne niż w XX stuleciu, ale bądź co bądź, wiatraki. Czyżby Don Kichot był antyhitlerowskim spiskowcem?

2. Dorośli ludzie nie powinni traktować świata w kategoriach czarno-białych. To, jak nieludzkim państwem, jedną z największych zbrodniczych dyktatur w dziejach były Niemcy za rządów NSDAP wiedzą i dzieci w przedszkolach. Dodatkowo, z dekady na dekadę w licznych publikacjach na świecie obalany jest mit cudu gospodarczego lat 30. w tym kraju. Jednak polityka gospodarczo -przemysłowa ówczesnych Niemiec ma także na swoim koncie niewątpliwe sukcesy i nie ma powodu by to zakłamywać. Olbrzymia sieć autostrad, z dodatkowym aspektem wybetonowania większości dróg, co wydłużało ich żywotność, jeżdżące po tych drogach produkowane masowo Volkswageny „Garbusy” i narodowy program oszczędzania na nie, to przykłady pomysłów trafionych, myślenia rozsądnego. Czy ktoś pisałby o nazistowskich korzeniach sieci dróg szybkiego ruchu w reszcie Europy? Absurd! Dlaczego więc mądre, logiczne, a zarazem wizjonerskie spojrzenie na tematykę energetyczną w artykule sprowadza się do znaku równości między zwalczaniem emisji dwutlenku węgla i zwalczaniem brudnych ras? W każdym aspekcie bez sensu i łajdackie to słowa.

3. Zdania formułowane przez naukowców funkcjonujących ”tam i wtedy”, w artykule Sommera funkcjonują jako opinie „wpływowych nazistów”. To stygmat, który powoduje, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy nie posądzi się go o sympatie profaszystowskie kiedy powie, że w 100 procentach zgadza się z autorem książki „Technologia i ekonomia III Rzeszy – program działań”, który objaśniał: „Energia odnawialna płynie zewsząd i jest darmowa. Dlaczego nie jest używana w większym stopniu?”, czy „Naszą misją jest budowa nowych elektrowni wodnych i wiatrowych, niezależnych od sieci energetycznych, które będą magazynowały energię”. Swoja drogą, to też była przenikliwa myśl środowiska spodziewającego się wojny: wszyscy siedzący w temacie wiedzą, że tylko rozproszona energetyka w warunkach skrajnych jest w miarę bezpieczna. Inny wizjoner energetyki, inżynier Hermann Honnef – i tu rzeczywiście można by powiedzieć o korzeniach współczesnego podejścia – snuł wizje dzisiejszych klastrów, znanych także z nazwy instalacji hybrydowych. Były to plany łączenia elektrowni wodnych z wiatrowymi by uzyskać efekt stabilizacji źródeł prądu.

4. Idee tych wybitnych –jeśli chodzi o fach – niemieckich inżynierów zaczęto wprowadzać w życie dopiero po II wojnie, a zakładane pokrycie osiągnięto nie tak dawno temu. Dlaczego? Ponieważ „uwiatrakowienie” Niemiec wstrzymano w związku z ważniejszym dla tyrana planowaniem wojny, a w szczególności produkcji broni , na co przeznaczono stal niezbędną dla budowy instalacji wiatrowych. Ale wyciąganie z tego wniosku, że wspólnota europejska realizuje przynajmniej część ideologii nazistowskiej świadczy najnormalniej o złej woli piszącego.

5. A jednak na zakończenie redaktor Sommer, autor artykułu dostaje ode mnie wyrazy wdzięczności, bo po odsianiu tego tekstu z interpretacji, skojarzeń, komentarzy, i złośliwości pozostają fakty i cytaty. Jak dla mnie: fascynujące, optymistyczne, mądre. Te same co dla autora: doktrynalne („oszalała ekoideologia”), niebezpieczne, lewackie. No, ale nie znajdę w tej tematyce porozumienia z redaktorem naczelnym NC skoro zmianę klimatu określa „wydumanymi zagrożeniami”, wiatraki w Polsce „pomnikami nazistowskiego myślenia” a energetykę odnawialną „bezsensem o kompromitującym pochodzeniu”. Założyć też można że autor artykułu uważa, iż im szybciej wyeksploatujemy te zasoby węgla, które nam jeszcze pozostały tym lepiej! Ważne bardzo pytanie, dotyczące także innych osób i środowisk w Polsce w sposób dosłowny walczących z wiatrakami brzmi: lepiej dla kogo? Linku nie zamieszczam, artykuł można wyłącznie przeczytać w papierowym, 36-37 numerze tygodnika.

Wiatraki wyprowadzone w pole

Artykuł z „Najwyższego Czasu” przeczytałem po obejrzeniu rozmowy redaktora Michała Niewiadomskiego ze znanym z naszego serwisu wiceprezesem Izby OZE – PIGEOR Tomaszem Podgajniakiem. Gdyby było odwrotnie – to przy każdej myśli ogólnej dotyczącej rynku energii, nie tylko zielonej, a także cen, bezpieczeństwa, myślenia interesem przyszłych pokoleń, a nie tylko bieżączką – powiedziałbym być może zahipnotyzowany wywodem ultraprawicowego redaktora: to hitlerowska, nazistowska ideologia. Może z innym doborem słów, ale niejedna myśl wtorkowego gościa Rzeczpospolitej TV pokrywa się z tym co pisali wspominani wyżej naukowcy. Zagadka: czy słowa „Wielkie firmy wykorzystują swoją przewagę hurtową i korzystają ze znacznie niższych kosztów energii, niż mniejsi użytkownicy” są autorstwa Lawaszecka, czy Podgajniaka? Nie wiem, czy były Minister Środowiska udzieliłby na 100 % poprawnej odpowiedzi.

Blisko 30-minutowa rozmowa jest istotnym wydarzeniem na styku mediów i branży OZE, bo trwające od kilku lat, powodowane głównie przez polityków, problemy tłumaczy „od Adama i Ewy”. Obejrzenie wywiadu (który zamieściliśmy na stronie głównej naszego serwisu) polecam szczególnie tym, którzy zdają sobie sprawę, jak bardzo temat energii elektrycznej stał się istotny i często poruszany w mediach, ale nie czują się wystarczająco poinformowane co z czego tu wynikało.

Odnosząc się do najświeższego wydarzenia z polskiego świata OZE, czyli podpisania przez Prezydenta pisowskiej ustawy nowelizacyjnej w sprawie energetyki odnawialnej gość rozmowy, zamieszczonej na portalu rp.pl, zapowiedział zaskakujący dość rozwój wypadków. Nowa sytuacja nie zdejmuje nadwyżki zielonych certyfikatów z rynku, w związku z czym utrzymywać się będzie przez długi czas ich niska cena, znacznie poniżej granicy rentowności. Dotyka to już nie tylko wiatraki lecz również „nie opłaca się już dla tego nieszczęsnego współspalania (…) rosyjskiego węgla z kolumbijską biomasą” czyli państwowego pomysłu na wykonanie obowiązkowej kwoty OZE bez ponoszenia kosztów infrastruktury, które powstałyby w przypadku produkowania zamiast tego prawdziwej zielonej energii. Powiedział on, że w ubiegłym roku przy niskich cenach zielonych certyfikatów produkcja energii ze współspalania spadła trzykrotnie. Zachodzi więc olbrzymie prawdopodobieństwo niewykonania naszego celu ustalonego z UE na 15 % produkowanej energii ze źródeł odnawialnych w roku 2020! Oznaczać to będzie, że władza Prawa i Sprawiedliwości swoją polityką energetyczną sprowadzi na siebie /jeśli w 2019 roku utrzyma kierowanie państwem/ katastrofę finansową związaną z olbrzymią karą za złamanie zobowiązywania kwotowego. Według „ostrożnych rachunków” – przewidywał – będzie to suma co najmniej 8 miliardów złotych! Na pytanie, która energia – konwencjonalna, czy wiatrowa – jest realnie tańsza i jak to udowodnić, odpowiedź znajdziesz czytelniczko/czytelniku w zamieszczonym przez nas nagraniu rozmowy z wiceprezesem Polskiej Izby Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej.

Alert!

Ostatni, w naszym przeglądzie mediów, temat to perspektywa uruchomienia w Polsce energetyki jądrowej. Tym razem nie pojawia się pytanie „czy?”, ale „z kim?” i „na jakich warunkach?”. Przyglądając się planom makro-gospodarczym obecnych władz polskich można przypuszczać, że po zakończeniu dofinansowywaniu naszego rozwoju przez UE, co nastąpi za kilka lat, chcą one powierzyć rolę „bogatego wujka” Chińczykom. To oni mieliby sfinansować polskie inwestycje Jedwabnego Szlaku, Centralny Port Komunikacyjny, a od niedawna są czarnym koniem, jeśli chodzi o wybór partnera strategicznego do zrealizowania inwestycji elektrowni atomowej.

Pochwalić należy rząd, że chce oddzielić wybór technologii (czytaj kraju) od modelu finansowania (poprzez inny kraj). Jednak w przypadku tak wielkiego i specyficznego państwa jakim są Chiny mogą nam grozić niebezpieczeństwa mimo zastosowania tej dywersyfikacji. Nawet jeśli nie zachodzi obawa bycia „zjedzonym” przez giganta głodnego zbudowania korzystnej dla siebie pozycji w Europie, to myśląc, że to my robimy „biznes życia” w takiej spółce realnie wyjść na tym możemy, jak przysłowiowy „Zabłocki na mydle”. Bartosz Sawicki nie ostrzega przed takim scenariuszem w wyniku jakiejś, ewentualnej, swojej antychińskości, czy wizyty u Cyganki.

Przypadkiem, który pozwala tworzyć obawy jest projekt atomowy rumuńsko-chiński. „Rumunia planuje rozbudowę własnej elektrowni jądrowej ze względów bezpieczeństwa energetycznego. Pieniądze na rozbudowę Elektrowni Jądrowej Cernavodă mają dać Chińczycy. W zamian oczekują jednak stałej ceny energii elektrycznej na poziomie znacznie wyższym, niż zaoferowali Wielkiej Brytanii przy budowie Hinkley Point. Czy kiedy Polacy zdecydowaliby się na atom z Chin, Pekin zaoferowałby Warszawie rumuńskie czy brytyjskie warunki?” – zastanawia się dziennikarz i publicysta strony biznesalert.pl. Warto dodać, że ta brytyjska cena to 92 funty za megawatogodzinę przez 35 lat! Przypomnę też, że Ministerstwo Energii podało, że liczy na inwestycje atomowe mocy 10 GW o wartości 250 mld złotych (nawiasem mówiąc to znacznie więcej niż dotychczasowe szacunki kosztów budowy EA w Polsce). A cały hurtowy rynek energii elektrycznej w Polsce wart jest niespełna 20 mld. Więc nawet gdyby założyć, że projekt będzie się spłacał przez „brytyjskie” 35 lat, to biorąc pod uwagę odsetki (nikt takich pieniędzy nie daje za darmo), hurtowe ceny energii trzeba by obciążyć kwotą co najmniej 10 mld zł rocznie. A pewnie i więcej! Powtórzmy: co najmniej 8 mld za niezrealizowanie celu OZE i 10 mld „frycowego” w energetyce jądrowej. Polska to musi być bardzo bogaty kraj – powiedziałby na to, zapewne, zewnętrzny obserwator.

Pytanie jak przy chińskiej polityce „partnerstwa biznesowego różnych prędkości” zakwalifikowana zostanie Polska. Od siebie dodam, że zbyt entuzjastyczne i emocjonalne podniecanie się wspólną realizacją planów z cichymi, tajemniczymi Azjatami raczej nam nie pomoże. Stąd już sama funkcjonująca plotka, że to Państwu Środka przypadnie przywilej wykupienia długoterminowej miejscówki w środku Europy, czym będzie finansowe uzależnienie nas – de facto – na długie lata od Pekinu, to gubienie dobrych kart przed przystąpieniem do rozgrywki.

Polecam lekturę całości tu

Paweł Sito/REO.pl

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly