Artykuly

Wojna i zmiany klimatu podnoszą cenę chleba. Bliski Wschód może wybuchnąć

Zła sytuacja stała się jeszcze gorsza. Źródło: Gary Sauer-Thompson /Flickr

Dwóch pierwszych jeźdźców apokalipsy to zaraza i wojna. Trzeci to głód. W tym roku w wielu krajach świata – szczególnie na będącym beczką prochu Bliskim Wschodzie – będzie go więcej niż w ubiegłych latach. Najpierw wojna w Ukrainie spowodowała, że jeden z największych eksporterów zboża na świecie, nie ma go jak dostarczyć do odbiorców. Teraz fale upałów zaatakowały Indie, które miały wypełnić lukę na światowym rynku. Słońce wypala pszenicę. Ceny chleba podobnie zachowywały się przed 2011 rokiem. Efektem była Arabska Wiosna.

  • Ukraina przed wojną była ósmym największym producentem i piątym największym eksporterem pszenicy na świecie.
  • Od importu zboża z Ukrainy zależy m. in. Egipt, ale też inne kraje Bliskiego Wschodu i Afryki północnej.
  • Wojna w Ukrainie zablokowała możliwości eksportu zboża, co wywindowało ceny pszenicy i chleba na bardzo wysoki poziom.
  • Braki miały uzupełnić Indie. Te jednak stały się ofiarą zmian klimatycznych i z powodu fal upałów plony będą w tym roku mniejsze. Władze chcąc przed podwyżkami ochronić ludzi w kraju zakazały eksportu.
  • Wojna i decyzja Indii wpłynęły na dalszy wzrost cen pszenicy.
  • Bliski Wschód i Maghreb importują około połowy żywności. Jednocześnie mierzą się z licznymi wojnami i gospodarczym kryzysem. Są więc szczególnie wrażliwe na takie zmiany.
  • Ekspert, którzy przewidział, że wybuchnie Arabska Wiosna mówi, że ceny chleba rosną tak szybko, że sytuacja w region znów może wybuchnąć.

Zła sytuacja stała się jeszcze gorsza

Ukraina przed wojną była ósmym największym producentem i piątym największym eksporterem pszenicy na świecie. Roczna wartość eksportu wynosiła blisko 5 mld dolarów (to równowartość ok. 10% przedwojennego budżetu kraju). Największymi odbiorcami były Egipt, Indonezja, Pakistan, Bangladesz i Liban. Dużo kupowały też Turcja, Maroko i Libia. Eksport z Ukrainy stanął pod znakiem zapytania. Rosjanie nie tylko kradną i wywożą zboże, ale zablokowali też czarnomorskie porty, przez które szła większość eksportu zboża na południe. Do krajów, które od niego zależą. Brak zboża z Ukrainy może zagrozić destabilizacją krajów Bliskiego Wschodu i północnej Afryki.

Egipt, który jest największym importerem pszenicy na świecie (a to zboże ma tam także największy udział w imporcie ze wszystkich towarów), ponad 20 proc. dostaw otrzymywał z Ukrainy. Więcej kupował jedynie w Rosji, która zaspokajała ponad połowę potrzeb kraju. Pakistan? W 2020 roku od Kijowa kupił aż połowę importowanej pszenicy. Liban? Zboże z upraw na czarnoziemach naszego sąsiada odpowiadało za ok. 70 proc. importu pszenicy do tego kraju. Bangladesz? Ok. 30 procent.

 

Atak na jednego z największych eksporterów pszenicy na świecie spowodował, że ceny zboża poszybowały w górę. Jednak jeszcze kilka tygodni temu kraje arabskie – w tym Egipt – liczyły, że pszenicę z Ukrainy uda się choć częściowo zastąpić zbożem kupionym w Indiach. Indie to drugi największy producent pszenicy na świecie, ale wiadomo już, że tak się nie stanie. Zła sytuacja stała się bowiem bardzo zła.

Fala upałów w Indiach i Pakistanie

Przez Półwysep Indyjski przechodzi właśnie nietypowa fala upałów (wiązana ze zmianami klimatycznymi), która plonom zagraża tak bardzo, że indyjski rząd zdecydował o zakazie eksportu pszenicy. To duża zmiana. Wcześniej liczył, że uda mu się wykorzystać ukraiński kryzys, by podebrać Kijowowi i Moskwie klientów, i wzmocnić swoją pozycję na globalnym rynku żywności. Ambitne plany przegrały z szalejącym klimatem i upałami sięgającymi nawet 50 stopni Celsjusza.

W weekend termometry w Delhi pokazały od 45 do 49 stopni. Sąsiedni Pakistan był jeszcze cieplejszy. W Jacobabad odnotowano 51 stopni. Problemem nie są tylko temperatury. Jest nim także to, że fala upałów rozpoczęła się w tym roku wyjątkowo wcześnie. Gorąco zrobiło się już w marcu. Do tego towarzyszy im susza. W marcu w Delhi nie spadła ani kropla deszczu. W kwietniu kropiło w sumie przez dwa dni. Spadło wtedy 0,3 milimetrów deszczu. Znacznie mniejsze niż zwykle opady zarejestrowano także w innych częściach kraju. Indyjskie media liczą od jak wielu lat nie było tak gorąco i sucho: marzec był najcieplejszy od 122 lat, kiedy rozpoczęto pomiary, a kwiecień był w ich historii czwartym najgorętszym miesiącem. W tym samym czasie świat arabski nerwowo próbuje zastąpić zboże, które w Ukrainie zatrzymała wojna, a w Indiach spaliło słońce.

50 stopni wypala pola

Upały zmniejszą tegoroczne plony w kraju, który jest drugim największym (po Chinach) producentem pszenicy na świecie. Na razie nie wiadomo, jak bardzo. Ale doniesienia rolników mówią, że upały i susza zniszczyły ok. 10-15 procent upraw. To co zostanie, ma wystarczyć dla Indii. Ale prawdopodobnie nie wystarczy na eksport lub będzie on znacząco mniejszy od przewidywań. Na dziś szacunki mówią, że zbiory będą o około 6 milionów ton mniejsze od oczekiwań. To niemal tyle, ile kraj wyeksportował w 2021. Dlatego, ale też by ograniczyć szalejącą inflację, rząd Indii zdecydował się zablokować eksport. Określając kilka wyjątków. Wśród tych są przede wszystkim kraje, których bezpieczeństwo żywnościowe zależy od pszenicy z Indii.

To wystarczyło, by ceny na światowych rynkach w kilka godzin skoczyły o sześć procent. Co tylko pogarsza sytuację, która w tym roku była już i tak wystarczająco zła, bo zboże podrożało o 60 procent. Zwyżki cen pchają w górę koszty żywności, z czym już dziś zmaga się duża część świata.

W bardzo złej sytuacji są między innymi Pakistan, który też dotykają fale upałów i Bangladesz. Obydwa zależą od importu żywności, a po tym, jak straciły dostawcę w Kijowie, liczyły na Indie. Teraz nie mają na kogo liczyć, bo na rynku nie ma już żadnych dużych dostawców poza Rosją.

Najwięcej uwagi przyciąga sytuacja na Bliskim Wschodzie. Ten w przeszłości potrafił w podobnych sytuacjach wybuchać. Nie brakuje ekspertów, którzy mówią, że to cena zboża była zapalnikiem wydarzeń Arabskiej Wiosny. Rewolucji, która zdestabilizowała wybuchowy region.

Ceny zboża a Arabska Wiosna

Bliski Wschód i północna Afryka importują około połowy żywności. Dlatego są niezwykle wrażliwe, kiedy chodzi o zawirowania cen na światowych rynkach. Wielu ekspertów twierdzi, że to skok cen żywności był bezpośrednią przyczyną wybuchu licznych rewolucji w 2011 roku. Zapewne – mówią – do wybuchu, by i tak doszło, bo powodów było aż nadto. W tym korupcja, nierówności społeczne, demografia oraz zwyczajne zmęczenie autokratami w rodzaju Kaddafiego. Ale to ceny chleba spowodowały, że doszło do niego wtedy i że miał tak gwałtowny przebieg.

Arabską Wiosnę poprzedził wzrost cen żywności, który był związany z wydarzeniami w miejscach odległych od Bliskiego Wschodu i Afryki północnej. Najpierw kryzys 2008 roku rozpoczął falę spekulacji na rynkach finansowych, która dotyczyła między innymi cen żywności. W 2010 r. susze dotknęły Rosję i Ukrainę, a ulewne deszcze zniszczyły uprawy w Kanadzie, Australii i Brazylii. Na świecie, który jest tak mocno powiązany jak współczesny, takie wydarzenia wpływają na wszystkich.

Wybuch poprzedziły cztery lata suszy

W Egipcie zaraz po kryzysie cena pieczywa wzrosła o 37 proc. Kolejne lata, aż do upadku reżimu Mubaraka, przyniosły podwyżki o blisko 20 procent rocznie. To zwiększyło i tak dużą liczbę niedożywionych i spowodowało, że chleb był symbolem, który często pojawiał się na protestach. W innych krajach, gdzie doszło do rewolucji, było podobnie. Cena chleba była dla ludzi bardzo ważna.

Myślę, że ceny żywności zmobilizowały ludzi – wyjaśniał w PBS prof. Rami Zurayk z Uniwersytetu Amerykańskiego w Bejrucie. – Jeżeli spojrzeć na przykład na Tunezję, to widać, że powstanie zaczęło się na terenach wiejskich. To tam młody człowiek, który prowadził stoisko z warzywami, podpalił się, by zaprotestować przeciw korupcji, co ludzie uważają za początek Arabskiej Wiosny – dodawał, wskazując, że także w Syrii powstanie rozpoczęło się na terenach rolniczych. Jego wybuch poprzedziły cztery lata suszy, która także bardzo podniosła ceny chleba.

Efektem był okres destabilizacji całego regionu, który przyniósł zmiany polityczne oraz wojny.

Dziś jest gorzej niż w 2011

10 lat później świat arabski jest w gorszym stanie niż był przed rewolucjami. Syria – w zasadzie jedyny kraj regionu, który był w stanie sam się wyżywić, a nawet eksportować zboże – to spalona przez wojnę ziemia, która w ubiegłym roku doświadczyła najgorszej suszy od 70 lat. Efektem było między innymi to, że w połowie 2021 roku chleb był tam o 300 proc. droższy niż jeszcze w 2018 roku.

 

Irak – także zniszczony przez wojnę – ma za sobą najgorszą suszę od 40 lat. Rosnące ceny chleba oraz oleju już wyprowadziły ludzi na ulice. Natomiast Jemen doświadcza dramatycznego konfliktu, w którym w kilku ostatnich latach zginęło około 400 tys. ludzi. A wśród metod, po które sięgali zaangażowani w walki Saudowie było niszczenie infrastruktury zapewniającej dostęp do czystej wody. Raz za razem wybuchają tam więc epidemie cholery. Niedożywienie jest tak dużym problemem, że jeszcze w marcu 2021 Światowy Program Żywnościowy alarmował, że 400 tys. jemeńskich dzieci grozi śmierć głodowa. Ale problemy są także tam, gdzie nie doszło do wojny.

Kryzys i nieudana demokracja

Liban jest świeżo po kryzysie finansowym, w czasie którego waluta kraju straciła 90 proc. wartości, a większość jego mieszkańców chce… zlikwidować wybory i oddać władzę technokratom. Spadek wartości waluty przekłada się bezpośrednio na to, że ludzie są niedożywieni. Ponad połowa młodych chce wyjechać z kraju. Niemal równie dużo (aż 47 proc.) młodych mieszkańców Tunezji – to dane z arabskiego barometru, który na łamach „Foreign Affairs” opisali niedawno Amaney A. Jamal i Michael Robbins – chce zrobić to samo.

To nie powinno dziwić, bo PKB per capita tego kraju w roku wybuchu Arabskiej Wiosny wynosiło 4265 dolarów. W 2020 roku było to już tylko 3320 dolarów. To oznacza, że kraj ma za sobą 11 lat pełzającej recesji, w czasie której spadł poziom życia. 64 proc. z nich mówi, że ich zarobki nie wystarczają na pokrycie wszystkich domowych wydatków. Tunezyjczycy – piszą Jamal i Robbins – upatrują źródeł problemów w niedziałającej demokracji i coraz bardziej zdecydowanie deklarują akceptację dla autokracji.Byle tylko ta zapewniła chleb. Prawie cały świat arabski spogląda przy tym z zazdrością na Chiny i ich model rządów, który ponoć jawi się dziś mieszkańcom tego regionu, jako atrakcyjniejszy niż demokracja.

Widzą, że im wywalczona w czasie Arabskiej Wiosny demokracja przyniosła biedę, bezrobocie i wieloletni pełzający kryzys gospodarczy. A Chiny w tym czasie urosły w siłę. Choć nie bez znaczenia jest i to, że Pekin wydaje miliardy dolarów na zacieśnianie relacji z krajami arabskimi. Propagując przy tym swoją perspektywę patrzenia na sprawy i swój model społeczno-gospodarczy.

Nie jeden, a dwa kryzysy. Nowa Arabska Wiosna?

Arabskie społeczeństwa są na to podatne, bo w większości nie stworzyły po rewolucjach 2011 roku sprawnych demokracji. A ich gospodarki bardzo ucierpiały z powodu pandemii koronawirusa. I w takiej rzeczywistości przyszedł nie jeden, ale dwa kryzysy. Pierwszym wielkim ciosem dla Bliskiego Wschodu i Maghrebu, które są zależne od importu żywności, była wojna w Ukrainie. W tej uczestniczą dwa kraje, które wspólnie są spiżarnią świata i zapewniały krajom arabskim bezpieczeństwo żywnościowe. Konflikt spowodował drastyczne zwyżki cen żywności. A kiedy te zaczęły się stabilizować i mogło się wydawać, że najgorsze już było, upały uderzyły w Indie.

Arabska wiosna została poprzedzona przez wzrost indeksu cen żywności. Dr Yaneer Bar-Yam przewidział jej wybuch, ponieważ zwrócił uwagę na ceny chleba. Dziś mówi, że może dojść do powtórki.

Jedyny kraj, który mógł choć trochę zasypać dziurę związaną z blokadą czarnomorskich portów Ukrainy. Czy Bliski Wschód może znowu wybuchnąć? Odpowiedzi udzielił dr Yaneer Bar-Yam, który już w 2010 roku przewidział arabskie rewolucje. – Rosja i Ukraina odpowiadają za dużą część światowych dostaw pszenicy. Problemem jest to, że ceny żywności były rozgrzane już przed wojną, przed inwazją na Ukrainę. Więc już wtedy ceny były w przestrzeni, którą można uważać za niebezpieczną. Teraz jesteśmy w miejscu, w którym jest ryzyko, że sprawy wybuchną – mówił Vice.

I mówił to jeszcze zanim Indie zakazały eksportu zboża. Dziś sytuacja jest jeszcze gorsza.

Tomasz Borejza, SmogLab

 

 

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly