Artykuly

Wegetariański dylemat Tybetu a mięsny boom w Chinach

Podczas gdy Chiny dążą do bardziej uprzemysłowionej produkcji rolnej, mnisi buddyjscy namawiają do wegetarianizmu. Dawni swobodnie wędrujący tybetańscy koczownicy, teraz przesiedleni do rzędów identycznych bloków, stoją w obliczu walki o własną tożsamość, kulturę, praktyki duchowe – a nawet żołądki.

Tradycyjnie zajmowali się wypasaniem jaków – dostarczały im mleko, masło, sery i mięso – niezbędne w trudnym życiu nomadów. Jednak ruch wspierany przez buddyjskich mnichów w regionie Tybetu w ciągu ostatnich 20 lat coraz bardziej wpływał na (obecnie uziemionych) nomadów, nakłaniając ich do wegetarianizmu, płacenia okupu w zamian za życie zwierząt przeznaczonych na rzeź i porzucenia zabijania ich własnych zwierząt w związku ze zmianą stylu życia. Ten „ruch przeciw ubojowi” wywołuje konflikt z lokalnymi władzami chińskimi, chcącymi rozwijać przemysłową produkcję mięsa jaków dla chińskiej ludności, która konsumuje coraz więcej mięsa.

Rysunek 1. Konsumpcja produktów mięsnych w Chinach per capita w latach 2011-2015. Lata 2016-2020 – oszacowanie. Źródło Statista

Chińskie władze planują budowę oraz rozbudowę rzeźni komercyjnych, przetwarzających mięso jaków na płaskowyżu tybetańskim. Wygląda na to, że wygrywają.

Jak twierdzi francuska antropolożka i tybetolożka Katia Buffetrille, wydaje się, że „ruch przeciwko ubojowi” słabnie w wyniku wzmożonego nadzoru oraz represji, jakie stosują władze, by kryminalizować każdy ruch związany z tożsamością Tybetańczyków.

W czerwcu 2020 r. skazano 10 Tybetańczyków, w tym dwóch mnichów, na kary więzienia od 8 do 13 lat i grzywny sięgające 35 000 złotych, za próbę zablokowania budowy rzeźni w Sangchu w prowincji Gansu. To w dużej mierze ostudziło anty-rzeźnicze nastroje w regionie.

Ruch przeciw ubojowi został zapoczątkowany na początku stulecia w Akademii Buddyjskiej Larung Gar. Ta duchowa oaza była domem dla około 4000 mnichów i poszukiwaczy duchowości – aż do 2016, kiedy dużą część mnichów wysiedlono, a obszar zniszczono. Wpływowy mnich z Akademii, Khenpo Jigme, za życia nauczał o praktykach rzeźniczych po tym, jak był ich bezpośrednim świadkiem. Jego zdaniem widoki wewnątrz rzeźni były „podobne do miasta śmierci, pełnego przerażających dźwięków – maszyn używanych do obróbki mięsa, podrzynanych gardeł, płynącej krwi i jęków zwierząt ogarniętych śmiertelną paniką”. Uważał, że ogromne rzeźnie przyniosą złą karmę na płaskowyż tybetański i są obce praktykom żyjących na tym obszarze ludów koczowniczych.

„Pierwotnie wegetarianizm był praktykowany głównie wśród mnichów, a nie nomadów” – stwierdza Geoffrey Barstow, ekspert od buddyzmu tybetańskiego na Uniwersytecie Stanu Oregon. Mówi, że niektórzy nomadzi postrzegają ruch wręcz jako zagrożenie dla ich możliwości utrzymania się. Powoduje to pewien rozdźwięk, gdyż zarówno buddyzm, jak i koczowniczy styl życia, są postrzegane jako rdzeń ich kultury.

Ostatecznie nic z tego nie jest brane pod uwagę przez Pekin. Płynie stamtąd rozkaz zwiększania PKB, a dla władz lokalnych wszystko, co stanie na przeszkodzie jego wykonania, stanowi wyzwanie dla władzy i państwa. W 2018 r., Xi Jinping, przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej, rozpoczął trzyletnią, ogólnokrajową kampanię przeciwko siłom „czarnym i złym”. Od tego czasu tybetańskie władze lokalne coraz silniej zwalczają każdy przejaw działalności nieusankcjonowanej przez rząd. Grupy obywateli starające się chronić dziką przyrodę, wzywające do zwiększenia bezpieczeństwa żywności, opowiadające się przeciwko zawłaszczaniu ziemi, budowie rzeźni czy wspierające uwalnianie zwierząt – wszystkie one, jak podaje m.in. organizacja Human Rights Watch, zostały zakwalifikowane jako „podziemne gangi”.

„Jednym z powodów było organizowanie lokalnych społeczności przeciwko rzeźni, co zostało połączone z ruchem separatystycznym”, stwierdza Tenzin Norgay, analityk w International Campaign for Tibet. Ponieważ pokojowe protesty przeciwko budowie rzeźni miały miejsce kilka lat temu, postępowanie sądowe to głównie ostrzeżenie mające na celu zapobieganie podobnym działaniom w przyszłości. Wygląda na to, że polityka władz chińskich odniosła zamierzony skutek, a przemysłowej produkcji mięsa nic nie stanie na przeszkodzie.

Alicja Jankowska na podst. Yak politics: Tibetans’ vegetarian dilemma amid China meat boom

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly