ArtykulyPowiązania

Spalarniom mówimy NIE

Rafał Górski: Dlaczego mieszkańcy płacą coraz więcej za odpady?

Paweł Głuszyński: To efekt popełnianych przez lata błędów i braku umiejętności analizowania skutków podejmowanych działań. Celem systemu gospodarki odpadami w Polsce było, i nadal jest, „pozbycie się odpadów”, a nie osiągnięcie efektu ekologicznego, za który możemy uznać tylko redukcję odpadów u źródła, zawrócenie produktów i materiałów z powrotem do cyklu gospodarczego poprzez ich powtórne użycie lub recykling. Redukcją odpadów zajmują się tylko hobbyści, bo wśród decydentów panuje przekonanie, że mamy jeszcze na to czas i daleko nam do Zachodniej Europy, do której równamy, a gdzie wytwarza się więcej odpadów niż w Polsce.

To twierdzenie jest prawdziwe w odniesieniu do średniej, naszych małych miast i wsi, jednak w dużych miastach ilość odpadów już od czterech lat wyrównała do poziom zachodniego. Na przykład w Berlinie i Brukseli nie przekracza 392 kg odpadów rocznie na mieszkańca, gdy w Warszawie osiągnęła 454 kg w 2018 r. Z kolei wśród mniejszych miast, znanym rekordzistą jest Zakopane, które dzięki turystyce wytwarza 707 kg odpadów na mieszkańca.

Powtórne użycie jest zredukowane do butelek po piwie, części
elektroniki oraz dużej liczby ubrań kupowanych w „lumpeksach”, lecz
niekoniecznie pochodzących z Polski. Możemy także uznać, że są to używane
samochody, ale w Polsce często wiąże się to z zakupem zdezelowanych modeli,
które mają negatywny wpływ na środowisko i bezpieczeństwo na drogach.

Z recyklingiem plasujemy się w ogonie Europy, ale dzięki
zastosowaniu kreatywnego wzoru jego obliczania, większość samorządów uwierzyła,
że dogania najlepszych, osiągając poziom 40%. Rzeczywistość jest jednak bardzo
bolesna. W 2018 r. (ostatnie dostępne dane) ponad 68% odpadów zostało zebranych
w formie zmieszanej. Nie istnieje technologia, która byłaby w stanie z tych
śmieci zrobić „złoto” – średnio można z nich odzyskać 6% surowców nadających
się do dalszego wykorzystania: część metali, szkła opakowaniowego, butelek PET
i grubszej foli plastikowej. Reszta trafi na składowisko lub do spalarni.
Jakość segregacji jest nadal bardzo niska, przez co do recyklingu trafia
niewiele więcej niż połowa w ten sposób zbieranych odpadów. Selektywna zbiórka
bioodpadów dopiero raczkuje, mimo iż pozwoliłaby podnieść poziom recyklingu o
więcej niż 30%. Stąd w sumie, po przeliczeniu od tego roku obowiązującym i
prostym wzorem, w 2018 r. do recyklingu trafiło 18% odpadów komunalnych. W 2020
r. powinniśmy osiągnąć 50%. Taki skok byłby możliwy tylko w przypadku podjęcia
bardzo intensywnych działań wspólnie z mieszkańcami. Nic takiego nie wydarzyło
się w ciągu ostatnich dwóch lat, poza wspólnym wypłakiwaniem się nad
drastycznie rosnącymi opłatami. Za nieosiągnięcie wyznaczonego celu recyklingu
samorządy zapłacą karę – oszacowałem, że wyniesie ok. 1 mld zł w skali całego
kraju. Mimo to nadal nie trafia do świadomości, że każdy kilogram odpadów
przekazany do recyklingu, choćby za darmo, to zysk w postaci uniknięcia
wysokich kosztów przetwarzania odpadów zmieszanych, ich składowania lub
spalania.

Niski poziom segregacji i recyklingu, to jedne z podstawowych przyczyn wzrostu wysokości opłat ponoszonych przez mieszkańców, ale nie jedyne, choć niemal wszystkie są ich pochodną.

We wszystkich krajach UE wprowadzono ponad 20 lat temu systemy rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP). Jak sama nazwa wskazuje, przemysł powinien odpowiadać za swoje produkty i powstające z nich odpady. Dotychczas obowiązek ten był realizowany dwojako: producenci organizowali się w wyspecjalizowane organizacje, które zajmowały się zbiórką danych rodzajów odpadów lub też, na zasadach rynkowych, pokrywały koszty zbiórki i przetwarzania odpadów prowadzone przez samorządy oraz firmy prywatne. Niestety ten system stał się w Polsce dysfunkcjonalny zaledwie po 3 latach od wprowadzenia w 2002 r. Przemysł płaci symboliczne grosze za powstające odpady, a gros kosztów przerzuconych jest na mieszkańców. Dla przykładu wprowadzenie na rynek jednej tony opakowań z tworzyw sztucznych kosztuje około 0,6 euro w Polsce, w Czechach natomiast 206 euro, w Hiszpanii 377, zaś w Austrii 610 euro. System ten będzie zmieniony, ale niestety Ministerstwo Klimatu nie spieszy się i nie przedstawiło żadnych analiz wariantowych rozwiązań pod dyskusję, która jest niezbędna do opracowania optymalnego rozwiązania. Formalnie Ministerstwo ma czas na wdrożenie nowego systemu do 5 stycznia 2023 r., ale im dłużej będzie zwlekać, tym gorzej dla kieszeni mieszkańców. Znowelizowany system ROP powinien objąć opakowania, sprzęt elektryczny i elektroniczny, baterie i akumulatory, oleje, tekstylia, w tym wykładziny, meble. Może też być rozszerzony na dowolny produkt, który powoduje problemy z zagospodarowaniem, np. na materiały higieniczne: nawilżane chusteczki, podpaski i pieluchy jednorazowe.

W 2016 r. rząd wprowadził nonsensowne rozporządzenie
zakazujące składowania tzw. odpadów palnych. Te w zdecydowanej większości są
wytwarzane ze zmieszanych odpadów. Od tego czasu ich góra przyrasta corocznie o
ok. 6 mln ton, z czego można spalić nie więcej niż 2,3 mln ton, gdyż tyle
wynosi wydajność spalarni i cementowni. Pozostałe są magazynowane i właśnie te
odpady są główną przyczyną pożarów, które odnotowywane są co kilka dni przez
okrągły rok. Nie wiadomo dokładnie jaka jest wielkość tej góry zmagazynowanych
odpadów, ale szacuje się ją na ponad 20 mln ton, czyli tyle, ile wytwarzamy
przez dwa lata. Zamiast znieść niewykonalny zakaz, rząd brnął dalej i nałożył
na przetwarzających odpady obowiązek wpłacania zabezpieczeń bankowych na poczet
potencjalnych szkód wywołanych m.in. pożarami oraz utworzenia systemów
monitoringu magazynowanych odpadów palnych. Minęły 4 lata od wprowadzenia
rozporządzenia, a rząd nie pokusił się o ocenę jego skutków. Widać jednak, że
zakaz nie ma żadnego wpływu na zwiększenie poziomu recyklingu, co było rzekomym
pretekstem jego wprowadzenia. Doprowadził jedynie do fali pożarów, wzrostu
kosztów systemu oraz nieprawdopodobnego wyścigu do budowy kolejnych spalarni –
przed czym przestrzegaliśmy od lat, zanim ten przepis został wprowadzony.

Inną najmniej znaną przyczyną coraz wyższych opłat jest to, że część naszych obywateli udaje, że ich nie ma. Dotychczas w większości miejscowości opłata była nakładana na gospodarstwo domowe, zależnie od liczby zamieszkałych w nim osób.

To spowodowało, że w wielu przypadkach deklarowano mniejszą liczbę domowników niż faktyczna. W skali kraju to zjawisko jest ogromne, bo blisko 10 mln osób nie uiszcza opłaty! W pięciu województwach brakuje od 40% do 55% mieszkańców! Zatem pozostali muszą pokryć brakującą część funduszy potrzebnych na zagospodarowanie powstających odpadów.

Czy spalarnie obniżą nasze rachunki za odpady?

Dotychczas panowała pełna i ogólnoświatowa zgoda, że spalarnia to najbardziej kosztowny element systemu gospodarki odpadami, zarówno od strony kosztów inwestycyjnych, jak i operacyjnych. Tymczasem nasze samorządy „odkryły”, że ze spalarnią będzie im taniej. Taki „cud” jest do pewnego stopnia możliwy w systemie, gdzie dominują odpady zmieszane, za które trzeba zapłacić dodatkową opłatę za składowanie, ale nie za ich spalenie, a budowa spalarni jest dotowana ze środków publicznych. Nadal mamy taki system, choć jego czas bezpowrotnie dobiegł końca w maju 2018 r., gdy przyjęto pakiet dyrektyw gospodarki o obiegu zamkniętym. Idziemy pod prąd GOZ, który stanowi, że musimy radykalnie zwiększyć poziom recyklingu – do co najmniej 65% dla odpadów komunalnych i 70% w przypadku opakowań.

Po drugie, Unia Europejska nie będzie już wspierać finansowo budowy spalarni, a co więcej w przyjętej kilka dni temu Taksonomii klasyfikuje je jako działanie istotnie szkodliwe dla realizacji celów środowiskowych.

Z wielokrotnie przebijających się z Brukseli sygnałów, płynie przekaz, że spalarnie zostaną włączone w system handlu emisjami CO2, co oznacza nałożenie dodatkowej i rosnącej z każdym rokiem opłaty – obecnie ok. 25 euro za tonę. Komisja Europejska rozważa także wprowadzenie jednolitego podatku we wszystkich państwach członkowskich za każdą spalaną tonę odpadów.

Przedział kosztów zagospodarowania odpadów komunalnych w
Polsce jest bardzo duży i wynosił pomiędzy 331 do blisko 1100 zł za tonę w 2019
r. Nic nie potwierdza tezy, że w miastach, które mają własną spalarnię
wybudowaną z dotacji unijnej jest taniej. Dla przykładu dla miast o zbliżonej
liczbie mieszkańców jak Katowice bez spalarni i Białystok ze spalarnią koszt
wynosił odpowiednio 331 zł i 479 zł; dla Gdańska 585 zł w stosunku do ok. 588
zł w Szczecinie ze spalarnią. Choć Kraków z własną spalarnią wydał 630 zł, gdy
w porównywalnej Łodzi bez spalarni koszty wyniosły 716 zł za tonę. Jednak
Kraków trudno uznać za przykład taniego systemu, tym bardziej, że twierdzi, iż
koszty wzrosną, a grożąca 29 mln zł kara za brak zrealizowania wymaganego
poziomu recyklingu dodatkowo powiększy dziurę w budżecie.

Z udziałem środków unijnych budowana jest spalarnia odpadów
w Olsztynie. Mimo dotacji oraz po odliczeniu przychodów ze sprzedaży energii,
koszt spalenia tony odpadów wyniesie 789 zł i nie uwzględnia wspomnianych
opłat, które mogą być w przyszłości nałożone przez Komisję Europejską. W 2019
r. całkowity koszt zagospodarowania odpadów w Olsztynie wyniósł 688 zł za tonę.

Komercyjna spalarnia PGE w Rzeszowie, która otrzymała
preferencyjną, niskooprocentowaną pożyczkę z NFOŚiGW, pobiera opłatę w
wysokości 721 zł za tonę zmieszanych odpadów komunalnych.

Biznes i samorządy chcą budować w Polsce spalarnie. Ministerstwo Klimatu ma do końca roku rozpatrzyć ponad 100 wniosków o ich budowę. O co tutaj chodzi?

Obowiązujące wcześniej i obecnie przepisy oraz Umowa
Partnerstwa z UE stanowią, że inwestycje w gospodarce odpadami muszą być zgodne
z przyjętymi planami gospodarki odpadami na poziomie krajowym, jak i
wojewódzkim oraz tylko te wpisane do planów mogą uzyskać dofinansowanie ze
środków publicznych. W tych ramach prawnych, cztery lata temu uzgodniono budowę
34 spalarni odpadów komunalnych. Z niewiadomych powodów rząd zmienił w zeszłym
roku część przepisów tak, że otworzył furtkę do rewizji listy dopuszczonych do
realizacji spalarni. Przypuszczalnie zakładano, że w miejsce dotychczas nieaktywnych
projektów, będzie można wpisać takie, których inwestorzy nie zgłosili wcześniej
do planów, a są zdeterminowani, aby je zrealizować. Jednak liczba zgłoszonych
dodatkowych spalarni przerosła chyba wyobrażenia Ministerstwa – podobno
zgłoszono ich ponad 80, a więc w sumie ponad 100 instalacji wraz z wpisanymi do
planów. Oczywiście można było się tego spodziewać, bo już na etapie tworzenia
planów wojewódzkich proponowano budowę 74 spalarni. W międzyczasie to
szaleństwo jeszcze się nasiliło. Teraz Ministerstwo Klimatu postawiło się w
roli operatora spalarniowego totolotka, losującego szczęśliwe numerki.

Moim zdaniem są trzy wyjścia z tej pokrętnej prawnie
sytuacji. Pierwsze, najkorzystniejsze z punktu widzenia ochrony środowiska i
finansów publicznych, to wprowadzenie moratorium na budowę spalarni,
przynajmniej dopóki nie będzie zagwarantowane zrealizowanie celów recyklingu.
Zaoszczędzone w ten sposób środki zostałyby przeznaczone na realizację celów
wyżej stojących w hierarchii postępowania z odpadami, a więc w redukcję odpadów
u źródła oraz inwestycje w odzysk i recykling odpadów. A mamy w tym zakresie
olbrzymie potrzeby, choć wielokrotnie mniejsze niż te, które pochłonęłaby
budowa spalarni. Druga opcja to powrót do rewizji wojewódzkich planów gospodarki
odpadami, których proces uchwalania jest zdefiniowany i jest o niebo bardziej
przejrzystym i demokratycznym niż decyzja podejmowana w oparciu o zmienione
przepisy w zaciszu gabinetów Ministerstwa Klimatu. Trzecie rozwiązanie to
zorganizowanie aukcji na budowę spalarni – kto da lepsze warunki, ten otrzyma
uprawnienie o ubieganie się o decyzje i pozwolenia. W obu tych przypadkach
wydajność spalarni byłaby ograniczona maksymalnie do 30% powstających w kraju
odpadów, zgodnie z zapisem ustawowym, który ma na celu zagwarantowanie
realizacji poziomu recyklingu. Powinno być także anulowane rozporządzenie o
zakazie składowania odpadów palnych, ale z przepisem stymulującym odzysk
odpadów – np. poprzez nałożenie takiej samej opłaty za spalanie odpadów, jak za
ich składowanie, zmniejszenie opodatkowania działalności służącej naprawie produktów
oraz recyklingu odpadów.

Dochodzą jednak do nas informacje, że jedną z opcji rozważanych przez Ministerstwo, jest uwolnienie rynku spalarni. Jestem pewien, że byłaby to katastrofa, bo wśród tych nam znanych większość stanowią absurdalne projekty, w których inwestorzy zupełnie nie oglądają się na uwarunkowania lokalne i na to, co jest planowane za przysłowiową miedzą. Dotyczy to także znacznej liczby instalacji wpisanych do planów wojewódzkich – np. nie będą w stanie osiągnąć wymaganej przepisami efektywności energetycznej.

Dlaczego inwestowanie w spalarnie to działanie przeciwko ochronie klimatu?

Dokument referencyjny dla najlepszych dostępnych technik dla spalania odpadów” określa, że w wyniku spalania jednej tony odpadów emitowane jest od 700 do 1700 kg CO2. Im więcej spalanych jest tworzyw sztucznych, tym większa emisja dwutlenku węgla. Badania przeprowadzone w szwedzkich instalacjach określiły, że emisja ta może dochodzić nawet do 4605 kg na tonę spalanego plastiku. Natomiast poprzez recykling redukujemy emisję CO2 dzięki temu, że surowce nie są marnowane i pozwalają na wyeliminowanie lub zredukowanie niektórych procesów produkcyjnych, niezbędnych w przypadku wytwarzania produktów wyłącznie z surowców pierwotnych.

Wykres 1. Średnia ekwiwalentu emisji CO2 procesów
przetwarzania odpadów oraz wytwarzania produktów. Źródło: Potencjalny wkład
gospodarowania odpadami w gospodarkę niskoemisyjną. Eunomia, 2015.

A jak się mają spalarnie do OZE?

Ponieważ dla samorządów priorytetem są kwestie finansowe,
zobrazujmy to wykresem.

Wykres 2. Nakłady inwestycyjne budowy instalacji energetycznych [mln zł/MW]

Proszę wyjaśnić, czym jest gospodarka obiegu zamkniętego i jaki ona ma związek ze spalarniami?

Dwa lata temu, po ponad 4 latach negocjacji, Unia Europejska
przyjęła pakiet dyrektyw Gospodarki o Obiegu Zamkniętym. Ich celem jest
radykalna zmiana dotychczasowego linearnego modelu gospodarczego na ochronę
zasobów pierwotnych, poprzez ich oszczędne, bardziej efektywne i lokalne
wykorzystanie, wydłużenie cyklu życia produktów, a po ich zużyciu zwrócenie
materiałów, z których zostały wytworzone, ponownie do obiegu. Cele gospodarcze
zostały podporządkowane ochronie klimatu przed zmianami oraz przed ekstensywną
eksploatacją i chemizacją środowiska – już doświadczanymi negatywnymi
zjawiskami przez nasze pokolenie. Jako jedne z pierwszych zostały przez GOZ
zdefiniowane nowe cele dla gospodarki odpadami: rozszerzona odpowiedzialność
producenta, redukcja marnowanej żywności, eliminacja niektórych jednorazowych
produktów plastikowych, zwiększenie poziomu recyklingu odpadów komunalnych do
co najmniej 65% oraz odpadów opakowaniowych do 70%, zmniejszenie ilości
składowanych odpadów do 10% w 2035 r. Spalanie odpadów jest nadal dopuszczalną
metodą unieszkodliwiania odpadów, ale jej rola w oczywisty sposób została
zredukowana poprzez wymagania dotyczące recyklingu. Jak już wspomniałem,
spalarnie nie będą finansowane ze środków publicznych.

Jaka jest alternatywa dla spalarni?

Spalarnia nie jest żadną alternatywą, a jedynie przejawem lenistwa, nieporadności i krótkowzroczności. Czy wybudowane dotychczas przyczyniły się do redukcji odpadów i poprawy stanu środowiska? Nie. Udowodniły jedynie, że nie tędy droga.

Jeśli nie potrafimy sensownie zagospodarować jakiegoś produktu, to musi on być przeprojektowany tak, aby nadawał się do wykorzystania po zakończeniu jego okresu użytkowania lub, jeśli to niemożliwe, aby został wyeliminowany z obiegu gospodarczego. Temu między innymi ma służyć system rozszerzonej odpowiedzialności producenta, który poprzez wyższe opłaty nałożone na uciążliwe produkty zmusza do zmian. Jeszcze kilka lat temu nikt nie uwierzyłby, że EU zakaże produkcji niektórych wyrobów. Stało się. Lista co prawda jest na razie krótka i niezbyt imponująca, ale pierwszy krok został zrobiony i na pewno nie jest ostatnim.

Jedyny sensowny kierunek, to wywieranie presji społecznej i prawnej na przemysł, aby wziął pełną odpowiedzialność za to, co i jak wytwarza, a po naszej stronie świadoma i odpowiedzialna konsumpcja oraz poprawna segregacja odpadów u źródła.

Maszyny mogą wspomóc segregację, ale jej nie zastąpią, co sami sobie udowodniliśmy, budując w Polsce 170 instalacji dla odpadów zmieszanych o wydajności odpowiadającej 100% wytwarzanym odpadom, a z których odzyskujemy 6% surowców.

Alternatywą są więc szare komórki i dwie ręce potrzebne do świadomych zakupów i segregacji oraz budowa instalacji do recyklingu, zwłaszcza kompostowni, których nam brakuje.

A co Pan radzi obywatelom, którzy nie chcą budowy spalarni w swojej okolicy?

Po pierwsze, muszą przyłożyć się do redukcji odpadów i jak najlepszej segregacji, bo bez tego ciągle będzie ich straszyć widmo spalarni.

Powinni domagać się przedstawienia rzetelnej i niezależnej
od inwestora analizy kosztów realizacji i funkcjonowania spalarni w porównaniu
z innymi sposobami zagospodarowania odpadów oraz gwarancji dla osiągnięcia
wymaganego poziomu recyklingu. To w końcu będzie ich dotyczyć bezpośrednio w
formie comiesięcznego rachunku za wytwarzane przez nich odpady. Muszą też
zwrócić uwagę na problem emisji, zwłaszcza w tych miejscowościach, gdzie
występują problemy z jakością powietrza – spalarnia w żaden sposób nie
przyczyni się do jego poprawy, a wręcz pogorszy, wprowadzając nowe
zanieczyszczenia, niewystępujące przy innych metodach przetwarzania odpadów
oraz przy spalaniu innych paliw dla celów ciepłowniczych i produkcji prądu.

Źródło: Instytut Spraw Obywatelskich

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly