ArtykulyPowiązania

Ich zanikanie budzi we mnie grozę i przygnębienie

Opublikowane miesiąc temu wyniki badań potwierdzają wcześniejsze doniesienia o masowym wymieraniu owadów (szerzej: stawonogów). Ze skali problemu zdajemy sobie sprawę dopiero od paru lat. O przyczyny, konsekwencje i możliwości powstrzymania, a przynajmniej spowolnienia tego zjawiska zapytałem ekspertów.

W wielu miejscach na świecie dramatycznie zmniejsza się liczebność i różnorodność owadów. Jeszcze niedawno nikt nie spodziewał się, że jest aż tak źle. Nie widzieliśmy, że po cichu rozgrywa się prawdziwa apokalipsa.

O problemie zrobiło się głośno w październiku 2017 roku, kiedy ukazały się badania pokazujące drastyczny spadek ilości owadów w niemieckich parkach narodowych i rezerwatach przyrody. Publikacja ta wzbudziła zrozumiały niepokój naukowców i części opinii publicznej, a także lawinę doniesień medialnych, również w Polsce.

Nic więc dziwnego, że pojawia się coraz więcej artykułów na ten temat, zarówno naukowych, jak i publicystycznych. Na przykład niedawno w magazynie Pismo ukazał się tekst pt. „Zjawisko przedniej szyby. Co zabija owady?”, będący tłumaczeniem artykułu „The Insect Apocalypse Is Here. What does it mean for the rest of life on Earth?” z listopadowego numeru „The New York Times Magazine”.

Od kilku tygodni problem wymierania owadów znów jest często obecny w mediach. Dlaczego? W styczniu w czasopiśmie „Biological Conservation” ukazała się praca przeglądowa, w pełni potwierdzająca wcześniejsze przygnębiające doniesienia. O najnowszych wynikach badań napisał „The Guardian”, jak zawsze trzymający rękę na pulsie najważniejszych wydarzeń ze świata nauki, a w ślad za nim m. in. „Polityka”.

Nawet osoby, które z dużą dozą ostrożności podchodzą do wyników omawianych badań, przyznają że problem jest naprawdę poważny. Dlatego też poprosiliśmy o komentarz ekspertów: dr hab. Wiktora Kotowskiego (Wydział Biologii Uniwersytetu Warszawskiego), dr hab. Krzysztofa Kujawę (Instytut Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN w Poznaniu) oraz prof. dr hab. Piotra Skubałę (Wydział Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego).

Jakub Jędrak: Wygląda na to, że mamy kolejny problem, którego w dodatku do tej pory nie dostrzegaliśmy. W każdym razie nie był on obecny w świadomości społecznej tak mocno, jak zanieczyszczenie powietrza lub zmiana klimatu. Jak bardzo poważny?

Piotr Skubała: Kiedy czytam, co się dzieje z bezkręgowcami, tracę wiarę że uda nam się cokolwiek zatrzymać. Do niedawna wydawało się, że wymieranie nie dotyczy bezkręgowców, w tym organizmów glebowych (sam zajmuję się roztoczami glebowymi). A tymczasem właśnie tam dzieje się prawdziwy armagedon.

Szczególnie przygnębiające są wyniki badań z obszarów tropikalnych, z Puerto Rico. W ciągu ostatnich 35 lat liczba owadów naziemnych w lasach w tym kraju zmniejszyła się o 98%. To oznacza, że pozostało ich 2%, czyli 50-krotnie mniej. Pocieszający może być fakt, że bardziej wrażliwe (m. in. na zmiany klimatu) są prawdopodobnie właśnie stawonogi w rejonie tropikalnym.

Pocieszający???

Tak, bo to oznacza, że w naszej strefie klimatycznej powinno być lepiej. Jednak autorzy rozległego opracowania z „Biological Conservation” dowodzą, że biomasa owadów ubywa w tempie 2,5% rocznie. A więc za 100 lat być może czeka nas świat pozbawiony tych kluczowych dla życia na Ziemi organizmów.

Rozumiem, że chodzi nie tylko o pszczoły i inne owady zapylające, o których wymieraniu od jakiegoś czasu jest dość głośno, ale także o inne gatunki i grupy owadów?

Krzysztof Kujawa: W badaniach, o których wspomina Piotr przytoczono dane ilustrujące zanikanie najprzeróżniejszych grup systematycznych. Przy tej okazji warto tu przypomnieć, że najdłuższe, prawie ciągłe badania nad liczebnością i różnorodnością owadów krajobrazu rolniczego w Polsce prowadzono w okolicach Stacji Badawczej IŚRiL PAN w Turwi. Prof. Jerzy Karg wraz z zespołem zgromadził tam wielki zbiór danych ściśle ilościowych (mówiących o zagęszczeniu osobników), dotyczących owadów terenów rolniczych. Kompletna synteza wymaga jeszcze czasu, ale już jakiś czas temu opublikowaliśmy podstawowe dane o zmianach liczebności owadów pól uprawnych. Między innymi zamieściliśmy tam wykres zmian liczby rodzin owadów:

Różnorodność (liczba rodzin) owadów naziemnych i naroślinnych w uprawach roślin zbożowych w dwóch różnych typach krajobrazu.

Był on dla nas prawdziwym zimnym prysznicem.

Dlaczego?

Zanik wielu rodzin (czyli jednostek systematycznych) owadów zanotowaliśmy nawet w bardzo silnie urozmaiconym krajobrazie centralnej części Parku Krajobrazowego im. gen. D. Chłapowskiego, słynnego z dużej ilości zadrzewień śródpolnych. Spadek ten był nawet większy niż w krajobrazie uproszczonym! Tym samym okazało się, że samo urozmaicenie terenów rolniczych nie wystarcza do zachowania różnorodności owadów.

To znaczy?

Wygląda na to, że po przekroczeniu pewnego poziomu intensyfikacji rolnictwa urozmaicona struktura krajobrazu nie wystarcza. Dla mnie przygnębiające jest to, że spadek ten wystąpił nawet w bardzo silnie urozmaiconym krajobrazie, zapewne bardziej odpornym na presję ze strony rolnictwa, niż częste w pewnych regionach Polski tereny z wielkim polami uprawnymi, pozbawionymi zadrzewień śródpolnych.

Wiktor Kotowski: Efektem presji rolnictwa jest też regulacja rzek i osuszenie mokradeł – robiliśmy to przez lata po to, by uzyskać przestrzeń dla produkcji rolnej. Według pracy, o której mówimy równie szybkie jest tempo wymierania owadów lądowych i słodkowodnych. Prowadzony przez Unię Europejską monitoring wód pokazuje że 70-90% naszych rzek ma zły stan ekologiczny! A rzeka to nie tylko środowisko wodne, ale również strefa przejścia – mokradła będące domem dla mnóstwa owadów, które spędzają etap larwalny w wodzie, a etap imago – na lądzie. Owady są grupą łączącą dwa światy, stanowiącą podstawę wyżywienia populacji ryb, płazów, ptaków… Więc zaczynająca się od owadów apokalipsa dotyczy nie tylko lądów.

Jakie są potencjalne konsekwencje wymierania owadów?

Piotr Skubała: Owady to dwie trzecie bioróżnorodności na naszej planecie. Jak zauważył Wiktor, stanowią pokarm dla wielu gatunków płazów, gadów, ptaków i ssaków. 60% gatunków ptaków opiera swoją dietę na owadach. Zatem kryzys w świecie owadów pociąga za sobą podobne zjawisko wśród kręgowców. Bez owadów czeka nas hekatomba i szybki kres naszej cywilizacji.

Krzysztof Kujawa: Zgadzam się z Piotrem. Potencjalne konsekwencje są ogromne. Stawonogi, a wśród nich przede wszystkim owady stanowią wielki udział w biomasie zwierząt. Przez nie przechodzi bardzo duża część materii krążącej w biosferze oraz energii przepływającej przez ekosystemy. Wśród owadów są roślinożercy, drapieżniki, pasożyty i parazytoidy oraz saprofagi, rozkładające materię organiczną. Stanowią wielką część pokarmu wielu zwierząt. Np. ptaki karmią swoje młode głównie owadami. Skoro owadów jest coraz mniej, to i zwierząt odżywiających się nimi będzie (a raczej już jest!) coraz mniej. Oprócz tego owady zapylają, są budowniczymi, biorą udział w krążeniu substancji w glebie itp., itd. Ich zanikanie budzi we mnie grozę i przygnębienie.

Jakie zdaniem Panów są najważniejsze przyczyny tego zjawiska? Jeszcze jakiś czas temu, pisano że naukowcy nie potrafią wskazać konkretnych powodów znikania owadów. Obecnie wśród winnych wymienia się zmianę klimatu, model użytkowania ziemi – rolnictwo wielkoobszarowe i stosowanie środków ochrony roślin.

Piotr Skubała: Wydaje się, że głównym big killer dla owadów jest dzisiaj sposób produkcji żywności. Pytanie czy jesteśmy w stanie zamienić rolnictwo wielkoobszarowe na takie, które sprzyjałoby życiu w glebie i wokół. Wiemy jak to zrobić, ale to wymaga również zmiany przyzwyczajeń żywieniowych, odejścia lub wydatnego zmniejszenia ilości mięsa, które spożywamy. Czy w trosce o nasze przetrwanie jesteśmy skłonni się zmienić? Dla owadów niezwykle groźna jest urbanizacja. Maxwell i współautorzy wymieniają ją na trzecim miejscu wśród czynników niszczących życie wokół nas.

I trzeba pamiętać, że wiodącym czynnikiem, który przyczyniać się będzie do dalszej postępującej defaunacji Ziemi za chwilę będą zmiany klimatu. Dzisiaj jeszcze nie są na pierwszym miejscu wśród big killers, ale zmiany jakie obserwujemy, są dopiero uwerturą do tego co nas czeka.

Krzysztof Kujawa: Tak, z mojego doświadczenia dotyczącego krajobrazu rolniczego też jasno wynika, że nowoczesne, przemysłowe rolnictwo stanowi obecnie mechanizm zanikania i zagłady wielu gatunków. Nie może być inaczej, skoro usuwa się refugia, takie jak zadrzewienia śródpolne, mokradła, małe cieki, skarpy itd., a oprócz tego zmienia się chemizm środowiska (przez stosowanie nawozów) i bardzo często osusza tereny cenne przyrodniczo – podmokłe i wilgotne łąki czy mokradła. A ponadto co jakiś czas – bywa, że nawet 10 razy w ciągu sezonu wegetacyjnego – wybija się na polu wszystko lub większość tego co nie jest rośliną uprawną: owady insektycydami, a rośliny towarzyszące uprawom (czyli tzw. chwasty) – herbicydami. To jest droga donikąd. Nie tylko dla owadów, ale dla nas też, bo siecią powiązań jesteśmy zależni od przyrody i nie jest prawdą, że „technologia nas obroni”.

Czy można wskazać, który z tych czynników odgrywa największą rolę?

Krzysztof Kujawa: Rolnictwo jest na pewno bardzo ważnym czynnikiem zanikania owadów. Ale nie tylko. Jest nim także lubowanie się ludzi w „utrzymywaniu porządku” – wszędzie, czy potrzeba czy nie. Moim zdaniem potrzebna jest radykalna zmiana tego kulturowego kodu, według którego zwalone drzewo w wodzie jest „bałaganem” i liście jesienią leżące na trawniku – też. W miastach powinno być jak najwięcej terenów oddawanych w jak największym stopniu przyrodzie. A na przydrożach wcale nie musi dominować trawa, którą trzeba cały czas przycinać (a może nie trzeba?). A gdy jest sucho – a będzie coraz częściej – trawa wysycha.

Wiktor Kotowski: O ile w Europie faktycznie dominującym czynnikiem wymierania owadów wydaje się być wpływ rolnictwa wielkoobszarowego, czyli tak modelu użytkowania ziemi, jak i nadmiernego stosowania pestycydów, to w rejonach tropikalnych dominującą przyczyną już teraz jest chyba jednak zmiana klimatu. Jest to więc początek kaskady wymierań klimatycznych (co-extinctions), których spodziewamy się w efekcie zmiany klimatu. Zresztą, te czynniki trudno oddzielić, ponieważ niewątpliwie następują tu najróżniejsze interakcje.

Co możemy zrobić, by zapobiec wymieraniu owadów, albo choć zmniejszyć jego skalę? Oczywiście poza walką o zmniejszenie tempa zmiany klimatu.

Wiktor Kotowski: W skali Polski musimy wywrzeć presję na Ministerstwo Rolnictwa w sprawie ograniczeń i zakazów stosowania insektycydów, a także stworzenia instrumentów wspierających restytucję ekosystemów. Ochrona przyrody dziś to nie tylko zatrzymanie degradacji ekosystemów, ale także potrzeba wielkoskalowej naprawy tych, które zniszczyliśmy. W krajobrazie są miejsca szczególnie ważne, które łączą w sobie bardzo wiele funkcji środowiskowych i są siedliskiem wielu różnych grup organizmów. Dla mnie jako najważniejsze jawią się tereny mokradeł nadrzecznych, gdzie na niewielkich stosunkowo obszarach skumulowane są liczne usługi ekosystemowe: retencja wody, wiązanie węgla, oczyszczanie wód powierzchniowych i zabezpieczanie przed eutrofizacją. Jest tam ogromne bogactwo owadów wodnych i lądowych, a jednocześnie to tarliska ryb, szlaki migracji ptaków i nie tylko.

Poza tym przy takim podejściu unikamy szerokiego konfliktu z rolnictwem o przestrzeń, ale mówimy wprost „oddajcie rzeki przyrodzie”. To pozwala też uniknąć innych konfliktów – jeśli nie ma nad rzeką upraw, którym grozi podtopienie, to i nie ma konieczności powstrzymywania tych podtopień. Możemy odtwarzać tereny zalewowe, zatrzymać prostowanie i pogłębianie rzek, czy tzw. „prace utrzymaniowe”.

Tylko jak tę wizję zrealizować w praktyce?

Bardzo pilnie potrzeba nam instrumentu o charakterze „specustawy” – skoro potrafimy wykupywać grunty pod autostrady, powinniśmy być w stanie zrealizować program skompensowania rolnikom restytucji przyrodniczej terenów nadrzecznych. To mogłaby być część nowego podejścia do Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, którego nowa edycja jest aktualnie opracowywana.

To w Polsce. A w skali Unii Europejskiej?

W UE? Także wprowadzić ograniczenia w stosowaniu insektycydów i zorganizować finansowanie na ecological restoration – czyli restytucję ekosystemów. Takie projekty można obecnie finansować z projektów Life (główny mechanizm finansujący ochronę przyrody w UE), ale są one zbyt ograniczone, nastawione na ochronę konkretnych siedlisk i najrzadszych gatunków, a pieniędzy jest zbyt mało. Potrzebujemy programu o charakterze horyzontalnym, ukierunkowanego na stworzenie skutecznych „stref buforowych” między obszarami rolniczymi, a wodami i innymi terenami cennymi przyrodniczo.

Krzysztof Kujawa: Zgadzam się z tym, co mówi Wiktor o rzekach i terenach podmokłych. Dodałbym tylko, żeby zadbać jeszcze o pozostawienie obrzeży pól przyrodzie. Mokradła są fenomenalnie ważne, ale i tak samo ważną rolę pełnią zadrzewienia i zakrzewienia na terenach rolniczych. Przypomnę, że przyrodnicy rekomendują tylko 2-3 % powierzchni na tego typu obrzeża. To jest klucz do sukcesu – warunek konieczny powodzenia w zachowaniu czegokolwiek innego niż rośliny uprawne.

Moim zdaniem także trzeba rozważyć zakaz stosowania syntetycznych pestycydów, tak jak w Szwajcarii, gdzie toczy się debata na ten temat. Budzi to nadzieję że może jednak takie rozwiązanie jest możliwe na szeroką skalę.

Piotr Skubała: Szczerze mówiąc, nie wiem jak się przebić do społeczeństwa z informację, że mamy do czynienia z czymś, co śmiało można określić jako „biologiczna anihilacja”. Nawet niektórzy naukowcy próbują to kwestionować! A jeśli chodzi o dotarcie do polityków to myślę, że nie mamy żadnych szans. Ale róbmy swoje, tyle na ile nam starcza sił.

Jakub Jędrak, SmogLab

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly