ArtykulyPowiązania

Czy jesteś cywilizowany?

Ciekawe pytanie, prawda? Wydawałoby się, że z oczywistą odpowiedzią.

Ale zaraz, co to w ogóle
jest „cywilizacja”? Co ten termin właściwie oznacza?

Okazuje się, że wcale nie jest on tak oczywisty, rozumienie  pojęcia „cywilizowany” od czasu jego wprowadzenia znacząco się zmieniło.

Określenie „cywilizacja”
po raz pierwszy pojawiło się drukiem w 1784 roku, w eseju francuskiego polityka
i publicysty, hrabiego de Mirabeau. Słowo to oznaczało dla niego ogładę,
humanitarne prawa, reguły prowadzenia wojen, szczytne cele i godne
postępowanie. Wszystkie te przymioty uchodziły w XVIII wieku za najwyższe
przejawy człowieczeństwa. Termin wywodzi się z słowa „civility”, oznaczającego uprzejmość.

No dobrze, zastanów się
więc przez chwilę, czy jesteś cywilizowany?

Mijały lata, zmieniał się
świat, ewoluowało też znaczenie słowa cywilizacja. W zdjętej z półki
Encyklopedii Popularnej PWN znalazłem już inną definicję: „Cywilizacja – poziom rozwoju społeczeństwa w danym okresie
historycznym, mierzony poziomem jego kultury materialnej, stopniem opanowania
przyrody, stopniem rozwoju sił wytwórczych i ogółem nagromadzonych dóbr i
instytucji, przeciwstawny dzikości i barbarzyństwu.

Zgodnie z tym poglądem
jesteś więc tym bardziej cywilizowany, im więcej posiadasz dóbr materialnych,
bardziej zagospodarowałeś zasoby przyrody na swoje potrzeby, posiadasz większe
możliwości produkcyjne oraz im bardziej jesteś odległy od dzikości, rzec można
naturalności.

Pomyśl: na ile jesteś
cywilizowany? I jak możesz być cywilizowany jeszcze bardziej?

Przypuszczam, że
większość ludzi w społeczeństwie nie zauważyłaby nawet ironii, z jaką piszę te
słowa. Nie adresuję ich też „do mas”, ale do czytelników „Ziemi na rozdrożu”,
którzy zdają sobie sprawę, dokąd prowadzi nas odejście od korzeni spojrzenia na
to, czym jest cywilizowane zachowanie, w stronę postrzegania swojej wartości
przez pryzmat nagromadzenia dóbr materialnych, wysokości konsumpcji i tempa
wzrostu PKB.

Niestety, spora część (a
może nawet większość) z nas nie przejmuje się kwestiami zasobów, stanem
środowiska i losem przyrody, a także pozostaje obojętna wobec losu innych
ludzi, w tym przyszłych pokoleń.

Psycholog społeczny
Harald Welzer w swojej świetnej książce „Wojny
klimatyczne. Za co będziemy zabijać w XXI wieku?
” opisuje mieszkańca krajów
najwyżej rozwiniętych w poniższy sposób:

  • zarabia 70 razy
    więcej od innych ludzi;
  • konsumuje ogromną
    część zasobów innych;
  • zużywa 15 razy
    więcej energii, wody i pożywienia niż inni;
  • oddaje środowisku 10
    razy więcej szkodliwych substancji niż inni;
  • nie jest
    zainteresowany warunkami życia swoich dzieci i wnuków;
  • akceptuje ze
    spokojem fakt, że ponad 850 milionów ludzi na świecie cierpi głód, a 20
    milionów zmuszonych jest do ucieczki;

Na powyższe uwagi Polak
odpowie, że my tacy nie jesteśmy (ale czy nie chcemy tacy być?) Rzeczywiście,
opisując troskę przeciętnego Polaka o innych, trzeba by napisać inaczej:

  • zarabia 20 razy
    więcej od innych ludzi;
  • konsumuje dużą część
    zasobów innych;
  • zużywa 5 razy więcej
    energii, wody i pożywienia niż inni;
  • oddaje środowisku 5
    razy więcej szkodliwych substancji niż inni;
  • nie jest
    zainteresowany warunkami życia swoich dzieci i wnuków;
  • akceptuje ze
    spokojem fakt, że ponad 850 milionów ludzi na świecie cierpi głód, a 20
    milionów zmuszonych jest do ucieczki;

Dlaczego mając pełnię
wiedzy na temat zagrożeń związanych z dalszym dążeniem do „cywilizowania się” w
obecnym modelu nie chcemy uwierzyć w realność kryzysu i możliwość nadejścia
katastrofy? Paul Gilding w książce „The Great Disruption”,
zastanawia się, dlaczego nie wpadliśmy w panikę, kiedy dowody na to, że
przekraczamy jednocześnie wszelkie rozsądne granice wzrostu, zakłócenia
klimatu, zużycia zasobów naturalnych i wielkości populacji, stały się tak
oczywiste. Uważa, że przyczyną jest nasz denializm, czyli odrzucenie
rzeczywistości, będące sposobem na uniknięcie niewygodnej prawdy.

Jest to tym łatwiejsze,
że znakomita większość objawów kryzysu ma „pełzający” charakter, przez co są
tak trudne do zauważania. Sytuacja ta przypomina casus wypadających nitów (ang.
rivet hypothesis), przedstawioną
przez Paula i Annę Ehrlich w 1981 roku. Przyrównali oni zmniejszanie się liczby
gatunków w ekosystemach do wypadania nitów z konstrukcji lecącego samolotu.
Może wypaść jeden i nic. Wypadną dwa i też nic. Wypadnie 10… wypadnie 100… i
nic złego się nie wydarza – zmiany będą niezauważalne. Ale po wypadnięciu
któregoś kolejnego nitu nastąpi nagła i nieodwracalna zmiana.

Tak może stać się ze
światem, w którym żyjemy – zależy to od tego, jak cywilizowani będziemy.

A Tobie, która definicja
człowieka cywilizowanego bardziej odpowiada?

Na
podst.: Piotr Skubała
Czy dobre czasy się skończyły?

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly