Artykuly

Bogactwa Arktyki: Klątwa Midasa

Wraz z postępującym ociepleniem klimatu znika pancerz chroniący dotychczas Arktykę, a leżące wokół Arktyki państwa coraz bardziej ostrzą sobie zęby na bogactwach, jakie kryje ten region, szczególnie ropę i gaz. Szczególnie aktywna w tej rywalizacji jest Rosja, która do tematu eksploatacji zasobów Arktyki podchodzi szczególnie agresywnie i przy pomocy środków militarnych zaznacza tam swoją obecność, dając do zrozumienia, że znaczna część Oceanu Arktycznego należy do niej.

O temacie rywalizacji o Arktykę pisało i wciąż pisze wiele mediów, na przykład ostatnio Associated Press. Problem w tym, że wszystkie te historie ignorują ich fundamentalny kontekst, który powinien być brany pod uwagę. To konsekwencje ocieplającego się klimatu, problem, który najwyraźniej jest trudny do przedstawienia, bo mechanizmy i następstwa zmiany klimatu są bardzo złożone i trudne do ogarnięcia (także ze względów psychologicznych, ideologicznych i interesów), a już szczególnie przez tych, którzy ogarnięcia przez tych, co ostrzą sobie zęby na bogactwach Arktyki.

Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę, że spalenie ropy i gazu, których złoża stają się coraz bardziej dostępne w miarę jak znika lód morski w Arktyce, to czyste szaleństwo. Jednak w świecie, w którym panuje wiara, że adaptacja do zmiany klimatu to tylko kwestia techniczna, sprawia, że plany wydobycia ropy i gazu w Arktyce mają się dobrze.

Czytelnicy publikacji z Associated Press dowiedzą się, że ci, którzy chcą eksploatować Arktykę będą musieli zbudować infrastrukturę służącą wydobyciu, rybołówstwu czy turystyce.

Jeśli jednak zagospodarowywanie Arktyki będzie postępować, będzie to znakiem tego, że robimy zdecydowanie za mało, by ograniczyć przyczyny ocieplenia, czyniące takie zagospodarowywanie w ogóle możliwym. Będzie to oznaczać coraz większą zmianę klimatu – coś, co bez wątpienia zdestabilizuje nasz świat, który chce eksploatować Arktykę.

Postępująca zmiana klimatu oznaczać będzie poważne straty. W świecie w którym rolnictwo dewastują susze i powodzie, w świecie w którym podnoszące oceany zalewają nisko położone tereny, kiedy występują niedobory wody, żywności, szerzą się konflikty, choroby, bieda i migracje milionów ludzi – w takiej sytuacji trudno sobie wyobrazić skupienie się na ekspansji przemysłu i w ogóle cywilizacji w Arktyce, czerpania korzyści i dochodów w obliczu wielomiliardowych strat.

Tak więc eksploatacja Arktyki wymaga stabilności gdzie indziej, ale wzrost temperatury, czyniący ją możliwym będzie sytuację geopolityczną destabilizować.

Równocześnie można odnieść wrażenie, że nasze społeczeństwo ma trudności z postrzeganiem świata w innych kategoriach niż imperialnej ekspansji na jeszcze nie zajęte tereny, które muszą zostać podbite choćby-nie-wiem-co.

Topnienie lodu w Arktyce może być jednym z najbardziej niebezpiecznych czynników, wpływających na tempo zmian klimatycznych. Lód, który uniemożliwiał dokopanie się do bogactw Arktyki, szybko zanika. Nie tylko jest on globalnym klimatyzatorem, odbijającym promienie słoneczne. Jego obecność utrzymuje zalegające na dnie oceanu hydraty w stabilności. To potężne złoża metanu – gazu cieplarnianego, efektywniej zatrzymującego ciepło w atmosferze niż CO2.

Załóżmy, że globalnie ociepli się o 4°C w stosunku do okresu sprzed epoki przemysłowej (co dziś uważa się za realne). Ponieważ zmiany klimatu znacznie gwałtowniej przejawiają się w obszarach polarnych, dla Arktyki oznacza to wzrost temperatury o kilkanaście stopni.

Co wtedy? Ocean Arktyczny będzie praktycznie wolny od lodu. Wieczna zmarzlina Syberii, Alaski i północnej Kanady przestanie być „wieczna” i zacznie emitować metan – gaz cieplarniany 25-razy silniejszy, niż CO2 (Vaks 2013). Zdestabilizują się zasoby podmorskich hydratów metanu (już teraz w Oceanie Arktycznym pojawiają się kilometrowe kolumny pęcherzyków metanu). Szacuje się, że w dnie Oceanu Arktycznego zalega ponad 1000 GtC metanu – to odpowiednik 3 tysięcy lat (!) obecnych antropogeniczych emisji tego. Niekontrolowane uwalnianie tak potężnych zasobów dramatycznie nakręci spiralę zmian klimatu. Drastycznie przesuną się strefy klimatyczne, całkowicie zniknie lód (nawet z Antarktydy), a poziom oceanów wzrośnie o 70 metrów.

Już uwolnienie 5% hydratów metanu z dna Oceanu Arktycznego (czyli 50 GtC) w okresie dekady przełożyłoby się na straty rzędu 10 000-200 000 miliardów dolarów, z najbardziej prawdopodobną wartością 60 000 mld dolarów (Whiteman 2013). Ta ostatnia kwota jest porównywalna z rocznym PKB wszystkich krajów świata, wynoszącym 70 000 mld dolarów. A to tylko przygrywka to tego, co przyniesie dalsza intensywna, masowa destabilizacja podmorskich złóż hydratów.

W takim świetle szacowane na dziesiątki miliardów dolarów korzyści, związane ze stopnieniem lodów Arktyki, wyglądają dość blado.

Rozwój Arktyki będzie miał tak katastrofalne konsekwencje, że trudno jest zrozumieć, dlaczego w ogóle to rozważamy. Można tu dać przykład rysunku z gazety The New Yorker, na którym przedstawiony mówca na biznesowej konferencji podsumowuje swoje wystąpienie: „Choć scenariusz końca świata będzie przepełniony niewyobrażalnymi okropnościami, to uważamy, że w okresie to poprzedzającym będzie pełno świetnych okazji dla zysku.”

Większość ludzi naprawdę nie rozumie, że topniejąca Arktyka niemal na pewno będzie elementem końca świata takiego, jakim go znamy, zarówno dla otaczającej nas natury jak i społeczeństwa. Wszelkie zyski z tytułu eksploatacji Arktyki będą tak potworne, jak na rysunku z The New Yorker.

Hubert Bułgajewski na podst. Arctic riches: A most insane discussion, Resilience.org

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly