Artykuly

Trump szykuje polowanie na czarownice

Jeśli komuś się wydawało, że rozmowy Donalda Trumpa z Barackiem Obamą i Alem Gorem czy deklaracje jego córki Ivanki dają nadzieję na zmianę „klimatycznego” kursu polityka, to szybko stracił ją, przyglądając się nominacjom do jego gabinetu. Prezydent-elekt nie pozostawia wątpliwości co do tego, że jego działaniom w ramach rządu USA będzie przyświecało hasło: „globalne ocieplenie to przeszkadzający w zużywaniu zasobów 'przekręt’”.

Lobbyści firm wydobywczych w Ministerstwie Środowiska

Stery amerykańskiego „Ministerstwa Środowiska” – U.S. Environmental Protection Agency (EPA) obejmą „denialistyczni” weterani znani z dyskredytowania klimatologów i zasiewania wątpliwości odnośnie do globalnego ocieplenia. Część z nich wsławiła się prowadzeniem prawdziwej walki podjazdowej ze sławnymi naukowcami. Taką osobą jest David Schnare, prawnik działający dla think tanków finansowanych przez przemysł wydobywczy. W kilku ostatnich latach wyjątkowo aktywnie prześladował klimatologów. Jego ofiarą padł m.in. James Hansen, od którego Schnare zażądał danych z wielu lat, dotyczących np. jego aktywności poza NASA. W notatce PR-owej wypuszczonej przy okazji pozwu, prawnik insynuował, że Hansen zaangażował się w „aktywizm” związany z globalnym ociepleniem, żeby się wzbogacić. Podobną taktykę Schnare przyjął wobec Michaela Manna, usiłując w 2011 roku uzyskać od University of Virginia prywatną korespondencję e-mailową klimatologa na podstawie Freedom of Information Act. Mimo że pracodawcy naukowców odmawiali wydania prywatnych danych, a Schanre przegrywał sprawy sądowe, nie przeszkodziło mu to w dręczeniu innych badaczy. Od Jonathana Overpecka i Malcolma Hughesa z University of Arizona, organizacja Schnare’a Environment&Energy Legal Institute zażyczyła sobie korespondencji z 13 lat, przez co naukowcy poświęcili odpowiednio 6 i 10 tygodni przeglądając maile potencjalnie odpowiadające prośbie E&E Legal Institute. Z Davidem Schnarem mieli także do czynienia Gavin Schmidt z NASA i Katharine Hayhoe z Texas Tech University.

Taktyka denialistycznych think tanków była prosta – gdy naukowcy lub uniwersytety nie odsyłały informacji, o które występowały (najczęściej chodziło o niepublikowane badania, nieobrobione dane i prywatną korespondencję z wielu lat), organizacje kierowały pozwy do sądu. Wypełnianie próśb think tanków często zajmowało miesiące, a sprawy sądowe ciągnęły się latami – wszystko to zabierało bardzo dużo czasu naukowcom, było też związane z kosztami. Same pozwy miały też wzbudzać poczucie w społeczeństwie, że coś jest na rzeczy, skoro konieczne są działania prawne, a publikowane przy okazji notatki prasowe były okazją do zasiewania wątpliwości w sprawie zmian klimatu. Przegrywane przez denialistyczne organizacje procesy przechodziły już oczywiście bez echa. Nie tylko zresztą klimatolodzy byli na celowniku klimatycznych negacjonistów. American Tradition Institute, wcześniejsza organizacja Schnare’a, chciał uzyskać wpisy dotyczące wykorzystania danych klimatologicznych i kopalnych przez genetyka populacyjnego Rodneya Dyera. Aby spełnić to żądanie, wystosowane oficjalną drogą, naukowiec musiał wrócić z urlopu naukowego i poświęcić na to około 100 godzin. Zdaniem Dyera celem tej „prośby” nie była pomoc w zrozumieniu nauki: „Oni nie byli zainteresowani szukaniem danych, byli zainteresowani przerwaniem mi tego, co akurat w tym momencie robiłem”. Nękanie naukowców zapytaniami i ciąganie ich po sądach miało zniechęcić ich do zajmowania się „niewygodnymi” tematami oraz swobodnego informowania opinii publicznej o swoich odkryciach.

Oczywiście think tanki nie poświęcały swojego czasu na te działania, bo „dbały o transparentność i prawdę”. Dokumenty opublikowane po bankructwie kampanii węglowych Peabody i Arch Coal ujawniły, że koncerny te bezpośrednio finansowały Environment&Energy Legal Institute. E&EL otrzymała także pieniądze m.in. z finansowanej przez Exxon i fundację Kochów Atlas Economic Research Foundation. Gretchen Goldman z Union of Concerned Scientists stwierdziła wprost, że organizacja Schnare’a Environment&Energy Legal Institute „wykonuje brudną robotę, z którą nie chcą być kojarzone firmy wydobywcze – wliczając w to nękanie i atakowanie naukowców”.

David Schnare będzie działał w EPA w towarzystwie podobnych do siebie „bezstronnych specjalistów”: Myrona Ebella z Competitive Enterprise Institute, zwolennika szczelinowania hydraulicznego Olivera Cooke’a i Davida Kreutzera z Heritage Foundation, a ich celem będzie m.in. zebranie informacji potrzebnych do „stworzenia planu działania”. Ebell od lat 90 zajmuje się negowaniem wiedzy naukowej wskazującej na związek emisji ze spalania paliw kopalnych ze zmianami klimatu, atakowaniem rozwiązań opartych na źródłach odnawialnych i samej EPA. W 2010 roku Competitive Enterprise Institute razem z FreedomWorks oraz Science and Environmental Policy Project (SEPP) wypełnił pozew sądowy przeciw EPA sprzeciwiający się planom Agencji uregulowania emisji gazów cieplarnianych na podstawie Clean Air Act. Ebellowi nie podobało się, że EPA informuje o tym, że rosnący poziom dwutlenku węgla zagraża zdrowiu oraz dobrobytowi obecnych i przyszłych pokoleń. Do całej tej drużyny idealnie pasuje Scott Pruitt, prokurator generalny Oklahomy, wybrany przez Trumpa do szefowania EPA. Pruitt m.in. pozywał w przeszłości EPA w związku z regulacjami dotyczącymi ochrony środowiska oraz przewodniczył próbom podważenia Clean Power Plan, aktu prawnego mającego ograniczyć emisje z elektrowni. Co więcej, śledztwo przeprowadzone przez New York Times pokazało, że pisma wysłane z jego biura prokuratora generalnego do EPA czy biura Obamy były dyktowane przez lobbystów firmy naftowej Devon Energy, a Pruitt spotykał się z przedstawicielami przemysłu wydobywczego na tajnych naradach, gdzie za swoje działania dostawał wynagrodzenie. Nic dziwnego, że wybór Pruitta niezwykle ucieszył Environment&Energy Legal Institute, które w notatce prasowej na swojej stronie zachęcało go do wskazania zastępcy, który „będzie chronił wizję [Prezydenta] przed wrogo nastawionym zespołem agencji [EPA]”.

Klimatolodzy i urzędnicy na celowniku

Obsadzenie Ministerstwa Środowiska doświadczonymi „inkwizytorami”, którzy skutecznie zatruwali życie klimatologom to nie wszystko. Zgodnie z powiedzeniem stalinowskiego prokuratora: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”, trzeba jeszcze stworzyć listę wrogów.

Taką wydaje się przygotowywać kolejny kandydat Trumpa: Thomas Pyle, powołany na szefa zespołu przejściowego Departementu Energii (Department of Energy – DOE). Pyle przewodniczy finansowanym m.in. przez Exxona, Peabody Energy i Koch Industries negacjonistycznym think tankom American Energy Alliance i Institute for Energy Research. Zespół Pyle’a przesłał do oddziałów Departamentu Energii kwestionariusz, w którym domaga się nazwisk pracowników i zleceniobiorców, którzy brali udział w konferencjach klimatycznych, urzędników odpowiedzialnych za zaprojektowanie wskaźnika „Społecznego kosztu węgla”, używanego przez administrację Obamy do mierzenia ekonomicznego wpływu zanieczyszczenia CO2, czy zatrudnionych przy kluczowych programach związanych z globalnym ociepleniem (np.: Climate Action Plan). Jeden z pracowników Departamentu Energii stwierdził, że nie chodzi tylko o atakowanie cywilnych pracowników, jest to także „polowanie na czarownice w 17 narodowych laboratoriach DOE, gdzie naukowcy mają zapewnioną niezależność [od nacisków politycznych]”. Według anonimowego rozmówcy z DOE pytania z kwestionariusza „przypominają raczej inkwizycję, a nie ciekawość co do tego, jak funkcjonują laboratoria”.

Mimo że taktyka obsadzania swoimi ludźmi stanowisk jest typowa dla każdej administracji, to raczej nie zdarza się, aby tym, co dyskwalifikuje, była praca związana z określonym tematem. Michael Halpern z Center for Science and Democracy w Union of Concerned Scientists zauważył, że „jeśli administracja Trumpa już typuje naukowców po prostu wykonujących swoją pracę, to społeczność naukowa ma prawo obawiać się, co jego administracja zrobi podczas urzędowania. Co będzie następne? Wywieszanie przez administrację Trumpa listy 'znanych klimatologów’ i nakłanianie społeczeństwa, by ich ścigało?”. Co więcej, przygotowana przez Pyle’a notatka pokazująca cele administracji Trumpa jest spełnieniem marzeń przemysłu wydobywczego: znajdują się tu m.in. wycofanie się USA z porozumienia paryskiego, zlikwidowanie Clean Power Plan, zwiększenie wynajmu ziem państwowych pod wydobycie węgla, ropy i gazu, wydanie zgody na rurociągi Keystone XL i Dakota Access Pipeline.

Plany te mogą zyskać poparcie w innych Departamentach obsadzonych przez denialistów. Nominację na Sekretarza Spraw Wewnętrznych otrzymała Cathy McMorris Rodgers, zdecydowana przeciwniczka ograniczania emisji CO2. Jeśli zostanie zatwierdzona na stanowisko, pod jej zarządem znajdą się ziemie państwowe, w tym ponad 400 parków narodowych, które w majestacie prawa będzie mogła przeznaczać pod projekty wydobywcze. Sekretarzem Stanu zostanie natomiast najprawdopodobniej szef Exxon Mobil Rex W. Tillerson. Patrząc na ten dobór członków gabinetu, oczywiste jest, czyje interesy będą stawiane przez rząd Trumpa na pierwszym miejscu.

Być może to, co przeżyli klimatolodzy, musząc uczestniczyć w przesłuchaniach przed Kongresem, w ciągnących się latami sprawach sądowych, tracący wiele godzin na wyszukiwanie maili i danych, o których wydanie wnioskują na podstawie przepisów prawa konserwatywne think tanki, to tylko przedsmak nadciągających wydarzeń. „Wrogowie” już są wyszukiwani, wystarczy tylko obmyślić, co zrobić, by nie mogli przeszkadzać w działaniach nowego rządu. Poczynania administracji George’a W. Busha, gdzie lobbyści zatrudnieni w Białym Domu zmieniali treści dokumentów dotyczących globalnego ocieplenia, a naukowcy nie mogli się swobodnie wypowiadać na temat swoich badań związanych ze zmianami klimatu, mogą już niedługo wydać się nam niemal zupełnie niewinne.

Anna Sierpińska

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly