Artykuly

Bajania Pilastra

Co jakiś czas trafia się osoba, która pozuje na bardzo naukową, choć po bliższym przyjrzeniu się widać, że z tą naukowością jest bardzo „nie bardzo”. Ostatnio na forum pojawił się Pilaster (co ciekawe od strony psychologicznej, odnoszący się do siebie w trzeciej osobie), dzieląc włos na czworo.

Funkcje wykładnicze? Logistyczne? Jeszcze inne?

Wyjątkowo uczepił się funkcji wzrostu, twierdząc, że to wcale nie są funkcje wykładnicze. Na rysunku poniżej umieściłem pięć funkcji: wykładniczą, wykładniczą o zmiennym współczynniku wzrostu, logistyczną, parabolę, tangens i jeszcze jedną (dla zainteresowanych arkusz MS Excel). Konia z rzędem temu, kto na pierwszy rzut oka rozpozna, która jest która. 

W świecie rzeczywistym rozróżnienie byłoby jeszcze trudniejsze, gdyż nie mamy w nim do czynienia z czystymi funkcjami matematycznymi, bo występuje „szum”, w przypadku np. PKB związany z okresami spowolnień gospodarczych i recesji.

Dlaczego więc mówimy o wzroście wykładniczym? Nie tylko dlatego, że z perspektywy społeczeństwa wzrost gospodarczy (mierzony ulubionym wskaźnikiem ekonomistów i polityków) jest nieodróżnialny od wzrostu wykładniczego, ale też z samej jego zasady mierzenia procentową stopą wzrostu rocznie (co odpowiada matematycznemu wzrostowi funkcji wykładniczej). 

Z punktu widzenia dynamiki systemu, a w szczególności percepcji społeczeństwa, jego organizacji i oczekiwań,to, którą dokładnie funkcją podążamy jest mało istotne. Ważne jest, że od pokoleń żyjemy w świecie wzrostu, a co więcej powszechnie dalej go oczekujemy, najchętniej jak największego. Liczą na niego ludzi, firmy i zadłużające się państwa. W szczególności funkcja logistyczna na etapie początkowego wzrostu jest prawie nieodróżnialna od funkcji wykładniczej. Koniec końców wzrost się skończy – nie tylko wykładniczy, ale w ogóle. 

W optymistycznym scenariuszu gospodarka się ustabilizuje, jak w funkcji logistycznej (tu przykłady funkcji logistycznych z Wikipedii).

W mniej optymistycznym – i niestety nie wykluczonym – scenariuszu, nastąpi jej kurczenie się, być może gwałtowne.

Wielokrotnie zaznaczałem, że nie znam przyszłości, dostrzegam tylko zagrożenia, które mogą doprowadzić do poważnych problemów i – mówiąc językiem Pilastra – działam jak potrafię, aby nasza rzeczywistość była bliższa funkcji logistycznej niż „klifu Seneki”. Jak zauważył @Gupol, upadek cywilizacji miał wielokrotnie miejsce, a w naszym przypadku byłby szczególnie bolesny – dawniej chłopi w zabitych deskami wioskach mogli prawie nie zauważyć upadku imperium, dziś rozpad globalnej gospodarki przemysłowej, uzależnionej od wysokich technologii i globalnej współpracy skończyłby się dramatem, w którym zginęłyby setki milionów ludzi, a może miliardy.

Malunki

Kiedy Pilastrowi przedstawia się dane, nie pasujące do jego z góry przyjętej tezy, odrzuca je pod byle pretekstem. Ulubionym tekstem Pilastra jest w tym zakresie pisanie o malunkach. Doskonałym przykładem są tu podlinkowane przez @Dragona zmiany stężeń gazów cieplarnianych w ostatnich 800 000 lat. Pilaster pisze na to: „Jeszcze co do wykresów – Są one „malunkami” także dlatego, że powstały poprzez „sklejenie” danych pochodzących z różnych źródeł, zbieranych wg różnych metodologii i obarczonych różnymi błędami. Takie postępowanie jest metodologicznie niedopuszczalne i np pracę naukową całkowicie dyskwalifikuje.”

Ręce opadają. Źródło, które podał @Dragon nie dość, że różnymi kolorami pokazuje pomiary uzyskane z różnych serii pomiarowych, to jeszcze zawiera odnośniki do danych źródłowych, szczegółowych opisów, pełnej bibliografii prac naukowych, linki do dokumentacji technicznej, gdzie jest opisana metodyka z dyskusją kalibracji, błędów i co tam jeszcze można sobie życzyć. Gdzie tu jest „postępowanie metodologicznie niedopuszczalne i całkowicie dyskwalifikujące pracę naukową”???

Jeśli Pilaster uważa, że jakieś elementy metodyki są błędne, to niech napisze pracę do publikacji np. w Nature czy Science. Ale pewnie tego nie zrobi, bo nie ma kompetencji, a w czepianiu się „malunków” chodzi jedynie o zamknięcie dyskusji w nie pasującym mu temacie.

Perełka izotopowa

Dowiadujemy się też od Pilastra: „Z badań osadów jeziornych wynika, że odchyłka w składzie izotopowym węgla atmosferycznego C12/C13, co ma być rzekomym „dowodem” na jego pochodzenie ze spalania paliw kopalnych, ma swój początek w …połowie XVIII wieku, kiedy jeszcze o żadnym „spalaniu paliw kopalnych” nie było mowy.”

Z czego wynika, że kompletnie nie rozumie, o czym pisze.

Tak wyglądają zmiany stosunku izotopów 13C/12C w atmosferze.

Rysunek 1. Względna koncentracja węgla 13C w stosunku do 12C. Na podstawie Böhm 2002, MonthlyAtmospheric13C Concentrations, ScrippsInstitution of Oceanography.

Wyraźnie widać, że sygnatura izotopowa radykalnie wychodzi poza przedział z minionych setek tysięcy lat.I owszem, trend zaczyna być wyraźny – tak jak pisze Pilaster – w XVIII wieku (choć można dyskutować, czy nie dopiero w XIX, ale nie bądźmy drobiazgowi), kiedy nasze emisje CO2 ze spalania paliw kopalnych były jeszcze zbyt małe, by zrobić różnicę.

Wróćmy na chwilę do fundamentów: rośliny chętniej w procesie fotosyntezy pochłaniają izotop 12C niż 13C, dlatego w roślinach, oraz innych organizmach żywych, które żywią się roślinami, oraz paliwach kopalnych (które powstały z resztek pradawnych roślin i zwierząt) jest mniej izotopu 13C w stosunku do 12C niż w atmosferze.

Do połowy XX wieku większość (skumulowana) emisji nie pochodziła ze spalania paliw kopalnych ale ze zmian użytkowania terenu (głównie wylesianie). Można to zobaczyć np. w ostatnim raporcie Global Carbon Project, slajd 36. W procesie tym do atmosfery trafiał węgiel z roślinności i gleb – czyli o niskim współczynniku 13C/12C. Tak więc spadek stosunku 13C/12C jest po prostu wynikiem wrzucania przez nas do szybkiego cyklu węglowego węgla (głównie w postaci CO2) z materii organicznej – roślinności, gleb i lasów – i owszem, proces ten na dużą skalę ruszył w XVIII wieku.

Mit: Prywatyzacja jest dobra na wszystko

Pilaster jako rekomendację na dobre zarządzanie planetą przedstawia prywatyzację wszystkiego. Własność prywatna sprawdza się dobrze w wielu sytuacjach, jednak twierdzenie, że jest tak zawsze i wszędzie nie jest prawdziwe. Abstrahując nawet od możliwości prywatyzacji atmosfery czy otwartych łowisk, nie jest to najlepsza metoda chronienia nawet kawałka gruntu.

Powiedzmy, że korporacja jest właścicielem działki w lesie tropikalnym i podejmuje decyzję, jak najbardziej opłaca się z nią postępować. Załóżmy, że satysfakcjonująca udziałowców stopa zwrotu to 5% rocznie. Przedstawiane są dwie propozycje:

  1. Czerpać zysk ze zrównoważonej eksploatacji lasu w wysokości 100 tys. rocznie w nieskończoność
  2. Wykarczować, założyć podlewaną pestycydami plantację soi,zarabiając przez 10 lat po 500 tys. rocznie, a na koniec zdegradowaną glebę sprzedać za symboliczną kwotę czy wręcz porzucić.

Księgowy wyciąga arkusz kalkulacyjny i stosując metodę liczenia zdyskontowanego zysku tworzy taki dokument:

Przychody w każdym kolejnym roku pomniejszane są o stopę dyskonta (tak właśnie działają metody wyliczania wartości bieżącej netto NPV czy wewnętrznej stopy zwrotu IRR). W rezultacie wariant zrównoważonej eksploatacji lasu daje zdyskontowany sumaryczny dochód 2100 tysięcy dolarów, a wariant 10-letniej grabieży 4054 tysiące dolarów. Wynika z niego czarno na białym, że blisko dwukrotnie bardziej opłaca się wycisnąć inwestycję jak cytrynę. I do diabła z lasem deszczowym, jego mieszkańcami i świadczonymi przez las usługami środowiskowymi. W końcu to nie będący właścicielem koncern poniesie tego koszty, ale ekosystem i społeczności lokalne.

Nieuniknionym wnioskiem wypływającym z takiego rachunku ekonomicznego jest to, że:

Zupełnie nie opłaca się ratować środowiska czy nawet życia na planecie przed zagładą, jeśli tylko wiąże się to z ograniczeniem przychodów w krótkim horyzoncie czasowym.

Inaczej mówiąc – ratowanie planety, a nawet nasze przeżycie nie są opłacalne ekonomicznie. Większość dorosłych jest skłonnych poświęcić życie dla ochrony życia dziecka, ceniąc je wyżej od własnego. Rachunek ekonomiczny idzie jednak w zupełnie inną stronę – niezbyt wysoko cenimy przyszłość naszych dzieci, prawda?

Gdy tylko uznamy tę logikę, wszystkiemu zaczniemy nadawać ceny i stopy dyskonta czasowego, to zaraz też zaczniemy przy nich manipulować, w zależności od efektu, na którym nam zależy. Księgowi i statystycy, odpowiadając na zapotrzebowanie mocodawców – czy to z kręgu władz, czy wielkiego biznesu – dostarczą zamówione liczby, pozwalające na podjęcie korzystnej dla zamawiającego decyzji odnośnie do dalszej opłacalności utrzymywania istniejącego ekosystemu. Wystarczy wyliczyć, że bardziej opłaci się go zlikwidować, niż pozostawić przy życiu. W szczególności wystarczy przyjąć odpowiednio wysoką oczekiwaną stopę dyskontową – zgodnie z rachunkiem ekonomicznym można matematycznie wykazać, że opłaca się nam w ciągu kilkunastu lat rabunkowo wyeksploatować środowisko do tego stopnia, że wartość jego usług spadnie do zera – o ile wcześniej ta eksploatacja przyniesie satysfakcjonujące, liczone w dolarach dochody. Ważne, żeby opłacało się teraz. A potem? Po nas choćby potop.

CO2 jest dobre

Rozważania o tym, że wzrost CO2 jest dobry, bo mniejsze jego stężenia są niekorzystne dla roślin to wybieranie wisienek. Nikt poważny nie postuluje zmniejszanie stężenia CO2 w atmosferze poniżej 200 czy tym bardziej 150 ppm. W zasadzie to jest już jasne, że mniej niż 400 ppm za naszego życia nie zobaczymy, gra toczy się o to, żeby nie było dużo więcej. Nie będę się teraz o tym rozpisywał, bo ostatnio napisałem na ten temat artykuł, który dziś właśnie opublikowaliśmy na portalu Nauka o Klimacie. Pilastrze, zapraszamy Cię tam do dyskusji!

Matematyczne molestowanie modeli

Znakiem firmowym Pilastra jest tworzenie prostych modeli. Niestety pełnych błędów i oderwanych od rzeczywistości założeń. Osobom zainteresowanym polecamy opublikowany na portalu Nauka o Klimacie artykuł Pilaster i zmolestowany model klimatu oraz dyskusję pod nim.

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly