Artykuly

Instytut Obywatelski: TTIP jest OK. Czy aby na pewno?

Instytut Obywatelski opublikował artykuł Konrada Niklewicza pt. „Co się nie podoba w TTIP?”, krytykujący krytykę porozumienia o wolnym handlu i inwestycjach między UE i USA, tzw. TTIP.

W artykule czytamy m.in.:

„Głównym celem Transatlantyckiego Partnerstwa Handlowo-Inwestycyjnego (TTIP) jest zwiększenie wymiany handlowej (towarów i usług) między UE i USA, a w konsekwencji długofalowe przyspieszenie wzrostu gospodarczego. TTIP ma tego dokonać poprzez zniesienie barier celnych, ograniczenie pozataryfowych barier handlowych oraz, tam gdzie to możliwe, ujednolicenie i uproszczenie regulacji, przy jednoczesnym zachowaniu obowiązujących standardów bezpieczeństwa, ochrony praw pracowniczych, środowiska itp. (…)

Komisja Europejska oszacowała, że wejście w życie TTIP zwiększy wzrost gospodarczy UE i USA o 100 miliardów dolarów rocznie.

Fałszywy jest argument – często podnoszony przez przeciwników TTIP – że procedury i trybunały arbitrażowe są w rękach USA i wydają wyroki na korzyść inwestorów. Fakty są takie: w ramach arbitrażu ICSID 33 proc. spraw zakończyło się ugodą, 45 proc. na korzyść państw, a 22 proc. na korzyść inwestorów.”

Czyli jest OK? Nie, nie jest. Artykuł p. Niklewicza wzięła na tapetę Ewa Sufin-Jacquemart:

PO krytykuje krytyków TTIP

Artykuł publikowany przez fundację związaną z PO manipuluje na swoją ideologicznie, czyli neoliberalną stronę.

Uważam, że TTIP, wraz z CETA (podobne porozumienie UE-Kanada) i TISA (multilateralne porozumienie liberalizacji usług), to największy w historii Unii Europejskiej frontalny atak globalnych korporacji i służących im elit politycznych na demokrację, prawa pracownicze i socjalne, standardy żywności i model rolnictwa oraz ochronę środowiska. Cały europejski, z takim trudem i przez tyle pokoleń wypracowany model społeczny może pójść do śmietnika, nie mówiąc o ochronie środowiska i klimatu, wody, powietrza, stref przyrodniczo chronionych, bioróżnorodności, tak ciężko wywalczonej dyrektywie REACH, ale też prawach cyfrowych, danych osobowych oraz wysokich osiągnięciach demokracji obywatelskiej. Dla zrównoważonego rozwoju i klimatu (czyli dla nas i przyszłych pokoleń…) to katastrofa totalna ! Dla demokracji także.

„Wzrośnie nam PKB”…

Wraz z TPP (porozumienie w trakcie negocjacji między USA a częścią krajów azjatyckich) i NAFTA (porozumienie handlowo-inwestycyjne między USA, Kanadą i Meksykiem, o katastrofalnych skutkach dla Meksyku) USA chcą stworzyć dla globalnych firm – amerykańskich, ale nie tylko, idealne warunki do zawładnięcia światem, zniewolenia ludzi, odebrania rządom i parlamentom możliwości jakiejkolwiek obrony przed ich światową ekspansją i dominacją, wyniszczającą świat, grabiącą zasoby naturalne i zniewalającą ludzi. Wszystko w imię wzrostu światowego „świętego PKB”, o którym wszyscy wiedzą, że jest to „trojański wskaźnik”, tak jak „trojańskim porozumieniem” jest TTIP. Zielonym i Ekologom francuskim z partii EELV właśnie udało się wprowadzić do ustawodawstwa tego kraju zasadę, iż zostaną opracowane jakościowe wskaźniki do oceny polityki publicznej państwa i samorządów, które będą zastosowanie obok PKB dla budżetu Francji 2016. Pierwszy, nieśmiały krok w dobrym kierunku, aby uwolnić się w końcu od szkodliwego dyktatu PKB.

Czy na pewno potrzebujemy prywatnych sądów arbitrażowych ?

Artykuł Niklewicza skupia się na arbitrażu w sporach inwestor-państwo, tzw. ISDS, manipulując subtelnie czytelnikami. Bo gdy mówimy o „zwycięstwie państw” to jest to czysta manipulacja. Nie można tego nazwać inaczej, bo przecież tylko firma może skarżyć państwo czyli podatników. Państwo nie może skarżyć firmy do sądu arbitrażowego o niedotrzymanie obietnic, degradację środowiska czy wyzysk pracowników, więc państwo nie może „wygrać”, może tylko „się wybronić” przed karą, a to zasadnicza różnica. Niklewicz argumentuje, że państwom udaje się czasem wybronić (to jest dopiero argument…). Nie pokazuje tylko, że z roku na rok tych „zwycięstw” jest stosunkowo mniej, a wydatki państw na odszkodowania zasądzone przez sądy arbitrażowe rosną.

Skargi arbitrażowe, kiedyś rzadkie, robią się bowiem od kilku lat coraz częstsze i coraz poważniejsze. Zostały wprowadzone dla ochrony inwestycji w krajach nie dających demokratycznych gwarancji, ale teraz mają dotyczyć również starych, najbardziej rozwiniętych demokracji. Arbitraż staje się więc powoli trzecią nogą przychodów korporacji, obok ich działalności biznesowej i spekulacji giełdowej. Na dodatek teraz nie chodzi już o utracone faktycznie zyski, ale o utratę potencjalnych zysków na całe dziesięciolecia wprzód i na duże kwoty- wszystko z kieszeni podatnika, a więc kosztem edukacji, zdrowia, żłobków i przedszkoli, świadczeń socjalnych, polityki mieszkaniowej, usług publicznych takich jak woda czy transport publiczny, czyli dóbr wspólnych, tzw. commons. Dla autora artykułu kilkaset milionów dolarów odszkodowania w jednym procesie arbitrażowym, to niewielka kwota, szkoda, że nie przeliczył jej np. na liczbę dofinansowanych posiłków ekologicznych dla uczniów i przedszkolaków, które można spotkać w niektórych krajach dbających o zdrowie dzieci i wspierających ekologiczne rolnictwo.

Deklaracje niektórych przedstawicieli KE w żadnym wypadku nie uspokajają. Po konsultacjach KE w kwestii ISDS, w których formularz do konsultacji był niezwykle złożony i ekspercki, więc organizacje zatrudniły ekspertów i wypracowały wspólnego „gotowca”, Pani Cecilia Malmstrom, komisarz ds. handlu, skomentowała ich wyniki, że „ci co wzięli udział w tych konsultacjach i tak są przeciw TTIP, więc nie ma co brać ich głosu pod uwagę… tym bardziej, że dużo odpowiedzi było do siebie bardzo podobnych, nie były to indywidualne pogłębione analizy”. Przedziwny komentarz, nieprawdaż? Ja też wzięłam udział w tych konsultacjach, używając oczywiście wypracowanego przez ekspertów „gotowca”, gdyż ufam tym ekspertom, a sama nie byłabym w stanie odpowiedzieć na tak szczegółowe, techniczne pytania. Czy mój głos ma się więc nie liczyć? Dlatego, że był przeciw? To po co konsultacje? Taką „demokrację” znamy z praktyki naszych miast i gmin i potępiamy ją. Takiej niedemokratycznej, biurokratycznej Europy elit biznesowo-polityczno-technokratycznych nie chcę i wiem, że nie chce jej ogromna część Europejczyków. Chcę Europy dla mrówek, nie dla mrówkojadów…

Co się przed nami ukrywa?

Negocjacje TTIP były od początku tajne, tylko grupy lobbystów wielkiego biznesu mają dostęp do dokumentów negocjacyjnych i są konsultowane. Publikację mandatu negocjacyjnego udało się wyszarpać od KE dopiero niedawno, w wyniku wielomiesięcznej mobilizacji obywateli, NGSów i europarlamentarzystów, po 150 tysiącach wpisów w konsultacjach KE na temat ISDS (97% przeciwnych, w tym wielkich europejskich organizacji związkowych, konsumenckich, NGO-sów itp.) i po półtora miliona podpisów pod oddolną Europejską Inicjatywą Obywatelską STOP TTIP (której KE nie zarejestrowała!). KE wymyśliła nową manipulację: dokumenty są nadal tajne, ale Eurodeputowani mogą się teraz z nimi zapoznać w kancelarii niejawnej – bez możliwości robienia notatek, zdjęć, kserokopii i bez możliwości ich ujawniania. A więc jeszcze gorzej, bo tworzy się pozór, że kwestia tajności jest rozwiązana, podczas gdy eurodeputowanym zamknięto i tak usta. Przypomnijmy, że negocjacje w WTO nie były niejawne, więc TTIP zawiera nowe elementy, o których szeroka publiczność ma się dowiedzieć tuż przed ostatecznym głosowaniem, żeby nie można już było wpłynąć na kształt wynegocjowanych z trudem artykułów. Dlaczego? Co takiego jest ukrywane?

Na pewno nic, co służy obywatelom.

Czy na pewno chodzi o handel ?

Bo TTIP to nie jest umowa „handlowa” tylko umowa handlowo-inwestycyjna, bardzo szeroka i dotycząca bardzo wielu dziedzin naszego życia. Za hasłami „likwidacji barier pozataryfowych”, „harmonizacji standardów” i „współpracy regulacyjnej” kryją się wielkie zagrożenia dla nas – zwykłych obywateli oraz dla środowiska. Nie będę opisywać po kolei wszystkich, powiem tylko, że presja globalnych korporacji jest ogromna, a zdecydowanie największa ze strony sektora agrobiznesu. Ciekawe dlaczego…

Powstał poświęcony TTIP numer specjalny Zielonych Wiadomości, który polecam wszystkim, również czytelnikom artykułu Konrada Niklewicza. Polecam się z nim zapoznać i zastanowić – jako obywatele, a nie zdyscyplinowani partyjnie politycy

Fundacja Strefa Zieleni, w której jestem prezeską zarządu, jest sygnatariuszem międzynarodowej deklaracji Uwaga TTIP, którą podpisało w Polsce już 68 organizacji. Jesteśmy też członkiem grupy organizacji, które prowadzą kampanię na rzecz oddolnej EIO Stop TTIP, z celem osiągnięcia kworum dla Polski, czyli 38250 podpisów: STOP TTIP: jest dziś ponad 7000 podpisów czyli 18% kworum, ale 4 dni temu było 12%…

Kto jest za, kto jest przeciw w parlamencie Europejskim?

W Parlamencie Europejskim bliska nam ideowo grupa Zieloni/WSE jest w 100% przeciw TTIP, podobnie czerwono-zielona lewica. Socjaldemokraci są raczej przeciw, ale mogą być wyłamania, oby niewiele. Chrześcijańscy Demokraci czyli EPP (wśród nich nasze PO) są w całości za (co pokazuje m.in. komentowany artykuł), podobnie liberałowie ALDE. Konserwatyści i reformatorzy z ECR różnie, raczej są za, ale niektóre głosy się wyłamują, np. wobec ISDS (w tym niektórych eurodeputowanych z PIS).

ISDS jest niewątpliwie najbardziej kontrowersyjną klauzulą, szczególnie dla krajów, które mają wysoki poziom demokracji, niezawisłość sądów i nie widzą potrzeby takiego porozumienia z USA czy Kanadą (bo porozumienie CETA, które ma być zatwierdzone wcześniej, także zawiera klauzulę ISDS). Dlatego parlament Francji przegłosował rezolucję przeciwko ISDS, niedawno również parlament Holandii. W Niemczech trwa burzliwa debata, utrudniana przez fakt, że SPD rządzi Ministerstwem Gospodarki. Tyle, że już prawie milion obywateli podpisało w Niemczech oddolną EIO Stop TTIP i wciąż odbywają się tam debaty, masowe manifestacje i wydarzenia protestujące przeciw TTIP, więc koalicja rządząca nie może tego ignorować. W nowych krajach członkowskich UE rządy są pro-TTIP, ale na Węgrzech Komitet ds. Zrównoważonego Rozwoju i Komisja parlamentarna ds. Zrównoważonego rozwoju wystosowały wspólny list do komisji parlamentarnych ds. zrównoważonego rozwoju wszystkich krajów UE (w tym do polskiej) wyrażając wielkie wątpliwości czy TTIP w negocjowanym kształcie będzie korzystny dla społeczeństwa Węgier i węgierskiej gospodarki. Obawiam się tylko, że marszałek Sikorski zamiecie ten list pod dywan i nasz Sejm nawet nie będzie miał okazji nad nim się pochylić.

Podsumowując: nie wierzę w „łagodny TTIP”, o jakim marzą niektórzy, bo tu jest walka o wielką stawkę. Chodzi o wprowadzenie tak wielkich zmian, aby nie dało się ich powstrzymać ani cofnąć. Nie udało się w rundzie Doha WTO zniewolić krajów rozwijających się i słabszych obywateli, to administracja amerykańska wraz z elitą amerykańskiego biznesu wymyślili sposób na osiągnięcie tego samego celu poprzez porozumienia bilateralne, otaczające świat. Oczywiście kraje słabe, biedne i rozwijające się będą największymi tego ofiarami. Globalne firmy będą mogły atakować poprzez swoje filie i w ten sposób zawsze wyjdą na swoje. Rada Współpracy Regulacyjnej (proponowana w TTIP) będzie cenzurować propozycje zmian legislacyjnych „niekorzystnych dla biznesu” (czyli chroniących obywateli, demokrację, prawa socjalne i pracownicze i środowisko), zanim nie zostaną wprowadzone. Zresztą rządy i parlamenty, w obawie przed wielkimi odszkodowaniami w sądach arbitrażowych, będą się auto-cenzurowały. Dlaczego firmy, które się czują poszkodowane nie mogą się odwoływać do normalnych sądów narodowych, jak każdy obywatel? Łaskę robią, że po dekadach prywatnego arbitrażu i wyciągnięcia miliardów z kieszeni podatników ubogich krajów, pod wpływem wielkiej mobilizacji obywateli oraz części PE, chcąc za wszelką cenę przepchnąć ISDS w TTIP i CETA, mówią, że wprowadzą możliwość apelacji…

Zwolennicy TTIP powołują się na prace badawcze udowadniające, że europejska rodzina zarobi na TTIP średnio ponad 500 euro rocznie, PKB lekko wzrośnie i powstaną nowe miejsca pracy. Jeronim Capaldo z Tufts Uniwersity obala tę tezę, stosując do prognozy model NZ zw. Global Policy Model i osiągając dokładnie odwrotne wyniki: w skutek spadku handlu wewnątrz-unijnego nastąpi dez-integracja Unii, spadek PKB, spadek eksportu, utrata 600 000 miejsc pracy (skrót raportu po polsku).

Z dobrych tekstów na temat TTIP polecam wywiad Lidii Raś z prof. Leokadią Oręziak.

A więc zdecydowanie i bez wahania: STOP TTIP ! Ale także STOP CETA i STOP TISA!

Zapraszam 18 kwietnia o 11:00 przed siedzibę Komisji Europejskiej w Warszawie na demonstrację, z licznymi happeningami i koniem Trojańskim, organizowaną przez kilka organizacji, w tym naszą Fundację Strefa Zieleni, Greenpeace i Instytut Globalnej Odpowiedzialności. O 12:00 dołączą się także związki zawodowe OPZZ. Demonstracja odbędzie się w ramach wielkiego międzynarodowego Dnia Akcji przeciwko TTIP.

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly