Artykuly

Ministerstwo Gospodarki publicznie oświadcza, że nie posiada kompetencji, aby wdrożyć ustawę o OZE

FigaTak można podsumować wywiad Janusza
Pilitowskiego, dyrektora Departamentu Energii Odnawialnej (DEO) w
Ministerstwie Gospodarki udzielony dziennikowi Rzeczpospolita.

O dziwo, nie jest to westchnienie
ulgi z powodu uchwalenia ustawy o OZE, która – w szczególności jej
prorozwojowa cześć prosumencka – jest w końcu koronnym uzasadnieniem dla
istnienia takiej jednostki jak DEO. Wręcz przeciwnie, jest to lista
mało konstruktywnych narzekań. Skoro jednak OZE zależą coraz bardziej
nie tylko od polityki, ale i od administracji (zwłaszcza teraz, po
uchwaleniu ustawy, która bardzo wiele istotnych kwestii pozostawia do
rozstrzygnięcia na poziomie rządu), nad westchnięciem urzędnika
odpowiadającego za OZE , niewątpliwie przeciążonego pracą (choć źle
ukierunkowaną), warto się pochylić. Mam nadzieję, że ta refleksja może
posłużyć ponownemu pojednaniu się całego Ministerstwa Gospodarki i
energetyki prosumenckiej.

Przyjęcie przez Sejm i podpisanie przez
Prezydenta ustawy o OZE z tzw. poprawką prosumencką spotkało się od razu
z krytyką resortu gospodarki, który wyraził obawy, że efektem poprawki
będzie „gwałtowny rozwój mikroinstalacji, co pociągnie za sobą dodatkowe
koszty, bo (…) dzięki taryfom gwarantowanym instalacje będą służyć
celom zarobkowym – czyli produkcji energii na sprzedaż, a nie na własne
potrzeby”. Pomijając już mało realistyczne podejście do rynkowego
potencjału mikroinstalacji, jak to wyraził dobitnie jeden z
internetowych komentatorów pod komunikatem PAP cytującym opinie resortu:
„zatem największym zagrożeniem jakie spowoduje ustawa o OZE może być
… rozwój OZE” :). Wywiad z dyrektorem Pilitowskim jest nie tylko
prostym rozwinięciem tego stanowiska. Wskazuje bowiem na narzędzia,
jakie są w rękach administracji, dzięki którym przy takim jak
zaprezentowane w wywiadzie podejściu nie tylko „gwałtownego”, ale
żadnego rozwoju mikroinstalacji nie będzie.

Warto zastanowić się nad źródłami
sprzeczności w tych dwóch wypowiedziach, zrozumieć przesłanki negowania
przez resort gospodarki wypracowanego w Sejmie i potwierdzonego przez
Prezydenta niespotykanego konsensusu politycznego i społecznego w
kluczowej dla energetyki odnawialnej sprawie. Nie chodzi mi tu o
polemikę, ale o zmianę sposobu myślenia i podejścia administracji, bo
bez zaangażowania Ministerstwa Gospodarki, a szczególnie bez proaktywnej
postawy DEO, o rozwoju OZE można zapomnieć, a już w szczególności
dotyczy to energetyki prosumenckiej czy obywatelskiej.

Podane w wywiadzie powody (zagrożenia)
dla których wdrożenie przepisów związanych z taryfami gwarantowanymi
może okazać się niemożliwe są jednak drugorzędne i wskazują raczej na
przysłowiowe „szukanie dziury w całym”. To oczywiste, że „przepisy
dotyczące cen gwarantowanych są niespójne w stosunku do innych zapisów”.
Można wręcz powiedzieć, że „na szczęście”, bo inne przepisy ustawy
adresowane do prosumentów są martwe i właśnie stąd wzięła się poprawka
prosumencka.

Za najważniejszy problem dyrektor Janusz
Pilitowski uznał brak zapisów mówiących o mechanizmach kontrolujących
zakładany przyrost mocy, co poparł hipotetycznym przykładem; w pierwszym
roku funkcjonowania taryf gwarantowanych podłączonych zostanie więcej
niż 800 MW (200 tysięcy instalacji!) i komu będzie wówczas przysługiwało
prawo do taryfy stałej, a kto będzie musiał się zadowolić stawką
podstawową w wymiarze 100 proc. ceny rynkowej? Pytany, skąd takie
założenie, Pan dyrektor Pilitowski wskazuje na rzekome przewymiarowanie
stawki 75 gr/kWh dla najmniejszych mikroinstalacji. Pan dyrektor nie
zwraca uwagi na koszty i na fakt, że żaden kraj nie rozpoczynał z tak
niskiego poziomu stawki dla najmniejszych źródeł i nie przedstawia
analiz kosztowych opartych ma metodyce LCOE (dane wskazują na coś
zupełnie innego), które potwierdzałyby jakąkolwiek nadmiarowość
wsparcia.

Aby wdrożyć ustawę o OZE Ministerstwo
Gospodarki musi dysponować bieżącymi analizami kosztowymi dla wszystkich
rodzajów OZE i technologii i dla różnych zakresów mocy (również dla
systemu aukcyjnego), a to jest znaczne trudniejsze niż polityczne
oświadczenia. Musi też zbudować system monitorowania rozwoju OZE, a
także informowania obywateli o postępach we wdrażaniu ustawy, w tym o
ryzyku inwestycyjnym związanym z ew. przekroczeniem założonego poziomu
mocy zainstalowanej. Taka jest rola Ministerstwa Gospodarki w systemie
ustawy i moim skromnym zdaniem na tym teraz powinno się ono skupić, a
nie na budowaniu fantastycznych teorii i narzekaniu.

Wracając do przejaskrawionego w
wywiadzie problemu kontroli i monitoringu rynku, nie sposób nie
zauważyć, że inwestorzy (podmioty regulacji) mogliby postawić znacznie
więcej poważniejszych wątpliwości co do przepisów ustawy. Znamienne jest
to, że stawiane są absolutnie drugorzędne zarzuty, takie, które dotyczą
wyłącznie możliwego zakłócenia spokojnego bytowania administracji
państwowe. Ministerstwo Gospodarki (i do pewnego stopnia URE) utknęło
bowiem w iście gogolowskim schemacie biurokratycznym jeśli chodzi o
zbieranie informacji z rynku i udostępnianie informacji publicznej.
System zbierania informacji (półrocznie czy kwartalnie) w formie
papierowej jest archaiczny, przy obecnej technice informatycznej można
być ona dostępna wręcz na bieżąco „on-line” (chociaż osobiście
zatrudniłbym jednak inną firmę niż tę, która robiła system dla PKW) :).

Zamiast oczekiwanej konstruktywnej
propozycji DEO jak (nie tylko ten) problem można byłoby rozwiązać i
wystąpienia o odpowiednie zasoby mamy do czynienia z kolejnym
urzędniczym „niedasię”. Zwracam uwagę na problem zasobów – budowa i
obsługa systemu musi kosztować i zdajemy sobie z tego sprawę. DEO ma
pełne prawo w nowych warunkach oczekiwać wzmocnienia zarówno
personalnego jak i merytorycznego, oraz funduszy na realizację nowych
zadań, oczywiście po przedstawieniu odpowiedniego uzasadnienia i
koncepcji wdrożenia ustawy OZE. To zadziwiające, że tej kwestii akurat
Pan Dyrektor Pilitowski (który powinien być tym osobiście
zainteresowany) nie podnosi. Bez energetyki prosumenckiej nie będzie
innowacji, nowego przemysłu i rozwoju (także pracowników DEO). W efekcie
resort gospodarki przestanie się odróżniać do resortu skarbu i zamiast
nowego ministerstwa energetyki (i klimatu) będziemy mieli de facto
ministerstwo skarbu (i energetyki), czyli masę upadłościową.

Z wypowiedzi Pana Dyrektora wynika, że
DEO nie docenia, a może nawet nie rozumie swojej olbrzymiej roli we
wdrożeniu przepisów prosumenckich. W dotychczasowych regulacjach w
energetyce jednym z kluczowych argumentów było „odbiurokratyzowanie”,
które polegało na tym, że administracja przerzucała coraz więcej
obowiązków na przedsiębiorców, a najłatwiej daje się to realizować,
jeżeli mamy do czynienia z kilkoma dużymi podmiotami państwowymi. W
pewnym momencie duże podmioty przejmują rolę administracji (także w
sensie tzw. „ekspertyzy”, a nawet w zakresie zdolności do tworzenia
projektów przepisów prawa) i w tej zgodnej symbiozie dochodzimy do
czystego monopolu i niezwykle silnych związków administracji, polityki i
biznesu. Energetyka prosumencka, rozsiana, obywatelska wymaga innego
podejścia. To państwo, rząd, administracja muszą wykonać pewną pracę za
setki tysięcy ludzi, bo to się zwyczajnie w sensie gospodarczym i
społecznym opłaca i bez tego system nie będzie działać prawidłowo.
Niejasne przepisy i spychologia urzędnicza w wielkoskalowej energetyce
powodują rozkwit sektora doradztwa prawnego i konsultingu oraz koszty
sądowe, a koszty (setki milionów rocznie) są oczywiście wrzucane w
koszty energii dla odbiorców końcowych. Ten chory mechanizm całkowicie
zawiedzie przy energetyce prosumenckiej.

Ogólnie ustawa o OZE to eldorado dla
konsultantów, bo nic w tej regulacji nie jest jasne. I naprawdę
wprowadzona w ostatniej chwili „poprawka prosumencka” nie odbiega
jakością i poziomem przejrzystości od innych zapisów dyskutowanych od
ponad roku. Ale akurat w przypadku pojedynczych prosumentów (właścicieli
najmniejszych mikroinstalacji) wielcy konsultanci nie zarobią, a więc
tym razem nie zastąpią państwa. Rząd, MG, DEO muszą wykonać pracę za
tysiące obywateli, aby energetyka prosumencka w ich wydaniu mogła być
konkurencyjna, tania i bezpieczna. Obchodziliśmy właśnie dzień
konsumenta. Prosument w sensie pozycji na rynku jest znacznie bliżej
konsumenta niż korporacji i tak też trzeba go traktować. Prezydent
Kennedy formułując w 1962 roku podstawowe prawa konsumentów w pierwszej
ustawie, która ich dotyczyła, zwrócił uwagę m.in. na prawo do
informacji, wyboru i bezpieczeństwa. Ustawa daje każdemu obywatelowi RP
możliwość wybrania systemu taryf gwarantowanych, ale to DEO/MG i URE
muszą zapewnić informację i w ramach ustawy zadbać o możliwie
najbardziej bezpieczne warunki do inwestowania.

Niespójność rządowej wersji ustawy o OZE
i poprawki prosumenckiej polega m.in. na tym, że MG (w przeciwieństwie
do np. URE) uznało, że energetyki prosumenckiej nie będzie, a więc
dodatkowe etaty i inne koszty administracyjne są zbędne. No fakt, mają
problem, ale czekamy na konstruktywne propozycje jak ten problem
rozwiązać. Mam niejakie wrażenie, że także środowiska wspierające
rozwiązania sprzyjające energetyce obywatelskiej w kampanii na rzecz
wprowadzenia poprawki prosumenckiej byłyby w stanie wesprzeć DEO i całe
MG, gdyby wykazało wolę wdrożenia tego, co zaakceptował ustawodawca.

Słabe DEO to większe prerogatywy do
swobodnych, niczym nieskrępowanych, bieżących i krótkowzrocznych decyzji
politycznych. Warto byłoby wzmocnić organizacyjnie, kadrowo, budżetowo i
politycznie DEO, aby mogło podołać nowym zdaniom i aby te zadania były
realizowane terminowo i profesjonalnie. Ale warunkiem koniecznym jest tu
działanie na rzecz właścicieli mikroinstalacji i wdrożenia ustawy o
OZE, zgodnie z intencją zapisów do niej wprowadzonych.

Wiara mniejszych inwestorów, a w
szczególności prosumentów w MG topnieje w oczach. Także mój entuzjazm
dla DEO sprzed 3 lat – od momentu powołania wyrażony we wpisie blogowym
(blog „Odnawialny”, marzec 2013) oraz kredyt zaufania całkowicie
stopniał w ciągu ostatniego roku, ale to nie znaczy, że nic z tym nie
można zrobić. Moim zdaniem, o ile Pan dyrektor Pilitowski jest dobrym
urzędnikiem państwowym, zasługującym na zaufanie obywateli, powinien
wystąpić do Ministra Gospodarki z listą konkretnych zadań do wykonania i
związanych z nimi potrzeb. Dotyczy to zwłaszcza przepisów
prosumenckich, które mają wejść w życie od stycznia 2016 roku. Konieczne
byłoby zatem pilne i znaczące wzmocnienie DEO jeszcze w tym roku, bo
najbliższe miesiące okażą się kluczowe. Poprawka prosumencka nie jest
doskonała, ale jaki przepis jest, w szczególności w nowej ustawie OZE?
Poprawka jest zwyczajnie mądra, a ustawodawcy zrobili co mogli, teraz
musimy przepisy skutecznie wdrożyć.

Witamy DEO na prawdziwym rynku
energetyki odnawialnej, tej niekoncernowej i nie organizującej
luksusowych konferencji z kawiorem, czasem mocno kłopotliwej, ale
innowacyjnej, wartej uwagi i zachodu. Trzymamy kciuki, żebyście dali
radę – naprawdę, da się :).

Grzegorz Wiśniewski, „Odnawialny” Blog

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly