Artykuly

Lester Brown: o przyszłości energetycznej świata

Należy zakazać sprzedaży węgla i ropy – twierdzi Lester Brown, amerykański działacz środowiskowy uznany przez „Washington Post” za jednego z najbardziej wpływowych myślicieli świata. Jego zdaniem należy przestać sprowadzać bioenergię z krajów spoza protokołu z Kioto oraz zablokować dotacje na wydobycie gazu łupkowego w UE. Prezentujemy wywiad, którego udzielił portalowi EurActiv.com.

Co pan sądzi o trwającej debacie o bezpieczeństwie energetycznym UE?

Nie śledzę jej aż tak dokładnie, ale w Stanach Zjednoczonych dokonują się w tym zakresie duże zmiany. Aktualnie instaluje się u nas tak wiele dachowych ogniw słonecznych, że rynek lokalnych tradycyjnych usług energetycznych zaczyna się kurczyć. Jednocześnie ceny tych usług wzrastają, co jest konieczne dla ich przetrwania. W konsekwencji ludzie chętniej instalują coraz atrakcyjniejsze i proporcjonalnie coraz tańsze ogniwa słoneczne.

Proces ten określa się mianem „śmiertelnej spirali usług”. Jest on w dużej mierze napędzany przez mechanizmy rynkowe, dlatego też trudno sprawować nad nim jakąkolwiek kontrolę. Podobna sytuacja zaistniała w Niemczech – przykładem są straty koncernu RWE, które w ostatnim roku wyniosły 3,7 miliarda dolarów. W USA zużycie węgla i ropy spadło w przeciągu ostatnich siedmiu lat o 20%.

W jak dużym stopniu wpływa na tę sytuację tani eksport surowców energetycznych spowodowany boomem na gaz łupkowy? Nie jest to dla koncernów węglowych ułatwienie w kontynuacji eksportu taniego węgla do Europy i Azji?

Nie sądzę. Zauważmy, że eksport węgla w USA popada w tarapaty z różnych powodów. Masowo zamyka się elektrownie węglowe i stąd pomysł sprzedaży pozostałego w nich węgla Chinom i Japonii. Jednak niezadowolenie amerykańskiego społeczeństwa w związku z użyciem węgla jest obecnie powszechne, m.in. w stanach Waszyngton i Oregon. A właśnie z portów w tych stanach miałby być eksportowany węgiel do Azji – lecz tamtejsi mieszkańcy blokują budowę terminali potrzebnych do takiego eksportu.

Ponadto, to niezadowolenie społeczne oznacza, że nikt nie poprze budowy nowych elektrowni węglowych. Analogiczny problem da się zauważyć w krajach europejskich, szczególnie w Niemczech i Skandynawii.

Można zarazem zauważyć w Europie odwrotny trend: Wspólnota Energetyczna zaaprobowała budowę nowych elektrowni węglowych na Bałkanach, które prawdopodobnie złamią limity na zanieczyszczenia ustalone w UE. Co więcej, banki europejskie zaoferowały granty i pożyczki by wesprzeć już działające elektrownie węglowe.

Ale z drugiej strony Rumunia inwestuje w 2500 MW energii wiatrowej na wybrzeżu Morza Czarnego. Sądzę, że w ostatecznym rozrachunku połączenie niskich kosztów i możliwości kontrolowania energii na szczeblu lokalnym przesądzi o sukcesie [energii odnawialnej].

Rozmawiałem z przedstawicielem Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA). Stwierdził, że nasz problem polega na…

Na tym, że IEA jest całkowicie oderwana od rzeczywistości.

IEA usilnie promuje zmniejszanie emisji dwutlenku węgla (dekarbonizację). Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że firmy z branży energetyki węglowej wywierają istotny wpływ na rządy wielu państw. Czy podziela pan to przekonanie?

Zdecydowanie. Byliśmy tego świadkami w USA: bracia Koch robią wszystko, żeby zatrzymać przemiany w przemyśle energetycznym. Postulują nałożenie podatku na dachowe ogniwa słoneczne, ponieważ przez ich rozwój mogą popaść w poważne tarapaty. Ich poczynania są jak do tej pory niezbyt skuteczne.

Wysocy rangą urzędnicy Komisji Europejskiej za jeden z głównych problemów uważają ogromną ilość pieniędzy i liczbę miejsc pracy związanych z branżą paliw kopalnych – to rodzi obawy, że zbyt szybkie odejście od węgla spowoduje kolejne załamanie gospodarcze.

Nikt nie zabrania im tak mówić. Spójrzmy jednak na przemysł petrochemiczny – nie jest on szczególnie pracochłonny, więc nie tworzy aż tak wielu miejsc pracy. Wykorzystanie ropy jest w wysokim stopniu zmechanizowane. Przemysł węglowy oferuje miejsca pracy w kopalniach, nie chcemy jednak tworzyć takich miejsc pracy. Natomiast utrzymanie elektrowni wiatrowych i słonecznych nie obędzie się bez ludzkiego czynnika, a praca w sektorze energetyki odnawialnej nie zagraża zdrowiu.

Ale czy ruchy ekologiczne zrobiły wystarczająco dużo, by rozwiać obawy pracowników kopalni węgla, hut stali czy fabryk aluminium, że jeśli stracą pracę, to nie znajdą zatrudnienia w elektrowniach wiatrowych, tylko wylądują na zasiłku. Co by pan im powiedział?

Posłużmy się przykładem Sierra Club: jego celem jest współpraca z lokalną społecznością w celu zastąpienia miejsc pracy utraconych w wyniku przemian ekologicznych zatrudnieniem przy poprawianiu wydajności energetycznej budynków czy w elektrowniach wiatrowych. Nie są to daremne wysiłki, tylko konkretne działania – np. szkolenia dla byłych pracowników kopalni, czy zachęcanie wytwórców turbin wiatrowych do inwestowania na modernizowanych terenach. Ma również miejsce całkowite przekwalifkowanie do innych branż – szczególnie popularny jest sektor opieki nad seniorami, jako że społeczeństwo się starzeje.

Uważa pan, że proces dekarbonizacji odbywa się wystarczająco szybko?

Póki co nie, ale istnieje „klub miliarderów” – należy do niego Warren Buffet, Ted Turner, Michael Bloomberg, Philip Anschluss i paru innych. Inwestują oni ogromne sumy pieniędzy w odnawialne źródła energii – Warren Buffet przeznaczył na budowę elektrowni słonecznych na zachodzie USA 23 miliardy dolarów. Inny inwestor – Ted Turner – buduje pięć elektrowni słonecznych na południowym wschodzie. Jeśli najbogatsi wydają tak grube sumy na rozwój alternatywnych elektrowni, nie mogą nie wpłynąć na innych inwestorów. W końcu multimiliarderami są dlatego, bo ich dotychczasowe inwestycje były bardzo dobrze przemyślane. Musimy zarazem uświadomić sobie, że tendencje te napędza teraz już prawie wyłącznie rynek – wsparcie publiczne obowiązuje jeszcze w kilku obszarach, ale są one stosunkowo niewielkie w porównaniu do prywatnych inwestycji.

Połowa energii odnawialnej w UE pochodzi ze źródeł bioenergetycznych, które możemy dzięki dziurom w przepisach importować z krajów nieobjętych protokołem z Kioto, m.in. USA. Nie mamy wówczas gwarancji, że drewno nie zostało na przykład uzyskane na skutek karczowania lasów.


Czy pana zdaniem UE powinna dalej importować bioenergię z krajów spoza protokołu z Kioto biorąc pod uwagę cele wykorzystania energii odnawialnej?

Nie popieram tego typu działań.

A jak skomentuje pan obecną strategię promocji gazu ziemnego, ku której wydaje się zmierzać UE? Żeby spełnić przyszłe wymogi dotyczące redukcji szkodliwych emisji, politycy brytyjscy opracowali strategię ulg podatkowych dla koncernów wydobywających gaz z łupków. KE także obmyśliła strategię bezpieczeństwa energetycznego opartą na wydobyciu tego surowca. Czy są to rozsądne decyzje?

Niezbyt. Użycie gazu nie wyzwala nas od emisji dwutlenku węgla. Ponadto, nie jest to surowiec odnawialny, a jego złoża zostaną wyczerpane w przeciągu najbliższych 20 lat. Po co budować infrastrukturę wykorzystującą ten surowiec, jeśli można inwestować w źródła energii, które zawsze pozostaną niewyczerpane.

Mimo to KE w ostatnim czasie zdefiniowała gaz z łupków jako surowiec niskoemisyjny i zamierza udostępnić 113 milionów euro dotacji na wsparcie jego wydobycia.

To chyba żart.

Jaki procent odnawialnych źródeł w produkcji energii musimy uzyskać, żeby osiągnąć redukcję szkodliwych emisji na poziomie 40% do 2030 roku?

Tak naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, by państwa korzystały wyłącznie z energii pochodzącej z surowców odnawialnych – potrzeba jedynie odrobiny wyobraźni i adaptacji. Od czasów rewolucji przemysłowej społeczeństwa tworzyły infrastrukturę energetyczną w oparciu o zasoby wyczerpywalne. Teraz jednak dysponujemy ekscytującą szansą na budowanie infrastruktury, która może istnieć tak długo jak nasza planeta. Z kolei żeby uzyskać ropę naftową, trzeba co 20 lat znajdować nowe obszary wydobycia – zazwyczaj trudne do eksploatacji dna oceanów, piaski bitumiczne czy obszary Arktyki.

Zmiana klimatu jest ogromnym wyzwaniem dla naszej cywilizacji. Na ile jest pan pewien, że ludzie są mu w stanie sprostać?

Tego nie wiemy i nie ma żadnej gwarancji, że faktycznie sprostamy. Możemy się jednak spodziewać, że zmiany nastąpią dosyć szybko. Wystarczy przeanalizować, jak sprawnie gospodarka USA została zrestrukturyzowana w 1942 r., by dostosować się do warunków wojennych. Nie zajęło to wielu dekad czy lat, lecz potrzebowano zaledwie kilku miesięcy na przeprowadzenie całkowitej przemiany. Sądzę, że współcześnie też jesteśmy w stanie zrestrukturyzować gospodarkę energetyczną.

Oczekuje pan, że Barack Obama się do tego przyczyni?

Oczekiwałbym od niego przede wszystkim zakazu sprzedaży węgla i ropy. Niekoniecznie teraz, niekoniecznie w tym lub przyszłym miesiącu, lecz w realnej perspektywie czasowej, która by nam pokazała, że szybko zmierzamy w kierunku odnawialnych źródeł energii. To ogromna szansa gospodarcza. Chociażby z tego względu, że jesteśmy w stanie przy pomocy nieszkodliwych dla środowiska źródeł napędzać swoje samochody. Elektryczne samochody są trzy razy bardziej wydajne niż pojazdy z silnikami spalinowymi, które wytwarzają takie ilości ciepła, że potrzeba chłodnic jako zabezpieczenia przed nadmiernym rozgrzaniem.

Źródło: Chrońmy klimat

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly