Artykuly

Inwestycyjna Czarna Dziura

Przywykliśmy do tego, że wyższe inwestycje przekładają się na większą produkcję – i przez dekady rzeczywiście tak było. Jednak w naszej nowej rzeczywistości okazuje się, że wcale nie musi to być uniwersalna prawda.

Rys. 1. Porównanie procentowych zmian rzeczywistego PKB na osobę i zużycia ropy na osobę w okresie 2005-2011.
Źródła: Bank Światowy, BP Statistical Review of World Energy.

Widzimy, że typową sytuacją jest korelacja pomiędzy wzrostem (lub spadkiem) PKB i zużyciem ropy, przy czym wzrost PKB jest większy od wzrostu zużycia ropy. Wynika to z kilku czynników:

•    zastępowania będącej najdroższym paliwem ropy innymi źródłami energii
•    poprawy efektywności energetycznej wykorzystania ropy
•    ewolucji gospodarki, w której coraz mniejsza część PKB wytwarzana jest przez produkcję towarów, a coraz większa w sektorze usług, co prowadzi do spadku zużycia energii na jednostkę PKB.

Na wykresie możesz jednak znaleźć wyjątek od tej reguły. To Arabia Saudyjska. Dla niej obraz wygląda zupełnie inaczej. Wysoki wzrost zużycia ropy (a szerzej mówiąc całości zużycia energii) nie przekłada się na wzrost PKB.

Rys 2. Całkowite zużycie energii na osobę. Dane BP Statistical Review of World Energy, EIA.

Częścią problemu jest to, że Arabia Saudyjska dociera już do kilku granic wzrostu. Jedną z nich są małe zasoby wodne niewystarczające dla rosnącej populacji. Budowa zakładów odsalania wymaga olbrzymich nakładów finansowych i zużycia energii – nie powoduje to jednak wzrostu poziomu życia obywateli. Budowane zakłady odsalania pozwalają jedynie na spowolnienie tempa pobierania wody z szybko wyczerpujących się pokładów wodonośnych.

Do pewnego stopnia podobna sytuacja ma miejsce na polach naftowych. Dla utrzymania wydobycia ropy i gazu potrzebne są kosztowne inwestycje, jednak nie skutkuje to wzrostem wydobycia proporcjonalnym do rosnących nakładów. Nowe inwestycje po prostu kompensują spadek wydobycia ze starych złóż, pozwalając utrzymać status quo. Jest to kosztowne, lecz nie powoduje szczególnego wzrostu PKB.

Reszta świata również powoli zapada się w czarną dziurę inwestycyjną. Przyjmuje to różne formy: granice poboru wody powodujące konieczność budowy coraz głębszych studni lub zakładów odsalania; granice ropy i gazu wymagające stosowania coraz kosztowniejszych form wydobycia w coraz trudniejszych miejscach i mniej atrakcyjnych złożach; granice zanieczyszczeń wymagające kosztownych instalacji oczyszczających w elektrowniach, fabrykach i samochodach.

Te rosnące koszty inwestycyjne przekładają się na wyższe koszty produkowanych w oparciu o coraz droższe zasoby i energię dóbr, w tym tak krytycznych, jak żywność, elektryczność czy metale.

Koniec końców, te zasysające coraz więcej środków „inwestycyjne czarne dziury” staną się źródłem poważnych problemów. Można powiedzieć, że gospodarka staje się przez nie mniej wydajna, a nie bardziej, jak to było dotychczas. Z punktu widzenia inwestycji, możemy spodziewać się, że wzrost nakładów na pozyskiwanie surowców i kontrolę zanieczyszczeń spowoduje „wypieranie” innych inwestycji. Z punktu widzenia konsumentów, będzie to powodować wzrost kosztów niezbędnych produktów, które będą wymuszać ograniczenia innych zakupów.

Dlaczego „czarne dziury” pozostają niewidoczne?

Z punktu widzenia poszczególnych inwestorów istotne jest tylko to, czy będą mieli satysfakcjonujący zwrot z podejmowanych inwestycji. Jeśli miasto zdecyduje się wybudować zakład odsalania, dla inwestora najistotniejsze jest, żeby ktoś (rząd lub kupujący wodę) zapłacił tyle, by inwestycja dała przyzwoity zysk. Obywatele rzecz jasna potrzebują słodkiej wody – jedynym pytaniem jest, czy będzie ich stać na wodę z zakładów odsalania. Jeśli za nią zapłacą, ilość pieniędzy, która pozostanie im na inne wydatki skurczy się.

Ta sama kwestia pojawia się w przypadku instalacji kontroli zanieczyszczeń zakładanych przez elektrownię, fabrykę lub producenta samochodów. Gdy zanieczyszczenia stają się zbyt duże, ograniczenie ilości emitowanych zanieczyszczeń staje się konieczne – granice przekraczane są, gdy ilość ludzi staje się zbyt duża, konsumpcja rośnie, a środowisko przestaje sobie radzić z absorpcją odpadów. Elektrownia i producent samochodów robią to, czego wymagają normy, a społeczeństwo przeznacza coraz więcej swoich pieniędzy na urządzenia do kontroli zanieczyszczeń. Budowane w odpowiedzi na osiągane granice odnawialne źródła energii czy elektrownie jądrowe są droższe od tanich dotychczas paliw kopalnych, co również redukuje środki pozostające do dyspozycji konsumentów.

Każde wydobycie surowców, a w pierwszej kolejności ropy, prowadzi do sytuacji w której w celu wydobycia określonej ilości surowca trzeba inwestować coraz więcej i więcej (pieniędzy, energii, czasu, wody itp.). Ma to miejsce, gdyż firmy w pierwszej kolejności wydobywają najtańsze w pozyskaniu zasoby, a dopiero potem stopniowo sięgają po coraz droższe. Jako konsumenci doświadczamy tego za pośrednictwem rosnących cen energii, żywności i innych towarów. Za rosnącymi cenami stoi niemiła rzeczywistość wyczerpania najtańszych zasobów i konieczność kopania głębiej, sięgania po zasoby niższej jakości i mniej dogodnie położone oraz stosowania zaawansowanych technik, które pośrednio lub bezpośrednio wymagają więcej inwestycji i energii.

Większość ludzi o tym nie myśli, ale sytuacja wygląda tak, że każdy zainwestowany dolar przynosi coraz mniejszy zwrot w ilości wydobywanej ropy (czy innych surowców, takich jak gaz, węgiel, złoto czy miedź). Oczywiście dopóki ich cena rośnie w stopniu wystarczającym do pokrycia rosnących kosztów wydobycia, inwestor jest zadowolony, nawet jeśli koszt zasobu staje się zbyt wysoki dla konsumentów.

W przypadku energii pies jest pogrzebany w tym, że konsumenci BARDZO potrzebują tego produktu, bo energia potrzebna jest do produkcji i świadczenia prawie wszystkich usług. Szczególne konsekwencje gospodarcze mają granice wydobycia ropy, która jest najwygodniejszym „mobilnym” źródłem energii i dominuje w zasilaniu transportu, rolnictwa i urządzeń przenośnych, stanowi też wsad materiałowy do wielu materiałów.

Naftowa i gazowa część problemu

Poważnym problemem, który ma już miejsce jest ograniczone światowe wydobycie ropy – od kilku lat utknęło ono na mniej więcej stałym poziomie, niezależnie od szybkiego wzrostu inwestycji w poszukiwania i wydobycie tego surowca.

Rys. 3. Światowe wydobycie ropy z dopasowanymi trendami wykładniczymi. Dane BP Statistical Review of World Energy

Jak już zauważyliśmy, łatwe do wydobycia ropa i gaz zostały wydobyte najpierw. Nowe odwierty robi się w coraz trudniejszych w eksploatacji miejscach, takich jak głęboki ocean, kanadyjskie piaski roponośne, Ocean Arktyczny lub w złożach wymagających szczelinowania. Pozyskanie tej ropy wymaga większej ilości energii i innego „wsadu”, takiego jak woda do szczelinowania czy koszty środowiskowe. Rosnące koszty wydobycia, wraz ze stagnacją podaży spowodowały w ostatnich 10 latach trzykrotny wzrost cen ropy.

Koszty inwestycyjne idą w górę również z powodu rosnących kosztów poszukiwań i wydobycia. Światowe wydatki na poszukiwanie i wydobycie ropy i gazu, jak podaje  Barclays Capital, tylko w 2011 roku wzrosły o 19%, a w 2012 roku o kolejne 11%. Wzrost wydobycia ropy i gazu jest zupełnie nieproporcjonalny – wydobycie ropy w 2011 roku wzrosło o 0,1%, a gazu o 3,1%. Dane za 2012 rok nie są jeszcze dostępne.

Jeśli chcemy wzrostu wydobycia ropy i gazu, firmy wydobywcze będą musiały inwestować w odwierty coraz więcej pieniędzy (i energii). Aby było to możliwe, musi to być opłacalne, a więc ceny płacone przez konsumentów za ropę i gaz będą musiały rosnąć. W USA problem jest szczególnie wyraźny, bo cena sprzedaży gazu jak podaje Douglas Westwood, jest poniżej kosztów firm wydobywczych.

Kluczowym pytaniem o przyszłość wydobycia ropy jest to, czy inwestycje będą rosły wystarczająco szybko, by wydobycie mogło jeszcze wzrosnąć. Barclays prognozuje 7% wzrost światowych inwestycji w poszukiwania i wydobycie ropy i gazu w obecnym roku. Według prognozy, wydatki w Ameryce Północnej pozostaną na praktycznie niezmienionym poziomie, bo ceny ropy i gazu nie są obecnie wystarczająco wysokie by uzasadniać uruchomienie nowych, coraz kosztowniejszych projektów. Ten prognozowany przez Barclays brak wzrostu inwestycji jest rozbieżny z prognozami IEA przedstawionymi w ostatnim Światowym Przeglądzie Energetycznym WEO 2012, który przewiduje, że Ameryka Północna jest na drodze do zostania eksporterem ropy. Oczywiście, jeśli ceny ropy i gazu pójdą w górę, możliwy będzie też wzrost inwestycji.

Jaki będzie ostateczny skutek ekonomiczny?

Uważam, że dla większości krajów OECD, skutkiem będzie długoterminowe kurczenie się gospodarek.

W miarę jak zbliżamy się do granic wzrostu, coraz więcej kapitału inwestycyjnego (a także, ropy i innych zasobów) będzie pompowane w „inwestycyjne czarne dziury”. Będzie to mieć poważne następstwa:

1.    Ceny płacone za zasoby należące do kategorii „inwestycyjnych czarnych dziur” będą musiały rosnąć, aby przyciągnąć do „czarnej dziury” więcej kapitału. Jest tak zarówno dla zasobów bezpośrednio pochodzących z „czarnych dziur”, jak i dla produktów powiązanych z nimi tylko pośrednio, jednak zależnych od coraz droższych surowców (np. żywność lub elektryczność)
2.    Ponieważ coraz większa część kapitału będzie lądować w „czarnych dziurach”, więc towary i usługi spoza kategorii „absolutnie niezbędnych” będą coraz bardziej niedoinwestowane. Ponadto, w miarę jak konsumenci będą płacić coraz więcej za niezbędne towary i usługi z kategorii „czarnych dziur”, będą redukować zakupy wszystkiego, bez czego będą w stanie się obyć.

Z każdego inwestowanego dolara/euro/złotówki (ale także np. baryłki ropy) będziemy mieć coraz mniejszy zwrot. Z energetycznego punktu widzenia można to postrzegać po prostu jako skutki spadku EROEI.

Ponieważ w ostatnich latach światowe wydobycie ropy pozostaje na praktycznie niezmienionym poziomie, konieczność kierowania coraz większych ilości energii na wydobycie coraz trudniejszych złóż (co robi już nawet Arabia Saudyjska) oraz rosnące zużycie ropy w krajach naftowych i rozwijających się oznacza, że kraje OECD będą mieć do dyspozycji coraz mniej ropy.

Ponieważ ropa jest tak krytyczna dla gospodarki i wzrostu gospodarczego, sytuacja ta dusi wzrost gospodarczy w krajach OECD. Co gorsze, nie widać końca tego procesu. Dyskutuje się pomysły na zastąpienie ropy substytutami, ale biopaliwa czy ropa syntetyczna z węgla mają jeszcze wyższe koszty (bezpośrednie i uboczne) od ropy, więc zamiast rozwiązywać problem „inwestycyjnej czarnej dziury” tylko nasilają go.

W rezultacie więc zderzenie z granicami wzrostu będzie coraz twardsze, a do tego będzie odbywać się na coraz szerszym froncie, obejmującym coraz więcej zasobów i elementów środowiska, ograniczając możliwość stosowania wciąż relatywnie łatwo dostępnych substytutów których po prostu zacznie brakować. Nikt nie wymyślił jeszcze substytutu czystej wody, niezerodowanych i bogatych w minerały gleb ani czystego powietrza.

Gdzie jesteśmy

Gdy rosną ceny zasobów, wpływ na gospodarkę jest praktycznie natychmiastowy. Płace nie rosną równie szybko co ceny ropy, więc konsumenci zaczynają oszczędzać na mniej niezbędnych towarach i usługach. Skutkuje to zwolnieniami w całych sektorach gospodarki. Zwolnieni również muszą ograniczyć swoje wydatki (być może nawet drastycznie), powodując spadek popytu i falę kolejnych zwolnień. Recesja pogłębia się i jakoś nie chce ustąpić, jak to zwykle miało miejsce. Nasila się problem budżetów państw, które znajdują się pod wielostronną presją – do wysokich kosztów importu ropy (i innych zasobów) dochodzi spadek wpływów z podatków oraz konieczność wypłat zwiększonych osłon dla bezrobotnych.

Ostatni potężny wzrost cen surowców miał miejsce w 2008 roku, jednak ceny ropy i wielu innych towarów wciąż utrzymują się na wysokim poziomie, a następstwa braku wzrostu przekładają się na poważne problemy sektora finansowego i olbrzymie zadłużenie rządów. Podejmowane działania w celu redukcji deficytu jeszcze mocniej dokręcają śrubę obywatelom – rosną podatki, likwidowane są finansowane przez państwo posady, a świadczenia są redukowane. Konsumpcja maleje więc jeszcze bardziej, w ślad za spadającym popytem idą zwolnienia i nasilająca się spirala recesji.

W miarę upływu czasu, możemy spodziewać się rozszerzania się „czarnych dziur inwestycyjnych”, które będą zasysać w siebie coraz większą część kapitału, przyspieszając proces kurczenia się gospodarki.

Czy widać koniec kontrakcji gospodarki?

Trudno wyobrazić sobie powrót do epoki wzrostu czy choćby miękkie lądowanie. Nasz obecny system finansowy jest uzależniony od długoterminowego wzrostu. Kurczenie się gospodarki wywrze olbrzymią presję na system finansowy i wywoła reakcję łańcuchową bankructw. Możemy nawet doświadczyć załamania się systemu finansowego i rządów.

Wszystko to w zasadzie nic nowego – dyskutowany proces został zamodelowany i opisany w książce Granice Wzrostu już w 1972 roku. Ze względu na naszą umiejętność zastępowania trudno dostępnych zasobów zasobami wciąż łatwiej dostępnymi docieramy do szeregu granic mniej więcej równocześnie, co czyni naszą sytuację szczególnie poważną.

ang Na podstawie TheOilDrum

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly