Ministerstwo Środowiska ogłosiło właśnie, że Polska
zgłosiła właśnie oficjalnie ofertę organizacji kolejnego szczytu klimatycznego
i prawdopodobnie to właśnie Polska zostanie gospodarzem kolejnej konferencji
ONZ poświęconej przygotowywaniu międzynarodowego traktatu mającego ograniczyć
spalanie paliw kopalnych i konsekwencje zmiany klimatu. Szczyt w Polsce
odbywałby się w listopadzie 2013 r. w Warszawie.
Nasz minister środowiska, Marcin Korolec, zachwala
m.in., że bycie gospodarzem oznacza „wzmocnienie
polskiego stanowiska i możliwość bezpośredniego wpływu na przebieg negocjacji.”
Jakie mogą być rezultaty „wzmocnienia polskiego stanowiska”?
Polska twardo wetuje plany pozostałych krajów Europy. Cytując
Samantę Smith, kierującą światowym programem energetyczno-klimatycznym WWF „Są
trzy główne powody, powstrzymujące ambitniejsze działania Unii Europejskiej. To
Polska, Polska i Polska.”
Minister środowiska wyraża
też zadowolenie z korzyści ze sprzedaży pozwoleń do emisji CO2,
tak zwanych AAU, przytaczając to jako istotną korzyść z polityki klimatycznej.
Tymczasem organizacje pozarządowe z całego świata zrzeszone
w międzynarodowej sieci Climate Action Network (CAN), podczas dzisiejszej
konferencji prasowej w Doha, fatalnie
oceniły działania Polski na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatu. Według
CAN-u polski rząd upierając się przy zachowaniu swoich pozwoleń na emisje CO2
w drugim okresie rozliczeniowym protokołu z Kioto blokuje porozumienie między
państwami, a tym samym zagrażając globalnemu porozumieniu na rzecz
przeciwdziałania zmianom klimatu. Aktualnie system handlu jednostkami do emisji
nie generuje redukcji emisji z powodu nadmiaru uprawnień na rynku. CAN
przypomina, że na rynku znajduje się 13 mld ton pozwoleń przyznanych państwom
za redukcję emisji dokonaną jeszcze przed podpisaniem Protokołu z Kioto
(korzystne przesunięcie roku bazowego do 1988 zamiast 1990). Pozwolenia te,
zdaniem CAN-u, nie są odzwierciedleniem wysiłku państw włożonym na rzecz
redukcji emisji. Polska posiada 800 mln ton tych pozwoleń i stara się o
przesunięcie ich do kolejnego okresu rozliczeniowego, czemu stanowczo
sprzeciwiają się państwa rozwijające się. Według nich utrzymanie pozwoleń
oznacza, że państwa najbogatsze nie będą miały de facto żadnych zobowiązań
redukcyjnych w przyszłych latach.
Tegoroczna konferencja klimatyczna odbywa się w Katarze –
kraju, którego mieszkańcy spalają kilkukrotnie więcej paliw kopalnych i mają
emisje CO2 kilkukrotnie większe niż mieszkańcy uprzemysłowionych krajów
Zachodu. Czy Polska okaże się „niegodnym” następcą?
Polska Koalicja Klimatyczna zwraca
uwagę, że gotowość organizacji przez Polskę Konferencji Stron UNFCCC
powinna wiązać się z rezygnacją z dotychczasowej retoryki antyklimatycznej oraz
zmianą stanowiska dotyczącego redukcji emisji CO2. Rola gospodarza
Konferencji Stron oznacza bowiem większą odpowiedzialność za sukces
międzynarodowych negocjacji i konieczność pełnienia wzorcowej roli w
prowadzonych działaniach na rzecz ochrony klimatu. Dlatego też Koalicja
Klimatyczna oczekuje, że Rząd RP nie tylko publicznie potwierdzi gotowość do
realizacji celu przyjętej w 2003 roku krajowej polityki klimatycznej, tj. 40%
redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2020 roku (w stosunku do roku
bazowego). Koalicja uważa także, że rząd polski nie może dłużej blokować
pro-klimatycznej polityki Unii Europejskiej. Jako gospodarz przyszłej
Konferencji Stron, Polska musi dołożyć wszelkich starań, aby przyczynić się do
powstania wiążącego, globalnego porozumienia w 2015 roku. W tym celu delegacja
rządowa musi zaprezentować podczas trwającej właśnie konferencji bardziej
elastyczne stanowisko w sprawie nadwyżki uprawnień do emisji (AAUs).
Jak myślicie? Czy to dobrze, że kolejna konferencja
klimatyczna odbędzie się w Polsce? Czy daje to szansę na zmianę stanowiska Polski,
czy raczej przyczyni się do paraliżu i tak pełznących w tempie lodowca
negocjacji? A może uważacie, że dobrze robimy, blokując działania w kierunku
ograniczania spalania paliw kopalnych?