ArtykulyZmiany klimatu

A jednak się ociepla

Na pytania o zmiany klimatu i globalne ocieplenie odpowiadają profesor Szymon Malinowski kierownik Zakładu Fizyki Atmosfery Instytutu Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz PrefectGreyBody, autor bloga doskonaleszare.blox.pl

1. Obaj Panowie uważacie, że globalne ocieplenie ma miejsce, a jego przyczyną jest działalność przemysłowa człowieka. Na ile pogląd ten jest udowodniony? Czy jest możliwe, by okazało się, że nie mamy do czynienia z trwałym ociepleniem, bądź że nie ma ono antropogenicznego charakteru?

prof. Szymon Malinowski (SM): Poglądy można mieć różne. Natomiast w naukach przyrodniczych stawia się hipotezy, a gdy zostaną one doświadczalnie udowodnione stają się teoriami. Teoria w nauce to coś, co w powszechnym języku rozumiemy pod słowami „prawda naukowa”. Hipotezę, że istnieje w atmosferze czynnik wpływający na ucieczkę ciepła w kosmos postawił Joseph Fourier w 1824 roku, on wprowadził nazwę „efekt cieplarniany”. Tyndall 40 lat później pokazał, że gazami cieplarnianymi są CO2 i para wodna. Na przełomie XIX i XX wieku „Ojciec chemii fizycznej” Arrhenius obliczył, jak temperatura powierzchni Ziemi może się zmieniać z zawartością atmosferycznego CO2, a geolog – pionier biogeochemii Hogbom pokazał, że spalanie paliw kopalnych jest istotne dla zawartości CO2 w atmosferze. Hipotezę, że to przede wszystkim antropogeniczne emisje CO2 odpowiadają za globalnym ocieplenie, a więc za wzrost temperatury powierzchni ziemi od początku XX wieku postawił Callendar w latach 30. Hipoteza ta została udowodniona na podstawie wielu niezależnych pomiarów i obserwacji obejmujących różne aspekty działania „maszyny klimatycznej”, czyli stała się teorią w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Od tego czasu wielokrotnie próbowano obalić te teorię, ale każda próba, paradoksalnie, przyczyniała się do jej umocnienia – eliminowała z grona możliwości kolejny mechanizm fizyczny. W tej chwili teoria antropogenicznego globalnego ocieplenia jest tak mocno udokumentowana i osadzona w wiedzy naukowej, że jej obalenie wywalałoby przewrót w wielu dziedzinach fizyki i chemii. Okazałoby się na przykład, że nie rozumiemy na jakiej podstawie działają satelity meteorologiczne, z których obrazy oglądamy w cowieczornej prognozie pogody. Do zaprojektowania radiometrów, które dostarczają nam „zdjęcia satelitarne” używamy tych samych równań transferu radiacyjnego co do obliczania efektu cieplarnianego…

PerfectGreyBody (PGB): Jest udowodnione „ponad wszelką wątpliwość”, że za wzrost stężenia gazów cieplarnianych (przede wszystkim CO2, ale nie tylko) odpowiada działalność przemysłowa człowieka. Wiemy ile wydobywamy i spalamy węgla, ropy i gazu ziemnego; oraz potrafimy z dużą dokładnością zmierzyć, o ile wzrasta zawartość dwutlenku węgla w atmosferze. Ponieważ ta pierwsza wartość jest większa (mniej więcej dwukrotnie) od drugiej, więc nawet z tego jednego faktu powinno wynikać, że to właśnie nasza cywilizacja odpowiada za obserwowany wzrost stężenia dwutlenku węgla. Oczywiście, obecnie potrafimy powiedzieć o obiegu węgla w atmosferze, oceanach i biosferze znacznie więcej – na przykład od mniej więcej dekady, dzięki satelitarnym sondażom atmosfery oraz numerycznym systemom asymilacji danych (tzw. inverse modeling) posiadamy możliwość podglądania nieomal na żywo źródeł emisji dwutlenku węgla w skali globalnej.

Są też poszlaki dodatkowe, na przykład zmiana składu izotopowego dwutlenku węgla w atmosferze oraz oceanach; albo dane z rdzeni lodowych wskazujące na bezprecedensowy w skali setek tysięcy lat wzrost stężenia CO2.

Rola CO2 jako gazu cieplarnianego jest również bardzo dobrze poznana – potrafimy policzyć, o ile zmieni się ilość promieniowania podczerwonego uciekającego z naszej planety w kosmos, jeśli dodamy do atmosfery określoną ilość CO2 (albo innych gazów cieplarnianych), i o ile musi zmienić się temperatura powierzchni i atmosfery, aby Ziemia odzyskała równowagę radiacyjną, czyli pochłaniała mniej więcej tyle samo promieniowania słonecznego co emitowała podczerwonego. Wiemy, że obecnie Ziemia w takiej równowadze nie jest, gdyż mierzymy powolne ocieplanie się oceanów.

Prowadzimy również monitoring innych czynników mających wpływ na klimat, na przykład zmian aktywności słonecznej czy zachmurzenia, i możemy oszacować ich wkład w obserwowane zmiany temperatury.

Odpowiadając na ostatnie pytanie, to jest mało prawdopodobne (IPCC kilka lat temu konserwatywnie określiło to jako „very unlikely”, czyli prawdopodobieństwo poniżej 10%), by globalne ocieplenie nie było w przeważającej części pochodzenia antropogenicznego. Nawet gdybyśmy przeoczyli jakiś nieznany mechanizm, który mógłby tłumaczyć obserwowane zmiany zachodzące w atmosferze i oceanach, to jednocześnie musielibyśmy wyjaśnić, dlaczego zmiany stężenia gazów cieplarnianych nie powodują, choć powinny, ocieplenia.

2. Nie potrafimy przewidzieć wszystkich skutków zachodzących zmian klimatycznych, możemy z grubsza tylko stwierdzić, że np. czekają nas gwałtowniejsze zjawiska pogodowe. Czy jest wobec tego o co kruszyć kopie? Być może nadchodzące zmiany będą korzystne dla planety? Może stężenie CO2 w atmosferze będzie miało korzystny wpływ na zwierzęta i rośliny?

SM: Zaraz, skutki przecież zależą od przyczyn. Ponieważ nie potrafimy przewidzieć wielu przyczyn, np. tego czy wybuchnie super-wulkan, czy uderzy planetoida, a także naszego zachowania – przyszłych emisji gazów cieplarnianych, aerozoli, zmian zagospodarowania powierzchni Ziemi to tym bardziej wielu skutków tych zjawisk też nie potrafimy przewidzieć. Potrafimy natomiast, znając najważniejsze związki przyczynowo-skutkowe w systemie klimatycznym, oszacować następstwa takiej czy innej przyczyny. Potrafimy też patrząc w przeszłość badać skutki nagłych zmian klimatu wywołanych innymi przyczynami.
Wyniki i jednych i drugich badań nie dają podstaw do optymizmu.

Nie potrafię sobie też wyobrazić jak ludzie mogliby zyskać. Naiwne argumenty, że „a ja lubię ciepło, a Bałtyk będzie jak Morze Śródziemne” jakie padają często w dyskusjach w mediach są po prostu niepoważne – orbita Ziemi się na szczęście nie zmieni, kąt padania promieni słonecznych też. Zmieni się natomiast częstość suszy i powodzi – jedne i drugie będą bardziej dotkliwe. Prawdopodobnie będą nawiedzać nas fale upałów, takich jak 2 lata temu w Rosji czy ub. roku w południowych stanach USA. To już niemal pewne. Dalej, jeśli nie ograniczymy szybko wzrostu energii w systemie klimatycznym będzie tylko gorzej.
Oczywiście, ludzie nie znikną z powierzchni naszej planety, ale ekonomiści twierdzą że koszty adaptacji mogą stać się astronomiczne.

Co do roślin: już teraz CO2 w atmosferze jest ponad 40% więcej niż było 200 lat temu, a temperatura zmieniła się jeszcze stosunkowo nieznacznie. Czy słyszymy o ekspansji świata przyrody czy raczej o zagrożeniu i wymieraniu gatunków?

PGB: Jeśli chodzi o życie na Ziemi, to wiadomo że wśród żyjących na naszej planecie organizmów zawsze są wygrani i przegrani; jeśli zmiany są odpowiednio duże i zachodzą odpowiednio szybko, to możliwości adaptacyjne gatunków są mniejsze, i tych przegranych jest więcej. Nawet gdybyśmy nie znali żadnych geologicznych analogii dla wielkich wymierań spowodowanych gwałtownymi zmianami środowiska (a znamy), to można byłoby podejrzewać że wielki eksperyment geofizyczny „z lodowni plejstocenu do cieplarni eocenu w trzy stulecia” jest ryzykowny i niebezpieczny dla biosfery.

3. Na ile pewne są dane świadczące o ociepleniu? Przecież dokładne pomiary wykonywane są zaledwie od kilkudziesięciu lat. W skali geologicznej jest to nic nieznacząca chwila.

PGB: Globalny monitoring klimatu naszej planety prowadzimy dopiero od kilkudziesięciu lat; mniej dokładny od lat 100-150, w kilku regionach świata (Europa, Ameryka Północna) od lat kilkuset. Dokładność tych pomiarów jest wystarczająca, by stwierdzić że „globalne ocieplenie”, rozumiane jako zmiany klimatyczne zachodzące od mniej więcej początku XX wieku jest „pewne”.

Jeśli cofamy się w przeszłość, to już takich dokładnych danych nie posiadamy i musimy korzystać z danych pośrednich, tzw. proxy. Niepewność związana z oszacowaniami zmian zachodzących tysiąc, milion czy sto milionów lat temu nie ma jednak wpływu na dokładność pomiarów zmian zachodzących obecnie. Możemy nigdy nie dowiedzieć się, jak dokładnie wyglądał klimat schyłkowego ordowiku, ale to nie jest przecież przeszkodą by obserwować klimat tu i teraz, i by na tej podstawie dowiedzieć się co jest przyczyną zmian zachodzących obecnie.

Przy okazji, pytanie o możliwość badania układu fizycznego istniejącego od miliardów lat można odnieść do wielu dziedzin nauk przyrodniczych. Dokładne pomiary prędkości ruchu płyt kontynentalnych i sondaże sejsmiczne litosfery prowadzimy od niedawna, ale używamy tej wiedzy by wyjaśnić procesy tektoniczne zachodzące na Ziemi od milionów lat; obserwacje świadczące o reakcjach zachodzących wewnątrz Słońca zaczęliśmy przeprowadzać dopiero w wieku XX, ale nie wątpimy że zachodziły one i miliard lat temu; i tak dalej.

SM: Skala geologiczna (dziesiątki tysięcy, czy nawet dziesiątki milionów lat) nas w kontekście globalnego ocieplenia bezpośrednio nie interesuje, choć wiedza geologiczna dostarcza nam dowodów, że obecne ocieplenie jest w historii planety wyjątkowe co do swojej przyczyny. Dane z bezpośrednich pomiarów są oczywiście najważniejsze, w niektórych rejonach sięgają 300 lat wstecz. Mamy też dane pośrednie, mniej pewne i dokładne, ale dzięki nim sięgamy dalej wstecz. Należy przy tym operować wieloma niezależnymi zestawami danych pośrednich i na ich podstawie wyciągać wnioski. W wielu dyskusjach w świecie mediów te starsze dane pośrednie interpretuje się wybiórczo, stąd wiele nieporozumień.

4. Osoby kwestionujące ocieplanie się klimatu twierdzą, że globalne ocieplenie skończyło się w 1998 r., bo z serii globalnych średnich temperatury wynika, że w latach 1998-2008 zamiast wzrostu temperatury o 0,15 K na dekadę nastąpił jej spadek. Podobno ma to związek z nieinterpolowaniem wyników na rejony bez pomiarów, a wśród nich znajdują się np. szybko ocieplające się rejony Arktyki. Czy taki kształt wykresu można wytłumaczyć czymś jeszcze?

SM: Jeśli nie ustała przyczyna to nie ustał i skutek. W dyskusjach medialnych na temat globalnego ocieplenia słychać tylko o jednej wielkości : średniej temperaturze powietrza przy powierzchni globu, a precyzyjniej średniej anomalii tej temperatury. Tymczasem globalne ocieplenie to gromadzenie energii wewnętrznej w systemie klimatycznym wskutek, mówiąc popularnym językiem, wzrostu własności izolacyjnych atmosfery. Ok. 92% gromadzonej energii skutkuje ogrzaniem, dalej dochodzi ogrzewanie i topnienie lodowców, ogrzewanie powierzchni gruntu ogrzanie powietrza w dolnej części atmosfery. Badając ilość energii jaką dostaje Ziemia od Słońca (wahania tej wielkości są minimalne) i jaką emituje w przestrzeń kosmiczną widzimy, że cały czas gromadzi się ona w układzie klimatycznym. Badamy specjalnymi systemami monitoringu rosnącą zawartość ciepła w oceanie, ona zgadza się z tą nadwyżką energii. A temperatura powietrza? Jej wartość fluktuuje, zależnie od tego czy na powierzchni największego z oceanów – Pacyfiku – mamy ciepłą wodę (El Niño) czy chłodną (La Niña). W ostatnich latach przeważała La Niña, stąd wahnięcie temperatury powietrza.
Oczywiście jest jeszcze cały szereg innych zjawisk, które powodują zmiany i fluktuacje w systemie klimatycznym. Ale zasada zachowania energii, podstawowa zasada fizyki, pozwala stwierdzić, że globalne ocieplenie się nie zatrzymało.

PGB: Częściowo odpowiedział już prof. Malinowski, ja jeszcze tylko dodam kilka słów odnośnie tej nieszczęsnej Arktyki. Faktycznie, w analizie temperatur brytyjskich służb meteorologicznych nie dokonuje się interpolacji danych (poza uśrednieniem wartości anomalii dla całego oczka siatki), przez co nie uwzględnia ona, dla ostatniej dekady, sporych połaci szybko ocieplających się obszarów arktycznych. W ciągu ostatnich kilku lat Met Office zwróciło się jednak o dodatkowe dane ze stacji kanadyjskich i rosyjskich (oraz wielu innych państw), czego skutkiem jest wzrost szacowanej zmiany temperatury – dla samych lądów półkuli północnej, dekada 2001-2010 jest około 0,1 stopnia cieplejsza niż dla poprzedniej wersji ich analizy. Jest to niewiele, i w skali globalnej wpływ będzie jeszcze mniejszy, ale wystarczy by zmienić ranking najcieplejszych lat, na który często powołują się „sceptycy” wskazując że od roku 1998 nie było nowego rekordu temperatury. Dane o których mowa, razem z opisującym je artykułem, dostępne są tutaj, „Globalna” analiza (tj. CRUTEM4 dla stacji meteorologicznych plus poprawiona analiza temperatur oceanów HadSST3) jest obecnie „w druku”.

5. Jakie są najpoważniejsze argumenty naukowców zaprzeczających antropogenicznym przyczynom GO i czy uczeni będący zwolennikiem poglądu o antropogenicznym GO na wszystkie te argumenty znaleźli przekonujące odpowiedzi?

PGB: W rozumieniu naukowców zaprzeczających GO zapewne każdy argument jest poważny, ostatecznie podważający GO i nie został obalony, ale do najczęściej powtarzających się należą: problem miejskich wysp ciepła i różnice pomiędzy satelitarnymi a tradycyjnymi analizami temperatury; kwestia zasięgu i amplitudy ocieplenia średniowiecznego; wpływ zmian aktywności słonecznej na klimat.

Co do przekonujących odpowiedzi, to w każdym przypadku odpowiedź powinna brzmieć „tak, ale”. Każde z tych zagadnień jest wciąż przedmiotem aktywnych badań (przypomnę chociażby CERNowski projekt CLOUD), i często samo to jest według sceptyków wystarczającym dowodem, że „coś jest na rzeczy” i że za globalne ocieplenie odpowiada wszystko, tylko nie gazy cieplarniane.

SM: Ja nie znam argumentów, które nie byłyby sfalsyfikowane na podstawie danych doświadczalnych i obserwacyjnych. Znakomita większość odgrzewanych w debacie publicznej argumentów powołuje się na hipotezy, które dawno zostały obalone.

6. W jaki sposób torfowiska wpływają na klimat? Dlaczego, skoro wg UNEP, wskutek ich osuszania do atmosfery trafiają rokrocznie ponad 2 mld ton węgla, prowadzi się tego typu operacje? Czy ma to związek z próbą wpływania na klimat, czy z czymś innym?

SM: Nie znam tego raportu UNEP. Ostatnie dane na temat dwutlenku węgla są dostępne w otwartej bazie danych CDIAC (Carbon Dioxide Information and Analysis Center) w amerykańskim narodowym laboratorium jądrowym w Oak Ridge. Wynika z niej jasno, że w 2010 roku emitowaliśmy do atmosfery ponad 9,14 gigaton węgla, a całkowita emisja wskutek wylesiania i zmian użytkowania Ziemi to 1,1+-0,7 gigatony. Widać stąd jasno, że pierwszym problemem są paliwa kopalne. Może warto dodać, że od początku cywilizacji przemysłowej „puściliśmy z dymem” ponad 350 gigaton węgla pochodzącego z paliw kopalnych. Węgiel ten natura wycofała w odległych epokach geologicznych z obiegu w atmosferze/oceanie/materii ożywionej. Dla porównana w całej masie roślinnej na Ziemi jest  ok. 550 gigaton węgla.

PGB: Domyślam się że chodzi tak naprawdę o raport „The Global Peatland CO2 Picture” Joostena z 2009 roku, który był pierwszym globalnym inwentarzem emisji CO2 z torfowisk, przy czym nie chodziło o 2 mld ton węgla, tylko o 2 mld ton CO2 (6% całkowitych emisji antropogenicznych). Mniej więcej połowa pochodzi z Indonezji, gdzie torfowiska osusza się w wyniku rabunkowej gospodarki leśnej i przygotowania terenów pod plantacje olejowca; podobnie jak w przypadku wycinki lasów tropikalnych, głównym źródłem problemu są więc kraje rozwijające się. Istnieją oczywiście inicjatywy polityczne mające na celu redukcje emisji tego typu, najważniejszą z nich jest program REDD (Reducing Emissions from Deforestation and Forest Degradation) ONZ, w jego ramach Indonezja podpisała rok temu moratorium blokujące udzielanie koncesji na nowe plantacje.

7. Czy ograniczanie przez Europę emisji CO2 ma jakikolwiek sens w sytuacji, gdy nie zrobią tego USA i Chiny? Co Panowie sądzicie o stanowisku polskiego rządu w tej kwestii?

SM: Z punktu widzenia fizyki atmosfery każde ograniczenie ma sens. To mogę powiedzieć uczciwie, zgodnie z posiadaną wiedzą z dziedziny, w której jestem specjalistą.
Co do ograniczeń w większej skali: istnieje w nauce pojęcie „Tragedy of the commons” – „Tragedia wspólnego pastwiska” – zniszczenia wskutek nadmiernej eksploatacji przez jednostki dobra wspólnego. To pojęcie dobrze pasuje do problemu ograniczania emisji: krótkofalowy interes partykularny przeważa na długofalowym interesem zbiorowym. Doceniam wysiłki Unii dla ograniczenia emisji, ale mam poważne wątpliwości czy przyniosą one pozytywny skutek. Z tej perspektywy nie potrafię jednoznacznie ocenić decyzji naszego rządu. Jednocześnie martwi mnie, że z powodu, iż nie potrafimy zaufać nauce i dogadać się na poziomie globalnym, ucierpią być może moje dzieci, a na pewno wnuki.

PGB: Moim zdaniem ma sens, pod warunkiem że regulacje emisji CO2 pomiędzy największymi emitentami zostaną wynegocjowane w ciągu najbliższej dekady (wierzę że tak się stanie – w końcu USA i Chiny mają dostęp do tych samych wyników badań co Unia Europejska), i wtedy wcześniejsze wdrożenie technologii niskowęglowych przez Unię Europejską będzie dla nas korzystne. W samych negocjacjach jednostronna redukcja ze strony emitenta, który odpowiada za dużą część historycznych emisji CO2 (a Europa wciąż bije tutaj Chiny i Indie, i zmieni się to dopiero w najbliższej dekadzie) również może pomóc, bo sygnalizuje nasze intencje (z których nie będziemy mogli się tak łatwo wycofać) i pokazuje, że ekonomia niskowęglowa jest w ogóle możliwa.

Można sobie wyobrazić jako sytuację, w której grupka znajomych umawia się w drogiej restauracji myśląc, że w ramach promocji dostanie obiad za darmo; w trakcie posiłku przychodzi kelner i mówi że niestety będą jednak musieli uregulować rachunek. Osoby bogatsze przyjechały wcześniej taksówkami i zdążyli więcej zjeść, inni przyszli później i dopiero co złożyli zamówienie. No i kto powinien ile zapłacić? Niby wszystko jest na rachunku, wiadomo że niezapłacenie może się źle skończyć, ale niektórzy odmawiają, bo przecież myśleli że będzie za darmo, inaczej by nie przychodzili… jeszcze inni, po przyjściu kelnera specjalnie zamawiają drogi deser, bo liczą że ktoś inny się dołoży do ich części rachunku. Europa jest w tej metaforze osobą, która pierwsza sięga po portfel i liczy, że inni pójdą za jej przykładem. Ponosi przy tym ryzyko że nikt inny się do rachunku nie dołoży, kelner zabierze pieniądze, a ochrona i tak wszystkich wyrzuci z restauracji.

Co do ostatnich decyzji rządu polskiego, to nie wydają mi się one specjalnie przemyślane. Jak zwykle, jest tutaj dużo samozadowolenia i potrząsania szabelką, ale brak refleksji nad konsekwencjami naszego stanowiska. Nie bierze pod uwagę, że Unia Europejska jest bardzo zdeterminowana by z jednej strony redukować wewnętrzne emisje (w naszym kraju chyba nikomu się nie może pomieścić w głowie, że długoterminowym celem jest całkowita albo niemal całkowita redukcja emisji CO2, a te 20, 25 czy 30% to tylko kroki pośrednie), a z drugiej ograniczyć możliwość „jazdy na gapę” – regulacje dotyczące emisji samolotów korzystających z przestrzeni powietrznej UE mogą być przykładem sankcji ekonomicznych, wyciąganych wobec państw które nie chcą współpracować przy redukcji emisji gazów cieplarnianych. Podejrzewam, że jeśli Polska naprawdę będzie chciała bojkotować politykę klimatyczną Unii, skończy się tym że słono za to zapłacimy.

Jeśli jednak chcemy utrzymać status quo i iść na rękę polskiemu lobby energetycznemu i górniczemu, to wolałbym aby nasz rząd miał odwagę powiedzieć społeczeństwu, że z pełną świadomością akceptujemy wzrost koncentracji CO2 w atmosferze wynoszący tyle i tyle, ze wszystkimi tego potencjalnymi skutkami o których ostrzegają ich naukowcy.

8. Kwestia globalnego ocieplenia od dawna wyszła poza ramy naukowe i stała się sporem politycznym i ideologicznym. Czy w takiej sytuacji możliwa jest jeszcze uczciwa naukowa debata na ten temat? W końcu większość naukowców uzależnionych jest od dotacji państwowych.

SM: Debata naukowa jest uczciwa. Wystarczy obejrzeć dostępne w sieci materiały ze zjazdów Amerykańskiej Unii Geofizycznej czy Europejskiej Unii Nauk O Ziemi (najbliższy zjazd tej ostatniej w Wiedniu w kwietniu). Argument o dotacjach państwowych jest śmieszny – wystarczy popatrzeć co głoszą naukowcy z państw, które sprzeciwiają się ograniczaniu emisji – takich jak Chiny, Kanada, USA czy Indie. Gdyby reprezentowali oni punkt widzenia oficjalnej polityki państwa, w czasopismach naukowych czy na zjazdach roiłoby się od doniesień zgodnych aktualna linia polityczna – np. naukowcy z Europy „walczyliby“ z tymi zza oceanu. Tego w nauce nie ma.

Zupełnie inaczej wygląda debata w mediach. W mediach ważne są nie fakty, teorie, hipotezy a poglądy i ideologia. Mało istotna jest prawda, bardziej istotne jest kto bardziej błyskotliwie swoje poglądy zaprezentuje. Nieciekawa i trudna prawda nie przykuwa uwagi, nie nadaje się na czołówki. I mamy to co mamy – dezinformację. A przecież ogromna większość danych jest jawna (jednym z nielicznych wyjątków są dane klimatyczne z Polski, ale to mały wycinek danych o klimacie), kody większości modeli klimatu są dostępne dla każdego, podobnie wyniki symulacji. To powód dla którego w nauce nie ma problemu z debatą, który znamy z mediów.

PGB: Do tego co mówi prof. Malinowski dodam że mnie osobiście bardzo irytuje to, że z jednej strony zarzuca się naukowcom „upolitycznienie” badań klimatu, a z drugiej, kiedy z kimś rozmawiam o naukowych podstawach teorii antropogenicznego globalnego ocieplenia, często rozmówca kiwa głową, by na koniec powiedzieć „tak, no ale Chiny…”, i sprowadza rozmowę na temat polityki. Niestety, prawa fizyki rządzące naszą atmosferą nie zależą od naszych poglądów politycznych czy ekonomicznych, i nie zmienią się specjalnie dla nas tylko dlatego, że w Polsce nie chcemy mieć podwyżek cen prądu.

9. Czy PerfectGreyBody mógłby zdradzić coś o sobie? Jest naukowcem? Specjalistą w dziedzinie związanej z klimatem? Czy też zajmuje się tym tematem hobbistycznie?

PGB: Nie, jeszcze nie wychodzę z szafy.

pl Źródło: Kopalnia wiedzy

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly