ArtykulyZmiany klimatu

Jak przeżyć obecne stulecie

Aligatory wylegujące się na angielskich wybrzeżach, rozległa pustynia brazylijska, mityczne zaginione miasta Sajgon, Nowy Orlean, Wenecja i Bombaj, ludzka populacja mniejsza o 90 procent. Witajcie w świecie cieplejszym o 4°C.
Rzecz jasna nie jest to wizja przyszłości , której byśmy sobie życzyli – ale może się ona zdarzyć. Obawiając się, że wysiłki ograniczenia emisji gazów cieplarnianych spalą na panewce, lub, że mechanizmy dodatnich sprzężeń zwrotnych nasilą globalne ocieplanie się klimatu, wielu naukowców i ekonomistów rozważa nie tylko, jak ten przyszły świat może wyglądać, ale też, jak można w nim utrzymać rosnącą ludzką populację. Uważają, że przeżycie na Ziemi ilości ludzi zbliżonej do obecnej będzie możliwe, jednak tylko przy założeniu, że zmobilizujemy nasze unikalne umiejętności współpracy jako gatunku w celu reorganizacji otaczającego nas świata.

Dobrą wiadomością jest, że przeżycie gatunku ludzkiego nie jest zagrożone: gatunki są w stanie przetrwać, nawet, jeśli przy życiu pozostanie jedynie 200 osobników. Jednak utrzymanie liczącej 7 miliardów populacji lub większej to już wyzwanie, które będzie wymagać naprawdę starannego planowania.

Wzrost temperatury o cztery stopnie to może nie wydawać się wiele – w końcu, to mniej, niż typowe zmiany temperatury pomiędzy nocą, a dniem. To może brzmieć nawet całkiem przyjemnie, jak przeprowadzka z Bostonu na Florydę lub z Polski do południowej Hiszpanii. Jednak wzrost średniej temperatury planety o 4°C to zupełnie inna rzecz – taki wzrost temperatury odmieni naszą planetę nie do poznania, czyniąc ją miejscem, jakiego ludzie nigdy wcześniej nie doświadczyli.

Rzeczywiście, działalność ludzkości miała, ma i będzie miała tak wielki wpływ na oblicze planety, że wielu naukowców zaproponowało opisywanie okresu od XVIII wieku jako nowej ery geologicznej. „Możemy ją nazywać Antropocenem”, mówi zajmujący się chemią atmosferyczną laureat Nagrody Nobla Paul Crutzen z Instytutu Maxa Plancka w Niemczech.

Wzrost temperatury o 4°C może z łatwością nastąpić. Raport Międzyrządowego Panelu do spraw Zmian Klimatu (IPCC), którego wnioski coraz powszechniej uznawane są za konserwatywne, przewidywał wzrost temperatury w tym wieku na poziomie pomiędzy 2°C i 6.4°C. W sierpniu 2008, Bob Watson, były szef IPCC, ostrzegł, że świat powinien zacząć pracować nad strategiami adaptacji do świata gorętszego o 4°C.

Kluczowy czynnik, determinujący nasze postępowanie, to kwestia czasu, jaki mamy na adaptację. Kiedy i czy dojdzie do takiego wzrostu temperatury, zależy nie tylko od tego, jak wiele i jak szybko gazów cieplarnianych wpompujemy do atmosfery, ale też od tego, jak czuły na ich wzrastającą ilość okaże się klimat planety. Zależy to też od tego, czy osiągniemy „punkty krytyczne”, w których mechanizmy dodatnich sprzężeń zwrotnych gwałtownie przyspieszą ocieplanie. Według standardowych modeli klimatu, do roku 2100 możemy podsmażyć planetę o 4°C. Jednak część naukowców obawia się, że może to nastąpić już do połowy obecnego stulecia.

Jeśli tak się stanie, konsekwencje dla życia na Ziemi będą tak przerażające, że wielu naukowców w ogóle woli ich nie rozważać, mówiąc tylko, że powinniśmy skoncentrować się na ograniczaniu emisji do poziomu, przy którym takie koszmary pozostaną tylko w snach.

„Klimatolodzy dzielą się na dwie grupy: tych ostrożnych, którzy mówią, że powinniśmy ograniczać emisje i nawet nie chcą myśleć o takim wzroście temperatury oraz tych, którzy mówią, że mamy przegwizdane”, mówi Peter Cox, który studiuje dynamikę systemów klimatycznych na uniwersytecie w Exeter. „Ja osobiście jestem po środku. Musimy zaakceptować to, że zmiany są nieuniknione i musimy zacząć się na nie już teraz przygotowywać”.

Pamiętając, że już nasze pokolenie może doświadczyć tych niepokojących prognoz, spójrzmy na ten gorący świat i rozważmy, czy i co możemy zrobić, żeby przetrwać bez utraty większości ludzkiej populacji. Co nas czeka w przyszłości?
Ostatnio świat doświadczył podobnego wzrostu temperatury 55 milionów lat temu, podczas tzw. Paleo-Eoceńskiego Maksimum Termicznego .

Podejrzanymi odpowiedzialnymi za tamto ocieplenie są hydraty metanu – wielkie pokłady zmrożonego, uwięzionego w siatce molekuł wody, metanu, które wyzwoliły się z dna oceanicznego w ilości około 5 miliardów ton. Już wcześniej ciepła planeta w wyniku działania metanu podgrzała się o dodatkowe 5-6°C, tropikalne lasy porosły pozbawione lodu rejony polarne, a oceany stały się tak kwasowe od rozpuszczonego dwutlenku węgla, że nastąpiło masowe wymieranie życia w oceanach. Poziom oceanów wzrósł o 100 metrów powyżej obecnego, a pustynie rozciągały się od Afryki południowej po Europę. Dokładny scenariusz zachodzących w najbliższych dekadach wydarzeń będzie zależeć od tego, jak szybko będą wzrastać temperatury i jak wiele lodu stopnieje w rejonach polarnych, jednak z grubsza rzecz biorąc możemy oczekiwać zbliżonego rozwoju sytuacji.

Pierwszy problem to fakt, że wiele rejonów, w których ludzie mieszkają i wytwarzają żywność nie będzie więcej się do tego nadawać. Podnoszący się poziom oceanów – związany z termicznym rozszerzaniem się wody, topnieniem lodowców i falami sztormowymi – zatopi rejony przybrzeżne początkowo do poziomu 2 metrów, a później, gdy zaczną topnieć czapy lodowe Grenlandii i Antarktydy, nawet znacznie wyżej.
„Trudno sobie wyobrazić, aby lodowce Antarktydy Zachodniej w nienaruszonym stanie przetrwały obecne stulecie, co oznacza wzrost poziomu wody o co najmniej 1-2 metry”. – stwierdza kierujący NASA Goddard Institute for Space Studies klimatolog James E. Hansen. „Koncentracja CO2 na poziomie 550 cząsteczek na milion cząsteczek powietrza (w porównaniu do 385 obecnie) byłaby katastrofalna” – dodaje – „to z pewnością doprowadziłoby planetę do stanu wolnego od lodu, z poziomem oceanów wyższym o 80 metrów… a droga do tego stanu byłaby przerażająca”.

Połowa powierzchni Ziemi leży w tropikach, pomiędzy 30° szerokości geograficznej południowej i północnej, a te obszary są szczególnie wrażliwe na zmiany klimatu. Indie, Bangladesz i Pakistan, na przykład, doświadczą krótszych, lecz gwałtowniejszych monsunów, które prawdopodobnie wywołają więcej niszczycielskich powodzi. Jednak, ponieważ temperatury będą wyższe, woda szybciej wyparuje, grożąc Azji niespotykaną suszą. Bangladesz straci 1/3 swojego obszaru, wliczając to jego główne tereny rolnicze.
Jest możliwe, że nasilą się monsuny afrykańskie, prowadząc do zazielenienia się obecnie półsuchego regionu Sahelu, rozciągającego się poprzez kontynent na południe od Sahary. Jednak jest to niepewne – część modeli klimatu przewiduje pogorszenie się suszy praktycznie w całej Afryce.

Brak wody pitnej da się odczuć także w innych rejonach świata – wyższe temperatury zmniejszą wilgotność gleby w Chinach, południowym zachodzie USA, Ameryce Centralnej, większości Ameryki Południowej i Australii. Przewiduje się, że wszystkie wielkie pustynie świata powiększą się, a Sahara przekroczy Morze Śródziemne i obejmie Europę Południową a nawet dotrze do Europy Centralnej.

Cofanie się lodowców wysuszy rzeki Europy od Dunaju po Ren, podobne problemy będą miały miejsce w innych regionach górskich wliczając w to Andy, Himalaje i Karakorum, w rezultacie czego pojawią się niedobory wody w Afganistanie, Pakistanie, Chinach, Bhutanie, Indiach i Wietnamie.

Wraz z wyczerpywaniem się pokładów wód gruntowych, doprowadzi to do powstania dwóch suchych pasów, gdzie życie ludzi będzie praktycznie niemożliwe, uważa Syukuro Manabe z Uniwersytetu Tokijskiego. Pierwszy pas będzie rozciągać się poprzez Amerykę Centralną, południową Europę i północną Afrykę, południową Azję i Japonię. Drugi przebiegać będzie przez Madagaskar, południową Afrykę, wyspy Pacyfiku, większość Australii i Chile.

Jedyne miejsca z dobrymi warunkami do życia będą znajdować się na wysokich szerokościach geograficznych. „Wszystko tu będzie rosnąć jak szalone, to tu będzie kwitnąć życie” – uważa były naukowiec NASA, James Lovelock, autor hipotezy „Gai”, która opisuje Ziemię jako samoregulujący się organizm. Reszta świata będzie pustynią z nielicznymi oazami.
Skoro więc tylko na części naszej planety będą panować sprzyjające warunki, jak więc przeżyje nasza liczna i wciąż rosnąca populacja?
Niektórzy, jak Lovelock, są niezbyt optymistyczni: „Ludzie znaleźli się w trudnej sytuacji i nie uważam, żebyśmy byli dość sprytni, aby poradzić sobie z tym, co nas czeka. Uważam, że ludzkość przetrwa jako gatunek, ale zostanie zdziesiątkowana. Pod koniec stulecia na Ziemi będzie żyć miliard ludzi lub mniej”.

John Schellnhuber z Instytutu Badania Wpływów Klimatu (Institute for Climate Impacts Research) w Poczdamie ma w sobie więcej optymizmu: „Świat cieplejszy o 4°C będzie wielkim wyzwaniem, ale powinniśmy sobie z tym poradzić. Aby przeżyć, ludzie będą musieli dokonać czegoś radykalnego: przemyśleć sytuację i przetransformować społeczeństwo nie wzdłuż linii geopolitycznych, lecz w kategoriach dystrybucji zasobów”.
„W naszych umysłach tkwi założenie, że każdy kraj musi być samowystarczalny pod względem żywności, wody i energii” – mówi Peter Cox. „Musimy spojrzeć na świat na nowo i zacząć postrzegać go w kategoriach tego, gdzie są zasoby, a następnie w oparciu o to planować rozmieszczenie populacji oraz żywność i produkcję. Gdyby na Ziemię przybyli mieszkańcy innej planety, pomyśleli by, że to szaleństwo, aby w niektórych najsuchszych częściach świata, takich, jak Pakistan czy Egipt, uprawiać na eksport rośliny wymagające olbrzymich ilości wody, jak ryż”.

Usunięcie z równania polityki może wydawać się nierealistyczne: konflikty o zasoby najprawdopodobniej znacznie przybiorą na sile w miarę zachodzenia zmian klimatu, a politycy nie oddadzą posiadanej władzy ot, tak sobie. Jednak przezwyciężenie tych politycznych trudności może być naszą jedyną szansą. „Dla nas jest już za późno”, stwierdził Anote Tong, prezydent Kiribati, niknącego pod wodą kraju wyspiarskiego w Mikronezji, który już prowadzi program migracji ludzi do Australii i Nowej Zelandii. „Musimy podjąć radykalne działania, aby usunąć granice krajów”. Cox zgadza się z tym stwierdzeniem: „Jeśli okaże się, że jedyne, co uniemożliwia nasze przeżycie to granice narodowe, to trzeba będzie się z tym zmierzyć – nasze przeżycie jest zbyt ważne, by przeszkodziły w tym granice”.

Wielkoskalowe przesiedlenie światowej populacji zgodnie z geografią dostępnych zasobów oznacza porzucenie olbrzymich połaci globu i przeniesienie ludzi tam, gdzie jest woda i dobre warunki do życia.

Większość modeli klimatu potwierdza, że daleka Północ i Południe doświadczą wzrostu opadów. Na północnej półkuli Kanada, Syberia, Skandynawia i świeżo uwolnione od lodu części Grenlandii; na półkuli południowej Patagonia, Tasmania i północne wybrzeże Australii, Nowa Zelandia i być może uwolnione od lodu wybrzeża Antarktydy Zachodniej.
Miejsca wystarczy dla wszystkich. Te zapewniające dobre warunku nawodnienia tereny będą dobrym miejscem do produkcji żywności, a także ostatnimi oazami dla wielu gatunków.
To może być jednak naprawdę walka o przeżycie, zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt. Wiele gatunków zniknie z powierzchni Ziemi, ponieważ nie będą w stanie przystosować się do szybko rosnących temperatur, braku wody, zaniku ekosystemów lub po prostu ze względu na potrzeby żywnościowe głodujących ludzi. „Można będzie zapomnieć o lwach czy tygrysach: jak tylko zaczną się przemieszczać, zabijemy je i zjemy”, mówi Lovelock.
Według większość modeli klimatu, doprowadzenie do wzrostu temperatury o 4°C, spowoduje, że zmiany klimatu staną się nie do zatrzymania, a los ludzkości stanie się bardziej niepewny niż kiedykolwiek.
„Chciałbym być optymistą, jeśli chodzi o nasze przetrwanie, jednak to, co się dzieje, nie pozwala mi na to”, mówi Crutzen. „Aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, powinniśmy do 2015 roku ograniczyć emisje gazów cieplarnianych o 70 procent. Zamiast tego, ostatnio rosną one o 3 procent rocznie”.

ang więcej w newscientist

Podobne wpisy

Więcej w Artykuly